Advertisement
Menu
/ soccernet.espn.go.com

W czym rzecz z Canterą?

Felieton Phila Balla o Castilli w finale Pucharu Króla i konflikcie (?) Mourinho z Torilem

Phil Ball jest znanym i cenionym dziennikarzem brytyjskim od lat mieszkającym w Hiszpanii, autorem książek o hiszpańskim fubolu, Realu Madryt i setek artykułów.

-----------------------

Syn pewnego piłkarza Manchesteru City i córki Diego Maradony musi mieć w sobie piłkarsko zabójczą kombinację. I jestem pewien, że Real Madryt już go sobie skaptował do szkółki piłkarskiej w Valdebebas.

Dlaczego Real, a nie na przykład Barcelona? O tym za chwilę. Królewscy, jak każdy wielki klub ma potężną siatkę skautów i szkółek, escuealas, które penetrują rynek na poziomie prawie embrionalnym. Ta praktyka jest wprawdzie zakazana w kilku regionach Hiszpanii, nie zatrzymuje to jednak powstawania kolejnych, tak zwanych letnich obozów, gdzie dzieci spotykają się z rówieśnikami, aby pod okiem szperaczy talentów prezentować swe możliwości.

Latem 2009 roku mój trzynastoletni syn brał udział w takim wydarzeniu, spotkał tam niejakiego Nialla Masona. Tego samego, który w roku 2004, w wieku lat siedmiu, gdy został przejęty przez Real Madryt, co spotkało się z burzą w angielskiej prasie. Dziecko wzbudzało wtedy większe zainteresowanie niż David Beckham, który kilka miesięcy później również znalazł się w Realu. Niall gra teraz gdzieś w angielskiej Championship. W zależności od punktu siedzenia pewnie był wart całego zamieszania.

Wtedy oskarżano Real Madryt o, mówiąc delikatnie, przesadę w gorączkowym zabieganiu o podpis dzieciaka. Teraz kontrowersje wzbudza polityka odwrotna. W meczu Pucharu Króla z Alcoyano, wygranym przez Królewskich 4:1 jedną z bramek zdobył siedemnastoletni Jose Rodriguez, zawodnik Castilli. Po meczu Mourinho zżymał się, że ten młody gracz zbyt rzadko gra w drużynie rezerw, stąd brak mu rytmu meczowego, i sugerował jej trenerowi Torilowi, aby dawał młodemu więcej szans kosztem starszych zawodników. A najstarszy "Castilijczyk" ma 25 lat...

Madrycka prasa zgodnie pocisnęła Portugalczykowi, na czele z Santiago Segurolą z Marki, cieszącym się największym respektem wśród hiszpańskich dziennikarzy piszących o futbolu. Ba, jego opinia to swoisty papierek lakmusowy testujący pozycję trenera wewnątrz klubu. Segurola to nie pionek, już dwa lata temu miał wystarczająco mocną pozycję, aby nie brać udziału w publicznym linczu trenera Pellegriniego. Tym razem władcze zapędy Mourinho uznał za dyktatorskie, zwłaszcza w konfrontacji ze znacznie słabszym Torilem. Tym bardziej, że ten ostatni jest autorem bezprecedensowego sukcesu - awansu do drugiej ligi po zbyt wielu latach tułania się w klasach niższych.

A jednak, chociaż Mourinho mógł wprawdzie tę opinię wyrazić prywatnie, nie publicznie, ma sporo racji.

Castilla została założona w 1972 roku, chociaż powstała na bazie doświadczeń szkoleniowych prowadzonych od roku 1946. Castilla to w zasadzie klub w klubie. W 1980 roku dotarła do finału Pucharu Króla, gdzie przegrała z Realem Madryt 1:6. Ba, zakwalifikowała się dzięki temu do nieistniejącego już Pucharu Zdobywców Pucharów, po czym odpadła z angielskim West Ham. Skłoniło to Hiszpańską Federację Piłkarską do uchwalenia zakazu występów drużyn rezerw w Copa del Rey. A jeżeli taka rezerwa wygra drugą ligę, nie może występować w lidze pierwszej, o ile gra tam pierwsza ekipa tego samego klubu. Co więcej, gdy pierwsza drużyna spada do niższej klasy rozgrywkowej, to samo automatycznie czeka drugą, co w tym sezonie spotkało drużyny Villarrealu.

