Advertisement
Menu
/ martiperarnau.com

Alonso: W Realu gramy bardziej rockandrollowo

Bask po prostu o futbolu

Ewolucja futbolu w ostatnich trzydziestu latach, różne wymagania wobec pomocnika na podstawie jego kolegów, wyjście z piłką na La Volpe, zdolności adaptacyjne trenera, kontrola nad piłką i jej związek z kontrolą gry, stopniowe uczenie się drużyny wobec konkurencyjnych celów... Ten wywiad z Xabim Alonso porusza jedne z najbardziej interesujących tematów w obecnej piłce. Oczywiście jest też miejsce na rozmowę o jego starym Liverpoolu, jego obecnym Realu Madryt, o reprezentacji Hiszpanii i defensywnym posiadaniu piłki, a także o wielkich rywalach.

Ta rozmowa pozwala wejść w strefy bardziej piłkarskie i poznać opinie Xabiego Alonso na temat takich wzorów zawodnika jak Busquets, Mascherano czy Lahm, także trenerów jak Guardiola czy Mourinho, czy sposobie na podejście do decydującego etapu sezonu, gdzie jako wielkie cele rysują się Liga, Puchar, Champions League i Mundial.

Widziałeś jak grał twój ojciec? [Periko Alonso był graczem Sociedadu, Barcelony i Sabadell]
Widziałem, ale nie pamiętam tego. Zobaczyłem to dopiero później na wideo. Oglądałem go na żywo, ale byłem tak mały, że praktycznie nic nie pamiętam. Razem z bratem sprawdziliśmy kasety VHS z nagraniami programu Estudio Estadio i szukaliśmy tego, jak grał tata, przede wszystkim w latach, gdy Sociedad był mistrzem, a także w tych z Barçy. Potem, kiedy przeszedł do Sabadell, mam jakieś wspomnienia z tego okresu. Pamiętam, że chodziłem w sobotę na treningi, tak jak ja teraz zabieram do Valdebebas mojego syna.

To był twardy gracz, co?
Tak, był energiczny, typowy klasyczny pomocnik lat 80., który krył dużą strefę na boisku. Miał też bardzo dobry strzał. Był twardy, ale wtedy tego potrzebowano w piłce.

Był bardziej podobny do ciebie czy twojego brata Mikela?
Może i do brata, bo on dużo biega i kryje wielkie przestrzenie, ale sądzę, że mój ojciec miał większą siłą fizyczną, a już nie taką techniczną. Widzę budowę mojego taty i on był skałą, bez wątpienia był dużo silniejszy niż ja. Miał osobliwą karierę, bo zaczął grać w Primera División w wieku 24 lat. Jednak futbol mocno się rozwinął od tamtego czasu i, co oczywiste, profil, dynamika czy charakterystyki, których potrzeba, mocno się zmieniły. Oglądasz futbol z lat 80. i ten z dzisiaj i wydaje się, że to inny sport.

Jak buty, które wcześniej nie były z plastiku... [nawiązanie do ostatniej „kłótni” z Cristiano na treningu]
Dokładnie [śmiech]. Te czarne buty z tamtych czasów...

Dzisiejszy futbol to instynkt czy taktyka? Jaka jest proporcja?
Zależy od poziomu, na jaki chcesz dojść. Z talentem i dobrymi zawodnikami możesz dojść do posiadania wielkiej drużyny, ale jeśli do tego dodasz zaangażowanie tego talentu na rzecz kolektywu i rygoru taktycznego, to wtedy możesz przeskoczyć na poziom bycia drużyną, którą rzadko widuje się w futbolu. Najtrudniejsze to posiadanie dobrych zawodników, którzy potrafią interpretować grę, którzy mają tę inteligencję. Jeśli zdołasz przekonać tych graczy, że z ich umiejętnościami oni mogą poskładać elementy potrzebne ekipie do przejścia na wyjątkowy poziom... Najważniejszy jest talent, umiejętność gry w piłkę, ale trzeba dodać do tego rygor taktyczny i funkcjonowanie kolektywu jako drużyny.

Istnieje głęboka krytyka, że za duża praca taktyczna dusi zawodnika...
Nie, dla mnie taka praca ma wzbogacić zawodnika i jest to zaleta trenerów, którzy nie chcą ci wszystkiego narzucać, ale dają ci narzędzia i ułatwienia do tego, żeby ty grał najlepiej czy potrafił najlepiej interpretować grę. Dla mnie właśnie to może stworzyć różnicę u trenera. Czymś negatywnym jest, gdy trener chce odebrać ci swobodę na rzecz rygoru, ale to także prawda, że piłkarzowi trzeba pokazać jak interpretować pewne sprawy.

