Advertisement
Menu
/ własne, euroleague.net

Zabójcza końcówka w Bambergu

Królewscy wciąż niepokonani (69:89)

Wbrew wszelkim pozorom, koszykarze Realu Madryt znów natrafili na ambitnego i bardzo wymagającego przeciwnika. Jeszcze w ostatniej kwarcie gracze Brose Baskets bliscy byli doprowadzenia do remisu, lecz wszystko zakończyło się na... dwudziestopunktowej przewadze gości (69:89). Brzmi niedorzecznie, ale było to naprawdę trudne spotkanie. Zespół z opresji uratowały punkty Nikoli Miroticia i świetna dyspozycja hiszpańskiego duetu – Sergio Rodríguez i Rudy Fernández.

Królewscy rozpoczęli bardzo słabo, sprawiali wrażenie zupełnie zagubionych na obcym parkiecie. Straty sięgały już dziewięciu punktów (13:4) i z pewnością byłyby większe, gdyby nie Sergio Rodríguez, który uporządkował grę w ofensywie i pomógł uzbierać niezbędne punkty. Udało się doprowadzić do remisu (20:20), a następnie przejąć prowadzenie. Zmartwień było coraz mniej, nie licząc obrony. Zaangażowanie i poziom koncentracji na własnej połowie pozostawiały wiele do życzenia i nie uległy zmianie. Zawodnicy Brose Baskets prezentowali się w tym elemencie gry lepiej, świetnie ograniczając przeciwnikom możliwość do szybkich wypadów pod kosz.

Minęło dwadzieścia minut, a po stronie madryckiej obecna była tylko jedna przechwycona piłka. Liczba ta mówi wszystko. Real Madryt pozbawiony był dostępu do swej najgroźniejszej broni, czyli kontrataków. Nie przechwytywał piłek, nie dominował na tablicy, więc w rezultacie nie zyskiwał okazji do szybkich ataków. Pomijając już tę nieszczęsną defensywę, tego właśnie brakowało najbardziej. Madryt nie był sobą, nawet jeśli wciąż prowadził (38:43).

Tradycyjnie już zawodnikom dobrze zrobiła przerwa i dłuższa rozmowa z trenerem. Wrócili na boisko pewni siebie, zmotywowani, skuteczni. Czuli się swobodniej, co szybko udowodnili osiemnastoma punktami przewagi (42:60). Koszykarze Brose Baskets nie zwątpili i próbowali odwdzięczyć się kibicom za nieustający doping, lecz na ich drodze znów stanął Rodríguez. El Chacho w pojedynkę mierzył się z defensywą rywali i wychodziło mu to nad wyraz dobrze. Gracze w czarnych strojach postawili jednak na mocny pressing i zniwelowali straty do trzech punktów (69:72). Wydawało się, że wymiana ciosów potrwa do końcowej syreny, a towarzyszyć jej będzie sporo nerwów i emocji. Nic bardziej mylnego.

Real Madryt obudził się z długiego snu i zafundował przeciwnikom zabójczą końcówkę. Potrzebował ledwie trzech minut, aby uzbierać siedemnaście punktów i nie pozwolić gospodarzom na żadną odpowiedź. Siedemnaście do zera! Ogromne wyrazy uznania dla Rudy'ego, robiącego dosłownie wszystko, aby tylko zespół nie przegrał – zbierał, przechwytywał, asystował, punktował. Kilka cennych trafień zaliczył również Nikola Mirotić, dzięki czemu drużyna dopisała do dorobku kolejne, siódme już zwycięstwo.


69 – Brose Baskets (20+18+11+20): Gavel (11), Goldsberry (-), Jacobsen (5), Veličković (6), Zirbes (12) – Sanders (9), Wright (-), Tadda (-), Ford (12), Smith (9), Fischer (5).

89 – Real Madryt (20+23+17+29): Llull (4), Rudy (13), Darden (2), Mirotić (20), Bourousis (6) – Draper (8), Reyes (8), Rodríguez (19), Carroll (9), Slaughter (-).

Skrót spotkania | Statystyki | Tabela

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!