Advertisement
Menu
/ Vanity Fair Spain

Alonso: Szatnia nie jest podzielona

Pełny artykuł z <i>Vanity Fair</i>

To najlepszy pomocnik w historii, niepodważalny gracz reprezentacji i jeden z najbardziej atrakcyjnych zawodników na świecie. Znają go wszyscy, ale tak naprawdę niewielu wie, jaki jest naprawdę. Xabi schodzi na kilka godzin z boiska. Rozmawiamy z nim o rodzinie, jego gustach, a także oczywiście o szatni Realu Madryt i jego trenerze, José Mourinho...

Miał 8 lat i lubił ryzyko. Pewnego dnia w San Sebastián skoczył z brzegu zjeżdżalni do koszykarskiego kosza. Nie doleciał. Wynik? Rozbite oko. Minęły dwa tygodnie i chociaż rozcięcie ciągle się nie zagoiło, on wrócił w to samo miejsce i znowu podjął wyzwanie. Jednak ponownie mu nie wyszło i otworzył kolejną ranę.

„Mówią, że jestem uparty, ale to prawda, że na początku trudno mnie do czegoś przekonać”, przyznaje Xabi Alonso Olano zaskoczony tym, że Triki, jeden z jego najlepszych przyjaciół, opowiedział mi tę anegdotę. Pomocnik jasno wie, czego chce, a czego nie, co mu się podoba, a co nie. „Na przykład, nienawidzę ludzi nieuprzejmych, którzy próbują zaistnieć i przekraczają granice. Nie znoszę też niepunktualności”. Na szczęście przyjechałem na nasze spotkanie na czas. Rozmawiamy w Valdebebas, ośrodku sportowym Realu Madryt. To bastion na 1,2 miliona metrów kwadratowych z 14 boiskami. To również wrzący czajnik presji, ponieważ dzień przed naszą rozmową prezes klubu, Florentino Pérez, zwołał nietypową konferencję prasową, żeby zdementować informacje o rzekomym starciu między piłkarzami i ich trenerem, José Mourinho. Jednak Bask, który nazywany jest „rozjemcą szatni”, przychodzi spokojny i mocno wyperfumowany. Ma na sobie jeansy, czarny sweter i eleganckie włoskie buty. Firma Emidio Tucci zrobiła z niego twarz swojej kampanii, która była chętnie oglądana na portalu YouTube. Zaskakuje swoim wzrostem i budową. To solidny mężczyzna, chociaż nie chodzi tylko o fizyczność czy boisko. Również o dyskurs. Jego ruda broda, jeden z jego znaków rozpoznawczych, nie ukrywa lekkiego uśmiechu, który czasami pojawia się na jego twarzy. Do tego spojrzenie, czasami nieuchwytne, które zdaje się mówić: ani kroku dalej. Jak w jego futbolu, zatrzymuje ataki rywali i to on ustala reguły gry.

Uważasz, że Mourinho został przyparty do muru?
On jest mądry, zawsze umiał żyć z krytyką. Kiedy wyniki są dobre, to wszystko wydaje się piękne, a kiedy są złe, to pojawiają się wszystkie konflikty, osobiste wojenki czy problemy. Jednak to prawda, że w tym roku nie jesteśmy zadowoleni, bo przegramy więcej niż powinniśmy.

Jaki jest trener?
Jako trener jest bardzo, bardzo dobry. Jeden z najlepszych na świecie. Pozwolił mi rozwinąć się pod względem zawodowym, jak i osobistym. Jest też doskonały w empatyzowaniu z zawodnikami.

Nie tak o nim mówią...
Mówię ci to ja, z pierwszej ręki. W codziennym zetknięciu, twarzą w twarz, tu u ciebie wygrywa. Mówię o stosunkach trener-zawodnik. O innych nic nie wiem.

Czy szatnia Realu Madryt jest podzielona przez Mourinho, jak się informuje?
Nie, nie jest podzielona. Do mnie dochodzą wszystkie informacje i widzę różnice między tym, co jest, a tym, co się publikuje. Jednak nie możemy ciągle zaprzeczać pogłoskom. Jesteśmy i powinniśmy być drużyną, musimy być razem, bo to sport zespołowy.

Stosunki Ikera Casillasa z trenerem są dobre?
Utrzymują dobre stosunki zawodowe, jak trener z zawodnikiem. Nie muszą wychodzić na piwo.


