Advertisement
Menu
/ RealMadryt.pl

RMPL: Au revoir Mamaduuu!

Pożegnanie

Nigdy nie był postacią pierwszoplanową, jak dobry defensywny pomocnik starał się wykonywać swą czarną robotę w cieniu środka pola i nie pchał się tam, gdzie grać mieli inni. Chyba że trzeba było im pomóc. Pomóc drużynie.

I z takich właśnie sytuacji Mahamadou Diarrę zapamiętałem najlepiej. I to podczas meczów najważniejszych.

Pierwsza scena. Gdy w marcu 2007 roku Real Madryt Fabia Capello rozpoczynał szaleńczy pościg ligowy za Barceloną, najpierw musiał postawić się jej na Camp Nou. Fenomenalne, arcy-zacięte spotkanie zakończyło się wynikiem 3:3. Królewscy trzy razy zdobywali stadion rywala, trzy razy Barcelona odpowiadała celnymi ukąszeniami argentyńskiej Pchły.

W ostatniej minucie meczu, podczas wielkiego naporu Blaugrany, w nasze pole karne wpadł magik Ronaldinho. Zgubiony Salgado na prawej stronie obrony, prawie pusta droga do bramki Casillasa. Można podać, można uderzać. I nagle wyrósł przed nim wielki Malijczyk. Ronaldinho odbił się od niego jak miś od skały. Momo wstał pierwszy. Klasyczny hokejowy bodiczek w wykonaniu Malijczyka, śmiertelne zagrożenie zażegnane, piłka odebrana. Do widzenia Ronaldinho. Ostatnie ujęcia, lecz warto i całość zobaczyć.

Druga scena. Kilka miesięcy później finał dramatycznego pościgu na drodze po Mistrzostwo Hiszpanii. Ostatnia kolejka, Real podejmuje Mallorcę. Tak strasznie nam nie szło wtedy nic i nic dobrego nie chciało nam się wydarzyć. Potrzebne było zwycięstwo, a Barcelona w tym samym czasie bez litości rozstrzeliwała przeciwnika. Z relacji pomeczowej - "Zabrakło Ruuda? Nie szkodzi – ten bezproduktywny w pierwszej połowie Diarra tym razem po rzucie rożnym zachował się niczym wielkiej próby snajper. Moya prawie obronił – ale nie obronił. Dwaaaaa do jednego! Co tu dużo mówić? To trzeba zobaczyć. Capello chciał Diarrę? Chciał. I dostał go." Do widzenia Majorko.

I ta pamiętna scena tuż po golu Mahamadou... Gdy do malijskiego bohatera podbiega przy linii bocznej kontuzjowany Ruud, gdy łapie go za głowę i coś mówi, coś tłumaczy, intensywnie gestykuluje. Co on mu tam wtedy mówi? "Spokojnie Momo, jest 2:1, dziesięć minut do końca, ale musisz być spokojny, uważny, opanowany. Musisz nadal walczyć!"? VIDEO.

Trzecia scena, pamiętne 4:1 na Estadio Santiago Bernabéu z FC Barcelona, mistrzowski tytuł i ostatni taki szpaler. Gdy rywal leżał już, przywalony wynikiem 2:0, kapitalną akcję prawym skrzydłem przeprowadził Momo Diarra. Odebrał piłkę w bezpośrednim starciu z przeciwnikiem, ośmieszająco ograł następnego, przebiegł kilkanaście metrów, precyzyjnie dograł w pole karne, tam formalności dopełnił El Pipita. 3:0. Do widzenia Barcelono. VIDEO.

Trzy sceny z przeszłości i Diarrów trzech - rasowy obrońca z Campo Nuevo, rasowy napastnik z Santiago Bernabéu i klasyczny skrzydłowy z Bernabéu raz jeszcze. Wielki Momo.

A gdy grał tam, gdzie jego naturalna boiskowa pozycja, i był w formie, zdrowy, bez mar kontuzji, był w swoim fachu świetny. Bardzo odpowiedzialny i świadomy taktycznie, twardy, momentami bezwzględny dla przeciwnika, ale grający fair. Technicznie na poziomie, fizycznie dominujący, zawsze walczący z sercem, do końca. Zderzyć się z Mahamadou - mało który zawodnik La Liga miał na tyle masochistyczne ciągotki, aby tego, bez grymasu niechęci przed i grymasu bólu po, spróbować.

Mecz z Sevillą.

Mecz ze Sportingiem.

Tak grał Mahamodon, (autorska wymowa imienia Malijczyka - Dariusz Szpakowski - przyp. red.), na pozycji defensywnego pomocnika. Nie był to Redondo, nie był to Makelele. To był Diarra. Mahamadou Diarra.

W szatni bardzo lubiany, w tym sezonie mianowano go nawet jednym z kapitanów. I kapitanował Królewskim na boisku. Incydentalnie, ale jednak.

Gdy w 2007 roku, tuż po zdobyciu Majstra Hiszpanii, pojawiły się plotki o możliwym odejściu Malijczyka, Rada Drużyny wraz z innym wojownikiem, Gabrielem Heinze, osobiście prosiła ówczesnego el presidente, Ramóna Calderóna, aby ten Mahamadou Diarry nie tykał. Bo Diarra był "nasz". I koniec.

Poza boiskiem Mahamadou był wzorem cnót wszelakich. Praktykujący muzułmanin, nikt nigdy nie wytropił śladu najmniejszego skandalu z nim związanego. Hiszpańscy dziennikarze narzekali nawet, że o ile wiele wiadomo o życiu prywatnym pozostałych zawodników Los Blancos, to o Malijczyku nie wiadomo nic. Dosłownie nic.

I wykorzystywali czasami tego świetnego, spokojnego faceta, do niekoniecznie szczytnych celów. A raczej do tych z kategorii "niecne".

Gdy rozstrzygnęła się sprawa opiewającego na ponad miliard euro kontraktu na prawa telewizyjne do transmisji z meczów Realu Madryt, Marca na pierwszych stronach papierowych i internetowych "informowała", że Momo może odejść do Milanu. Po co siać taki ferment, tym bardziej w dobrze wówczas funkcjonującej drużynie? Bo prawa telewizyjne wykupiło konsorcjum będące rynkowym rywalem właściciela hiszpańskiej gazety, który również startował w przetargu i przegrał. Marca tamtej decyzji nigdy Calderónowi nie wybaczyła, doprowadzając zresztą do jego dymisji.


Mahamadou Diarra - wielki malijski wojownik. Żegnamy i dziękujemy za walkę, serce i te wszystkie piękne chwile, które przyszło nam razem przeżyć.

Parafrazując lekko słowa jednego z użytkowników naszego forum: "Momo, dla nas zawsze będziesz Biały"!

Au revoir Mamaduuu!

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!