Advertisement
Menu
/ ecodiario.eleconomista.es

Francisco Pavón - od finału Ligi Mistrzów do piłkarskiej ruiny

Mija dokładnie dziesięć lat od debiutu Hiszpana

Dokładnie dziesięć lat temu, 6 października 2001 roku jeden z chłopaków z Realu Madryt B spełnił swoje marzenie - zadebiutował w pierwszej drużynie Królewskich. Szybki i żwawy stoper powoli zdobywał sobie zaufanie Vicente del Bosque i zaczął konkurować z takimi zawodnikami jak Fernando Hierro, Iván Campo czy Aitor Karanka. Jego rozwój był tak satysfakcjonujący, że ówczesny dyrektor sportowy klubu, Jorge Valdano, nazwał jego nazwiskiem nową filozofię Realu Madryt: "Pracujemy nad tym, aby stworzyć drużynę Zidanes y Pavones". Francisco Pavón, bo właśnie o nim tutaj mowa, to historia o tym, jak niewiele dzieli chwałę z finału Ligi Mistrzów do piłkarskiej ruiny.

6 października 2001 roku Real Madryt pokonał na wyjeździe Athletic Bilbao. Zwycięstwo było wymęczone, ale dla madridistas najważniejszym był fakt, że wobec licznych absencji wywalczyli je nowi, młodzi zawodnicy z klubowej szkółki. Raúl Bravo, Valdo czy właśnie Pavón dosyć niespodziewanie zdobyli San Mamés, czym zasłużyli sobie na pochwały z ust samego Valdano. Jednak te słynne słowa Argentyńczyka o Zidanes y Pavones okazały się być bardziej przekleństwem niż błogosławieństwem. Wówczas nic na to nie wskazywało.

Pavón rozgrywał coraz więcej meczów na środku obrony Realu Madryt i powoli stawał się wręcz pewniakiem do pierwszego składu. Wszyscy ochrzcili go mianem nowego Manolo Sanchísa, który klub opuścił zaledwie rok wcześniej. Doszło nawet do tego, że ten młody wychowanek z numerem 31 na plecach otarł się o grę w finale Ligi Mistrzów w 2002 roku. Ostatecznie jednak Del Bosque zdecydował się postawić na doświadczenie i do obrony przesunął Ivána Helguerę, którego z kolei w środku pola zastąpił Santiago Solari. Mimo to Pavón mógł się pochwalić grą w półfinałach Ligi Mistrzów, które zapewniły Realowi Madryt udział w finale w Glasgow.

W następnym sezonie canterano pochodzący z Getafe stał się pełnoprawnym graczem pierwszego zespołu, przejmując numer 22. Pod skrzydłami Del Bosque jego rozwój w dalszym ciągu postępował do przodu, przyznając tym samym rację projektowi Florentino Péreza. Wszystko zaczęło się jednak psuć wraz ze zmianą trenera. Do klubu przeszedł Carlos Queiroz, który również stawiał na Pavóna. Jednak pasmo sukcesów dobiegło już końca - porażka w finale Copa del Rey z Saragossą, odpadnięcie z Ligi Mistrzów w starciu z Monaco i fatalna końcówka sezonu ligowego. Każdy kolejny rok wyglądał już tylko gorzej.

W sezonie 2004/05 Francisco Pavón zmagał się z licznymi kontuzjami, a ponadto jego miejsce w pierwszym składzie zajął sprowadzony Walter Samuel. Sezon 2005/06 to już ewidentna końcówka przygody Pavóna w Realu Madryt - znów liczne problemy z kolanem, a także brak zaufania u Fabio Capello sprawiły, że zawodnik większość czasu spędzał na ławce rezerwowych i na trybunach. Wówczas wychowanek Królewskich zdecydował się odejść do Realu Saragossa. W stolicy Aragonii spędził trzy sezony, w ciągu których zdążył zarówno spaść do Segunda División, jak i awansować do Primera División.

W sezonie 2010/11 Pavón, a także inny wychowanek Blancos, Álvaro Mejía, zdecydowali się przenieść do beniaminka francuskiej Ligue 1, Arles-Avignon. Jednak o tym epizodzie canterano Królewskich na pewno chciałby jak najszybciej zapomnieć - Arles-Avignon z hukiem spadło do drugiej ligi, tracąc rekordową liczbę 70 bramek. Po tym sezonie Pavón stracił pracę. Zdecydował się na treningi w drugoligowym niemieckim klubie Ingolstadt 04, z którym jednak nie podpisał jeszcze zawodowego kontraktu.

Teraz Pavónowi pozostaje mieć nadzieję, że klub z Bawarii zdecyduje się go zatrudnić, a możliwe, że w przyszłości znów spotka się z Raúlem, ale tym razem w Bundeslidze. On też pewnego dnia spełnił swoje marzenie i zadebiutował w pierwszej drużynie Realu Madryt. Wydaje się, że drogi obu zawodników były podobne, ale była w tym wszystkim jedna, mała różnica. Imienia Raúla nigdy nie użyto do sloganu sportowego, z kolei Pavón będzie już zawsze kojarzony z kampanią Zidanes y Pavones, która zamiast trampoliną do wielkiej kariery okazała się być jego przekleństwem.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!