Advertisement
Menu
/ Cadena SER

James: Jestem w idealnym klubie

Wywiad z Kolumbijczykiem

Dzieciak z marzeniami stał się mężczyzną i gra w Realu Madryt.
Zawsze chciałem tutaj być, marzyłem o tym i teraz gdy tutaj jestem, chcę zostać na wiele lat.

Marzyłeś o tym wiele razy, James?
Zawsze i teraz będę walczyć, żeby trwało to wiele lat.

Byłeś pewny, że marzenie się spełni?
Miałem talent, a kiedy grasz w piłkę, musisz mieć też szczęście. Ja grałem z wieloma utalentowanymi zawodnikami, którzy nie zrobili kariery przez różne sprawy. Ja byłem przekonany, że dojdę do profesjonalnej piłki.

Dzisiaj w łóżkach słucha cię wiele dzieci i kiedy pójdą spać, będą mieć takie same sny jak ty. Co trzeba zrobić, żeby spełnić marzenia?
Po pierwsze, mieć jasne cele. I zawsze iść w kierunku ich osiągania. Kiedy masz cele i przekonanie, że tego chcesz, jest dużo łatwiej coś osiągnąć.

Dzieciństwo musiało być dla ciebie trudno, prawda? Twój ojciec od was odszedł. Zostałeś z matką i marzeniem... Pamiętasz coś z tamtego okresu? Miałeś trzy latka.
Tak, miałem trzy lata. Pamiętam, że byłem sam z matką, matką wojownikiem, która zawsze była przy mnie. To też wzór. Zawsze walczyłem, żeby spełnić swoje marzenia.

Pozwól, że coś o tobie powiem, chociaż nie potrzebujesz wielkiej prezentacji. 23 lata, Kolumbijczyk, gra w Realu Madryt i nazywa się James. To jedna z najprzyjemniejszych niespodzianek tego sezonu ligi hiszpańskiej.

***

Chcemy dzisiaj poznać jedno z odkryć Ligi, które dotychczas mało mówiło i komentowało. To James [hames], nie James [dżejms].
W Kolumbii to James [hames].

Kiedy ludzie widzą twoje nazwisko mówią [dżejsm].
Tak, poza granicami kraju, ale w Kolumbii to [hames], więc zawsze chciałem, żeby nazywano mnie [hames].

Dobrze, James, czy dla tego 3-latka ciężko było żyć bez ojca? Kiedy zacząłeś zdawać sobie sprawę, że twojego taty nie będzie już z wami?
Kiedy miałem 5 czy 6 lat, ale miałem szczęście, bo pojawił się mój drugi ojciec, ojczym Juanca, który zawsze był przy mnie, zawsze mnie wspierał i to on wprowadzał mnie do gry w piłkę. W wieku 5-6 lat to on zapisał mnie do szkółki. Widział, że mam talent, warunki do gry i stwierdził, że James będzie grać w piłkę.

Kiedy ojciec odchodzi z rodziny, to dziecko patrzy na nowego tatę trochę inaczej...
Tak, ale ja miałem trzy latka i wtedy zawiązałem z nim te relacje, wielki związek. Teraz jest jak dla mnie jak ojciec i to jego uznaję za swojego tatę.

Nazywa się Juanca?
Tak, od Juana Carlosa.

Czym się wtedy zajmował?
Pracował z komputerami.

Dlatego chciałeś studiować sprawy związane z informatyką?
Dokładnie.

I zacząłeś?
Uczyłem się przez dwa lata, ale jako że miałem tyle spraw z piłką, nie miałem czasu tego kontynuować. Teraz chcę jednak wznowić studia.

Jak zacząłeś grać w piłkę? Juanca dostrzegł talent, zaczął zabierać cię do szkółki?
Tak, do szkółki. On twierdzi, że widział, iż gram dobrze, że kopię inaczej niż wszyscy. Wtedy zabrał mnie do szkółki, chyba w wieku 5 lat, wtedy zacząłem grać w kategorii do 11 lat.

Futbol zabierał ci dużo czasu na naukę?
Bardzo dużo.

Ale miałeś dobre oceny [nawiązanie do informacji z lata].
Nie, nie wierz w to [śmiech]. Zawsze zdawałem, miałem dostateczny poziom, ale nie celujący czy bardzo dobry. Nie byłem najlepszym uczniem, ale zawsze starałem się zdać wszystkie testy.

