Advertisement
Menu
/ Marca

Ancelotti: Futbol to także dobra obrona

Wywiad dla <i>Marki</i>

Carlo to człowiek, do którego łatwo dotrzeć. Jeśli do tego wchodzisz na jego teren - futbol, staje się on otwartą książką. Spokojnie siada, żeby porozmawiać o swojej pracy, „Mojej świątecznej choince”. Porozmawiamy więc o futbolu i celu, którego nie ukrywa - zostaniu trenerem La Décimy.

W swojej książce tłumaczy pan szczegóły wszystkich swoich pomysłów na grę, ale co jest ważniejsze, Carlo, system czy zawodnicy?
Zawodnicy są najważniejsi. Dużo pracowałem z Sacchim i wtedy dla mnie istniał jeden system, 4-4-2, łatwo było mi go tłumaczyć. Jednak historia zmieniła się w Juve. Nie chciałem zmieniać pozycji Zidane'owi na prawe lub lewe skrzydło i zacząłem patrzeć na charakterystyki piłkarzy, a potem ustawiać ich tam, gdzie czuli się najlepiej. Przedtem w Parmie miałem okazję kupić Baggio. Porozmawiałem z nim i on powiedział, że woli grać ofensywnego pomocnika, a ja stwierdziłem, że nasz system jest inny, że nie mogę go tak ustawić. Myślę o tym teraz i jak to było możliwe? Jak to nie kupiłeś Baggio, który strzelał po 20 czy 25 bramek? Chcę przez to stwierdzić, że doświadczenie cię zmienia.

Ale w książce podkreśla pan to, że na końcu szuka się systemu, na którym korzysta najbardziej zawodnik z jakością.
Z powodu Milanu, który ma dosyć wyjątkową filozofię i w którym podoba się spektakularny futbol. Berlusconi chciał, żeby drużyna grała dobrze i stąd wziął się pomysł „Świątecznej Choinki”, żeby pomieścić wszystkich graczy z jakością. To oznaczało poświęcenie ze strony wszystkich, bo Seedorfowi nie podobało się schodzenie na lewą stronę, a Gattuso na prawą, ale przede wszystkim trzeba było dostosować się do filozofii klubu. Nie możesz grać piłki z jakością bez graczy z jakością.

Tłumaczy pan wszystkie swoje systemy, a czy w piłce wszystko już wymyślono?
Nie sądzę, że wszystko. Ostatnim przykładem jest Hiszpania, która wygrała Mundial bez czystego środkowego napastnika. Najważniejszy wtedy jest dynamizm i podstawy gry.

Tej „choinki” nie widzieliśmy w Madrycie.
Zaczęliśmy od „choinki”, następnie był romb, a potem 4-4-2. Tutaj nie możesz grać choinką z powodu charakterystyki zawodników. Masz Cristiano, który lubi schodzić z lewej strony i Bale'a, który woli schodzić z prawej. Nie ma zawodników do gry w tym systemie. Jest jeden, Isco, który mógłby świetnie grać na pozycji ofensywnego pomocnika.

Łatwiej to wprowadzić we Włoszech niż tutaj?
Nie sądzę, że jest jakaś zmiana w aplikowaniu tego systemu tutaj i we Włoszech. Chodzi o całą nowość, która daje ci przewagę. Przy systemie Sacchiego rywale na początku nie wiedzieli jak wyjść z pressingu. W Milanie podobnie było z „choinką”, na początku rywale nie mieli pojęcia jak bronić przy tych ofensywnych pomocnikach, ale trenerzy są mądrzy i po jakimś czasie znajdują formułę.

Pisze pan w książce, że Sacchi zabijał pana pracą taktyczną. Czy można też tyle pracować w nowoczesnej piłce?
Teraz pracuje się lepiej niż wcześniej. Uważam, że wtedy nie wykonywano dobrej pracy fizycznej. Ja mam teraz problemy z kolanem, plecami, biodrem, bo wszyscy robiliśmy to samo. Robiłem to samo, co Van Basten, a byłem zupełnie innym graczem niż Marco. Teraz piłkarze są większymi profesjonalistami i są pod większą kontrolą. Pracuje się w sposób bardziej indywidualny, to ta wielka zmiana. Napastnik nie może biegać 40 minut, pomocnik już tak. Technologia była kluczowa przy kontrolowaniu obciążenia zawodników.

O Zidanie z Juventusu mówił pan, że był niezbędny i że bez niego autobus nie ruszał. To samo dotyczy teraz Cristiano?
[śmiech] To oczywiste, że jest najważniejszym zawodnikiem. On może być przykładem dla wszystkim. To może i podobny przykład. Prowadziłem także Maldiniego, wszyscy są wzorami, ale w tym Realu jest ich więcej.

