Advertisement
Menu
/ Hyoga

Królewscy zwycięscy, Barcelona rozbrojona!

FC Barcelona 0:1 Real Madryt

Piękne uczucie. Wstyd przyznać, ale już trochę zapomniałem, jak to jest – oglądać Real Madryt tryumfujący w finałowym meczu. I to w jakim meczu. Królewskim!

Jeśli ktoś miał wątpliwości co do taktycznego geniuszu Mourinho (a po klęsce na Camp Nou miał prawo), dziś powinien je raz na zawsze porzucić. Portugalczyk ustawił drużynę w sposób idealny. Przez pierwsze trzydzieści minut Barcelona na murawie nie istniała, neutralizowaliśmy wszelkie jej akcje ofensywne, a bywały okresy, że w ogóle nie wpuszczaliśmy na naszą połowę. Dopiero w ostatnim kwadransie przed przerwą zaczęło naszym brakować trochę kondycji, szyki defensywne lekko się rozluźniły, ale jedyną, dosłownie jedyną „typowo barcelońską” akcję ofensywną podopieczni Pepa Guardioli przeprowadzili w 75. minucie.

Na murawie nie brakowało emocji, piłkarze obu drużyn grali bezpardonowo, ryzykując kolejne kartki (aż dziwne, że nie było ich więcej), ale chociaż chwilami górę brały negatywne emocje, to w ostatecznym rozrachunku obejrzeliśmy bardzo dobre, wypełnione walką i akcjami spotkanie. Także w dogrywce, kiedy drużyny wyraźnie osłabły (trudno się dziwić), na murawie działo się dużo. Aż zaskakujące, że Los Blancos wytrzymali kondycyjnie Mourinhowską koncepcję gry, ale… wytrzymali, wytrzymali bieganie, wytrzymali walkę bark w bark, wytrzymali faule (przyznajmy zresztą uczciwie, że nie pozostawali dłużni) i zadali jeden, decydujący cios, po czym zrobili dokładnie to, co powinna zrobić klasowa drużyna: nie pozwolili przeciwnikowi zerwać się do kontrataku.

W Barcelonie widać było zarówno brak Puyola, jak i brak formy Pedra i Villi, u nas zaś… było widać geniusz taktyczny Mourinho. Nawet ci piłkarze, którzy zagrali słabiej, zagrali poprawnie, bez jakichkolwiek poważniejszych błędów. Co najistotniejsze, nie popełniliśmy ani jednego błędu, po którym Barcelona doszłaby do sytuacji strzeleckiej. Spełniło się moje życzenie. Oto dostaliśmy instruktarz pod tytułem „Jak wygrywać z Barceloną”. I nikt chyba nie powie, żeśmy wygrali niezasłużenie.

Zapowiadając mecz, przypomniałem występ Susan Boyle w „Mam talent”. Teraz dopiero przyszło mi do głowy, jak odpowiednie jest to nawiązanie. Sympatyczna Szkotka śpiewała wszakże I dreamed a dream. Myśmy ten dream śnili od wielu lat. I wreszcie się spełnił.

Ach, jakże cudowne, jakże czarowne to uczucie, uczucie tryumfu w finale! Chcę je poczuć jeszcze raz w tym sezonie!



Real Madryt: Casillas, Arbeloa, Ramos, Carvalho (Garay, 120'), Marcelo; Xabi, Pepe, Khedira (Granero, 104'); Di María, Özil (Adebayor, 70'), Cristiano Ronaldo
FC Barcelona: Pinto; Alves, Mascherano, Piqué, Adriano (Maxwell, 120'); Busquets (Keita, 108'), Xavi, Iniesta; Pedro, Messi, Villa (Afellay, 106')

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!