Advertisement
Menu
/ El País Semanal

Valdano: Nie można odchodzić od zasad czy samego sportu

Argentyńczyk dla <i>El País</i>

Starł się z José Mourinho i odszedł z Realu Madryt, gdzie był dyrektorem generalnym. Człowiek dotrzymujący słowa z białym sercem teraz użycza swojego szanowanego głosu radiu SER. Ten człowiek znowu jest Jorge Valdano, Argentyńczykiem z Santa Fe, 55-letnim byłym piłkarzem, który był mistrzem świata ze swoim krajem i miał dni chwały grając dla Realu Madryt, w którym był potem jeszcze trenerem i dyrektorem generalnym, do czasu aż w końcówce maja prezes Florentino Pérez postawił na Mourinho i zrezygnował ze swojej dotychczasowej prawej ręki.

Historia konfliktu między Mourinho i dyrektorem generalnym Realu Madryt jest błyskotliwa. Portugalskiemu trenerowi nie spodobał się zakres władzy, którym dysponował dyrektor, więc najpierw odciął go od pierwszej drużyny, zabronił mu nawet z nią latać. Punktem kulminacyjnym starcia była telewizyjna deklaracja Valdano, który w obliczu żądania Mourinho (brakowało mu, jak sam mówił, napastnika) stwierdził, że jeden z najlepszych atakujących, Benzema, cały czas siedzi na ławce.

Napięcie rosło i w końcu, jak mówił sam Valdano w dniu odejścia, "Florentino Pérez jasno wyłonił zwycięzcę" w starciu osobowości. Po odejściu z klubu znowu został Jorge Valdano. Jednak, a jakże, niech nikt nie łudzi się, że przedstawi swoją pełną wersję wydarzeń. Milczenie, które zachowuje w temacie zachowania Florentino Péreza, znaczy więcej niż tysiąc słów. Jeśli chodzi o Mourinho, przez którego pożegnał się z klubem, to Valdano nie mówi o nim ani jednego kontrowersyjnego słowa, chociaż na to co mówi można patrzeć jak na metafory.

Można powiedzieć, że to były zawodnik, który dobrze przemawiał na boisku i teraz robi to przed mikrofonami radiowymi i telewizyjnymi, ale mówi ostrożnie jakby miał nakazaną wierność. Wrócił do radia SER, gdzie już pracował w roli komentatora. Współpracuje także z radiem Union, gdzie komentuje grę drużyny, w której już nie jest i robi to z profesjonalną dyscypliną, która przewodzi jego idei postrzegania piłki, dla której, jak sam przyznaje, niezbędne jest białe serce. W 1994 roku, kiedy miał świeże sukcesy z Tenerife i wrócił do wygrywania ze swoim ukochanym Realem, bracia Rivero opublikowali książkę, która jest w pewnym sensie biblią Valdano, "Piłkarskie marzenia". Właśnie w niej wytłumaczył, parafrazując słowa ukochanego Mario Benedettiego, podstawy swojej pasji. "Przyznam, że to dziwna noc, kiedy nie śnię o golach spektakularnych, pięknych i moich". Jest, zrelaksowany, na swoim fotelu w hotelu Palace w Madrycie pod kopułą, gdzie Borges, inny z jego ulubionych pisarzy, stwierdził, że jest w stanie zobaczyć kolory. I od snów i marzeń zaczniemy...

"Wszyscy mamy sny, mówił Ale. Tak, ale te moje to sny o futbolu". Napisał to Benedetti. To był sen? Co dał panu futbol w życiu jako człowiekowi?
Futbol to terytorium klarownie emocjonalne, ale otwarte na marzenia i sny. Jak każdy kibic, jestem związany z piłką przez moje wspomnienia. Od dziecka sny były motorem napędowym dla czegoś najważniejszego dla każdego piłkarza: dla pasji. Lubię myśleć, że piłka jest rodzajem pojazdu, który pozwalał mi jeździć po świecie i poznać różne miejsca, ludzi i emocje, co w innym scenariuszu nie byłoby możliwe. Dlaczego miałbym nie być wdzięczny takim snom?

