Advertisement
Menu
/ marca.com

Florentino i Mourinho, kwestia władzy

Tekst Santiago Seguroli

Poniższy tekst został napisany przez dziennikarza Marki, Santiago Segurolę.

Bolesna postawa Realu Madryt ukoronowana przez Mourinho poprzez agresję w stylu zepsutego dziecka zamazała świetny mecz z Camp Nou, który był kompendium wszystkich rzeczy, które drużyna powinna była, ale nie zrobiła w poprzednim sezonie.

Podobnie jak w pierwszym spotkaniu o Superpuchar, to Mourinho jako pierwszy nie zachował się poprawnie. Jeśli po starciu na Bernabéu poprzez niepojawienie się na konferencji pokazał się jako obrażony na sędziego, to na Camp Nou przyjął rolę narcyza, w której czuje się doskonale.

Portugalczyk był w centrum żenujących wydarzeń przez zachowanie nieprzystające mężczyźnie, który na sali prasowej mówi, że futbol to sprawa dla mężczyzn. W jego przypadku tak nie było. On zachował się jak rozpieszczony dzieciak, który nie jest w stanie poradzić sobie z porażką.

Jego farsa znowu zaszkodziła drużynie. Zamiast pogratulować drużynie świetnie wykonanej pracy - Barcelona wygrała Superpuchar głównie dzięki niesamowitemu Messiemu, Mourinho oddalił wzrok ludzi z najważniejszego - gry swojej drużyny - na obrzydliwe i szkodzące klubowi sprawy. W tym momencie Real kroczy drogą od mitu, który stworzył Di Stéfano - pięć Pucharów Mistrzów i prawie religijny szacunek całego piłkarskiego świata, do fatalnej opinii na poziomie gangów.

Klub, ogólnie całe madridismo, musi zastanowić się którą drogą podążyć. Real nigdy nie dysponował lepszy składem, nigdy nie miał tak wielu tak dobrych zawodników, wśród których praktycznie wszyscy są na szczycie swoich karier. Mówi się, że Real nigdy nie był tak blisko imperialnej Barçy. I prawdopodobnie jest to prawda, chociaż prawdą jest także fakt, że Mourinho nie zatrudniono, żeby się zbliżyć, ale żeby szybko i radykalnie skończyć z hegemonią Barcelony. Na razie to się mu nie udało.

Jeśli Real stara się pokonać Barcelonę, to na nic zda mu się zgubne porzucenie futbolu na rzecz kłótni, wiary w siebie na rzecz napięcia, bezpieczeństwa na rzecz kreowania się na ofiarę, honoru na rzecz dyskredytacji, co doprowadziło do zejścia z boiska przed wręczeniem mistrzowi trofeum. Ta decyzja atakuje walory, z którymi przez dekady identyfikował się klub. Już tak nie jest.

Rok wystarczył, żeby przekształcić najpopularniejszy klub na planecie w instytucję skarłowaciałą, napiętą, chętną do starć i prowadzoną przez trenera, który tak naprawdę wykonuje obowiązki prezesa i który przekształcił Real według swojej fanatycznej natury.

Gdzieś w José Mourinho znajduje się fantastyczny trener, którym jest, którym powinien pozostać i który miałby największe szanse na triumf w Realu. I nie chodzi tutaj o tę wersję, która ma tę smutną cechę do szkodzenia swoim trenerskim zaletom.

Niezależnie od tego jak sprytny się wydaje, w jego głodzie sukcesów jest coś infantylnego i autodestrukcyjnego. Chce sukcesu za wszelką cenę, nie przebiera w środkach i formuje swojego rodzaju sektę, co tylko zaprasza do tworzenia napięcia. To przekazuje drużynie, skazując ją na wyolbrzymioną presję i zmuszając większość zawodników do zachowywania się poza granicami, które ich charakteryzowały.

Wynik jest taki, że w Realu zakorzeniło się niezdrowe, codzienne, szkodzące klubowi i kibicom napięcie. Szkodzące również drużynie. Nie ma sposobu na perfekcyjne funkcjonowanie w tak ciężkim klimacie.

W czasie gdy wyniosły charakter zjada trenera, który jest wewnątrz, Mourinho jest coraz bardziej nieposkromiony. To ciekawe, że człowiek, który żąda takiej władzy nie chce zaakceptować innej klasy autorytetu, który nakładałby granice na jego ekscesy.

To oczywiste, że Mourinho potrzebuje granic, kogoś, kto powie mu co znaczy Real i jego historia, który zaprzestanie jego bezsensownych eskalacji konfliktów, który przeszkodzi mu w koronacji samego siebie na despotę i któremu uda się wyciągnąć z niego najlepsze, czyli trenera, a nie odstraszającego aktora. Tym kimś jest oczywiście prezes Florentino Pérez, którego pozycję sternika mierzy się właśnie w takich momentach, kiedy Real Madryt nie figuruje na okładkach dzienników z powodu doskonałości, ale z powodu niefortunnych zdarzeń prowokowanych głównie przez swojego trenera.

W ostatnim czasie dało się odczuć, że prezes rozważnie odsunął się od władzy, którą natychmiast przejął Mourinho, obecnie wszechmocny manager, rzecznik klubu i kreator polityki Realu Madryt.

Jeśli władza Mourinho jest tak ogromna, że nie pozwala na żadną interwencję Florentino Péreza, to niedługo pozycja prezesa będzie tak słaba, że żadna siła nie powstrzyma epizodów takich, jak ten z Camp Nou. To tylko zaowocuje osłabianiem roli prezesa, dyskredytacją instytucji i pogłębianiem urojonego procesu, który wprowadził trener nieznający żadnej granicy dla swojego ego.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!