Trener, poza byciem liderem, musi więc też być tym przekazującym wiedzę?
Tak, o to chodzi. Musi potrafić wprowadzić i przekazać tę wiedzę zawodnikowi, żeby ten potrafił ją interpretować i używać jej w najlepszy możliwy sposób w czasie meczu, bo nie wszystkie mecze ani wszyscy rywale są tacy sami i trzeba wiedzieć, co jest najbardziej efektywne dla drużyny w każdym momencie. I do tego inna ważna sprawa: wiele zależy od profilu każdego gracza. Nie możesz wszystkich prosić o to samo.

Czy zawodnik powinien kończyć każdy trening z odczuciem, że czegoś się nauczył?
Może nie po każdym treningu, ale w szerokim okresie, powiedzmy w każdym trymestrze, trener powinien był przekazać wystarczająco dużo, żeby piłkarz otrzymał nową wiedzę. Pod tym względem uważam, że ważne jest określenie stref, w których piłkarze mogą się czegoś nauczyć. Czasami trener może mieć jakieś założenia czy pomysły, które chce przekazać, ale nie dociera do zawodnika, nie potrafi tego przekazać. Umiejętność dotarcia do piłkarza jest tym, co określa dobrego trenera. Dotarcie do piłkarza, żeby go poprawić, żeby ten mógł pomyśleć: w tym tygodniu, w tym miesiącu, nauczyłem się tego i mogę lepiej wykonywać swoją pracę...

Przesłanie trenera do sportowca jest kluczem do nauki?
Oczywiście. Chodzi o to, że myślisz: mam taki pomysł na tablicy. Fajnie, jest bardzo piękny, a tablica wszystko przyjmie. Ale trzeba go dostroić, żeby zawodnik się uczył i mógł przenieść to na boisko. To przeniesienie jest tym, co charakteryzuje dobrego trenera, bo on jest tym, który pomaga ci poznać to, z czym zmierzysz się w określonej sytuacji w grze 35 razy w czasie spotkania. I on każe ci pracować w taki sposób, żeby wiedzieć jak chcemy się poruszać, żeby rozwiązać te sytuacje lub żeby stworzyć przewagę albo uzyskać lepsze pozycje i dojść do drugiej piłki. Czasami konkretny i specyficzny sposób pracy może mieć swoje zalety, ale chyba do niektórych to nie dociera.

W dzisiejszym futbolu nie możemy wejść w zwycięską dynamikę bez głębokiej analizy rywala.
Musisz wiedzieć z czym się mierzysz. Nie tylko w strefie sportowej, ale także wielu innych, jak ta na poziomie przedsiębiorstw. Nie do pomyślenia byłoby, gdyby Samsung nie analizował strategii Apple. W świecie piłki ta analiza jest nieodzowna. Musisz poznać silne i słabe strony przeciwnika. Jeśli wiesz, że rywal gra dużo w powietrzu i długimi piłkami, to musisz dostosować się do tych małych szczegółów, żeby się im przeciwstawić. Dla mnie wiedza i analiza rywala nie oznacza odejścia od twojego stylu i bycia niewiernym swoim ideom. To nie byłoby ani dynamiczne, ani nowoczesne, ani nie tworzyłoby części obecnego futbolu. Zmiana kilku detali przez rywala jest konieczna: jeśli tego nie robisz, to jak masz zamiar się im przeciwstawić?

Najlepsze chwile w twojej grze jako quarterbacka Realu Madryt możemy ustalić na październik-listopad 2011 roku, w okolicach tego meczu w południe przeciwko Osasunie wygranego 7:1...
Tak, mieliśmy wtedy ten okres w październiku i listopadzie... Przyjechał Villarreal w środku tygodnia i w 20 minut było 3:0. Potem przyjechał Lyon i wygraliśmy 4:0, następnie mecz z Osasuną... Tak, ogólnie ten sezon był bardzo dobry, ale ta konkretna faza poszła świetnie.

Jak rodzi się postać quarterbacka Alonso?
To synergie, które się tworzą. Elementy, które się dopasowują. Także momenty formy. Kiedy drużyna działa jako kolektyw, a nie ma tylko przebłyski, i kiedy widzę, że mamy kontrolę nad meczem w ataku i w obronie, to właśnie wtedy czerpię prawdziwą radość. Czasami wygrywamy 5:0, ale to złamany mecz, w którym zdobywamy pięć goli dzięki talentowi pojedynczych dobrych zawodników, jakich mamy. W takich przypadkach nie mam takiej radości. A jak dojść do tej kontroli? Każdy musi umieć dostosować się do kolegi, wiedzieć, co on zrobi, bo czasami ja wiedziałem, co zrobi Sami czy gdzie będzie Mesut. Jemu możesz dać piłkę na rozegranie między linie, którą można posłać tylko trzem zawodnikom na świecie, ale to piłka, którą wiesz, że on przyjmie... I tak tworzą się te małe połączenia między zawodnikami.