Jak radziła sobie z tym twoja matka? Była niezadowolona, że tyle czasu poświęcasz piłce?
Nie, oni byli zadowoleni, że bardzo staram się zdawać i uczyć, nie mówili nic o byciu najlepszym uczniem. Ja jasno wiedziałem, oni też, że do mnie należy futbol i gra, a ojczym na boisku wpajał mi, że tam muszę być już najlepszy, bo mam do tego warunki.

Urodziłeś się w mieście Cúcuta, przy granicy z Wenezuelą, ale przeprowadziłeś się.
Tak, dosyć szybko... Przeprowadziliśmy się do Ibagué.

Ibagué jest na zachodzie, 200 kilometrów od Bogoty.
Można powiedzieć, że jest w środku kraju.

Tak, tam jakie miałeś życie?
Tam mieszkałem od 4. do 11. roku życia. Tam praktycznie dorastałem, mam wielkie uczucia wobec tego miasta, bo mam też tam rodzinę.

Miałeś 9-10 lat, czytałem, że wtedy twoim idolem był Valderrama.
Tak, był idolem wszystkich w Kolumbii.

Co było dalej?
W wieku 12 lat przeszedłem do FC Medellín. Tam wygrałem tytuł juniorski i przeszedłem do Envigado.

Już wtedy byłeś kibicem Realu czy jeszcze nie znałeś dobrze tej ekipy?
Nie, nie, byłem za Realem, kiedy już grali Zidane, Ronaldo, wiele tych gwiazd.

W 2005 roku zadebiutowałeś w profesjonalnej piłce, w wieku 14 lat.
Do Envigado przeszedłem w wieku 12 lat i pograłem tylko 1,5 roku w juniorach. Trener mnie zobaczył i w wieku 13 lat i 8 miesięcy kazał przyjść na trening z dorosłymi, pierwszoligowymi zawodnikami.

Nie bałeś się?
Oczywiście, że tak, ale miałem talent i wiedziałem, że mogłem szybko zacząć grać. I tak się stało, w wieku 14 lat.

Grałeś z profesjonalistami, przeciwko 30-latkom...
Oczywiście, bardzo dużymi i doświadczonymi piłkarzami [śmiech].

Nie jesteś za dobrym przykładem, te dzieci jutro wstaną i powiedzą matkom, że chcą być Jamesami [śmiecha Jamesa]. W szkole powiedzą nauczycielom, że James w wieku 14 lat grał już w Primerze.
W Kolumbii stawia się na takich graczy, na 15-latków, 16-latków. Tutaj tego nie widać.

Raczej nie. Pamiętasz jakieś ostre starcie z tamtego okresu? Grałeś z dużo bardziej rozwiniętymi zawodnikami.
Nie było tego za wiele, bo grałem szybko. Podanie i uciekałem z grą, więc nie mogli mnie złapać. Grałem inteligentnie, wiedziałem, że jeśli dojdzie do bezpośredniego starcia, to zawsze przegram.

Matka i Juanca oglądali wszystkie mecze?
Zawsze.

Twoja siostra była już na świecie?
Ona ma teraz... 16 lat, więc była już na świecie, od 1998 roku.

W wieku 16 lat ty pojechałeś do Banfield, w Argentynie, 40 kilometrów od Buenos Aires. Sam.
Tak, pojechałem sam, to był okres testu czy zostanie wykorzystana opcja wykupu. Wykorzystali ją po 6 miesiącach i grałem tam do 18. roku życia.

Z kim tam żyłeś?
Byłem sam. Po czterech miesiącach przyjechał ojczym i to było dla mnie ważne towarzystwo. To były bardzo trudne miesiące, czasami płakałem, bo byłem sam w nowym kraju...

Stawałeś się wtedy mężczyzną.
Oczywiście. Od 13. roku życia przebywałem z dorosłymi i myślę, że dlatego szybko dojrzałem.

Po dwóch latach Banfield po raz pierwszy w swojej historii zostało mistrzem.
Tak, po 113 latach. To było coś wyjątkowego, bo Banfield jest jak taką zjednoczoną dzielnicą przy Buenos Aires i dla tych ludzi to było coś wspaniałego, nigdy tego nie zapomną.

Miałeś 18 lat i mierzyłeś się już, uwaga, z Palermo, Riquelme, Aimarem...
Grałem też z Almeidą, Gallardo.... Do tego te pełne boiska, gdzie jest czysta pasja, niesamowite.

