Advertisement
Menu
/ irishtimes.com

O historii Realu i Barçy

<i>Irish Times</i> w rozmowie z Sidem Lowem

Sid Lowe z jednej strony przeprowadza wywiady z kluczowymi zawodnikami dla historii futbolu, takimi jak Alfredo Di Stéfano, Johan Cruyff, Michael Laudrup i Luís Figo, z drugiej zaś w swoim warsztacie nawiązuje do pracy historyka. To zrozumiałe, bo zrobił doktorat z tej dziedziny, pisząc książkę o faszystowskiej organizacji „Juventud de Acción Popular”, która działała w Hiszpanii w latach trzydziestych ubiegłego stulecia. Stale współpracuje też z Guardianem, dla którego koresponduje wydarzenia piłkarskie z Iberii.

Ostatnio napisał książkę pod tytułem „Fear and Loathing in La Liga: Barcelona vs Real Madrid”. To właśnie o niej rozmawiał z Irish Times.


Sid Lowe zaczyna opisywać historię rywalizacji Realu i Barcelony od cmentarza położonego obok Camp Nou. O poranku, w dniu rywalizacji dwóch najlepszych hiszpańskich klubów, fani zbierają się tam, aby oddać hołd byłym graczom Barçy: László Kubale i najlepszemu strzelcowi w historii klubu, Paulino Alcántarze (bardzo prawdopodobne, że wkrótce wyprzedzi go Leo Messi). Przed modlitwą obok grobów układa się kwiaty i klubowe sztandary, licząc na to, że przyniosą one pozytywny wynik. Po drugiej stronie stadionu znajduje się za to szpital położniczy. Lowe zauważa, że tak to już jest w hiszpańskiej piłce – z jednej strony życie, z drugiej zaś śmierć.

Wojna domowa
Lowe wykorzystując autentyczne źródła, w tym dokumenty stawiające w innym świetle kontrakt podpisany przez Di Stéfano z Realem w 1953 roku, nadał swojej opowieści szczególny wyraz, obalając przy tym wiele mitów. Lektura jest fascynująca, chce się rozczytywać w detalach, szczególnie zaś tych, które pokazują, jak w krajobrazie wojny domowej odnajdywały się kluby sportowe.

– Ludzie pozwalają sobie na przekazywanie im nieprawdziwych informacji wynikające z założenia, że wojna domowa toczyła się między Katalonią i Kastylią. To kompletna bzdura. Prawdopodobnie jedynym fragmentem z książki, gdzie mój styl pisania zbliża się do agresywnego i pełnego emocji, jest fragment o wojnie domowej.

– Tam nie było odcieni szarości - wszystko było białe lub czarne. To zła droga. Pogląd, że Madryt był agresorem, jest groteskowy. Madryt i Barcelona walczyły po tej samej stronie barykady przez większość wojny domowej. Zatarły się granice między Madrytem, miastem, i klubem sportowym Real Madryt. Tak samo było w przypadku miasta Barcelony i klubu FC Barcelona – mówi Lowe.

– Kolejną z przyczyn takiego obrotu spraw było zacieranie się granic czasowych. Wydarzenia, które w obu klubach występowały znacznie później, wplątane zostały w poczet tych związanych z wojną domową. Na przykład, reżim generała Franco był bardziej podejrzliwy w stosunku do Barcelony niż do Realu. Traktował Barcelonę na zasadzie „nie ufamy im”, a więc w taki sposób, w jaki nie traktował nigdy Królewskich, mimo starannego wybrania prezesów w obu klubach. Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych Barcelona zaczęła budować własną tożsamość w oparciu poglądy przeciwstawne tym reprezentowanym przez Franco. Te zostały z powrotem powiązane z wojną domową. Frustruje mnie to, bo wojna była inną epoką, w czasie której, przy zgoła odmiennych okolicznościach, rozgrywały się zupełnie inne procesy społeczne

– Aby podsumować, dlaczego tak się dzieje, wystarczą trzy słowa: hołd dla Katalonii. Fakt, że najsłynniejsza książka o hiszpańskiej wojnie domowej, przynajmniej w Wielkiej Brytanii, jest poświęcona konkretnie klubowi FC Barcelona. Że Orwell („W hołdzie Katalonii” wydane w 1938 roku – przyp. red.) maluje swój obraz rewolucji w Barcelonie, który ugruntował w powszechnej świadomości pogląd o „antyreżimowych bojowników o wolność”. Tak powstał portret wojny na płaszczyźnie populistycznej. Przez nieobecność tamże Madrytu, praktycznie można wysnuć teorię: „Hm, muszą być zatem po przeciwnej stronie”.

– Będąc uczciwym w stosunku do Orwella, słusznie zauważa on, że ludzie, którzy przybyli do Barcelony z Madrytu nie mogli uwierzyć, jak „wyluzowani” byli madrytczycy w kontekście wojny, ponieważ miasto było bardzo daleko od frontu walki, z dala od ulicznym zamieszek i walk z maja 1937 roku (dni majowe w Barcelonie – przyp. red.). Przez przypadek ta książka ugruntowała przekonanie, iż to nie Madryt, ale Barcelona była punktem oporu w czasie wojny.