Ale jak dojść do takich połączeń?
U nas stworzyło się to w dosyć naturalny sposób. Mieliśmy podstawowe wzory gry i wtedy reszta przychodziła sama. Jesteśmy drużyną w stylu „tego, co dzieje się na boisku”, a nie gry mocno określonej przed meczem. Mamy bardziej podstawowe reguły i stąd patrzymy, co się dzieje...

W tamtej epoce to działało.
W tamtej fazie sezonu tak. Działało i wszystko się kręciło.

W ten sam sposób nadchodzi punkt, gdzie ten flow zanika...
Bardziej niż zanika, to nasza gra stała się mniej płynna, mniej dokładna.

Po prostu wynikało to z utraty formy?
Bo gra trochę się rozcieńczyła. Może dlatego, że utrzymanie tego poziomu w ciągły sposób było bardzo trudne, ponieważ graliśmy na wysokim rytmie. Nasz rytm przejść do ataku czy odbioru piłki w tamtym momencie był bardzo wysoki i utrzymanie go było skomplikowane. To były dwa miesiące, październik i listopad 2011, gdzie uważam, że to była najlepsza faza gry Realu Madryt w ostatnich pięciu latach. Jednak utrzymanie tego poziomu przez długi czas jest niemożliwe.

Teraz masz mniej miejsca na grę quarterbacka.
Cóż, hmmm, to, jak gramy teraz, jest inne. 4-2-3-1 jest inne od 4-3-3 i na pozycji, na której gram, to widać. W 4-2-3-1 masz trochę więcej swobody, ale w 4-3-3 jeśli grasz na pivocie, to musisz trochę się poświęcać, bo trzeba w wielu momentach być kotwicą, zostawać na pozycji, żeby kryć, musisz częściej wspierać kolegów niż ruszać się wedle uznania czy wysoko naciskać... 4-2-3-1 jest bliskie 4-3-3, ale bardzo od niego różne. Zmienia się odpowiedzialność.

Ty praktycznie zawsze najlepiej grałeś w systemie z dwoma pivotami.
Tak jest. W Liverpoolu najlepiej graliśmy, gdy występowałem na podwójnym piovocie z Mascherano, a przed nami był Stevie. Działaliśmy wyśmienicie. I tutaj w Realu było tak samo z Khedirą i Özilem na tych pozycjach. Teraz gramy inaczej i inaczej działamy.

Rozmawialiśmy w 2007 roku i powiedziałeś to samo: że wolisz grać z Sissoko na stałej pozycji i z większa swobodą dla ciebie lub równie dobrze w systemie, gdzie ty miałeś stałą pozycję i Gerard więcej się ruszał.
Kiedy przyszedłem do Liverpoolu, to najpierw graliśmy dużo w systemie 4-4-2 z Cissé i Barošem z przodu oraz ze mną i Gerrardem w środku. Potem przeszliśmy do gry z Sissoko i mną na podwójnym pivocie, Gerrardem na prawej stronie oraz Crouchem i Morientesem w ataku. Jednak najlepszy poziom osiągaliśmy, kiedy ja i Mascherano graliśmy w środku, Stevie przed nami i Torres w ataku. Gerrard i Torres mieli niesamowite połączenie, to wypaliło w spektakularny sposób i byliśmy bardzo solidni. W obronie pracowaliśmy wszyscy z wielkim poziomem w pressingu i intensywności... Wygraliśmy na Stamford Bridge, Old Trafford, zremisowaliśmy na Highbury. To był etap, gdzie radziliśmy sobie bardzo dobrze.

Bez Anglii nie byłbyś tym, kim jesteś?
Nie, na pewno nie. Byłem tam pięć lat i to pomogło mi ogromnie dojrzeć. A przy Rafie [Benítezie] nauczyłem się mnóstwa rzeczy, bo to trener, który ciężko pracuje, który naciska na zawodnika, który wiele wymaga. To było dla mnie fantastyczne. To był typ trenera, jakiego potrzebowałem w tamtym momencie.

Bo kiedy przechodziłeś do Liverpoolu to byłeś wielkim piłkarskim dzieckiem...
Tak, byłem dzieckiem. Miałem 22 lata i nie byłem ukształtowany. Byłem dobrym zawodnikiem, ale nie byłem otrzaskany, nie byłem dojrzały. W wieku 22 lat wyjeżdżasz do innego kraju, wychodzisz spod rodzinnej kołdry i musisz zając się swoim życiem. To wyszło mi na dobre i cieszyłem się mocno angielską piłką, szczególnie Liverpoolem, który jest czystym futbolem.

