Advertisement
Menu
/ własne

Pech - Real 1:2 Barça!

Kibice spodziewali się wielkiego widowiska i faktycznie, nie można było...

Kibice spodziewali się wielkiego widowiska i faktycznie, nie można było mieć zastrzeżeń. Miliony przed telewizorami i setki tysięcy ludzi na trybunach obejrzało Gran Derby. Atut własnego boiska zdecydowanie przemawiał na korzyść Realu, ale forma Barcelony (14 kolejnych meczy bez porażki) też robiła wrażenie. Chyba pierwszy raz od wielu lat typujący wyniki ludzie mieli problem z obstawianiem na to spotkanie. Katalończycy nie wygrali już od 7 lat na Bernabeu. Jednak nieprzejęci tym faktem Rijkaard i Laporta zapowiadali hucznie, że wyjadą z Madrytu "z tarczą"...
Po raz pierwszy od wielu lat nie było specyficznej gorączki przed tym wielkim zjawiskiem. Przedtem starannie tworzyli ją przede wszystkim Katalończycy, a w szczególności były prezydent klubu z Camp Nou - Joan Gaspart. Tym razem jego imiennik wykazał się mądrością i dalej konsekwentnie stara się zakopać topór wojenny. Był z kwiatami w miejscu, gdzie 11. marca w zamachu terrorystycznym zginęło prawie 200 osób.
Zresztą na twarzach obu prezesów rysowały się dziś grobowe miny. Nie wiedzieć czemu. Choć pierwsze pół godziny meczu usprawiedliwa kiepski nastrój los presidentes. Królewscy rozpoczęli z impetem, cały czas stosując presing na rywalu. Kapitalnie podwajali krycie na flankach Beckham i Cambiasso, co uniemożliwiało rozwinięcie skrzydeł Overmarsowi i Ronaldinho. Dlatego strzałów probował Xavi, choć też z miernym skutkiem. W 28. minucie Ronaldinho oddał bardzo groźny strzał, piłka zkozłowała przed Casillasem, ale na szczęście nikt nie zdążył dobić piłki. W 30. minucie dość kontrowersyjna sytuacja w naszym polu karnym, bowiem Helguera zagrał ewidentnie ręką, za co bez wątpienia należał się gościom karny. Na szczęście dla nas nic takiego się nie wydarzyło i od tego momentu na boisku istniał tylko Real. Pierwsza wyśmienita okazja dla Realu: kąśliwy strzał zza pola karnego Zidane'a broni Valdes, ale po chwili wypuszcza piłkę z rąk. Dopada do niej Raul, który strzela wprost w bramkarza Barcelony. Potem do futbolówki dobiega jeszcze Roberto Carlos, który przymierzył pod poprzeczkę i gdyby nie Puyol prowadzilibyśmy 1:0. Niestety kudłaty obrońca wybija... twarzą tylko na rzut rożny. Jednak po tym kornerze też na trybunach zrobiło się gwarno, bowiem Figo uderzył piłkę, która minimalnie minęła prawy słupek bramki Valdesa.
I za moment znowu mógł być gol! Tym razem z ostrego kąta rzut wolny wykonywał Becks. Mocno zacentrował i najpierw któryś z Królewskich trącił piłkę na poprzeczkę, a potem Figo uderzył głową i... gol, czy nie? O to właśnie przez najbliższe dni będzie się spierać prasa w Hiszpanii. Piłka prawdopodobnie jednak nie przekroczyła całym swoim obwodem linii bramkowej. Cały czas 0:0. W tym okresie tylko jednym groźnym strzałem byli w stanie odpowiedzieć gracze Blaugrany. Davids jednak uderzył w sam środek bramki Ikera. Chwilę potem najlepszy na boisku w pierwszej połowie Figo uderzył w boczną siatkę po przeprowadzeniu indywidualnej akcji. Perez Burrull zakończył pierwszą połowę, w której pod koniec zdecydowanie dominowaliśmy. Jednak tu potrzebne były gole.