A La Bombonera?
Coś niesamowitego. W roku mistrzostwa wygraliśmy z Boca na wyjeździe, nie da się tego zapomnieć.

W wieku 18 lat miałeś już wyrobione nazwisko, ale ciągle miałeś tylko 18 lat.
Oczywiście.

Kiedy wracałeś do Kolumbii, to odczuwałeś już skutki sławy?
Tak. Grałem w Banfield i ludzie lepiej mnie znali, ale myślę, że w Kolumbii poznano mnie najlepiej latem 2010 roku, kiedy przeszedłem do Porto.

Znałeś już wtedy swoją żonę Danielę?
Tak, znałem ją już wcześniej...

Jak ją poznałeś?
Poznałem ją w 2007 roku przez przyjaciółkę.

Od razu puszczałeś do niej oko?
Nie, ale kiedy się poznaliśmy, to od razu poczułem iskrę.

Ona gra w siatkówkę, a jej brat był piłkarzem, prawda?
Jest, David Ospina, teraz gra w Arsenalu, był powoływany do kadry.

Daniela wyjechała z tobą do Porto?
Zgadza się. Nie chciałem znowu jechać sam i miałem szansę wyjechać z nią, więc wykorzystałem tę okazję.

Boisz się samotności?
Nie lubię być sam, lubię przebywać z rodziną, przyjaciółmi, kuzynami... Lubię być z ludźmi.

Ale nie wykańcza się popularność?
Tak, kiedy jestem poza domem, to tak, ale trzeba się do tego przyzwyczaić, bo takie wybrałem sobie życie.

Ależ wtedy mieliście w Porto wielką ekipę, uf!
Wielką. Falcao, Cebolla Rodríguez, Guarín, Lucho González... To był dobry czas, chociaż graliśmy pod wielką presją. W Porto jest ogromna presja. Możesz wygrywać 3:0, ale jeśli nie idziesz do przodu, to fani krzyczą i gwiżdżą.

Rozmawiałem ostatnio z trenerem Porto przy okazji meczu z Bilbao i powiedziałem mu, że to niesamowite jak mocno fani na nich naciskają.
To klub z mentalnością zwycięzcy i zawsze ma wygrywać tytuły. Są przyzwyczajeni do tego, to normalne.

Dalej, Monaco. Opuszczasz Porto, przechodzisz do Monaco. Jak tam ci szło? W tamtym sezonie Real zagrał w finale Ligi Mistrzów, prawda?
Zgadza się.

Pojechałeś do Lizbony na finał...
Nie, pojechałem do Monachium, na Bayern - Real Madryt.

Jak to się odbyło?
Miałem dzień wolny i wykorzystałem go, żeby obejrzeć dobry mecz. Real wygrał chyba 3:0 czy 4:0.

Ale byłeś takim wielkim madridistą już wtedy?
Tak, od dziecka, od Zidane'a, Beckhama, Carlosa... Zawsze śledziłem Real.

W Monachium zrobiłeś sobie zdjęcie z Cristiano. On cię znał?
Tak, rozmawialiśmy już wcześniej, chyba trzy lata wcześniej...

Wyobrażam sobie, że dzięki Jorge Mendesowi, on prowadzi także twoje interesy.
Tak. Byliśmy w Monachium i mój wujek chciał zdjęcie z Cristiano, więc wykorzystałem sytuację i też zrobiłem sobie z nim zdjęcie.

Co ci powiedział?
Nic wielkiego. Pytał co u mnie, czy wszystko idzie spokojnie i życzył szczęścia w Brazylii.

Myślałeś już wtedy o grze w Realu Madryt? Coś ktoś ci powiedział?
Mam taki obrazek w głowie, że oni podjechali pod stadion autobusem i powiedziałem sobie, że kiedyś chcę się tam znaleźć. Zaczęli wychodzić - Ronaldo, Di María, Ramos... Myślałem, że chcę się tam znaleźć. I popatrz teraz.

Przypomniałeś sobie o tym jadąc na jakiś mecz na Bernabéu?
Zawsze o tym myślę. Człowiek myśli o czymś takim i dalej walczy, żeby móc iść naprzód.

Wtedy marzenie było o krok od spełnienia... Nadszedł mundial, ale o tym opowiesz za chwilę...