Otrzaskała cię rywalizacja, ale także trenerzy: Benítez, Mourinho...
Bez wątpienia, w dużym stopniu tak było. Zawsze dużo rozmawiałem z trenerami, bo staram się dowiedzieć, czego chcą ode mnie i od funkcjonowania drużyny. Poznanie tej wizji trenera jest bardzo ważne. I każdy z nich był ważny, przede wszystkim w sensie, dzięki któremu stałem się starszy. Oczywiście w wieku 20 lat nie masz tej wiary w siebie, żeby iść do trenera i o coś go zapytać, ale ja z Benítezem czy Mourinho miałem tę odwagę, a oni cię uczą i naznaczają.

Dlaczego środkowy pomocnik to tak ważna część dzisiejszej piłki?
Bo na końcu pomocnik nie jest jak skrzydłowy czy napastnik, nie może wyłączyć się w żadnym momencie. Ja zawsze mówię, że to gracz, który musi podjąć najwięcej poprawnych małych decyzji w czasie spotkania. Może i te decyzje wydają się nieznaczące, ale stają się kluczowe dla funkcjonowania i ciągłości drużyny. Małe podwojenie, wsparcie dla stopera, żeby wyszedł do przodu, te małe detale... Ze wszystkich tych powodów środkowy pomocnik jest kluczowy, lub lepiej mówiąc zawodnik, który występuje w środku pola.

Twoi dwaj koledzy z Liverpoolu cofnęli się pozycyjnie: teraz Mascherano to stoper, a Gerrard środkowy pomocnik.
To dwa inne przypadki. Jeśli Mascherano nie poszedłby do Barçy, to pewnie dalej grałby w środku pola. Przecież w reprezentacji gra na tej pozycji, ale on świetnie pasuje jako stoper do typu gry Barçy. Masche to konkurencyjna bestia, która gra z koncentracją i totalną intensywnością. Wiesz, że Mascherano zawsze da radę. Nawet jeśli wystawisz go na prawej obronie. Tylko z powodu tej koncentracji i tych chęci na ciągłe pozostawanie w meczu, Masche zawsze dobrze sobie poradzi. Jeśli chodzi o Gerrarda, to teraz odgrywa inną rolę. Chyba dlatego, że ma już 33 lata i przez to ma trochę mniej iskry i gra coraz spokojniej...

Ty też widzisz siebie robiącego krok do tyłu i grającego jako środkowy obrońca?
Nie, nie, może jako libero, ale jako stoper nie. Przejście do przodu widzę, ale przejście do tyłu kosztuje mnie więcej [śmiech]. Grałem awaryjnie na tej pozycji w Pampelunie i cóż, da się to robić, ale na razie czuję się dobrze tam, gdzie jestem, w środku pola.

Jak zmienia się twój sposób gry przez to, że nie ma Khediry, że jesteś teraz jedynym pivotem i Modrić gra wyżej?
Muszę być dużo bardziej stały pozycyjnie. Moja strefa działania, przede wszystkim w ataku, jest dużo mniejsza. Wcześniej, z Samim u boku, mogłem częściej się włączać lub czasami nawet tracić pozycję. Teraz mam całkowitą odpowiedzialność przy wytrzymywaniu na jednym miejscu, bo to strefa, gdzie rywale mogę ci bardzo zaszkodzić. A w ataku zamiast być w decydujących strefach stajesz się punktem wsparcia dla wszystkiego, co dzieje się dookoła i punktem przeniesienia piłki, żeby chodziła z jednej strefy do drugiej. Na podwójnym pivocie możesz odejść od tego punktu zakotwiczenia, ale na końcu to najbardziej taktyczna pozycja w drużynie. Na przykład Busquets gra tam świetnie. To prawdopodobnie najbardziej taktyczny zawodnik, z jakim grałem.

Kiedy grasz z Busquetsem w reprezentacji, to mocno zauważasz zmianę roli?
Mam trochę więcej swobody. Rozmawiałem o tym dokładnie z Del Bosque, bo dla mnie to inna pozycja. W reprezentacji są zawodnicy, którzy na tej pozycji mogą grywać na dużo większej przestrzeni, ale ja z powodu mojej charakterystyki nie gram na całym boisku. Jednak w kadrze mam większą swobodę przy wyjściach, bo Busi zostaje i trzyma pozycję. Także masz wtedy swobodę w interpretacji tego czy drużyna cierpi. W takim przypadku dochodzę do Busiego i zamiast 4-3-3 mamy 4-2-3-1. I to działa dosyć dobrze, bo w turniejach drużyna była bardzo solidna. To był jeden z kluczy to zostania mistrzami świata i Europy - bycie solidnym. Nie tworzymy za wielu sytuacji, ale rywale praktycznie nie tworzą przeciwko nam żadnej.