Wywiad przeprowadzamy w malutkim pokoju, blisko sali konferencyjnej Realu Madryt. Ściany udekorowane są tapetami z Santiago Bernabéu i pucharami, które zdobył klub. W środku tej jałowej salki jest stół i dwa krzesła. Alonso siada jakby na siłę. Czasami, kiedy odpowiada, opuszcza głowę, może przez nieśmiałość, może dlatego, że nie chce głębiej poruszać niektórych kwestii. Oprócz tych bardzo drażliwych. Wtedy patrzy na ciebie pewnie. Jak przy pytaniu o tym, jak to jest grać w Realu Madryt, będąc Baskiem: „Nigdy nie miałem przez to problemu. Ja znoszę to z wielką normalnością. Jeśli kogoś to obraża, to jego problem, nie mój”.

– Alonso jest bezpośredni i nie daje na siebie wpłynąć. Jak dobry Bask, zachowuje dystans, obserwuje cię, ocenia i z czasem zaczyna ci ufać – zwierza mi się Arbeloa, jego kolega z Realu Madryt i dobry przyjaciel. – Ludzie nigdy go nie poznają. On wie, co chce pokazać, ale ukrywa wiele rzeczy. Mam szczęście, że mogę na niego liczyć i wiem, że będę je miał na całe życie.

Xabi nie jest typowym piłkarzem. Nie jest z tych, którzy odcinają się od świata w La Fince, ekskluzywnym osiedlu w Pozuelo, gdzie żyje kilku jego kolegów. Wręcz przeciwnie, razem z żoną Nagore Aramburu i dziećmi Jonem oraz Ane zdecydował się przenieść z przedmieść, gdzie żył tylko dwa miesiące, do centrum miasta. Alonso z łatwością można spotkać pijącego cappuccino w Café Comercial przy rondzie Glorieta de Bilbao, także w kinie Proyecciones na ulicy Fuencarral czy w jakiejkolwiek restauracji na osiedlu Salamanca. Woli też przejść się do Muzeum Prado niż do dyskoteki; woli polecić na Twitterze - prawie cztery miliony śledzących - serial Homeland czy nową płytę Leonarda Cohena niż cokolwiek związanego ze sportem, a także jeść w swoim środowisku wywodzącym się z San Sebastián niż odwiedzić najmodniejszy lokal w Madrycie. - Jestem bardzo baskijski, pamiętam o swoim osiedlu, a przyjaciół mam na całe życie. Mówię o tych ze szkoły, których spotkałem w wieku sześciu lat i przebywałem z nimi do 18. roku życia, kiedy skończyliśmy edukację.

Triki, Chufo, Balan, Goyo... i tak jeszcze do dziesiątki przyjaciół, którzy tworzą ich paczkę, każdy ma swój przydomek. Xabiego znają jako Bone (od Xabo, Xabone, Bone). Czterech z nich mieszka w Madrycie, reszta na północy Hiszpanii. Zawsze starają się spotykać, jak nie w stolicy, to w San Sebastián. „29 grudnia odbywa się festiwal świętego Tomasza, gdzie szkoły i uniwersytety wystawiają swoje kiełbasy i cydry. Wtedy spotykamy się całą paczką i ubieramy w tradycyjne lokalne stroje, z chustami i czapkami. Tam Xabi to Bone”, mówi Triki. Bone, to prawda, patrzy trochę nerwowo, kiedy pytam go o te anegdoty, które odkryli przede mną jego przyjaciele, pewnie myśląc o czym do diabła jeszcze mi opowiedzieli. – Dzięki Bogu, że dałem ci telefon do tego najpoważniejszego, bo nie wiem, co opowiedzieliby inni – mówi z wielkim uśmiechem.


