Advertisement
Menu
/ marca.com

Pánzer contra Submarino

Niedziela, godzina 19.00

Dla meczu rewanżowego z Levante trudno znaleźć jakiekolwiek pozytywne określenie. Poza tym najważniejszym: awansowaliśmy. Co zresztą było jedynym możliwym rozstrzygnięciem – awansowalibyśmy nawet po przegranej 0:6 czy 0:7, więc nie za bardzo jest się czym chwalić. Oczywiście prawdą jest też, że dawno już nie zaszliśmy w Copa del Rey tak daleko, no ale bądźmy poważni: Real Madryt nie przestał być Realem Madryt przez to, że ileś tam lat z rzędu nie potrafi dotrzeć do finału Pucharu Króla, a Realowi Madryt stawia się zawsze szczególnie wysokie wymagania.

To, że musimy wygrać z Villarrealem, wynika jednakże nie z jakichś iluzorycznych wymagań, ale po prostu z nieubłaganej tabeli. Barcelona ponownie zdobyła trzy punkty – tym razem na El Riazor, do tego w pięknym stylu (4:0 po golach Villi, Messiego, Iniesty i Pedra) – wobec czego i my potrzebujemy trzech punktów, aby utrzymać dystans dwóch oczek do Dumy Katalonii.

Skoro już o tabeli mowa, nie zapominajmy, kto plasuje się w niej tuż za nami. Jeżeli nie kojarzycie… Tak, tak, właśnie Villarreal. Villarreal, który jest trzeci nie tylko pod względem liczby zdobytych punktów, ale także goli strzelonych (32) i straconych (14, tyle samo co Los Blancos). Gdy zaś spojrzymy na to, w jaki sposób podopieczni Juana Carlosa Garrido wspięli się tak wysoko, dojdziemy do wniosku, że Żółta Łódź Podwodna może po raz trzeci w historii zająć miejsce na podium Primera División. Nie ma w tym bowiem przypadku. Od czasu, gdy Barcelona pokonała Villarreal 3:1 (w cokolwiek kontrowersyjnych okolicznościach, ale jednak zasłużenie), nasi dzisiejsi rywale rozegrali sześć meczów ligowych, z tych zaś wygrali cztery, a jeden – z Valencią u siebie – zremisowali.

Wobec dominacji Madrytu i Barcelony większość klubów pierwszoligowych postawiła na sprawdzoną już metodę budowania drużyny: tworzenie zgranego kolektywu z piłkarzy albo marginalnie zbyt słabych jak na wymagania Wielkiej Dwójki, albo też młodych gniewnych, którzy nie wpadli w oko skautom potężnych rywali. Villarreal był zresztą w pewnym sensie jednym z pionierów tej metody (oczywiście sami jej nie wynaleźli, byłby to absurd na miarę twierdzenia, że Rijkaard wymyślił rotację, jednak to oni – obok Sevilli – doszli tą drogą do największych sukcesów) i jak widać, wciąż z powodzeniem ją wykorzystuje.

Kto bowiem gra obecnie w żółtych barwach? Na przykład Nilmar Honorato da Silva, świetny napastnik, reprezentant Brazylii i autor trzeciej części ligowych goli Villarrealu w tym sezonie. Na przykład Carlos Marchena i Marcos Senna, dwaj doświadczeni gracze defensywni, wielokrotni reprezentanci Hiszpanii – odpowiednio mistrz świata i Europy oraz „tylko” Europy. Możemy więc uznać, że dopisuje nam szczęście, gdyż cała trójka nie wystąpi tym razem na Bernabéu. Jest to oczywiście spore osłabienie naszych rywali, ale pan Garrido ma do dyspozycji wartościowych zmienników.

W ataku na przykład będzie to Argentyńczyk Marco Ruben jako towarzysz włoskiego snajpera Giuseppego Rossiego. Ze skrzydeł wspierać ich będą Santi Cazorla (kolejny mistrz „tylko” Europy) i Cani. Środek pomocy obstawią zaś Bruno Soriano i kolejny filar drużyny, Borja Valero, skądinąd wychowanek Realu Madryt, u nas niedoceniony, gdy zaś trafił na El Madrigal w ramach wypożyczenia z West Bromwich, od razu stał się jednym z czołowych pomocników Villarrealu, dla którego strzelił gola już w debiutanckim meczu.

Kwestia bocznych obrońców raczej nie budzi wątpliwości, będą to Joan Capdevila i Ángel López. Na środku zaś stanie dwóch Argentyńczyków, Gonzalo Javier Rodríguez i młody, diablo utalentowany Mateo Musacchio. Coś mi mówi, że już niebawem tego ostatniego zobaczymy w koszulce barwy blanco lub blaugrana (ewentualnie blue, nerazzuro… w każdym razie innej niż amarillo). Miejsce w bramce jest zarezerwowane dla kolejnego naszego wychowanka, Diega Lópeza Rodrígueza.

U nas oczywiście też występują pewne braki w składzie, nie są chyba jednak aż tak dotkliwe. Zawieszony Álvaro Arbeloa to nie jest aż taki wielki problem, dopóki do dyspozycji trenera są i Sergio Ramos, i Marcelo. Bez Pepego też sobie poradzimy – wystąpią Carvalho i Albiol, a na ławce mamy Garaya. Tradycyjnie największą bolączką dla Mourinho będzie brak jeszcze jednego napastnika, tego problemu nie da się jednak rozwiązać ad hoc. Na szczęście wrócił Kaká i chociaż prawdopodobnie nie wystąpi w tym meczu od pierwszej minuty, możemy liczyć na niego jako na dżokera, gdyby mecz przybrał niekorzystny obrót.

Miejmy wszakże nadzieję, że nie przybierze.

Tytuł niniejszego artykułu, zaczerpnięty z „Marki”, tłumaczy się na nasze jako „Czołg [niemieckie Panzer jest w tym znaczeniu dość powszechnie rozumiane w Hiszpanii] kontra Okręt Podwodny/Łódź Podwodna”.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!