Przy okazji, co sądzisz o Lahmie w środku pola w Bayernie?
To ten profil zawodnika, który gra dobrze niezależnie od tego, gdzie go wystawisz. Lahma wystawiasz na lewym skrzydle i zagra dobrze. Może i niektórym nie odpowiada jego postawa w środku pola, ale mi nie wadzi to tak bardzo, bo on jest bardzo dynamiczny, ma zdolność do prowadzenia piłki, ale świetnie podaje, widzi prosty futbol... Dobrze, może nie ma takiego uderzenia piłki, żeby podać górą na 40 metrów, ale na tej pozycji też nie musi tego posiadać. Na końcu to inteligentny zawodnik, który ma warunki fizyczne, żeby grać w tym miejscu.

Wróćmy do reprezentacji i porozmawiajmy o defensywnym posiadaniu piłki. Nie taka była gra z Luisem Aragonésem, ale ewoluowała ona do momentu, gdy na EURO tego typu konserwatywne posiadanie już było podstawą gry.
Na końcu chodzi o to, że gramy tyloma pomocnikami, że to najbardziej naturalna forma gry, w której czujemy się najlepiej. Iniesta, Silva, Cazorla... Mimo wszystko na koniec to jest defensywne posiadanie, bo nie tworzymy wielu okazji. Gra reprezentacji i na przykład ta, którą praktykujemy w Realu, są bardzo różne. Kontrola, jaką masz, poziom strat... Nie mają ze sobą nic wspólnego, ale doszliśmy do tego, że w ten sposób jesteśmy konkurencyjni. I nie sądzę, że przed Mundialem to zmienimy. Musimy jednak być w takiej grze solidni i osiągnąć większą głębokość gry, bo oczywiste jest, że jej nie mamy.

Na EURO graliście mecze na 1:0.
Tak, tak, EURO było na 1:0 i Mundial był na 1:0. Chodzi o posiadanie piłki i jeśli wyjdzie okazja, to wyjdzie. Jednak prawdą jest także to, że nie możemy osiadać na tym, czego dokonaliśmy i musimy być bardziej dynamiczni. Nie możemy pozostawać statyczni i mówić, że wystarczy nam sam styl gry. Ponieważ dotychczas szło nam dobrze, ale może być tak, że przyjdzie spotkanie, gdzie pójdzie nam źle i będziemy musieli wybrać inne opcje. Pedro ma wielką głębokość gry, także Navas, również Jesé, który ma też świetny drybling, czego również potrzebujemy. Musimy wprowadzać nowe rozwiązania do gry, bo pozostawanie bez ruchu jest tym, co zabija drużyny z sukcesami.

Także Jordi Alba ma taką głębokość...
Tak, czasami Cesc także wchodzi w te strefy, ale Andrés, Silva, Xavi czy ja jej nie mamy. Od ataku są Pedro, Alba i Cesc. U nas pomocnicy nie potrafią dryblować. Musi nam wyjść perfekcyjna akcja, absolutnie perfekcyjna. Na przykład finał EURO, oglądasz znowu ten mecz i zdajesz sobie sprawę, że przy 1:0 mieliśmy szczęście. To było zejście Cesca, które Silva wykorzystał do strzelenia gola. Wyjście na prowadzenie dało nam nowe życie. Bo od tej chwili opierając się na defensywnym posiadaniu... Ja rzadko oglądam mecz po raz drugi, ale ten obejrzałem i to był perfekcyjny mecz, wielkie spotkanie. Przed Brazylią musimy trochę się rozwinąć i umieć połączyć to posiadanie defensywne z głębokością gry, ponieważ jeśli rywal zamknie się z tyłu, zrobi kontrę i strzeli gola, to będziemy mieć problem. To tylko kwestia niuansów, ale musimy o nich myśleć.

Real Madryt to przeciwny przypadek. Od wielu lat jest drużyną 6+4.
Tak, my czasami rozrywamy się za mocno i musimy osiągnąć to, przede wszystkim w wielkich spotkaniach, żeby być jedenastką. Czasami się to nam udawało, ale musimy złapać większą ciągłość w ważnych starciach. Wiemy, że jeśli wygrywaliśmy w pojedynczych półfinałach Ligi Mistrzów czy finale Pucharu Króla, to dlatego, że byliśmy pracującą jedenastką. Jeśli mecz należy do tych wielkich, to kiedy grasz za bardzo złamany, to nie udaje ci się wygrać. Na przykład tamten półfinał z Bayernem. Kiedy prowadziliśmy 2:1, to oczywiście mówisz „cholera” i zaczyna się mentalny blok, bo dwumecz był na remis i zaczynasz myśleć, że jeśli stracisz gola, to będziesz musiał strzelić dwa. W tamtym momencie trochę się zablokowaliśmy i Bayern mocno kontrolował spotkanie. Może i nie tworzył przeciwko nam wielkich okazji, ale kontrolował spotkanie na Bernabéu, a my nie kreowaliśmy swoich szans. Tamten mecz mnie załamał, bo to był tamten rok, rok La Décimy, bo byliśmy w bardzo dobrej dyspozycji. Ok, Bayern też miał bardzo dobrą ekipę, ale to była wielka szkoda... W Realu nie czujemy się wygodnie z defensywnym posiadaniem, jesteśmy bardziej rockandrollowi. Pum, tralala i niech się dzieje. Bo profil zawodnik, jakich mamy, jak Gareth, Karim, Cristiano, Di María, wcześniej Özil... Z nimi na boisku się dzieje. Są przebojowi i mamy wielki potencjał w łamaniu rywala. Jesteśmy przyzwyczajeni do bardzo łatwego dochodzenia do sytuacji, co większość ekip sporo kosztuje.