Żeby zrozumieć korzenie Alonso, trzeba przenieść się do regionu Goierri, w górę rzeki Orii, do serca Guipúzcoi. Alonso urodził się w Tolosie, miasteczku swojego ojca, 20-krotnego reprezentanta kraju, Periko Alonso. Razem z Mikelem, starszym bratem, i Jonem, najmłodszym z rodziny, wychowywał się między San Sebastián i Orendain, miasteczku Isabel Olano, swojej matki. Kiedy miał roczek, jego ojciec podpisał kontrakt z FC Barcelona, a rodzina zamieszkała blisko słynnej alei Diagonal. Jego pierwsze wspomnienia pochodzą stamtąd, żyli tam sześć lat - trzy, które Periko spędził w Barcelonie, i kolejny trzy, które rozegrał w Sabadell. Po katalońskiej przygodzie rodzina wróciła do Kraju Basków. „Lato spędzaliśmy w domku we wsi Okaingorro, łapiąc jaszczurki i rzucając jajkami we wszystkie samochody, które tamtędy przejeżdżały. Tak, byliśmy trochę niespokojni”, zwierza się przed przekazaniem historii, która mogła zmienić jego życie. Miał 9 lat, kiedy któregoś letniego ranka w 1990 roku rozgrywał mecz z przyjaciółmi i bratem Mikelem. Wtedy jeszcze nieznany Julio Medem zaczynał kręcenie filmu Vacas i potrzebował rudego i wysportowanego chłopca, który zagrałby młodego bohatera Peru. Dwie osoby z produkcji obserwowały Xabiego przez dłuższy czas. Podeszli do niego i zapytali czy mogliby porozmawiać z jego matką. „Ona była na plaży z przyjaciółkami. Złożyli propozycję, ale nie przekonali jej. Chciała tylko, żebyśmy się uczyli. Moja mama to typowa reprezentantka baskijskiego matriarchatu. Myśli tylko o sobie, mężu i dzieciach. Jest refleksyjna i analityczna”, tłumaczy zawodnik. Te cechy odziedziczył po niej Xabi. Nic nie zostawia przypadkowi, tym bardziej odpowiedzi.

Czy restrykcyjnie dbasz o swój wizerunek?
Staram się być uważny, nie lubię pojawić się gdzieś byle jaki.

Wydajesz się ułożonym człowiekiem. W jakich sytuacjach tracisz kontrolę?
Czasami na boisku, ale nie aż tak bardzo. To do mnie niepodobne. Staram się nie odstawiać teatru, nie wyolbrzymiać sytuacji, bo kiedy widzę coś takiego u kolegi, to nie za bardzo mi się to podoba...

Ze wszystkiego, co krzyczą do ciebie z trybun, co boli najbardziej?
„Obibok!” [długi śmiech]. Niektórzy zawsze starają się sprawić ci przykrość...

Periko Alonso, trzykrotny mistrz Hiszpanii, miał licencjat ze studiów biznesowych i zawsze wymagał od synów, żeby nie zaniedbywali nauki. Xabi mieszał treningi z obowiązkami w szkole Ekintza, gdzie nauczył się baskijskiego, w którym rozmawia z rodziną. – Nigdy nie byłem trudnym dzieckiem w szkole. Byłem niegrzeczny, ale dobrze się uczyłem, chociaż nie byłem świetny.

Kiedy większość chłopców zaczyna karierę piłkarską w wieku 12 lat, Xabi na poziomie profesjonalnym zrobił to mając lat 17, kiedy dołączył do Realu Sociedad. „Dzielenie nauki z karierę piłkarską jest trudne. Ja sobie radziłem”. Po maturze najpierw rozpoczął studia inżynierskie, ale szybko odpuścił. Wtedy zdecydował o pójściu w ślady ojca. – Studiowałem też trzy lata biznes, ale nie zdobyłem tytułu licencjata. Kiedy skończę grać, wznowię naukę.

W twoim domu dużo rozmawiało się o piłce?
Nie zawsze, ale oglądaliśmy mecze z ojcem i je komentowaliśmy, chociaż on nie opowiadał nam o swoich spotkaniach ani nie dawał rad. Oczywiście miał na nas wpływ, ale nigdy nie wyobrażałem sobie, że będę dzisiaj grać w Realu Madryt czy zostanę mistrzem świata. To nie był mój cel, to po prostu naturalna konsekwencja. Nigdy nie myślałem, żeby osiągnąć więcej niż on. Wydawało mi się to bardzo trudne...

Jakie wartości wpoili ci twoi rodzice?
Szacunek i uczciwość. Jestem ich odbiciem.

Najlepsza rada, jaką od nich dostałeś?
Niezależnie jak wysoko jesteś, miej nogi na ziemi i utrzymuj życiową równowagę.

A od kolegów czy przyjaciół?
Lubię obserwować i słuchać. Sam pojmowałem wiele różnych rzeczy.

Pracownik RealMadridTV puka do drzwi i przerywa rozmowę. W sali obok Sergio Ramos nagrywa jakąś wypowiedź, więc proszą nas o mówienie ciszej. Xabi patrzy na niego zdziwiony, bo jego barwa jest cicha, spokojna, praktycznie niewyłapywana, nie podnosi głosu nawet śmiejąc się. Mimo wszystko próbuje dostosować się do prośby, kiedy zaczynamy rozmawiać o jego bracie Mikelu. „Tyle dzieliliśmy! Byliśmy prawie jak bliźniacy”. Obaj zaczynali w lokalnej drużynie w Antiguoko, a potem się rozeszli - Xabi przeszedł do Realu Sociedad, a jego brat do Athleticu. Razem wydali swoje pierwsze pensje na Volkswagena Golfa. – Nie jestem ekscentryczny, zawsze umiałem korzystać i cieszyć się z pieniędzy. Jednak jestem miłośnikiem prostych rzeczy, wydaję pieniądze na podróże, wypróbowanie nowej restauracji czy dobry zegarek.