Zidane był jednym z tych zawodników, którzy przenosili swoją ideę na boisko?
On miał niesamowite umiejętności, ale brakowało mu trochę osobowości. Mógł być większym liderem przy swojej charakterystyce, ale taki jest jego charakter.

Więc nie był wtedy piłkarzem-trenerem...
Nie było tak w jego przypadku. Na początku miałem w tym stylu Deschampsa, Conte, teraz tutaj mam Alonso, oni na pewno. Xabi będzie świetnym trenerem. Jest wielu graczy, z którymi można rozmawiać o taktyce.

Z innymi nie.
[śmiech] Są różne typy... Pirlo, na przykład, nie musisz tłumaczyć niczego, on wszystko zna i wie, jak przygotować się do meczu.

Wydaje się, że praktycznie wszystkie pańskie decyzje dotyczyły przede wszystkim bronienia w środku pola.
„Choinka” była dobra, bo skupiała wielu zawodników w środku pola i pomagała kontrolować grę, nie tylko w sposób horyzontalny, jak w 4-4-2, ale także wertykalny. Jednak potrzebujesz wtedy ciężkiej pracy bocznych obrońców, bo w środku gromadzisz wielu ludzi.

4-3-3 to pana ostateczny system dla Realu Madryt?
Teraz tak. To nie jest choinka, bo Bale'a i Ronaldo mogę bardziej używać na skrzydłach.

Ale ten system może dawać takie posiadanie piłki, jak 4-3-2-1?
Tutaj posiadanie piłki może być charakterystyką tej drużyny, przede wszystkim, gdy masz takich graczy, jak Alonso, Illarra, Isco czy Modrić, ale bez tracenia tej kluczowej charakterystyki ekipy, jaką jest kontratak. Z przodu są gracze, którzy szybko podejmują decyzje.

Jednak włoski trener i posiadanie piłki...
Cóż, włoska liga mocno ci pomaga, bo mierzysz się z wieloma systemami. Futbol to także dobra obrona i ja nie jestem zadowolony z tego, jak broni Real. Fakt, że jestem Włochem, nie oznacza, że lubię tylko bronić. W Chelsea ustanowiliśmy rekord bramek w historii klubu.

Więc skąd tyle problemów w obronie?
Poza dobrą organizacją chodzi przede wszystkim o poświęcenie. Dla mnie najlepszym systemem obronnym jest 4-4-2, bo nie jest łatwo bronić tylko trójką w środku. Poza tym nie lubię dawać za wiele pracy w obronie Cristiano i przede wszystkim Bale'owi, bo potrzebujemy ich jakości. A z trzema pomocnikami nie jest łatwo mieć dobre krycie i naciskać z przodu. W „choince” też mieliśmy ten problem, nie było łatwo pokryć bocznego obrońcy, który wychodził. Ostatecznie w finale w Atenach graliśmy trzema pomocnikami przy piłce i czterema bez piłki, przesuwałem Seedorfa do tyłu, żeby bronić czwórką.

Mówi pan o decyzjach marketingowych, które wpływają na trenera. Do czego się pan odnosi?
Obserwuję zawodników, których mam po przyjściu i potem proszę o to, co uważam za stosowne. Jeśli nie ma pieniędzy, żeby ich kupić, trzeba się dostosować.

Ale zakup Beckhama, jak to zrobiło PSG, też wpływa na trenera.
Nie, to była łatwa sprawa, bo potrzebowaliśmy pomocnika i on nie miał kontraktu. Znałem go z Milanu, był wielkim profesjonalistą i potem grał tyle, na ile zasługiwał, jak reszta. Tego nie ma w książce, ale mówię wam, że żaden prezes nie powiedział mi: „Wystaw tego piłkarza”. Berlusconi dużo pytał, dyskutowałem z nim, ale wtedy, gdy byliśmy liderami. „Drużyna powinna grać trójką napastników”, mówił. Odpowiadałem, że są Inzaghi, Szewczenko i Kaká, ale on twierdził, że Kaká to nie napastnik [śmiech]. Każdy prezes ma swój skład, tego jestem pewny, ale na końcu decyduję ja. Prezes zawsze ma swój pomysł. Do Realu przyszedłem dosyć późno i klub myślał już o Isco i Illarrze, ale oni mi się podobali.

Rodzina Agnellich, Berlusconi, Abramowicz, Naser... Jak tłumaczy pan te stosunki w książce?
Jest różnica. Miałem prezesów, którzy stają się kibicami klubu, bo go kupują, jak Abramowicz czy Naser w PSG, ale Florentino i Berlusconi są inni. Urodzili się kibicami swoich ekip. Trzeba im tłumaczyć sytuację, ale trener podejmuje decyzje. Ja wiele razy podejmowałem złe decyzje, taki jest futbol.

