Advertisement
Menu
/ soccernet.espn.go.com

Polujący Kot w Butach

Felieton Phila Balla

Phil Ball to uznany pisarz i dziennikarz od lat mieszkający w Hiszpanii, w San Sebastian. Autor książek poświęconych futbolowi hiszpańskiemu, Realowi Madryt oraz setek felietonów piłkarskich.

--------------------------------------------------

W sobotę wróciłem z Pragi do Hiszpanii w sam raz na mecz Realu Madryt z zespołem Marcelo Bielsy. I po raz kolejny zamieniłem się w słup soli oglądając w akcji Karima Benzemę. Cóż za wspaniały zawodnik, ten "Polujący Kot"!

Widziałem jego debiut latem 2009 roku przeciwko ekwadorskiemu Liga de Quito w towarzyskim Pucharze Pokoju na stadionie Realu Madryt. (Również miałem przyjemność być na tym meczu, koncentrowałem się jednak na Cristiano Ronaldo i powrocie do Realu bardzo ciepło przyjętego przez kibiców Estebana Granero - przyp.red.). Kibice Realu nie wyglądali wtedy na przekonanych do Francuza. Ja uważałem, że zagrał fantastycznie, tylko w taki cichy sposób. Cóż, nie jest to z pewnością najlepsza technika uwodzenia kibiców na Bernabéu - gra świetna, ale właśnie na swój, cichy sposób. Nawet jeżeli 2/3 trybun zajęli wtedy emigranci z Ekwadoru.

Benzema potrzebował czasu, aby zaaklimatyzować się w Madrycie. Może dlatego, że sprawiał wrażenie trochę zblazowanego, dość słabo zbudowanego Francuzika z niewinną chłopięcą twarzą i wątłą konstrukcją psychiczną. Madridistas pomyśleli więc, że mają do czynienia z kolejnym niby talentem, któremu nerwy czy rąbek spódnicy przeszkadzają w pokazaniu klasy i umiejętności. Ponadto Karim był pierwszym wyborem trenera Pellegriniego. A to oznaczało, że każdy słaby występ piłkarza służył jako platforma ataku na nielubianego i nieszanowanego w Madrycie Chilijczyka, podważanie jego wyborów personalnych i kompetencji szkoleniowych.

Gdy zjawił się Mourinho, a prasa Pellegriniego chwilę wcześniej z Madrytu wykurzyła, wielu poczytnych dziennikarzy madryckich żywiło nadzieję, że francuski napastnik również odejdzie gdziekolwiek, w niesławie. Zostali dodatkowo zachęceni przez samego Mourinho i jego słynne "Jeżeli idziesz na polowanie, a masz tylko kota, to idziesz na polowanie z kotem. Jeżeli masz psa, polowanie będzie bardziej udane". Psem na polowania był wtedy Gonzalo Higuaín. A teraz tylko osoba z poważnym upośledzeniem wzroku może twierdzić, że Argentyńczyk jest lepszym środkowym napastnikiem niż Karim "Kot w Butach" Benzema.

To częściowo kwestia smaku, częściowo mody, ale spokojnie można zakładać, że model napastnika a'la Benzema ma większą przyszłość niż typ a'la Andy Carrol. Dość wyraziste i brutalne to porównanie, prawda? W La Liga piłkarzami podobnie grającymi do Anglika są Negredo (Sevilla), Agirretxe (Real Sociedad) czy Aritz Aduriz (Athletic Bilbao). Lecz prawda jest tu oczywista - napastnik w starym stylu, lider napadu, wielki i silny środkowy atakujący to w Hiszpanii rasa na wymarciu.

Protoplastą takiego napadziora był legendarny, zmarły w 2006 roku Telmo Zarra, który z 252 golami na koncie nadal lideruje w klasyfikacji na najlepszego strzelca ligi hiszpańskiej. Wytyczoną przez niego ścieżką podążali inni wielcy napadu - Carlos Santillana, Quini, Marcelino, Julio Salinas i Fernando Morientes, by przytoczyć tylko kilku. Do tej samej linii należy także Fernando Llorente - chociaż wzrostem znajduje się w klasie Petera Croucha - ma jednak nieprzeciętne, jak na te warunki fizyczne, czucie piłki i ułożenie stopy do strzału.

