Advertisement
Menu
/ jotdown.es

Możesz opuścić Baltimore, lecz Baltimore nigdy nie opuści ciebie

Historia Dontaye'a Drapera

Dumnie prezentuje oba nadgarstki. Na prawym igła uwieczniła barwnikiem frazę „B-More”, na lewym widoczne są trzy cyfry: „410”. Prefiks telefoniczny, wspomnienie miasta leżącego w Stanach Zjednoczonych, na wybrzeżu Atlantyku. Czarna wełniana czapka Dolce & Gabbana zasunięta na brwi, a poniżej dziecięta twarz. Dontaye „Baby face” Draper, rozgrywający drużyny koszykarskiej Realu Madryt.

Na zachodzie Baltimore znajdują się dzielnice socjalnie zacofane. Taką też było Lexington Terrace Projects. Rój apartamentowców przedzielonych sznurem dróg szybkiego ruchu. Któryś z urzędów miasta mógłby nazwać ten projekt rozwojem urbanistycznym. Wystarczy jednakże zaledwie pięć liter: getto. Dwadzieścia osiem lat temu urodził się tam Dontaye Dominic Draper. Scenerią narodzin było tło wydarzeń pierwszego sezonu serialu „The Wire”.

Przyznaję, że w Europie nikt nie potrafił umieścić Baltimore na mapie, dopóki nie zrobiło tego „The Wire”
Nie przejmuj się, człowieku, w Stanach Zjednoczonych także.

Nie masz nic przeciwko?
Dlaczego miałoby mieć coś przeciwko? „The Wire” opowiada prawdę.

Nie wyolbrzymia nawet troszeczkę?
Jest to serial. Oczywiście, że troszeczkę wyolbrzymia. Pytanie, czy jedynie troszeczkę? W lecie graliśmy zawsze na ulicy w futbol amerykański. Każdej nocy dochodziło do strzelaniny. Powtarzam: k-a-ż-d-e-j n-o-c-y. Uciekaliśmy do domu. Czekaliśmy, aż strzały ustaną. Wracaliśmy i kontynuowaliśmy zabawy z piłką. Dziś rozumiem, że ucieczka w wieku siedmiu lat przed drive-by (ostrzeliwanie z jadącego pojazdu) jest szaleństwem, ale takie jest właśnie Zachodnie Baltimore. Wówczas bardzo się martwiliśmy. Było to normalne.

Jego wizerunek chłopaka z dzielnicy kontrastuje z uprzejmością, niemalże wstydliwością. Mówi cicho, z wykwintnym akcentem. Zachodnie Baltimore wydało na świat Dontaye'a Drapera. „Di”, jak nazywają go wszyscy w Realu Madryt, gdzie decyduje o grze obok dwóch Sergiów: Llulla i Rodrígueza. Ma świadomość, że to oni są gwiazdami, a on jedynie człowiekiem do misji specjalnych.

Przed wywiadem zaistniała wątpliwość, czy Draper, opisywany przez wszystkich jako bardzo nieśmiały, zechce rozmawiać o serialu telewizyjnym, którego być może nawet nie widział. Okazało się, że nie tylko go oglądał, ale i przeżył. Nikt nie powstrzyma go przed rozmową o tych ulicach.

„„The Wire” jest serią wyprodukowaną przez ludzi z Baltimore. Wszystkie postaci są zainspirowane prawdziwymi osobami z tego miejsca. Prawdziwy Avon Barksdale (diler narkotyków z Zachodniego Baltimore podczas pierwszych trzech sezonów serialu) nazywał się Nathan Barksdale, nazywano go Bodie. Moja matka poznała go osobiście. Później trafił do więzienia”.

Dontaye urodził się w domu, gdzie mieszkali jego dziadkowie, ciocie i matka, której nie widział zbyt często. Pracowała, chcąc wykarmić całą rodzinę. Wychowała go babcia. Ostatecznie, jak mówi Draper, żaden determinizm nie istnieje, nawet na ulicach Baltimore. Zawsze w twej woli pozostanie jakaś luka.

„Zobacz, kradliśmy wszystko. Kur**, byliśmy z Projects. Wchodziliśmy do sklepu i zabieraliśmy napoje czy naklejki z zawodnikami futbolu amerykańskiego. Pewnego dnia ktoś zaproponował ukradnięcie czegoś większego, zestawu stereo czy coś takiego. Tego dnia powiedziałem: «Odpadam». Jeżeli posiadasz osobowość, możesz. Musisz to tylko zrobić szybko”.

Dwóch jego najbliższych kolegów przegapiło ten moment i odsiadują obecnie dożywocie za popełnienie morderstwa. Pięciu innych zostało ukaranych za powiązania z handlem narkotykami.