Ale sny zawierają w sobie także element koszmaru... Futbol również?
Na przykład kontuzje. Kiedy przekształcasz futbol w newralgiczny punkt swojego życia, to kontuzja może wydać się katastrofą. Nawet jedno opuszczone spotkanie może pozostawić niesamowitą gorycz... Taki jest defekt wszystkiego, co przekształcimy w obsesję. Futbolu nie wymyślono dla profesjonalistów, to powinna być demokratyczna rzecz dla całego świata, otwarta na wszystkie biotypy, wszystkie osobowości, wszystkie nacje. To fenomen tak globalny jak technologia, tyle że technologia jest częścią świata nowoczesnego, a futbol prymitywnego.

Grasz jak w czasach dziecięcych, ale z niesamowitym wpływem biznesu...
Gra jest tym, co człowiek wymyślił, żeby uciec od rzeczywistości. Chodzi o to, że gra wypełniła się różnymi interesami i te interesy zawróciły grę do rzeczywistości. Widzimy to jako grę, ponieważ jest w niej coś przypadkowego i niekontrolowanego, ale widzimy również biznes, ponieważ spektakl jest ważną częścią branży rozrywkowej. Taki jest futbol - marzenie i biznes w jednym. Wystarczy popatrzeć jak zachowują się kibice. Jeśli wszyscy ci ludzie nie włożyliby swoich nadziei w biznes, to nie byłoby trybun.

A częścią tego snu są zwycięstwo i porażka. Doznawał pan kontuzji, upokorzeń, porażek. Jednak ludzie raczej widzą w panu triumfatora... Czynniki utraty wiary i porażki, jak pan na nie reagował?
Wszyscy jesteśmy przygotowani na wygrywanie. Jednak solidność człowieka, drużyny czy klubu można poznać dopiero w porażce. W takich chwilach dojrzewasz. W sumie przeżywałem dosyć dobrze wszystkie chwile rozczarowań, które napotykałem i w czasie kariery, i w życiu, to wszystko pomogło mi zostać lepszym. Oczywiście triumf i sukces też mają swoje ciemne strony. Kiedy pracujesz z próżnością, to stajesz się gorszym człowiekiem.

Powiedział pan w książce "Piłkarskie marzenia": "Musimy być ambitni, ale nie możemy pozwolić, żeby wygrała z nami próżność".
Jeśli muszę wybrać typ sportowca, nawet przykład madridismo, ponieważ dzięki madridismo można dużo lepiej postrzegać sport, powiedziałbym, że Rafa Nadal świetnie reprezentuje tę umiejętność ważenia triumfu i porażki. Kibice mają możliwość przekazania dumy, my naszą przekazujemy sportowcowi, a Rafa umie o nas zadbać jak nikt inny. Dba o nas, kiedy wygrywa, ponieważ zostawia życie na korcie, a kiedy przegrywa, robi to szlachetnie.

Pan kiedyś powiedział, że fani to monstrum ze stu tysiącami głów, monstrum wymagające i dumne. Wydaje się, że kibic jest jak uczestnik rzymskiego cyrku, który chce zwycięstwa swojego faworyta za wszelką cenę...
Jest tysiąc sposobów rozumienia futbolu. Fanatyzm ma ten defekt naciągania obudowy mentalnej i zostawiania miejsca jedynie na nasze obsesje, szlachetne wobec naszej drużyny i demoniczne wobec przeciwników. Kibic to sekciarz z natury, a to zawsze potencjalne ryzyko. Wierzę bardziej w milczącą większość. W społeczeństwie pojawiają się często ekstremalne i z każdym dniem coraz bardziej niszczące zachowania, które mnie przerażają.

A co teraz mówi ta milcząca większość i piłkarscy kibice o klubach i zawodnikach?
Futbol to gra, która ma ogromną zdolność do zarażania. Każdy kibic ma w sobie coś z członka plemienia, a plemię ma skłonność do posiadania własnego myślenia. Grupie fanatyków nie pasuje wiele idei.

