Advertisement
Menu

Przełamanie. José Mourinho znów ma drużynę!

Dreszczowiec w Madrycie

Real Madryt zwycięża z Manchesterem City w dreszczowcu, który mógł być nudnym meczem zdominowanym przez jeden zespół. Wszystkiemu winna nieskuteczność gospodarzy, ale być może właśnie taki rozwój wydarzeń był potrzebny, aby drużyna prowadzona przez Portugalczyka powoli zapominała o początku sezonu. Ciekawie zrobiło się już przed meczem, a to za sprawą José Mourinho - Portugalczyk wystawił w pierwszym składzie Varane'a w miejsce Sergio Ramosa i Essiena, który dzielił środek pola z Xabim Alonso oraz wysuniętym i mającym więcej zadań ofensywnych Samim Khedirą.

Korespondencyjny pojedynek między ligą hiszpańską a ligą angielską szybko zamienił się w bezpośredni pojedynek najpierw Cristiano Ronaldo, a potem całego Realu Madryt z bramkarzem Manchesteru City, Joe Hartem. Już w pierwszych piętnastu minutach sam CR7 oddał trzy groźne strzały, które równie dobrze mogły zakończyć się bramką. Królewscy nie ruszyli do frontalnych ataków od pierwszych minut, raczej skupili się na spokojnej wymianie podań i szukania luk w defensywie gości. The Citizens natomiast nie mogli przez pełne czterdzieści pięć minut nawiązać z Los Blancos równorzędnej walki, ograniczając się do przerywania ataków gospodarzy i wyprowadzania kontr, które i tak nie wychodziły im za dużo.

Podopieczni Mourinho w pierwszej części epatowali spokojem i dokładnością. Oprócz Cristiano swoje szanse miał Gonzalo Higuaín, ale piłka po jego strzałach także nie znalazła drogi do bramki. Jedynym lekko zagubionym zawodnikiem wydawał się Essien, ale i on w miarę upływu czasu bardziej rozumiał grę, w którą grają jego koledzy.

Ze względu na końcowy wynik można byłoby powiedzieć, że druga połowa to zupełnie inna historia, ale nie do końca tak było. Królewscy wymieniali coraz więcej podań coraz bliżej pola karnego rywala, który bronił się w obrębie szesnastki coraz większą liczbą zawodników. Aż przyszła feralna dla kibiców Los Blancos 69. minuta i kontra najlepszego w drużynie City Touré. Reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej twardo trzymając się na nogach przeholował piłkę pod bramkę Casillasa i tam wyłożył ją Edinowi Dżeko. 0:1 i szok.

Wyrównanie przyszło zaledwie siedem minut później za sprawą wspaniale grającego w ofensywie Marcelo - osiemnaście metrów, zwód, piłka do prawej nogi i samo okienko bramki Joe Harta. Potem wszystko działo się bardzo szybko - stały fragment gry i bramka Kolarova, dwie minuty później akcja Özil - Benzema i wyrównanie, następne trzy minuty - strzał Cristiano Ronaldo w końcu znajduje drogę do bramki. Na dokładniejszą analizę serce wciąż bije za szybko, ale gospodarze powinni ten mecz wygrać przewagą nie jednej, a co najmniej trzech bramek. Dominacja Realu Madryt była bezdyskusyjna i tylko swojej nieskuteczności piłkarze Mourinho zawdzięczają nerwówkę w końcówce.

Personalne pochwały nie mają chyba dziś sensu, bo cała drużyna zagrała po prostu fantastycznie, deklasując - mimo wyniku - mistrza Anglii. Warto też pochwalić Bernabéu, które choć nie stawiło się w komplecie, to stworzyło fenomenalną atmosferę i nie zapomniało nawet o owacji dla opuszczającego Davida Silvy. W tym meczu zobaczyliśmy zupełnie inną drużynę od tej, która w zielonych koszulkach wybiegła w sobotę na Sánchez Pizjuán. Mourinho ma drużynę. Bardzo dobrą.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!