„Mając sześć lat widziałem wszystkie rodzaje pistoletów i wszystkie rodzaje narkotyków, które istnieją. W Zachodnim Baltimore wygląda tak normalne dzieciństwo. Żyjesz z tym. Na rogu mojego domu, jak i wszystkich rogach, sprzedawano narkotyki. W sąsiednim domu mieścił się magazyn dragów.”

„The Wire” wysyła wiadomość o legalizacji narkotyków. Co o tym sądzisz?
Oooo nie. Nie ma mowy. Nigdy. Nie wiesz, o czym mówisz, człowieku. Wszyscy pragną pieniędzy. Ja także pragnąłem. Wiedziałem jednak, że ciężka praca i koszykówka mogą mi je zapewnić.

Mówiąc o koszykówce, rywalizacja między wschodnią i zachodnią częścią Baltimore, obecna także w tej grze, jest prawdziwa?
Oooo tak. Wszystko koncentruje się tam na konflikcie Wschodu z Zachodem. Trudno to nawet wytłumaczyć komuś, kto jest z zewnątrz. Zobacz, nie mam żadnego członka rodziny na wschodzie Baltimore. Choćby jednego [koszykarz potrząsa dłońmi, sugerując rozmówcy: „Jestem czysty!”].

Kilka lat temu dzielnice wschodniego Baltimore miały trochę łatwiej.

„Gdy byliśmy dziećmi, zawsze wyśmiewano się z nas, ponieważ wszyscy zawodnicy z NBA pochodzili ze Wschodniego Baltimore: Sam Cassell, Reggie Williams, Reggie Lewis, Tyrone Bogues czy, dzisiaj, Rudy Gay. Zemściliśmy się – całe Baltimore kibicuje obecnie Knicksom, ze względu na Melo Anthony'ego”. Wśród amerykańskich miast bez profesjonalnego klubu, Baltimore posiada największą liczbę reprezentantów w NBA .

Carmelo Anthony jest nie tylko najlepszym przyjacielem Dontaye'ego Drapera, ale i jednym z najlepszych koszykarzy NBA, wymienianym obok Kobe'ego Bryanta, LeBrona Jamesa i Kevina Duranta. Jest pierwszym graczem odnoszącym sukces w Knicks od czasów Pata Ewinga. Urodził się w Brooklynie, lecz w wieku ośmiu lat przeniósł się do Housing Projects w Baltimore i poznał Drapera, grającego na ulicy w futbol amerykański. Mieszkali kilka bloków od siebie. Od tamtego czasu są nierozłączni. Każdego lata spotykają się w Baltimore z Rudym Gayem („jest ze Wschodu, okej, ale z peryferii, więc go dopuściliśmy”) i Chrisem Paulem, porzucać wspólnie do kosza, zorganizować akcję charytatywną.

Podczas jednej z wizyt Melo dał się sfilmować z jednym ze znajomych, handlarzem narkotyków. Moment ten posłużył za jedną ze scen kontrowersyjnego amatorskiego materiału filmowego „Stop Snitchin'”, nawołującego potencjalnych kryminalistów do zaprzestania współpracy z policją i wydawania „kolegów po fachu”. Był to rok 2004.

„Kiedy Melo pojawia się w Baltimore, nie jest zawodnikiem NBA, przechadza się po Zachodnim Baltimore jak jeden z wielu. Z kolegami. Wspólnie grają. Tamtego dnia zrozumiał, że odkąd stał się gwiazdą NBA, nie jest już więcej jednym z wielu”. Skrzydłowy New York Knicks otrzymał swoją lekcję.

Melo i Di są nadal zdeklarowanymi kibicami Baltimore Ravens, drużyny futbolu amerykańskiego. „Spójrz, takie są Stany Zjednoczone. Po pierwsze, futbol. Później futbol. Później może jakiś inny sport”, tłumaczy Draper, marzący wraz z Anthonym od małego o grze w NFL, nie NBA. Obecnie śledzi rozgrywki naszego futbolu: „Zaczynam go rozumieć, obejrzałem trzy mecze na Bernabéu. Jest mniej nudny od koszykówki”.

Zachowując w sercu Baltimore, Di jest doświadczonym emigrantem. Grał już w Australii, we Włoszech, Francji, w Belgii, Chorwacji i, obecnie, w Hiszpanii. Po próbach zaistnienia w NBA w barwach Nuggets, gdzie otrzymał malutki, miesięczny kontrakt, wybrał Sidney Kings i ligę, gdzie występowali, między innymi, David Barlow z UCAM Murcia i Nathan Jawai z FC Barcelona. Kłopoty pojawiły się wraz przeprowadzką do Europy. Draper mógłby napisać przewodnik turystyczny po Starym Kontynencie. Jego pierwszym rozdziałem byłby Neapol.