***

Na mundialu eksplodowałeś. Strzeliłeś dwie bramki Urugwajowi i wszyscy zaczęli mówić o Jamesie. Zacząłeś się wtedy czuć światową gwiazdą?
Marzyłem o rozegraniu dobrego Mundialu, ale poszło dużo lepiej. Nie oczekiwałem też takiego występu od Kolumbii, bo doszliśmy bardzo daleko, do ćwierćfinału i mogliśmy awansować, ale podano rękę Brazylii, żeby awansowała. Ale cóż... to był prawdziwy sen, zawsze marzyłem o bramkach na mundialu. Strzeliłem sześć i zostałem królem strzelców.

Po meczu z Brazylią pojawiły się zdjęcia, kiedy płaczesz. To było dla ciebie dotychczas największe rozczarowanie?
Sądzę, że tak, naprawdę wielkie rozczarowanie.

Po mistrzostwach na horyzoncie znowu pojawiło się marzenie o nazwie Real Madryt. Kto do ciebie dzwonił? Kiedy coś zaczęło się dziać?
Rozmawialiśmy już przed turniejem, z Jorge Mendesem. Byłem spokojny o przyszłość, ale wiedziałem, że jeśli rozegram dobry Mundial, mogę przejść do wielkiego klubu. Chciałem odejść z Monaco.

I kiedy skończył się mundial, zostałeś gwiazdą, zaczęto wspominać o Realu, to zacząłeś zdawać sobie sprawę z tego, że to może stać się rzeczywistością?
Oczywiście. Już przed meczem z Urugwajem czułem, że może być z tego coś bardzo dobrego.

Cały czas doradzał ci Jorge Mendes.
Tak, mówił cały czas, żeby pozostać spokojnym. Nie czułem presji, to wszystko musiało dawać mi siłę i motywację.

Z kim z klubu rozmawiałeś najpierw? Z José Ángelem Sánchezem?
Kiedy przyjechałem do Madrytu, rozmawiałem z nim, tak.

A z Florentino?
Kiedy podpisywałem kontrakt.

Wcześniej znałeś go tylko ze zdjęć?
Tak.

Co o nim pomyślałeś?
Że to dobry człowiek, uprzejmy.

Znałeś wcześniej Bernabéu?
Oglądałem tam kilka meczów.

Jakie mecze?
Na pewno Real - Elche sprzed dwóch lat.

Przyjeżdżałeś z Porto?
Tak, kiedy miałem dni wolne. Wtedy jeszcze był tu Falcao, mój przyjaciel, wykorzystywałem ten czas, żeby przyjeżdżać do niego i tak oglądałem Real.

Wszedłeś do tej szatni, zobaczyłeś swoje zdjęcie, bo już je tam powiesili i co pomyślałeś? Obok siebie masz „9” i „11”.
Tak, Karima i Bale'a.

Co powiedziałeś im za pierwszym razem?
Nic.

Jesteś tak nieśmiały?
Nie jestem nieśmiały, ale szanuję przestrzeń drugiego człowieka. Mimo wszystko cieszę się z przebywania z tymi wielkimi gwiazdami.

Pierwszym meczem był ten z Córdobą, wygraliście 2:0, ale nie zagrałeś dobrze. Przez te pierwsze mecze zmieniałeś się. Co wtedy myślałeś?
Byłem spokojny, bo wiedziałem, że jestem tu od niedawna, że muszę się zaaklimatyzować. Każdy dzień trenowałem i byłem spokojny. Wiedziałem, że mogę wejść na wysoki poziom i pokazywać więcej.

Ludzie myśleli, że James będzie graczem, jakiego widzieliśmy na Mundialu, takiego goleadora.
Nie jestem nim. Ja lubię strzelać gole, lubię atakować, ale nie jestem goleadorem. Nie jestem Cristiano Ronaldo [śmiech], nie zdobywam po 60 bramek na sezon.

Potem przyszły gorsze chwile także dla drużyny. Ta porażka z Realem Sociedad [gest rezygnacji Jamesa]... Skąd ten gest?
To był dziwny mecz. Po 20 minutach było 2:0, mieliśmy mecz pod kontrolą, było łatwo...

Co się stało?
Nie wiem, nie ma wytłumaczenia. Zdobyli bramkę i nabrali nagle sił.

Potem przegraliście jeszcze z Atleti na Bernabéu. Tamte dni były chyba naprawdę złe, prawda, James?
Atmosfera była ciężka, bo Real zawsze chce wygrywać.