Co sądzi pan o hiszpańskim futbolu, o jego ewolucji?
Hiszpańska piłka ma swój złoty wiek i pokazuje to reprezentacja. Kadra wyraża progres hiszpańskiego futbolu, a jej styl jest bardzo silnym przykładem, który wpłynie na kolejne generacje. Hiszpania jest dzisiaj dla świata piłki tym, czym kiedyś była Brazylia... Na poziomie klubowym również w Hiszpanii tworzy się różnicę, ale jedynie dzięki dwóm klubom, Barcelonie i Realowi Madryt. Dwaj giganci, dla których świat jest rynkiem i którzy wchłaniają resztę rozgrywek. Z każdym dniem ich starcia są coraz ważniejsze. W ciągu ostatnich 25 lat zmienił się ogólny status futbolu w społeczeństwie. Media, młodsze pokolenia, piłkarz przedstawiany jako nowoczesny heros - to wszystko wpłynęło na to, że futbol stał się silnym codziennym spektaklem, którym jest dzisiaj.

A jak widzi pan piłkarza w tym procesie zmian, które uczyniły liderem hiszpański futbol?
Piłkarz z najwyższego poziomu jest bardzo inteligentny. Zachował balans. Z każdą chwilą ma coraz większą rolę w społeczeństwie, ale w sposób, który może coraz bardziej mylić. Oczywiście piłkarze są ciągle bardzo skoncentrowani na swojej profesji, ale, ogólnie to ujmując, wysyłają społeczeństwu zbilansowane wiadomości.

Ten koncept wielkiego profesjonalisty łatwo można podważyć, przede wszystkim starciami Realu z Barceloną, które są także starciami różnych futbolowych koncepcji. Pan jest w środku tej historii, pracował pan dla ekipy, która zawsze była pańskim oczkiem w głowie.
W mowie pożegnalnej stwierdziłem, że byłem bardziej dyrektorem generalnym niż Jorge Valdano. Ja mam jeden sposób na rozumienie futbolu, to Real Madryt. Ale nie mogę nikomu narzucić, żeby myślał tak, jak ja.

Wyobrażał pan sobie, że te dwa pociągi zderzą się z sobą w sposób tak nagły?
Powiedziałem już wszystko, co musiałem mówić w miejscach, w których powinienem był to robić i w czasie, w którym powinienem był to robić.

Mieliśmy natłok tych meczów, które pokazywały nam starcie różnych koncepcji. Co obecnie sądzi pan o tych starciach?
Jest część pasjonująca, ta stricte piłkarska, to starcie ogromnych sił. Dalej mamy styl mówienia obu stron. Jeśli nie jesteśmy w stanie go moderować, to skończy się to sprowokowaniem jakiegoś trzęsienia ziemi w szeregach tych najbardziej zagorzałych kibiców, tych, którzy myślą najmniej.

W ostatnim spotkaniu sagi, w Superpucharze, wysłano manifest niebezpieczeństwa, o którym pan mówi. Piłkarze i ich otoczenie jawnie ze sobą walczyli. Jak pan to przeżył?
Nie mam humoru, żeby analizować to publicznie. Na pewno nie wywołało to we mnie niczego pozytywnego. Przekształcenie przemocy w spektakl jest poniżające.

Jak jest z pańskim nastawieniem teraz?
Czuję się dobrze, mam wielką zdolność do przewracania strony, pójścia dalej. To dobre ćwiczenie, wiele razy musiałem przewracać swoje strony. Nauczyłem się oddzielać to, co jest ważne, od tego, co nie jest. Kiedy kończę coś, to próbuję zająć się czymś innym, od razu, to najlepsze lekarstwo.

Ale te wspomnienia...
Pamięć pozostaje na zawsze. Na pewno nie będę zdolny do zmiany mojej wizji Realu Madryt i futbolu jako gry, jako fenomenu socjalnego, jako spektaklu i jako biznesu. Byłem w futbolu wszędzie. Byłem zawodnikiem, trenerem, działaczem, jestem socio... To wszystko pomogło mi zrozumieć czym jest futbol. Czasami daleko mu do mojego ideału, czasami blisko, ale ja zawsze pozostanę w tym samym miejscu.