„Nie stąpałem wcześniej po Europie. Wylądowałem tam i powiedziałem: «Maaaaaaaaaaaaaan... [zrobił pauzę, sugerując, jakby znalazł się w piekle, po czym wrócił do opowiadania] maaaaaaaaaaan, to jest gorsze niż Baltimore»”.

Pierwszej wypłaty nie otrzymał. Wygrane były, w okresie przygotowawczym, lecz później nie spełniono obietnic. Pewnego dnia prezes powiedział, że przez kłopoty z pieniędzmi nie zagrają w ProA.

„Nie mogłem rozpocząć przygody z Europą gorzej. Porozmawiałem z agentami, natychmiast zaczęli poszukiwać innej drużyny. Tulon, we Francji. Dobry klimat, plaża... Na pierwszym treningu złapałem piłkę i rzuciłem do kosza. Mój trener, Alain Weisz, zareagował: «Dlaczego rzuciłeś bez mojego pozwolenia? Wynocha!» i wyrzucił mnie. Kur**, jeden rzut na treningu! Jestem spokojnym facetem, posłusznym. Myliłem się – życie może być dużo gorsze niż w Neapolu”.

„Był to mój najgorszy okres. Każdego dnia byłem smutny, zdołowany. Trener z trudem pozwalał mi na grę, dopóki kontuzji nie doznał inny rozgrywający. Wówczas nie miał większego wyboru, niż przestać traktować mnie jak jajko. Zacząłem zdobywać 25 punktów na mecz, zwyciężyliśmy w Eurochallenge. Nie było jednak dobrze. Porozumieliśmy się w sprawie mojego odejścia, lecz kiedy trener zobaczył, że wciąż wygrywamy, odmówił transferu. Ostatecznie udało się. Trafiłem do Ostendy. Belgowie byli tak bliscy, a tak odmienni”.

W Ostendzie zaznał trochę spokoju, ludzie byli mniej uparci niż we Francji. Klub malutki, acz profesjonalny. Dontaye sprawił dobre wrażenie, wrócił do Włoch, tym razem otrzymując wynagrodzenie za grę, a następnie obrał nowy cel: Chorwacja.

„Kocham ten kraj. Wszyscy mówią po angielsku. Jeżeli dajesz im powody do bycia dumnym, odpowiadają tym samym. Podczas pierwszego spotkania na parkiecie Cedevity mieliśmy piętnastu widzów. Policzyłem ich. Wszyscy byli z Cibony i Zadaru. Wkrótce zapełniliśmy Dražen Petrović Arena. Oczywiście w temacie wojny nie rozmawialiśmy dużo. Dostrzegłem, że lepiej coś przeczytać, niż pytać ich o to”.

Rzecz wyniesiona z Baltimore: najlepiej nie zadawać zbyt dużo pytań.

W Hiszpanii powiedziano mu, że jest kryzys. Nadal nie może go dostrzec. „Rozglądam się dookoła”, powiedział w kawiarni sali gimnastycznej w Pozuelo, mieście z największym średnim dochodem przypadającym na osobę w Hiszpanii, „i nie dostrzegam tego kryzysu. Na ulicach, w mieście. Rzeczy mają się dobrze. Człowieku, nie zamierzam porównywać tego z Baltimore, ale wiem, że jest tam bieda i biedę widać”.

Przy okazji każdej podróży do Stanów Zjednoczonych wraca do Baltimore. Jego matka i ciotki nadal tam mieszkają. „Kupiłem im dom w innej dzielnicy, na przedmieściach, dużo spokojniej, jednak zawsze jest to Zachodnie Baltimore, nie?”.

Możesz opuścić Baltimore, lecz Baltimore nigdy nie opuści ciebie. Koszykarz nie wstydzi się swoich korzeni. W okresie letnim uczestniczy w różnych inicjatywach fundacji Carmela Anthony'ego, a później, w godzinach wieczornych, zasiada z nim do kolacji. „Jest nas przy stole siedmiu. Rozmawiamy o tych latach spędzonych w Projects, co przeżyliśmy, co widzieliśmy i...” ... i Dontaye wzdycha, poprawia czapkę i udaje się w kierunku drzwi, by kontynuować przygodę w jedynym europejskim klubie, gdzie w koszykówkę gra się tak, jak na boisku w Baltimore.

Autorem artykułu jest Javier Gómez, dziennikarz magazynu Jot Down.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!