Advertisement
Menu
/ RealMadryt.pl

Niech magia Bernabéu ich poniesie

<i>Remontada</i> jest możliwa

Autorem felietonu jest jeden z naszych użytkowników – Crystal.

Dwaj hiszpańscy potentaci polegli na największej europejskiej scenie za sprawą dwóch niemieckich klubów i w ciągu zaledwie dwóch dni w oczach kibiców na całym świecie utracili swoje wszystkie atuty. To co się wydarzyło, jest z punktu widzenia logiki niewytłumaczalne. Barcelona, która kilka lat temu całkowicie zdominowała europejski futbol, padła na kolana. Tysiące podań, tiki-taka, a także pełna unikatowość i wyjątkowość zespołu z Katalonii teraz straciły swą moc.

Ludzie na całym świecie wtedy, gdy Real i między innymi Chelsea pokazywali w zeszłym sezonie jak nie ulec Dumie Katalonii, nie byli specjalnie zainteresowani. Można by rzec, że ziewali na tej lekcji jak mało ambitny student na mało ciekawym wykładzie, albo jak tępawy uczeń, który kiwa głową udając że wszystko rozumie, ale wywołany do odpowiedzi robi głupią minę i wraca do ławki z jedynką. W rolę takiego głupio-mądrego ucznia wcieliły się w tej kampanii wszystkie drużyny, z którymi mierzyła się Barcelona. Wszystkie, oprócz Realu Madryt, Bayernu Monachium i w pewnym stopniu Milanu.

No i miało być tak pięknie, miało być coraz lepiej, wszystkie atuty były (wreszcie!) po naszej stronie. Mourinho udowodnił swój geniusz, który nie ma granic – ani tych metaforycznych, ani dosłownych. Drużyna udowodniła, że ma silny charakter i własną filozofię gry, która choć nie opiera się na tysiącach podań, i chociaż Wołowski ani Orłowski nie piszą na jej temat listów miłosnych, to może być skuteczniejsza i bardziej zachwycająca, niż ta „jedyna słuszna i godna podziwu”.

Wszystkim wydawało się, iż Real sięgnął gwiazd, że złapał Pana Boga za nogi, że nastąpiła ta niemal legendarna już „zmiana cyklu”, że po latach naznaczonych medialną kampanią nienawiści i całą falą niesprawiedliwości, nasza cierpliwość została nagrodzona i nadszedł czas dominacji Królewskich. Los jednak jeszcze raz okrutnie z nas sobie zadrwił i kolejny raz wystawił na próbę naszą cierpliwość i wytrzymałość.

Nie ma co zastanawiać się dlaczego Real, który dopiero co dokonał­ niemożliwego, a mianowicie zastopował kataloński marsz w kierunku tytułu najlepszej drużyny wszech czasów, przegrał mecz na Signal Iduna Park. Powodów mogło być kilka. Mi udało się odnieść wrażenie, że to Mourinho zgubił gdzieś swoją genialna formę. W całym tym zamieszaniu wokół swojej osoby, między jedną nienawistną konferencją prasową a drugą, stracił kontrolę nad sytuacją, nad tym, co najważniejsze. Tak, wiem, że hiszpańscy dziennikarze sportowi (i nie tylko hiszpańscy…) to w większości nastawieni na sensację karierowicze, albo w najlepszym wypadku zwyczajni idioci. I ja również nie raz i nie dziesięć razy uśmiechałem się do monitora, czytając uszczypliwe, pełne inteligentnego sarkazmu odpowiedzi Portugalczyka na głupie pytania jakiegoś pismaka.

Ale po pierwsze, wtedy mógł sobie pozwolić na taką medialną, beztroską zabawę, bo broniły go wyniki. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że José jednak przesadza. Można odnieść wrażenie, że więcej czasu poświęca na wymyślanie ciętych ripost, niż na wypracowanie optymalnej strategii na kolejny mecz. Efektem tego jest fakt, że przestały go bronić wyniki. Najwyższa pora nieco się opamiętać, dla dobra własnego i dla dobra Realu Madryt.

Mówi się, że Mourinho przyciągając na siebie całą presję, odbiera ją swoim piłkarzom, żeby ci mogli w spokoju prezentować pełnię swojego potencjału. Ale José z pełną premedytacją ściąga na siebie tyle presji, że jego barki nie są w stanie jej udźwignąć, i spada ona na zawodników. A wówczas cierpią wszyscy, łącznie z nami, kibicami. Ten klub od zawsze był pod wielkim obstrzałem i nikt nie jest w stanie policzyć ile razy potraktowano go niesprawiedliwie, ale po objęciu drużyny przez Portugalczyka ta liczba na pewno została zwielokrotniona. Nie żądam dymisji Mourinho, mam tylko ogromną nadzieję, że zdrowy rozsądek i obiektywna ocena sytuacji wezmą u niego górę nad emocjami. Dopiero wówczas w pełni zasłuży na tytuły wyjątkowego, jedynego i wszystkie inne, jakie sam sobie wymyśli.

Z resztą większość i tak ma swoje zdanie na ten temat. Większość i tak sądzi, że marzenia Mou i Realu o dziesiątym pucharze Europy można odłożyć na kolejny sezon. Większość, ale nie ja. Dlaczego? Dlatego, że Santiago Bernabéu to świątynia futbolu, w której wszystko jest możliwe, a słowa, które idealnie pasują do tego fragmentu to magia. I właśnie magii nie może zabraknąć dziś na Bernabéu. Trybuny nie mogą ucichnąć nawet na chwilę. Nie mogą, bo ich zadaniem będzie poniesienie zawodników niczym na skrzydłach do historycznej remontady. A nie należy zapominać, że 90 minut na Santiago Bernabéu jest bardzo długie…

Wygrana czy przegrana w elitarnych rozgrywkach Champions League to nie wszystko. Tutaj najważniejsze jest, aby walczyć do końca. Ronaldo po meczu w strefie mieszanej zrobił najlepsze co mógł. Na pytania dziennikarzy odpowiedział „Wypowiem się we wtorek”. Cristiano kiedyś również obiecał, że zacznie strzelać bramki Barcelonie. Od tamtego momentu robi to bardzo, bardzo regularnie. Jeżeli on twierdzi, że będzie mówił we wtorek, to chyba każdy ma wizję jak może to wyglądać, zwłaszcza jeżeli ma się świadomość tego, że jedyną drogą do wygrania Złotej Piłki przez Ronaldo, jest ta przez Wembley…

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!