Jednak ostatnio więcej kosztowały was starcia z drużynami podobnymi do waszej, jak Borussia, niż z tą z przeciwnym stylem, jak Barça.
Z Barçą w ostatnich latach rywalizowaliśmy bardzo dobrze, nie patrząc na aspekt wygranej lub przegranej. Myślę, że jesteśmy bardzo wysoko, ale brakuje nam złamania półfinału Ligi Mistrzów. Wiemy, że w najbliższym finale Pucharu Króla i w Lidze będziemy rywalizować. Jednak w Lidze Mistrzów trzeba przeskoczyć na ten poziom, gdzie rozgrywa się wielki mecz, kiedy faktycznie tego trzeba. Zabrakło nam tego świetnego spotkania w tych półfinałach Ligi Mistrzów. W ostatnich trzech latach, w których odpadaliśmy, zabrakło nam tego punktu. Oby udało się w tym roku.

Jeśli chodzi o rywali, jak mocno doceniasz grę Barçy? Uważasz, że tak wyjątkowy sposób gry ma przed sobą prostą ewolucję?
Posłuchaj, Barça ma skonsolidowaną podstawę złożoną z zawodników grających tam od lat, którzy znają się doskonale i zawsze typ meczu, jaki napotykasz grając przeciwko nim, jest podobny. Ja już wiem co mniej więcej mnie czeka. Teraz dzięki transferowi Neymara wprowadzili inne cechy, ale człowiek wie już, z czym się zmierzy, jakie są ich wielkie zalety i że są bardzo trudni do kontrolowania. Wiem już na czym muszę się skupiać w starciach z nimi. Uczyliśmy się tego, gdzie faktycznie robią ci krzywdę, gdzie tworzą przewagi i gdzie chcą, żeby potknął się rywal, żeby mogli ci zaszkodzić. Z upływem lat uczyliśmy się tego i dlatego teraz, w porównaniu do okresu sprzed 4 czy 5 lat, jesteśmy podobni do nich, gdy się mierzymy.

Borussia Dortmund - kto się z nimi mierzy, wie, że oddadzą mu piłkę.
Tak, oczywiście, oddają piłkę i czekają, by cię zabić. Świetnie im to wychodzi. Mają to doskonale przygotowane i trener pokazuje im, jak to dokładnie robić. Czasami przeciwko nim wpadasz w tę pokusę stwierdzenia „cóż, mam piłkę, pogram nią” i puf, łapią cię na nieuwadze i robią krzywdę. Nawet się tego nie spodziewasz. Ale w poprzednim roku stało się coś takiego, że źle podeszliśmy do tego półfinału. Nie byliśmy na naszym prawdziwym poziomie. Naprawdę, porażka 2:1 w fazie grupowej wydawała mi się uzasadniona, ale 4:1 z półfinału to był poziom, który nie był nasz. Ja nie czułem się dobrze z pachwiną, ale ogólnie byliśmy w dołku. 2:1 z grupy to było naprawdę to, czego można spodziewać się po otwartej walce z Borussią, bo to była wielka ekipa, zarówno w Dortmundzie, jak i w Madrycie. Widziałeś ciężko harującą drużynę, której wszystko cudownie wychodziło. A 4:1 to była po prostu nasza katastrofa, bo graliśmy fatalnie. Lekcja jest taka, że nie możesz im niczego ułatwiać - nie możesz wpaść w pułapkę, jaką na ciebie szykują. Oni mówią „chodź, chodź tutaj”, ty tam idziesz i pum, zabijają cię. Oczywiście, kiedy widzisz tak klarownie czego chce ta ekipa, to nie należy wchodzić w taką grę, trzeba starać się od tego uciekać, unikać tej klatki, jaka jest przez nich szykowana. Trudno to osiągnąć, ale trzeba próbować.