Nie ma pan poczucia, że futbol jest w ponurym momencie? Niektóre ideały czy marzenia są zatracane...
Świat się zmienia. Jeśli ktoś opuściłby rok temu świat i wrócił teraz, to dowiedziałby się, że Mubarak jest w więzieniu, Libia to już nie Libia, Stany nie mają już ratingu AAA... Zmieniły się również wizje ludzi. Mam przyjaciela, Davida Koncevika, Argentyńczyka, który ma wykłady w Meksyku i od dawna mówi o rewolucji oczekiwań. Mając dostęp do zgromadzonej wiedzy o ludzkości na przestrzeni dziejów możemy tworzyć pewne nadzieje, które się nie spełniają... Prawdą jest, że wszystko, co ma cechę zmiany - dom, samochód, praca - jest trudne do osiągnięcia, czasami wręcz niemożliwe, co generuje ogromne rozczarowania. Pokazują to osoby, którzy okupują różne publiczne miejsca czy ci młodzi angielscy ludzie, którzy biorą sobie rzeczy, które społeczeństwo im obiecało, ale do którego nie mieli dostępu.

I to widać w futbolu?
Tak, oczywiście. Kluby, takie jak Real Madryt, czują się beneficjentami tego, co ich drużyny osiągnęły w historii. Ale także czują obowiązek spełniania wszystkich oczekiwań... I zawsze balansują na granicy zawiedzenia kibiców. Jeśli gdzieś Real jest drugi, to jest już dla niego hańba; jeśli ktoś się źle zachowuje, to nie jest godny Realu Madryt; jeśli ktoś pomyli się na konferencji, również nie jest godny klubu... Cało to nieproporcjonalne oczekiwanie musi być wyrównane, żeby wrócić do prostej rzeczywistości: żeby zobaczyć, że Real Madryt musi rywalizować z klubem, który ma najlepszy okres w swojej historii. Trzeba obserwować ten fenomen bez rezygnacji, z ambicją całego świata, ale jednocześnie powinno się uszanować zasady klubu...

Czy to nie tworzy za dużej nerwowości?
Na przestrzeni lat przyzwyczaiłem się do wysłuchiwania głupot różnego kalibru. Pamiętam, że całkiem niedawno, w Realu Madryt, usłyszałem coś tak szalonego, że ostatecznie wyszło, że Real Madryt doszedł do takiego momentu, że jest tak silny, że nie ma znaczenia czy wygrywa, czy przegrywa. Trudno jest usłyszeć większą głupotę. Ale jest jeszcze inny typ głupoty, częściej krążący w piłce, który twierdzi, że jedyną liczącą się rzeczą w piłce jest wygrywanie. Desperacka potrzeba zwycięstw atakuje wszystkie walory piłki. I na koniec atakuje ekonomię klubów. Desperackie szukanie zwycięstwa jest kamieniem węgielnym wszystkich upadłości, które mamy w Hiszpanii w tym momencie.

Więc co robić?
Sądzę, że powinno się zrozumieć, że trzeba mieć konkurencyjną ekipę, która stanie na wysokości historii i obowiązków, które narzuca Real Madryt. Klub powinien dbać jednak o kulturę, którą stworzył Real Madryt. Jeśli te granice zostaną dobrze rozłożone, to nie będzie żadnego problemu. Jeśli linia będzie wyraźnie narysowana, to będzie trudniej ją przekroczyć. Najważniejsze okresy tego klubu w historii były tymi, w których ustalono balans między szacunkiem dla zasad a szacunkiem dla wyniku.

Niektórzy kibice Realu Madryt widzą ryzyko, że teraz tego nie ma...
Wokół Realu jest wiele uprzedzeń i większość z nich ma fałszywe podstawy. Real Madryt to najpopularniejszy klub w Hiszpanii, drużyna, która zawsze reprezentowała władzę, ale jego siła jest wybitnie popularna. Sądzę, że siła historii tego klubu jest tak wielka, że nic jej nie grozi. Ogólnie to waga kultury wpływa na wszystko, ponieważ rozpala ogień w każdym dobrym kibicu.

Więc czy wierzy pan, że w tych słynnych starciach Real - Barcelona ścierają się dwie koncepcje futbolu?
Dwie koncepcje nie, ale już dwa style tak. Jeden bardziej taktyczny i fizyczny, drugi również taktyczny, ale jednocześnie mocno opierający się wokół piłki i który różni się od innych klubów, nie tylko w Hiszpanii, ale na świecie, przede wszystkim techniką kolektywu...