Co ciekawe, Bernabéu skandowało nazwisko strzelca z Bilbao, gdy ten wchodził na boisko w drugiej połowie meczu. Biorąc pod uwagę kapitalną postawę Benzemy - półtora gola i asystę - można by spodziewać się, że stadion Realu został wreszcie kupiony przez typ napastnika, który reprezentowali Emilio Butragueńo i Raúl, a teraz robi to "Kot z Francji". Zamiast bardziej surowego i nieokrzesanego, przy całym szacunku dla jego techniki, Llorente. Ten podziękował za doping, co biorąc pod uwagę baskijskie korzenie, było gestem dość intrygującym.

Lekko nie miał za to Markel Susaeta, tępiony przez publikę za niefortunne nazwanie reprezentacji Hiszpanii słowami una cosa, czyli "coś'. Wyraźnie nie spodobało się to Ultras Sur, zakłócając ich niezachwiane uczucie dla Państwa i Króla. Toteż poddawali oni w wątpliwość cześć i honor matki piłkarza, a oklaski kierowali w stronę Llorente, w podzięce za odcinanie się od całej "sprawy baskijskiej".

Wróćmy do Benzemy. Jego bramka była pięknością, chociaż można argumentować, że Messi strzela takie co tydzień. To prawda, są jednak rzeczy, które Benzema robi dla Realu, a których Messi dla Barcelony już niekoniecznie.

Po meczu z Saragossą trener Villanova był wyraźnie poirytowany sugestią o rosnącej Messi-dependencji Barcelony. Cóż, w Madrycie taki obrót spraw przewidują od lat. Nie można wprawdzie ujmować siły katalońskiemu systemowi, który pozwala Messiemu na wyczyny jakie oglądamy, ale nie można także nie zauważyć, że Argentyńczyk jest osobowością zdecydowanie dominującą, która czasami odgrywa partnerom piłki w taki sposób, jakby starała się mówić, że nie można oczekiwać od niej załatwienia wszystkiego w pojedynkę. W opozycji do Ronaldo, podającego partnerom z reguły dopiero wtedy, gdy już naprawdę nie ma innego wyjścia i zapala się czerwona lampka kontrolna. Zaangażowanie Portugalczyka w akcje zespołu to najczęściej ich wykończenie, a nie owych akcji rozpoczęcie czy rozwój. Benzema natomiast potrafi zaangażować do gry każdego partnera z drużyny.

To umiejętność niezwykła. Subtelne zmiany tempa gry i niespotykane kąty zagrywanych do kolegów piłek zachęcają skrzydłowych i środkowych pomocników do wbiegania w przestrzenie, jakie nie są normalnie uważane za miejsca podań od środkowego napastnika. Karim może przyjąć futbolówkę stosunkowo blisko bramki rywala i nagle cofnąć się z nią na pozycję atakującego środkowego pomocnika, czekając na wbiegających po obu jego stronach partnerów. Może odjechać z piłką w stronę boków boiska, tworząc przed bramką wolne przestrzenie dla klasycznych strzelców, a następnie obsłużyć ich podaniem jak klasyczny skrzydłowy.

A przede wszystkim rozszyfrować jego sposób gry jest niezmiernie trudno. Jego zmiany tempa gry są niemal niezauważalne, nieuchwytne dla przeciwnika, a wizja podania przypomina tę Michaela Laudrupa. Benzema jest hojny dla kolegów z ekipy, nie jest opętany obsesją strzelania jak Ronaldo czy Higuaín.

Gdy Benz ma swój dzień, Real może pokonać każdego. Tak naprawdę to jego FC Barcelona obawia się najbardziej. I chociaż Ronaldo karci ją ostatnio jak na zawołanie i niby od niechcenia, to jednak piłkarze Vilanovy czują, że Portugalczyk jest łatwiejszy do okiełznania, łatwiejszy do wpędzenia we frustrację. A Karim jest jak amerykański myśliwiec wyposażony w technologię stealth - niewidoczny dla radarów, podstępny i ukryty. To po prostu zawodnik w typie barcelońskim, stąd obawy płynące z Katalonii.

Nie twierdzę, że nie ma już miejsca w futbolu dla napastnika w typie Gerda Müllera czy Hugo Sáncheza - bezlitosnego egzekutora, niczym pies węszącego w polu karnym, czekającego na okazję. Karim Benzema otworzył po prostu Hiszpanom oczy na inne sposoby gry na pozycji "9", na inną koncepcję gry w ofensywie. Uchylił drzwi i to uchylił je szeroko.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!