I pojawiła się też ta krytyka, że przyszedł wielki James, że miał być lepszy niż Di María...
To normalne.

Naprawdę? Słuchałeś tego?
Nigdy tego nie czytam ani nie słucham. Wiem, że tak było, ale to normalne, że na zewnątrz się o tym rozmawia. Ja pozostawałem spokojny i chciałem dalej trenować.

Oskarżano was, że wkładacie za mało sił, że nie chcecie bronić, że czujecie się za pewnie, ale nadeszła wielka metamorfoza, pojawił się duch poświęcenia, o którym teraz tyle mówi Ancelotti. Co ci powiedział ci Ancelotti?
Kiedy? [śmiech]

Po tych dwóch porażkach.
Ancelotti to cichy trener, ale powiedział, że trzeba zareagować, wyjść z odpowiednim nastawieniem, siłami... On ma wielkie doświadczenie, pracował w wielkich klubach i przeżywał podobne sytuacje. Teraz jesteśmy w dobrej sytuacji.

On zmienił twój styl? Nakazał ci grać z większym poświęceniem, wykonywać większą pracę... Wiedziałeś, że jesteś jednym z zawodników, którzy najwięcej biegają w tym sezonie?
Nie.

Zawsze tak było?
Tutaj biegam trochę więcej, ale jestem szczęśliwy, bo jestem w idealnym klubie. Jestem szczęśliwy z tego, co robię.

W Porto grałeś na prawym skrzydle, w reprezentacji na lewym.
Grałem już na obu skrzydłach, na „10”, jako drugi napastnik, gdzie tylko chcą trenerzy. Od połowy boiska do ataku mogę grać wszędzie, gdzie tylko mnie o to poproszą.

A którą pozycję lubisz najbardziej?
Mediapunta...

A ta, na której grasz teraz, podoba ci się?
Tak, bardzo, bo jestem bliżej pola karnego.

Po Atleti na mecz z Deportivo pojechała chyba inna drużyna.
Zgadza się. Chodzi o to, że mamy piłkarzy z duchem zwycięzców, którzy zawsze chcą wygrywać i rywalizować. To pozwoliło na zwycięstwo 8:2 z Deportivo i od tamtego momentu zaczął grać inny Real.

Osiągnęliście średnią czterech czy pięciu bramek na mecz, ale nadchodził prawdziwy test, ten sobotni z Barceloną. Byłeś zdenerwowany? Nie znałeś wcześniej tego meczu.
Czułem presję. Ja w głębi ducha jestem bardzo spokojny, ale czułem to napięcie, to jest jasne. To coś normalnego, ale czułem też spokój, bo byliśmy w dobrej dyspozycji, graliśmy dobrą piłkę. Wierzyłem, że możemy z nimi wygrać.

Jaka była ta sobota? Wsiadłeś do autobusu, tego autobusu... Jakie masz wspomnienia z soboty od przebudzenia się i śniadania, odprawy, wyjazdu na stadion...?
To było coś niesamowitego. Na ulicy czekało mnóstwo ludzi. Człowiek czegoś takiego nie zapomina, ten obrazek będzie we mnie. Mecz też poszedł dobrze i wygraliśmy.

Co najbardziej ci zaimponowało?
Ludzie. Skakali, robili hałas, wspierali, to wzbudzało największy podziw.

Co robiłeś? Słuchałeś muzyki? Rozmawiałeś?
Nie, po prostu patrzyłem.

Kogo masz obok siebie w autobusie? Z kim dojeżdżasz na mecze?
Obok siebie mam Ramosa i Karima.

Karim też nie mówi za wiele, prawda?
Tak, jest spokojniutki.

Sergio to inny człowiek...
Tak, tak.

Puszczaliście jakąś muzykę czy jechaliście bez muzyki?
Bez, wszyscy jechaliśmy skoncentrowani.

Kiedy Barcelona strzeliła na 0:1, zacząłeś myśleć o porażce?
Nie!

Nie?
Nie, nie, graliśmy ledwo cztery minuty, zostało mnóstwo czasu. Wierzyłem w to, że mamy wielkich zawodników i możemy to odwrócić. I popatrz, było 3:1.

Jak było w szatni w przerwie?
Szatnia w każdym momencie wierzyła w wygraną. Ja osobiście uważałem, że oni w obronie byli zmęczeni.