To, co pan wpaja, jako trener i komentator, zbliża się bardziej do tego, co robi Barcelona niż Real w ostatnim czasie.
Menotti powiedział ostatnio dla El País, że 95% trenerów chciałoby być Guardiolą. Nie można podważyć tego, że to, co osiągnęła Barcelona, ma w sobie coś platonicznego dla tych, którzy kochają piłkę. Przyznanie tego nie jest zdradą ojczyzny madridismo, to naturalne rozumienie formy tworzenia futbolu. Po przyznaniu tego trzeba znaleźć sposób na pokonanie tej myśli. Jednak nie można odchodzić od szlachetności, zasad czy samego sportu.

Czego od pana wymaga madridismo, ta ojczyzna, do której się pan odniósł?
Zawsze miałem wrażenie, że mam dług wobec Realu Madryt, przede wszystko za to, co mi wpoił. To wymaga ode mnie wdzięczności, zasadniczo. Miałem to szczęście pracować w klubie na różnych stanowiskach. Trzeba pamiętać, że mnie, w wieku 19 lat, do Hiszpanii ściągnął José María Zárraga, kapitan drużyny pięciu Pucharów Europy dla Realu Madryt. On pomógł mi wyidealizować Real Madryt. Potem dużo czytałem i odpierałem wiele określonych historycznych uprzedzeń. Mówienie, że ten klub stał się wielki w czasach Franco jest bardzo sprytnym sposobem czytania historii. Kiedy Franco miał w Europie znaczenie równe zeru, to Real Madryt wygrywał właśnie swoje pięć Pucharów Europy z rzędu. Te potężne naciągnięcia mają służyć jedynie obaleniu pewnych idei, które poszerzał klub. Inną rzeczą do dyskusji jest mówienie, że to triumfy uczyniły z Realu wielki klub. Real Madryt niewiarygodnie się rozwijał, kiedy nie miał zwycięstw. Na przykład po otwarciu Bernabéu przez sześć lat fenomen Realu się zwiększał, a w tym czasie klub niczego nie wygrał. Inny przykład to pierwsze wybory Florentino Péreza. Jego oponent wygrał właśnie siódmy i ósmy Puchar Europy, ale to Florentino został prezesem, ponieważ mówił o zasadach i walorach. Dlatego mówię, że Real Madryt to bardzo popularny fenomen, bogaty, bardzo solidny, który jest ponad każdym innym zjawiskiem.

Zapewne to, że pańskie odejście odbyło się w czasach Florentino Péreza, który ściągnął pana do dyrekcji, boli pana szczególnie?
Nie chcę poruszać tego tematu. Florentino jest prezesem Realu Madryt i ma prawo prowadzić klub, jak mu najwygodniej.

Tego lata na celowniku świata piłki były źródła finansowania transferów. Co może stać się przy tym tak ewidentnym utowarowieniu?
Źródła finansowania futbolu skończą się stworzeniem nowego klimatu podejrzeń. Jeśli to samo źródło finansowe będzie miało piłkarzy w różnych drużynach, to wielu ludzi orzeknie, że by po prostu ochronić swoje interesy te źródła będą wymagały, by jedna drużyna wygrała z drugą w danym momencie sezonu. Ten klimat podejrzeń atakuje samą esencję rywalizacji. Co więcej, inwestorzy pomagają klubom unikać katastrof finansowych, ale z drugiej strony pogłębiają problemy. Jeśli piłkarze należą do inwestorów czy jakichś źródeł finansowania, to klub może jedynie dbać o tę inwestycję, ale nie może czerpać z niej zysków. To fenomen, który widzieliśmy już w Argentynie. Doprowadziło to do kilku milionerów i wielu złamanych klubów.

Rozmawiając o transferach, to normalne, że piłkarz wyznaje miłość klubowi zaraz po transferze?
Tak.