Barça i Borussia to dwa przeciwne przykłady. Czy można mieć kontrolę nad grą bez posiadania kontroli nad piłką?
Bez wątpienia. My graliśmy przeciwko Barcelonie bez posiadania piłki, ale kontrolując spotkanie. Tak było przy 1:2 na Camp Nou w Lidze w 2012 roku. Także przy 1:3 na Camp Nou w Pucharze. Bo Barcelonie nie zabierzesz kontroli nad piłką, ale możesz zabrać kontrolę nad meczem. Borussia Dortmund nie ma kontroli nad piłką i może bez problemu kontrolować mecz. Ale uwaga, chodzi o Dortmund z poprzedniego sezonu, bo ten obecny nie gra z taką intensywnością. Ale oczywiście to jest możliwe. Możesz wyprowadzać mniej ataków, ale mogą być one dużo bardziej efektywne niż te rywala zamiast atakować częściej, ale z mniejszą efektywnością.

Uważasz, że nowoczesny futbol to starcie władcy piłki z władcą przestrzeni?
Może i tak, chociaż to za duże uproszczenie. To w dużej mierze zależy od zawodników, jakich posiadasz. Określony typ gracza możesz prosić o określony typ rzeczy, ale innych już nie. Jednak mając na uwadze swoją kadrę musisz starać się kontrolować mecze. Dla mnie to najlepsza formuła na dojście do wygranej. Czymś innym jest to, o co możesz prosić nas, a czymś innym to, o co prosisz Levante. Jednak kontrola to podstawa. Wybieram, gdzie chcę, żeby wychodzili rywale, gdzie chcę mieć wyprowadzaną piłkę, żeby tworzyć określony pressing, kiedy chcę naciskać rywala, a kiedy nie chcę... Jeśli drużyna się cofa, weźmy tutaj Atlético Madryt, jak to atakować, jak tworzyć przewagi i jak ich łamać... Oczywiście to jest dużo bardziej skomplikowane.

O Bayernie Monachium moglibyśmy powiedzieć, że są teraz najbardziej uniwersalną ekipą?
To bardzo elastyczna drużyna. Grają z tobą dwoma obrońcami, a zaraz szybko ustawiają się w 4-2-3-1 zależnie od przebiegu meczu. I mają dużo zmian rytmu [Xabi pstryka palcami]. Mają posiadanie i przy tym atakujący starają się wprowadzić wertykalność i łamanie akcji, ale łącząc to z grą między liniami, jaką mają Götze, Thiago, Lahm czy Ribéry. Trochę inny jest Robben, który bardziej lubi być na pozycji skrzydłowego. Cały czas wzbogacają swoją drużynę.

Zaskoczyło cię, że Guardiola postawił na elastyczność zamiast zostać „zakładnikiem samego siebie”?
Nie, bo dobry trener dostosowuje się do piłkarzy, jakich ma i on potrafił się dostosować. Nie mógł tam zrobić repliki Barçy, bo musisz bazować na zawodnikach, na których możesz liczyć. Jednak on potrafił wprowadzić wzbogacające taktycznie ekipę niuanse na tę podstawę, gdzie już była tam prawdziwa wielka drużyna, gdzie mieli wertykalność gry, dobrą kontrolę i intensywność w obronie.

O Chelsea można powiedzieć, że Mourinho wprowadza swoje idee?
Oczywiście. Chelsea odzyskuje intensywność. Teraz jasno wie, jak gra. Grają tym, w czym są silni, czasami cofając się, jak z City, czasami grając wyżej, bo oni dostosowują się do sytuacji. Jednak sądzę, że Chelsea dopiero się rozkręca. To ciągle nie jest Chelsea Mou, bo kadra całkowicie się zmieniła. Oczywiście, to Chelsea, ale ciągle buduje podstawy, żeby zobaczyć wyniki w następnym roku.

To proces podobny do tego z pierwszego roku Mourinho w Realu?
Tak, bo ma dobrych zawodników, chociaż podstawa pierwszego roku Mou w Realu była praktycznie taka sama, jaką mamy tu teraz. Prawie nic się nie zmieniło. Arbeloa, Pepe, Ramos, Marcelo, Cristiano, Benzema... Mourinho widział, gdzie można było dojść w pierwszym roku. To był dobry rok, rozegraliśmy więcej niż poprawny sezon. Wygraliśmy Puchar i to był dobry pierwszy rok, a także podstawa pod drugi, gdzie wygrano Ligę i można było wygrać Ligę Mistrzów. Do drugiego sezonu nie osiągnęliśmy autorytetu na boisku, tej możliwości otwartej walki z kimkolwiek, tej pełnej wiary w siebie. Do tamtej chwili mieliśmy za duży szacunek. Na przykład ten 2011 rok - wygraliśmy finał Pucharu Króla z Barçą i 3 dni później przyjęliśmy ich u siebie w Lidze Mistrzów, ale nie potrafiliśmy utrzymać poziomu. Znowu zepchnęli nas do tyłu. To była chwila na zaznaczenie hierarchii, ale zagraliśmy bardzo płasko. Ale z czasem udało nam się to całkowicie zmienić i teraz nie ma to już miejsca.