Tak?
Tak. Zaczęli zostawiać wolne przestrzenie, nie mieli intensywności w grze i stwierdziłem, że na pewno wygramy.

Z kim o tym rozmawiałeś?
Z Crisem. Powiedziałem mu, że są zmęczeni i trzeba atakować, że zostawiają mnóstwo miejsca. Myślę, że mieliśmy pięć kontr na bramkę, ale zabrakło ostatnich podań.

A co mówił Cris?
„Ta, tak, dajesz, dajesz”.

A po meczu? Gdzie poszedłeś?
Do domu, było spokojnie. Miałem wielu gości, znajomych, rodzinę, ciągle są tutaj, więc pojechaliśmy do domu, na spokojnie.

Gdzie mieszkasz? La Finca?
Tak.

Czujesz się tam dobrze?
Doskonale, jestem szczęśliwy.

Twoimi sąsiadami są też Karim czy Cristiano, prawda?
Karim, Cristiano, Bale, Toni Kroos...

Jak żyje się Kolumbijczykowi w Hiszpanii? Co zwróciło twoją największą uwagę? Popularność cię męczy? Na przykład, wychodzisz na zakupy i twoja żona... Jak do ciebie mówi? James?
James, kochanie... Nie wiem [śmiech].

„Kochanie, jedziemy na zakupy!”. I jedziesz?
Nie jadę! [śmiech] Ona jeździ sama.

Dlaczego?
Wolę spokój, a kiedy wychodzę, to wszyscy chcą zdjęć i to trochę męczy. Lepiej, żeby sama jeździła.

***

Przeprowadzamy tu swoisty rezonans duszy Jamesa. Kolumbijski dzieciak spełnił swoje marzenie o grze w Realu Madryt. Teraz czujesz się tutaj znakomicie, chociaż nie lubisz wychodzić na zakupy. A co sądzisz o obecnej sytuacji w Hiszpanii? Niedawno mieliśmy problem z terroryzmem, teraz wypłynął temat ogromnej korupcji. Zwracasz na to uwagę?
Nie oglądam tutejszych wiadomości. Oglądam więcej filmów i sportu. Jeśli pytasz o politykę czy korupcję, to jestem zielony [śmiech].

Ale znasz trochę sytuację Hiszpanii? Jak tu żyjemy? Jacy jesteśmy? Na przykład, problem kataloński. Wchodziłeś w to?
W to akurat trochę. Słyszałem o tym.

To dla ciebie dziwne?
Tak. Kolumbia to zjednoczony kraj, jesteśmy razem, całkowicie.

A Liga? W sobotę gracie z Granadą. Znasz kogoś z tego zespołu? Znasz swoich rywali?
Znam Córdobę i Murillo, to mój przyjaciel, graliśmy razem w kadrze U-20.

Potem gracie z Rayo, kogo tam znasz?
Znam Baptistão, Manucho, Trashorrasa... Znam hiszpańską piłkę.

A Eibar? Znasz tam kogoś? W to już nie uwierzę.
Znam.

Kogo?! Kto ich trenuje?
Trener... Garitano.

Tak, proszę pana, doskonale. A zawodnik?
Jasne, Javi Lara i Vila.

Co za ekspert, wie więcej od naszych ekspertów! [śmiech w studiu]
Herraez: Chcę zapytać o Falcao, on bardzo ci pomagał i pomaga?
Tak, bardzo. Znałem się z nim od czasów Porto, ja miałem 18 lat. Zawsze był przy mnie, to mój przyjaciel. Kiedy nie pojechał na mundial, było mu ciężko, więc my byliśmy przy nim, bo to dobry człowiek. To było też coś smutnego dla mnie.

H: Kiedy strzelasz gola, dedykujesz go swojej córce, pokazując na tatuaż z jej imieniem, prawda?
Tak, Salome. Zawsze jestem z nią. To coś wyjątkowego, że tak mała istota może wydobyć z ciebie takie uczucia.

Prowadzący De la Morena: Na drugim ramieniu masz tatuaż z frazą „Kiedy człowieka pochyla głowę przed Bogiem, on wkłada mu na nią koronę”. Jesteś bardzo religijny?
Jestem chrześcijaninem, mocno wierzę w Boga. Chodzę do kościoła, kiedy tylko mogę.