Na pewno?
Nałożenie koszulki i ucałowanie herbu to część medialnej liturgii, ale to jest gra, która dobrze wpływa na tożsamość. Ja przechodziłem do Vitorii i szczerze po trzech miesiącach czułem się reprezentantem Alavés. Jeśli graliśmy w Valladolid i przegrywaliśmy, to byłem smutny, że ludzie tyle jechali nas zobaczyć, a my nie potrafiliśmy na to odpowiedzieć. Tak, widać te fenomeny przynależności, które są silniejsze, jeśli zaczynasz i kończysz karierę w tym samym klubie. Obecnie jest więcej ruchu niż wcześniej, piłkarze są w klubach krócej, są zawodnicy, którzy z tych dalszych krajów przechodzą do klubu i muszą cały proces identyfikacji zacząć od zera. Ale to ciągle jest prawdziwe.

Wraca Jorge Valdano i siada przed mikrofonami radia SER, by komentować grę swojej ekipy. Czy to wymaga zerwania z madridismo? Co pan czuje w meczu Realu z Barceloną?
Czuję się madridistą i to zmusza mnie do chęci wygrania z Barceloną, a nie obrzydzania. Sądzę, że każdy jest synem innej historii, ja jestem dumny z historii Realu Madryt, bronię jej i cierpię za nią, ale na pewno nie na tyle, żeby zgadzać się z czymś w co nie wierzę.

Ten dawny futbol jest tak ważny jak ten obecny?
Również tutaj trzeba mówić o zmianie. Pan i ja jesteśmy ludźmi z pokolenia radia i dzienników sportowych. Dzisiaj do młodych ludzi piłka dociera przez obraz, ale dla mnie futbol jest niczym bez słów.

Powrót do radia i powrót do opowiadania kibicowi tego, co się widzi, jakim celem jest to dla pana?
Powrót do radia jest powrotem do słowa, przekazu. Robiłem to w moim życiu za pomocą książek, nawet w czasie, gdy byłem na różnych pozycjach. Zawsze starałem się przedstawić grę w określonym typie przekazu.

Dla piłkarskiego kibica musi być czymś dziwnym, że jeden profesjonalista wkłada palec w oko drugiemu. Jeśli futbol jest pedagogiczny, to chyba coś takiego powinno być zakazane, prawda?
Nikt nie powinien czuć się dumny z powodu tego, co wydarzyło się w tym meczu. Każdy powinien być odpowiedzialny za swoje czyny i każdy musi wytłumaczyć się na swój sposób. Kiedy wszystko jest tak widoczne, nie trzeba wiele wysiłku, by to interpretować. Różnice, które były między mną a Mourinho w czasie, kiedy razem pracowaliśmy w Realu Madryt, wcale nie zrobiły ze mnie "mourinhologa"... Niech każdy odpowiada sam za swoje czyny.

Przywołajmy ważne nazwisko: César Luis Menotti. Pański mistrz, rodak, który również łączy futbol z pięknymi słowami.
Najlepsze, co można powiedzieć o Menottim, to że argentyński futbol poszedł za jego stylem mówienia i od chwili jego odejścia nie przestał się pogarszać. Powrót do Menottiego byłby powrotem do źródła, prędzej czy później argentyński futbol musi odbyć tę podróż.

Obecnie sędzia stał się kozłem ofiarnym porażek. Co pan sądzi o tej postaci?
Ograniczenie futbolu do kwestii sędziowskich jest bardzo niebezpiecznym uproszczeniem, dla futbolu i samego klubu, który wchodzi w taką dynamikę. Przez dekady Barcelona oskarżała sędziów o ich sportowe frustracje, co w Madrycie przyjmowaliśmy z uśmiechem. Potem schronili się w samym futbolu i uciekli od tego robienia z siebie ofiary. Sądzę, że Real nie może ulec takiej pokusie. Jeśli ulegnie, zredukuje wielkość, z której tak jesteśmy dumni.

Jaka jest, według pana, przyszłość tej dychotomii Realu i Barcelony, która jest obecnie tak soczysta?
Real już patrzy Barcelonie w oczy i to wielka rzecz. Sądzę, że podstawową zaletą w ostatnich meczach była próba utopienia Barcelony przy wyprowadzeniu piłki. Królewscy odbierali wysoko piłki, a każdy odbiór wzbudza poczucie niebezpieczeństwa. Każdy mecz, który oglądamy, jest swoistym laboratorium dla trenerów. Naprawdę jestem bardzo ciekawy jak w grudniu Guardiola rozwiąże ten typ problemu, który stworzył mu Real Madryt w ostatnich spotkaniach.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!