Co myślisz, kiedy oglądasz mecze Premier League czy Bundesligi i masz te spektakle na pełnych stadionach, a potem porównujesz to do tego, co dzieje się w lidze hiszpańskiej?
Tak, oglądam te mecze. Oczywiście. Dla widza sposób, w jaki się to sprzedaje, czy sposób, w jaki nadaje się wagę wydarzeniom na boisku, jest dużo bardziej atrakcyjny w tych dwóch ligach niż w naszej. I do tego oglądasz grę drużyn i nie istnieje taka różnica, jak na trybunach. Oglądasz Valladolid czy Villarreal i myślisz, że grają świetnie. Drużyny z Premier czy Bundesligi nie są lepsze ani coś, ale cała paczka jest dużo atrakcyjniejsza. Na poziomie audiowizualnym i atmosfery. Stadiony są cudowne, kibice kolorowi i entuzjastyczni. To jest dużo bardziej atrakcyjne. Więc tak, oglądam dużo Premier League i Bundesligi. Więcej niż La Ligi czy Serie A.

Jaki wpływ mają takie czynniki jak szacunek dla kibica, ceny biletów czy skupienie się mediów na sporcie?
W Hiszpanii za dużą wagę nadaje się anegdotom. Tworzy się debaty narodowe o małych historiach, o jakimś spojrzeniu, kontrowersyjnej akcji zamiast skupić się na samym sporcie. Tak, wszystkie te czynniki mają wpływ, podobnie jak rytm życia, klimat, sposób bycia... Wszystko się liczy.

Nie wydaje się, że czas pozwoli poznać ci Bundesligę od środka, prawda?
Prawdopodobnie nie.

Nie możemy skończyć bez wspomnienia o wyjściu na La Volpe [chodzi o wyprowadzenie piłki z szeroko rozstawionymi stoperami i defensywnym pomocnikiem między nimi; nazwa wzięła się od nazwiska trenera, który to wprowadził]. To jest czy nie jest moda?
Robią już tak praktycznie wszyscy i to jest moda, ale to daje ci inny rytm gry. Zaczynasz pierwszą fazę z rytmem pod kontrolą. Nie grasz podań między linie, czekając czy coś z tego wyjdzie, ale progresywnie idziesz do przodu. Mi się to podoba. Trochę się cofam, widzę grę od tyłu i taka perspektywa mi się podoba.

Futbol twojego ojca był inny od tego dzisiejszego. Jaki będzie futbol za 30 lat? Jaki będzie futbol dla syna Xabiego Alonso?
Na pewno się zmieni. Za każdym razem wprowadza się nowe rozwiązania i to, co dzisiaj wydaje się definitywnym rozwiązaniem, za kilka lat będzie kwestionowane, a my będziemy pytać dlaczego tak graliśmy. Wielu ludzi myśli nad rozwiązaniami i szuka ich dla problemów, które się tworzą, a to wszystko doprowadzi do zmian, bez żadnej wątpliwości. Wielu ludzi nie ogranicza się do zaakceptowania, że coś się stało, oni wracają do sytuacji, jej powodów i możliwych rozwiązań. Chociaż prawdą jest, że możesz dużo myśleć, a i tak wynik jest nieobliczalny, to wielka ewolucja futbolu w ostatnich trzydziestu latach nie była przypadkiem. Wzięła się z tego, że ludzie się uczyli i potrafili przekazać swoje pomysły. Także mieliśmy ewolucję, bo propozycje zmian odnosiły sukcesy i dobre wyniki. Jeśli byłoby inaczej, byłyby krytykowane, jakby pochodziły od jakiegoś marzyciela. Myślę, że też trening będzie coraz bardziej zindywidualizowany. Będą strefy drużynowe, ale coraz bardziej zindywidualizowane. To doprowadzi do zmian i ludzie ze środka będą musieli się do tego dostosować.

Ci ludzie, którzy uczą się i myślą, to trenerzy?
To trenerzy i przyszli trenerzy.

Czy ty będziesz bohaterem tych zmian?
Nie wiem. Czasami czuję, że spróbuję. Czasami jednak myślę, że przeżyłem to już bardzo intensywnie. Sądzę, że kiedy skończę karierę, to wezmę potrzebny wolny czas dla siebie i dla rodziny, a potem zobaczę. Nie zrobię bezpośredniego skoku z piłkarza na trenera. Mam duże doświadczenie i wiele wiem, ale jest wiele aspektów, w których muszę się ciągle ukształtować, żeby osiągnąć inną perspektywę niż ta piłkarza. I wtedy nadejdzie moment, w którym zdecyduję czy chcę, czy nie chcę spróbować. Tak więc jeszcze zobaczymy...

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!