Tymi zaś zdecydowanie pachniało od dłuższego czasu. Po rozpoczęciu drugiej części gry i zamiany stron obraz gry nie uległ zmianie. Dalej Barcelona ograniczała się tylko do "obrony Częstochowy". Pierwszy atak przeprowadził lewą stroną Carlos, jednak za nisko zagrywał do niepilnowanego zupełnie Raula. Piłkę przejął świetnie dysponowany dziś Puyol. Chwilę później ten sam numer 5 w FCB fauluje Zizou, jednak sędzia puszcza grę, do piłki dopada Beckham i strzela mocno, ale nad poprzeczką. Niedługo potem szczęści próbuje strzałem z lewej nogi po ziemi Solari. Jednak zbyt czytelne to było uderzenie. Po minucie rzut wolny z ponad 30. metrów wykonuje Roberto Carlos. Przepiękna "bomba" zmierza pod poprzeczkę, ale tylko tylko V. Valdes wie, jak udało mu się wybić piłkę na rzut rożny. W 53. minucie po raz kolejny kapitalną interwencją popisał się golkiper FCB. Tym razem piłka zmierzała tuż przy słupku po kapitalnym uderzeniu Figo. Niedługo trzeba było czekać na gola. Po tym kornerze trochę zamieszania w polu karnym, w którym najlepiej odnalazł się Solari. Argentyńczyk strzela mocno i trafia idealnie w "mysią dziurę" - 1:0!. Rijkaard stawia wszystko na jedną kartę wprowadzając ex-madridistę Luisa Enrique i Kluiverta. Ten drugi strzela, podobnie jak w grudniu, głową pokonując Ikera Casillasa doprowadzając do remisu. Niestety nasi obrońcy nieudolnie wykonali pułapkę ofsajdową, na której nie dał się złapać Van Bronckhorst, potem wystarczyło tylko przelobować Casillasa, a Kluivertowi wpakować piłkę do pustej bramki - 1:1.
Następne minuty to znowu szachy. Ronaldinho pomylił się z rzutu wolnego wykonywanego z 17. metra, a Figo przeniósł piłkę nad poprzeczką po drugiej stronie boiska. W 70. minucie z boiska schodzi Figo, za drugą żółtą kartkę! Niestety w obu przypadkach kartek można było uniknąć. Pierwsza została wpisana do protokołu za dyskusje z sędzią liniowym, a druga za bezsensowne wejścia Figo z uniesioną nogą na Puyola. Czerwona kartka i od tego momentu Królewscy grali w "10" i bez pomysłu. Po prawej stronie nie miał kto atakować i wyraźnie zaczął doskwierać brak motoru napędowego, jakim był bez wątpienia Luis Figo. Zizou zagrał dziś na prawdę źle, dlatego wkrótce opuścił murawę (na jego miejsca na 10 minut przed końcem pojawił się Guti). W 77. minucie Kluivert na nasze szczęście nie wykorzystuje prostej sytuacji. Ostatnie minuty należą zdecydowanie do Barçy, która zwietrzyła szansę na wywiezienie z trudnego terenu trzech cennych punktów. Merengues dopuszczali rywala już na 16 metr od swojej bramki i kiedy z boiska zszedł drugi z bohaterów tego meczu, Solari, stało się najgorsze... W 86. minucie Xavi podwyższa wynik na 1:2 dla Katalonii! Znowu błąd przy założeniu pułapki ofsajdowej! Kapitalną asystę zaliczył niewidoczny cały mecz R-dinho. Wszyscy piłkarze beez wyjątku słaniali się już na nogach, więc trudno było mówić w tym momencie o szansie na wyrównanie... Szkoda, bo była szansa na prześcignięcie, choć na parę godzin lidera z Walencji. Tymczasem pod znakiem zapytania stanęło zdobycie przez nas nie tylko mistrzostwa, ale także wicemistrzostwa, gdyż teraz po piętach depcze nam FC Barcelona.
Ogólnie obie drużyny stworzyły jedno z lepszych derby w przeciągu kilku lat, to powinno cieszyć. Niestety, znowu okazało się, że nie ma kto grać w przypadku "zmęczenia materiału". Wypadałoby w tym miejscu pochwalić za grę Figo, mimo czerwonej kartki, Solariego oraz Cambiasso, który był mocnym punktem swojej drużyny. Na wyróżnienie zasłużył też na pewno Salgado, który częściej niż Roberto Carlos włączał się do akcji ofensywnych zespołu. I tylko punktów żal... Hala Madrid!

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!