Po trzech sezonach w pierwszej lidze, wicemistrzostwie Hiszpanii, grze w Lidze Mistrzów i 15 występach w reprezentacji Hiszpanii nadeszła pora na wielki przeskok. Jego agent, Ińaki Ibańez - zajmował się także jego ojcem - domknął przejście za 19 milionów euro do Liverpool. Xabi miał tylko 22 lata. „Na poziomach sportowym i osobistym to był idealny moment na zmianę, odejście z rodzinnego otoczenia, wyjazd i rozwinięcie się”, tłumaczy. Spakował się i umiejscowił w najbardziej nowoczesnym miejscu miasta, w Dokach, na brzegu rzeki Mersey. W odróżnieniu od innych zawodników nie miał problemu z angielskim: zdobył wcześniej certyfikat FCE i spędził dwa razy wakacje w Irlandii.

W marcu 2008 roku Xabi grał w Liverpoolu piąty rok i napotkał jedną z najtrudniejszych sytuacji w swojej karierze. „Nagore była w ciąży z Jonem, naszym pierwszym dzieckiem, i w niedzielę odeszły jej wody”, opowiada. W poniedziałek Alonso miał lecieć do Milanu, żeby rozegrać jeden z najważniejszych meczów w swojej karierze, ćwierćfinał Ligi Mistrzów z Interem. – Podejmowałem decyzję przez kilka godzin i ostatecznie zdecydowałem się na towarzyszenie żonie i bycie obecnym przy narodzinach. Zadzwoniłem do trenera [Beníteza] i powiedziałem, że jeśli chce, to po porodzie wezmę pierwszy samolot do Mediolanu - zdradza zawodnik. Jednak szkoleniowiec nie mógł czekać. Ostatecznie wszystko się opóźniło i Xabi nie miał szansy zagrać w tym meczu.

Trener to zrozumiał?
Przypuszczam, że Rafa zrozumiał to tak mniej więcej. Teraz wiem, że podjąłem prawidłową decyzję i zrobiłbym znowu to samo. Nagore to kobieta mojego życia, z którą tworzę rodzinę i z którą przeżywam bardzo intensywne wydarzenia.

Alonso starał się unikać pytań o żonę, ale rozemocjonował się przy opowiadaniu o narodzinach syna. – Płakałem – zdradza, chociaż po kilku sekundach się poprawia. – No dobra, nie płakałem, ale się rozczuliłem - dodaje zawstydzony. Nagore Aramburu urodziła się w Urniecie i w wieku 10 lat przeprowadziła się z rodziną do San Sebastián, gdzie poznała Xabiego. Kiedy Alonso dołączył do angielskiego zespołu, ona odeszła ze sklepu z odzieżą, w którym pracowała, żeby przenieść się z nim do Liverpoolu. Zaczęła pracować jako recepcjonistka w hotelu blisko ich domu, chociaż jej strefą zainteresowań była moda. Nikt jej nie znał, kiedy wracali z Liverpoolu do Hiszpanii. Dzisiaj ciągle woli zachować intymność. Jeśli chcecie ją spotkać, udajcie się do teatru lub parku. Albo na stadion. – Piłka nie za bardzo ją interesowała, ale w końcu musiała ją polubić i teraz nawet dobrze ją rozumie.

Nagore to osoba, która ma na ciebie największy wpływ?
Powiem ci, że tak. Kiedy byłem młodszy, takimi osobami byli rodzice. Może teraz bardziej wpływają na mnie moje dzieci [30 marca 2010 roku urodziło się drugie dziecko Alonso, córeczka Ane].

Czy twoja żona musi z czegoś rezygnować lub musiała to kiedyś zrobić?
Nie. Cieszę się, że ona ma swoje projekty, swoje zainteresowania, że ciągnie ją do mody i projektowania. To mi się podoba, bo wychodzi poza bycie tylko żoną dbającą o męża i dzieci.

Żyjąc w świecie mężczyzn, łatwo jest ci otaczać się kobietami? Czujesz się przy nich komfortowo?
Zależy od sytuacji, nie mam z tym problemów. Raczej tego nie unikam.