– Po zakończeniu wojny domowej Barça stworzyła azyl dla katalońskich separatystów, zwłaszcza wtedy, gdy zakazano używania języka katalońskiego, a więc pod koniec dyktatury Franco. Klub zachwyca się romantyczną opowieścią o własnej historii. Dużo więcej książek zostało opublikowanych na temat Barcelony niż Realu Madryt, a więc klubu, który zdawał się być mniej zaaferowany sytuacją w kraju i tworzeniem jego historii, a bardziej wygrywaniem trofeów. Barça wygrała wojnę propagandową, jeśli chodzi o tożsamość klubową – mówi Lowe.

Wytworzona „historia”
– Barcelona odniosła wiele sukcesów w kreowaniu tego, co Ramón Besa (pisarz specjalizujący się w tematyce hiszpańskiego futbolu – przyp. Irish Times), nazywa „relato” (hiszp. relacja, opowieść – przyp. red.), a więc w kreowaniu tej „historii” wokół klubu - Realowi Madryt to się nie udało. Zaczynasz się nad tym zastanawiać, a Katalończycy powiedzą ci, że jedną z przyczyn, dlaczego Real nie chce wnikać w swoją historię jest to, że jest ona przedstawiana prawdziwie. To jednak tylko część prawdy. Real zawsze próbował sprawić, aby wszystko kręciło się wokół futbolu. Politycznie, niektórzy ludzie związani z klubem, nie przyjmowali idei liberalizmu i demokracji w sposób, w jaki chłonęła je Barcelona – z automatu.

Lowe obala inne ciekawe mity, a wśród nich wady w samym sednie opowieści. Jak na zespół, który podobno jest antyhiszpański, Barça dostarczyła więcej graczy dla kadry niż Real Madryt, włączając w to siedmiu graczy w finale Mistrzostw Świata 2010 roku. Dwóch katalońskich braci stworzyło Real Madryt, dwóch prezydentów Realu Madryt podczas wojny domowej wyrażało przekonania antyreżimowe – Rafael Sánchez Guerra był republikaninem, a Colonel Antonio Ortega komunistyczną marionetką Związku Radzieckiego. Od roku 1939 do przybycia Di Stéfano do Realu w 1953 roku (który to okres był najbardziej represyjnym w historii dyktatury Franco), Realowi nie udało się wygrać tytułu ligowego, za to Barça zgarnęła ich pięć.

W pewnym sensie te dwa kluby więcej łączy, niż dzieli – są dwoma gigantami Ligi. Ich wpływy i przychody przyćmiewają inne kluby. Nie oznacza to oczywiście, że fani nie gardzą sobą nawzajem. W ankiecie przeprowadzonej w 1999 roku, więcej niż połowa zwolenników Barcelony stwierdziła, że wolałaby porażkę Realu niż zwycięstwo własnego klubu.

Mimo to istnieje przepaść między goryczą płynącą z trybun, a emocjami między piłkarzami na boisku. Zespoły są suto zaopatrzone w najemników, z których najnowsi, Brazylijczyk Neymar i Walijczyk Gareth Bale, przypuszczalnie niewiele wiedzieli o kulturalnych i historycznych niuansach rywalizacji, kiedy przyjeżdżali do Hiszpanii. Jak mówi były pomocnik Realu, Santi Solari: „Piłkarze myślą tylko o futbolu, nie o polityce”.

– Właśnie przeprowadziłem wywiad z Gerardem Piqué dla World Soccer, którego nie ma w książce. Powiedział: „Niemożliwe, aby kompletnie odciąć się od tego, co dzieje się wokół ciebie”, a kiedy atmosfera jest tak napięta, jak podczas kilku El Clásico w 2011 roku (cztery w osiemnaście dni), powiedział: „Zaczynasz przyjmować niektóre z tych cech. Zaczynasz myśleć «o, oni tam: co za banda dupków», ale jednocześnie widzisz wszystko z punktu widzenia profesjonalnego piłkarza, a wielu z nich patrzy na swoich fanów i myśli «Boże, oni kompletnie tracą głowę»”.

– Przypadek Luísa Figo może być tu dobrym przykładem (Portugalczyk opuścił Barcelonę i przeszedł do Realu w 2000 roku). Jeden z byłych graczy Barcelony powiedział mi: „Oczywiście, że odszedł. Ja też przeszedłbym tam za takie pieniądze”. Jednocześnie, inny gracz Barcelony powiedział mi, że nigdy by tego nie zrobił. Nie tyle dlatego, że był tak przywiązany do Barcelony, ale raczej na zasadzie „nie mogę uwierzyć, że postawił się w takiej pozycji przed fanami”. Piłkarze nie żyją w oderwaniu od rzeczywistości, ale ich perspektywy są zupełnie inne.

Wyprodukowana nienawiść
– Rozmawiałem z jednym z piłkarzy Realu tuż przed rundą czterech El Clásico. Powiedział mi: „To dziwne. Grasz dla reprezentacji Hiszpanii, są tam ci wszyscy gracze z Barcelony i zasadniczo są w porządku, ale czasem, przez to wszystko, co dzieje się dookoła, czujesz, że jesteś zobowiązany do tego, żeby ich nienawidzić”.

Lowe twierdzi, że José Mourinho wprowadził piłkarzy w tę wyprodukowaną nienawiść podczas trzech lat spędzonych przez niego w Realu. To była motywacyjna sztuczka, która odniosła odwrotny od zamierzonego skutek, ponieważ doprowadziła do upadku jego relacji z kapitanem zespołu, Ikerem Casillasem. Szefowanie Mourinho zakończyło się tego lata. Praca w Realu Madryt była zbyt wymagająca nawet dla The Special One.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!