Advertisement
Menu
/ guardian.co.uk

Blancos vs Spurs: 5 spostrzeżeń

Felieton Sida Lowe'a

Sid Lowe jest dziennikarzem The Guardian, World Soccer, FourFourTwo i The Telegraph. Pracuje również dla telewizji hiszpańskich, amerykańskich i azjatyckich. Był tłumaczem Davida Beckhama, Michaela Owena i Thomasa Gravesena w Realu Madryt.

--------------------------

Czasami wślizg warto odpuścić.
Gdy Peter Crouch opuszczał z wolna murawę boiska, kibice na Estadio Santiago Bernabéu skandowali "ĄTonto! ĄTonto! ĄTonto!" - Głupek! Głupek! Głupek!

Crouch mógł uważać się za potraktowanego niesprawiedliwie, zaciśnięta w geście radości pięść Marcelo mogła sugerować, że Brazylijczyk, w wiadomej sytuacji, wykonał większość "czarnej pracy". José Mourinho, gestem klepnięcia po plecach piłkarza Spurs, mógł chcieć okazać trochę ludzkiego współczucia.

Crouch nie lamentował. Jego powolne opuszczanie murawy wybrzmiało jak samooskarżenie. Najpierw sfaulował prawego obrońcę Realu Sergio Ramosa, niewiele później zaatakował obrońcę lewego, Marcelo. Nie był to atak o złej intencji, tyle że niepotrzebnie ryzykowny.

To była dopiero 15. minuta meczu. Peter Crouch przeszedł do historii - w Lidze Mistrzów nikt nigdy nie zarobił tak szybko dwóch żółtych kartek. Kara była i będzie sroga - Tottenham nie tylko musiał grać przez ponad 75 minut w dziesięciu, ale przecież angielski napastnik nie wystąpi również w rewanżu. Spurs od 15. minuty liczącego 180 minut dwumeczu, grali i grać będą bez gościa, na którego... z reguły w ataku grają.

Odpowiedź na pytanie, po co przyszedł Adebayor.
Mourinho walczył o kolejnego napastnika, walczył o jakość i gabaryty w ataku. Przybycie Emmanuela Adebayora do Madrytu spowodowało eksplozję formy Karima Benzemy. Francuz, wcześniej mocno zgaszony, zdobył bramkę w Lyonie, która dała Realowi awans do ćwierćfinału. Był także najlepszym zawodnikiem zespołu w ostatnim miesiącu. Gdy dopadła go kontuzja, poczęto lamentować, ponieważ na Adebayora przestano już liczyć.

A jednak! Szybki, silny, bezpardonowy Togijczyk znów nękał Tottenham, jak miało to miejsce przez kilka lat w lidze angielskiej. Gol otwierający wynik, gol drugi, łamiący ducha rywala. I zawsze do dyspozycji partnerów, grający plecami do bramki gdy trzeba było. Odgrywający piłkę krótko, po ziemi. Dominujący w powietrzu, na miarę dwóch kluczowych goli. Adebayor o mało co nie zaliczył hat-tricka, gdy Gomes najwyższym wysiłkiem przeniósł piłkę nad poprzeczką. Gdy Emmanuel schodził z murawy, trybuny ryczały ""ĄManolito, oé!" - to hiszpański odpowiednik imienia czarnoskórego napastnika.

Benzema na rewanż będzie już gotowy. Lecz wcale nie musi wyjść w pierwszym składzie.

Bale nie nadaje się do gry na prawej stronie.
Tuż przed meczem okazało się, że Aaron Lennon nie zagra. Nagła kontuzja. Pozostałych dziesięciu zawodników z podstawowego składu również wyglądało tak, jakby miało problemy zdrowotne. Luka Modrić, postać tak istotna w środku pomocy, zginął na lewej jej stronie. Bale, piłkarz o potencjale niszczącym, przepadł na stronie prawej. Przez pierwsze dziesięć minut nawet nie dotknął piłki. Był zupełnie zagubiony.

Gdy zareagował Redknapp, przesuwając Bale'a na lewą stronę, a Modricia do środka pola, nagle Gareth odżył, dwukrotnie zagrażając bramce gospodarzy (strzał w boczną siatkę po indywidualnej akcji i niespodziewany wyrzut z autu w pole karne do Rafaela Van der Vaarta). Ponadto faulował go Ramos, faulował Pepe, i mogło skończyć się to bardziej bolesną karą dla piłkarzy Realu. Carvahlo również musiał naciągnąć postronki kończyn, aby powstrzymać Walijczyka.

Bale nie jest jeszcze w pełni formy po ostatnich perypetiach zdrowotnych. W drugiej połowie zniknął, gasł wraz z kolejnymi minutami gry.

Tak czy inaczej, na lewej stronie był sobą. I będzie sobą w rewanżu na White Hart Lane. O ile będzie zdrowy. O ile nie jest już za późno.

Minusy Marcelo w defensywie nie przesłaniają jego plusów w ataku.
Wciąż powtarza się tę utartą formułę - Marcelo to obrońca, który nie broni. To obrońca, który zostawia hektary wolnej przestrzeni w swojej strefie boiska. Nagle wynikła nieobecność Lennona sprawiła, że Tottenham nie miał szansy sprawdzenia tych teorii. Marcelo nie odczuwał nacisku rywali w tym meczu, może za wyjątkiem sytuacji, gdy Crouch wyleciał z boiska z czerwoną kartką.

Mówcie co chcecie... Defensywne wady Brazylijczyka to mniej niż pół prawdy o nim. O wiele mniej. Jego aktywność i kreatywność w ataku wnosi ogrom dobrej gry dla drużyny z Madrytu. Real atakujący to Real czerpiący garściami z talentu Marcelo.

W Realu Madryt gra nie tylko Cristiano.
Przed tym meczem najwięcej mówiło się o Cristiano Ronaldo. Podczas meczu również. I słusznie, portugalski zawodnik dominował przez większość czasu gry.

Były sztuczki techniczne, sprinty i strzały, masa strzałów. Pierwszy w 58. sekundzie spotkania. Drugi przed 3. minutą. 13. przed końcowym gwizdkiem arbitra. Ten trzynasty strzał wreszcie przysporzył kłopoty Gomesowi. Kłopoty na miarę gola, wcześniejsze albo były niecelne, albo trafione prosto w brazylijskiego bramkarza.

Uderzenie Ángela di Marii, prosto w okienko bramki Lillywhites, praktycznie zapewniło Królewskim półfinał Ligi Mistrzów. Uderzenie Ronaldo wspaniale podsumowało tamten wieczór w stolicy Hiszpanii. Zgodnie z nazwą rywala, Tottenham dostał prawdziwe, "Realne" lanie w Madrycie.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!