Co jest łatwiejsze - wychowywanie dziecka czy zdobycie bramki?
Obie sprawy są trudne. Dzieci wychowuję z wielką radością. Staram się być świetnym ojcem, bo moje dzieci to moja największa odpowiedzialność. Bycie ojcem kompletnie zmienia życie, a nie ma do tego instrukcji. Wiele czasu spędzam poza domem i ostatecznie to moja żona bardziej się nimi zajmuję. A to jest ciężkie, ten brak możliwości bycia z nimi na co dzień. Kiedy wyjeżdżam, łączymy się za pomocą Skype'a, żeby się widzieć i rozmawiamy aż padną ze zmęczenia i zasną.

A kiedy z nimi jesteś...
Lubię z Jonem [5 latek] wyjść do parku czy na plażę, mamy już wyrobiony ten związek ojciec-syn. On do niedawna nie był świadomy kim jest jego tata, ale zrozumiał to przez komentarze kolegów ze szkoły. Pewnego dnia przyszedł do domu i zapytał: „Ej, znasz Cristiano?”. Odpowiedziałem, że to mój kolega i że kiedyś ich sobie przedstawię. Kiedy ludzie zatrzymują mnie na ulicy, żeby poprosić o autograf, on pyta: „Kim jest twój przyjaciel?”. On ciągle myśli, że wszyscy zatrzymujący mnie to moi przyjaciele.


Colin Pomford, angielski prawnik współpracujący z agentami Xabiego, stał się jednym z jego przyjaciół i zaufanych ludzi. Przeżywał z nim okres gry w Liverpoolu. „Istnieje chyba taki określony stereotyp piłkarza, ale on był inny, miał wiele więcej zainteresowań, lubił sztukę, literaturę, politykę”, zapewnia Anglik, opowiadając o tym, co robili: jadali w The London Carriage Works, pili piwo w The Quarter, chodzili na koncerty Echo & the Bunnymen, grali w golfa czy pojawiali się na wyścigach Grand National. Xabi to jedna z tych osób, które mają wielkie życie poza boiskiem - uzależniony od seriali, miłośnik czarno-białego i policyjnego kina, Eastwooda, Coppoli czy Wildera, czytelnik tak różnych dzieł, jak te Enrica Gonzáleza czy Raymonda Chandlera. „Nie sądzisz jednak, że to perfekcyjny i rozpieszczony dzieciak. On był zdolny do wypicia piwa w najnormalniejszym pubie świata i chociaż mógł wynająć prywatny odrzutowiec, to zawsze decydował się na niskokosztowych przewoźników”, opowiada Pomford. Kiedy poruszam ten temat z Xabim, on odpowiada z dużym przekonaniem. – Nie lubię przyszywać sobie etykietki wyedukowanego czy kulturalnego, nie lubię, gdy ktoś mi ją przyszywa, ale faktycznie, mam zainteresowania poza futbolem.

– Xabi czasami jest też bardzo łatwowierny - dodaje Pomford. - W pewnym roku zagrał w Secret Santa [losujesz w grupie prezent dla którejś z osób i wręczasz go anonimowo] z całą drużyną. Był w Liverpoolu zawodnik, o którym mówiliśmy, że nie ma beard, co po angielsku znaczy, iż nie ma dziewczyny i nie wiadomo czy to nie przez to, że woli chłopaków. Xabi go wylosował. Wybrał się więc aż do zoologicznego, żeby kupić mu bird [ptaka, wymowa obu słów jest bardzo podobna], co zaskoczyło całą drużynę. Nie zrozumiał, o co chodziło. Jednak najśmieszniejsze było to, że rok później trafił w tego samego zawodnika. Podarował mu jedzenie dla tego ptaka.

Po pięciu sezonach w Liverpoolu do jego drzwi zapukał Real Madryt. Transfer domknięto w sierpniu 2009 roku. Nie podano jego oficjalnej kwoty, ale mówi się, że wyniosła około 35 milionów euro. W ostatnich czterech latach odniósł największe sukcesy w karierze, uważa się go za najlepszego pomocnika na świecie, ma niepodważalną pozycję w reprezentacji i zdobył złoto na Mundialu w Afryce. Dzisiaj jego przyszłość wciąż jest niepewna. Ma 31 lat i koniec kariery jest coraz bliżej. „Jak planuję swoje życie? Nie wiem czy jako trener, nie wykluczam tego, ale musiałbym się do tego przygotować. Chciałbym też wgłębić się w świat programów informatycznych czy ten tworzenia aplikacji na komórki”. To dziwne, przynajmniej dlatego, że na żadnym z naszych spotkań nie wyjął swojego telefonu nawet na sekundę. Zapewne to kwestia wychowania.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!