Na czym polega więc funkcja drugich drużyn? Przede wszystkim mają one dostarczać pierwszemu zespołowi nowych zawodników, najlepiej z lokalnych klubików i miejscowości. Jeżeli jednak w drugiej drużynie gra zbyt wielu zawodników w wieku seniora - a to właśnie dzieje się obecnie w Castilli - idea ta, dostarczania młodych talentów, zostaje wypaczona.

Z drugiej strony gra w jak najwyższej klasie rozgrywek to dla rezerw najlepsze, co może je spotkać. Jeżeli występuje się na co dzień w lidze trzeciej czy czwartej, o wiele trudniej jest się dostać do zespołu seniorów. Alberto Toril mógłby więc z powodzeniem bronić tezy, że warto jest mieć odpowiednią liczbę zawodników bardziej doświadczonych w zespole rezerw. W drużynach Segunda A i B roi się od weteranów z hiszpańskich miast i miasteczek, którzy nieopierzonych siedemnastolatków zjadają na śniadanie bez popitki. Rywalizacja młodych z weteranami wielu kampanii może żółtodziobów zahartować, lecz może ich również złamać. Grać i utrzymać się na zapleczu hiszpańskiej pierwszej ligi nie jest łatwo. W końcu z drugich zespołów przywileju tego doświadczają w tym sezonie tylko Barcelona B i Castilla, a przecież występować w zespołach bezpośrednich rezerw tych dwóch gigantów to osiągnięcie samo w sobie.

Jest jeszcze jedna bardzo istotna kwestia. Sekretnym marzeniem madridistas jest powtórzenie sukcesów z drugiej połowy lat osiemdziesiątych, gdy o sile Królewskich decydowała mityczna Quinta del Buitre. Mówiąc krótko, chciałoby się oprzeć Real Madryt na wychowankach, najlepiej urodzonych i wychowanych w stolicy i jej okolicach. Z tamtej "Piątki Sępa" jedynie Miguel Pardeza pochodził z Huelvy.

Ta spuścizna nie daje spokoju przy Concha Espina 1 i powoduje nawet pewnego rodzaju udawanie, zaklinanie rzeczywistości, że kiedyś, w nie tak odległej przyszłości, galacticos odlecą na swe planety, a nieustanny dopływ świeżych, kozackich zawodników zapewni Cantera właśnie, na czele z Castillą. Pojawi sie kolejny Don Emilio, El Siete i Michel. Przy okazji, gdy ten ostatni wchodził do pierwszej drużyny Realu Madryt w 1982 roku, prowadzonej wtedy przez Alfredo di Stéfano, głośno domagał się od trenera gry w pierwszym składzie. Riposta La Saeta Rubia była celna i brutalna: "Dla Realu Madryt możesz zagrać wtedy, gdy ci jajka z brzucha do moszny przewędrują".

Ironia losu? Tak, zwłaszcza wobec dość powszechnej ostatnio opinii, że Real to cartera, czyli portfel, a Barcelona to cantera, szkółka. Inna sprawa, że gdyby porównać wydatki obu gigantów na piłkarzy szkolonych w innych klubach, okazałoby się, że Barcelona wydała w ostatnich latach niewiele mniej. Ironia jeszcze większa, gdy sięgniemy pamięcią do nieodległych przecież czasów przed Xavim i Iniestą. To Barcelona przez dziesięciolecia głosiła ideę kosmopolityzmu, otwarcia na świat i jego piłkarzy, a Real spoglądał na ten sam świat okiem paternalistycznym podpierając potęgę Hiszpanami. Trzeba by spytać jakiegoś starszego culé, co o tym naprawdę myśli. Sławni Katalończycy grali wprawdzie dla Blaugrana, lecz dopiero w ostatnich latach klub z Barcelony począł publicznie czynić z tego wielką zaletę. Prawdopodobnie po to, aby wbić szpilkę Madrytowi, który takimi talentami pochwalić się obecnie nie może. Hmm, delikatna to sprawa.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!