W książce mówi pan także o stosunkach z zawodnikami.
Czasami nie jest łatwo. Capello mnie posadził, a ja tego nie rozumiałem. Mówił mi o rzeczach, których ja nie widziałem. Dlatego czasami wolę niczego nie tłumaczyć. Moje biuro zawsze jest otwarte i rozmawiam ze wszystkimi, ale czasami nie jest łatwo o czymś mówić, bo chodzi o małe szczegóły.

Który z pańskich zawodników buntował się najbardziej?
Miałem gracza, który kiedy mówiłem w szatni, to wieszał przed sobą garnitur, żeby na mnie nie patrzeć [śmiech]. Jednak sądzę, że na końcu miałem do wszystkich szacunek. Dla trenera kluczem jest relacja z zawodnikiem, ale to nie zawsze oznacza przytakiwanie, czasami trzeba powiedzieć „nie”. Mam swój pomysł na grę i muszę ich przekonać, że jest dobry, ponieważ jeśli zawodnik nie wierzy, to wszystko wychodzi źle.

Trenerem, który wpłynął na pana bardziej niż Sacchi, był Liedholm.
Był jednym z pierwszych, który zaczął grać we Włoszech strefą, do tamtego czasu broniło się jeden na jednego. W 1958 roku strzelił w finale gola Brazylii, był wielkim zawodnikiem. Zawsze bardzo spokojny, jako zawodnik, z prezesami...

Trochę jak pan.
Ja mam dużo cierpliwości.

Zaskoczyła pana krytyka w Hiszpanii?
Dużo mówi się, że wszyscy trenerzy mieli problem w Realu Madryt, ale to motywacja. Tutaj kibice proszę o wiele, bo to Real, ale to normalne.

Pamięta pan zwycięstwa nad Realem?
Sacchi podziwiał Real, to był wzór dla Milanu i zawsze powtarzał swoje „tak gra Real, tak gra Real”... Do pierwszego meczu podchodziliśmy z wielką motywacją, ale i strachem. W rewanżu zauważaliśmy strach Realu.

Opowiada pan w książce o pierwszym dniu z Florentino.
To był wyjątkowy dzień, ponieważ przejście do Realu było marzeniem od wielu lat. Od pierwszego razu, gdy rozmawiałem z Florentino w 2006 roku, ale wtedy nie wyszło z powodu dobrych stosunków między dwoma klubami. Kiedy zobaczyłem te wszystkie Puchary Europy, byłem pod wrażeniem. Nigdy nie widziałem dziewięciu razem, tylko siedem.

Dla pana kolejny Puchar byłby trzecim, to bez wątpienia też cel osobisty.
Nie, dla mnie nie. Wolałbym, żeby któregoś dnia powiedziano, że Ancelotti wygrał La Décimę. Ja już wygrałem cztery, to mi wystarczy.

Pisze pan także o finale z Liverpoolem. Rozmawiałem z Rafą...
[Ancelotti przerywa] Co mówi Rafa o tym, co się stało? Ja mam swoje zdanie. On zrobił zmiany, które były ważne. Piszę o tym w książce.

Rozmawiał pan z Xabim Alonso o tym finale?
Tak, oczywiście, powiedziałem mu: „Masz Puchar, który należy do mnie”. On mówi, że nie [śmiech].

To ta strona futbolu, której nie da się kontrolować.
Tak, wiele razy mówiono mi, że powinienem był coś zmienić. Ale trzy tak szybkie gole... Nie dają ci czasu na zmiany.

Co zrobiła Hiszpania, że jest na tak wysokim poziomie?
Kluczem jest styl gry wszystkich drużyn, to nie jest tak taktyczna piłka, jak w innych krajach. We Francji futbol jest bardzo fizyczny, we Włoszech taktyczny i dlatego rytm jest słabszy. Największa różnica dotyczy najmniejszych drużyn. Tutaj grają wszyscy, nie czekają z tyłu, naciskają z przodu, mają odwagę... To jest inne przede wszystkim z tego powodu.

Guardiola był jednym z ostatnich, który wyznaczył taką tendencję?
Pep wyznaczył tendencję, bo to, jak gra teraz Barcelona, wywodzi się w dużej mierze z jego filozofii. Także praca Simeone w Atlético jest niesamowita. Pep był inteligentny, bo mógł iść do Chelsea, którą znał, ale jeśli by tam poszedł, to prosiliby go o grę jak Barcelona, ale do tego musisz mieć Xaviego i Iniestę.

On jest najgroźniejszy?
Tak, ale w grze jest też Real Madryt.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!