Wyobrażam sobie, że nie możesz robić tego co niedzielę...
Znam kogoś z Porto, kto przyjeżdża do mnie co miesiąc i jest ze mną w tym względzie.

Torrejon: Chcę zapytać o porównania z Di Maríą. Wyobrażam sobie, że kiedy 23 latek przechodzi do Realu za 80 milionów, a jego poprzednik harował na boisku, to chyba czuć jakąś presję?
Presji nie było, w ogóle. On jest wielkim zawodnikiem, stworzył tutaj wielką historię, ale nie wykreowało to żadnej presji. Ja też mam wielki talent i szanuję to, co on tutaj zrobił, ale ja też jestem w stanie dokonywać wielkich rzeczy z Realem Madryt.

Przebywaliście razem, rozmawialiście o tej niewygodnej sytuacji?
Nie, w ogóle. Myślę, że o takich rzeczach rozmawia się na zewnątrz, w środku nie ma takich debat. Te porównania były na zewnątrz. On mógłby grać na prawym skrzydle, ja przy nim czy przed nim... Więc to był bardziej temat prasowy.

Chcę zapytać o Cristiano. Pojawiła się lista do Złotej Piłki. Czy on jest dla ciebie faworytem? Jest najlepszy na świecie? A może Messi?
Cristiano, to jasne. To crack, maszyna do zdobywania bramek. Przede wszystkim to jednak dobry człowiek, to wyróżniłbym w nim najbardziej.

Romero: Ostatnio był tu Ancelotti i pytaliśmy go o Bale'a. Powiedział, że zdrowy Bale będzie grać zawsze. To oznacza, że ktoś wypadnie z obecnego składu. Co o tym myślisz?
Nic o tym nie wiem. To decyzja trenera. Będę robić to, co on zechce, nic więcej, bez żadnego problemu.

Graliście 4-3-3, ale przeszliście na 4-4-2, z Isco na drugiej stronie. Powiedziałeś, że teraz czujesz się wygodniej, bo grasz bliżej pola karnego. Czy uważasz, że to lepszy system? Że macie większą równowagę? W nim czujesz się najwygodniej?
Myślę, że tak. Czułem się komfortowo, a wyniki były dobre. Graliśmy też na wysokim poziomie.

Alonso: Szybkie pytania i proszę o szybkie odpowiedzi, nie będziesz mieć z tym problemu. Wybierz bramkarza z trójki Casillas, Navas i Ospina.
Wybieram całą trójkę. Cała trójka to bardzo dobrzy bramkarze.

Było pytanie o Cristiano i Messiego, więc Benzema czy Falcao?
Pff! Gdybym był trenerem, wystawiłbym obu... a siebie za nimi! [śmiech]

Zidane czy Valderrama?
[śmiech] Te pytania... Obaj i ja na lewej stronie!

Nie wiem czy wszystkich zmieścisz w swojej ekipie.
To będzie ofensywna drużyna! [śmiech]

Łatwiejsze. Kogo podziwiasz i poprosiłbyś o autograf czy jakąś rozmowę?
Valderramę. Rozmawiałem z nim dwa razy.

Teraz to pewnie on chciałby zrobić sobie z tobą zdjęć.
Nie, nie sądzę...

Kto najbardziej cię zaskoczył w Realu Madryt, patrząc na technikę i umiejętności?
Umiejętnościami? Wszyscy...

Wybierz jednego gracza.
Nie wiem... Isco. On gra bardzo dobrze i bardzo mi się podoba.

Kto był dotychczas najtrudniejszym rywalem w Lidze?
Atleti, z nimi gra się ciężko.

Najlepszy przyjaciel w drużynie?
Cristiano, Pepe, Marcelo...

Co najbardziej lubisz poza futbolem?
Gry wideo.

Szybko uzupełnij te trzy zdania. Złotą Piłkę powinien zdobyć...
Cristiano.

Najlepszym piłkarzem, jakiego widziałem na boiskach, jest...
Zidane.

Moim marzeniem w futbolu jest...
Mam wiele marzeń.

Największe?
Zdobyć kiedyś Złotą Piłkę.

De la Morena: To tyle. Rozmowa z tobą i możliwość poznania twojej osoby były przyjemnością. Niech idzie ci jak najlepiej, życzymy ci całego szczęścia i skoro pochylasz głowę przed Bogiem, niech on włoży ci na nią koronę. Dziękujemy!
Przyjemność po mojej stronie, dziękuję bardzo.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!