Advertisement
Menu
/ własne

Di María bohaterem bitwy o Madryt

Real Madryt - Sevilla 1:0

Podobno w życiu pewne są tylko dwie rzeczy: śmierć i podatki. To jednak nie do końca prawda, kibice śledzący ligę hiszpańską mogą bowiem do tej krótkiej listy dopisać jeszcze jedną pozycję. Bez względu na porę, pogodę, sytuację w tabeli, dokonane transfery i milion innych czynników, fani Primera División mogą być pewni również trzeciej rzeczy – ogromnych emocji w meczu Realu Madryt z Sevillą. Początkowo spotkanie to miało dać Królewskim powrót na pozycję lidera, Barcelona mierzyła się bowiem z wyjątkowo niewygodną dla siebie drużyną Espanyolu. Po srogim laniu na El Prat madridistas zmienili oczekiwania, spodziewając się łatwego zwycięstwa z będącą w kryzysie drużyną Gregorio Manzano i utrzymania dwupunktowej straty do Dumy Katalonii. Teraz, gdy na Bernabéu przebrzmiał już ostatni gwizdek, ci sami kibice z pewnością wciąż cieszą się ze zwycięstwa, którego o mały włos wcale by nie było.

Mecz rozpoczął się od wzajemnych podchodów obu drużyn, żadna z jedenastek nie chciała za szybko się odkryć, co owocowało licznymi stratami i niedokładnymi podaniami. Najgroźniejsza sytuacja pierwszego kwadransa miała miejsce tuż po rozpoczęciu meczu, gdy nieprzyjemny strzał Konko z pola karnego na rzut rożny sparował Iker Casillas. Chwilę później uderzeniem z rzutu wolnego odpowiedzieć próbował Ronaldo, jednak Palop, choć z problemami, zdołał ostatecznie uchronić swój zespół. Kolejna sytuacja strzelecka nadarzyła się dopiero w siedemnastej minucie, nie była ona jednak wynikiem zarysowującej się przewagi Królewskich, po raz kolejny bowiem uderzenie oddać zdołał Konko. Szczęśliwie po strzale zza pola karnego piłka poleciała wysoko w trybuny.

Dwie minuty później po raz pierwszy znać o sobie dali arbitrzy spotkania. Po ładnej dwójkowej akcji Ronaldo z Benzemą sędzia liniowy podyktował, nie ostatniego niestety, mocno wątpliwego spalonego. Od początku spotkania wysoką formę prezentował Pepe, co miał okazję potwierdzić w 23. minucie, gdy wybił piłkę spod nóg składającego się do strzału w polu karnym Królewskich Negredo. Dosłownie chwilę później to samo zrobił Ramos, a napór Sevilli omal nie zakończył się bramką, szczęśliwie jednak piłka po uderzeniu głową w wykonaniu Escude minimalnie minęła słupek. Po serii groźnych sytuacji spotkanie wróciło do poprzedniego obrazu – prób zawiązania akcji skrzydłem i rażącej niedokładności w środku pola. Ciężar gry spróbował wziąć na siebie Angel Di María, jednak po jego strzale zza pola karnego Palop sparował piłkę poza linię bramkową. Każdej z drużyn czegoś brakowało – Królewskim pauzującego za kartki Xabiego Alonso, Sevilli natomiast chęci do śmielszych ataków, coraz częściej bowiem starali się kraść czas, z nadzieją czekając na końcowy gwizdek. No i byli jeszcze sędziowie, ale trudno powiedzieć czego brakowało im – koncentracji, umiejętności czy mocnych okularów. Niestety był to dopiero początek recitalu błędów w wykonaniu arbitra głównego i jego dwóch pomocników.

Na pięć minut przed końcem pierwszej połowy zirytowanie postawą wszystkich aktorów wczorajszego spektaklu wyrażać zaczęli również kibice, z coraz większym niezadowoleniem przyjmując kolejne błędy swoich ulubieńców, a także kontrowersyjne decyzje sędziów. Czarę goryczy przelać mógł podyktowany w ostatniej minucie rzut wolny dla Sevilli, po nie najlepszej interwencji Casillasa piłkę na rzut rożny w ostatniej chwili wybił jednak, będący zdecydowanie jedną z nielicznych jasnych postaci, Pepe. Ostatecznie reakcja trybun nie przyniosła zmiany w obrazie gry, wyjątkowo napięta atmosfera zaowocowała jednak zupełnie niepotrzebnymi przepychankami podczas schodzenia do szatni. Możemy spodziewać się, że Komisja Ligi po raz kolejny nie będzie miała litości, tym razem chyba jednak słusznie, dla sztabu szkoleniowego Królewskich.

Wszyscy liczyli na to, że rozmowa z Mourinho zaowocuje zmianami i rzeczywiście, te nastąpiły. Po zmianie stron Królewscy tracili jeszcze więcej piłek w środku pola, Sevilla kradła jeszcze więcej czasu, a sędziowie popełniali jeszcze więcej błędnych decyzji. Już cztery minuty od rozpoczęcia drugiej połowy arbiter boczny udowodnił, niesłusznie sygnalizując pozycję spaloną Özila, że niczym nie odstaje od swojego kolegi, który kilka razy podobnie mylił się w pierwszej części gry. Wśród kibiców polskiej ligi istnieje określenie idealnie pasujące do obu sędziów bocznych, biorąc jednak pod uwagę wiek niektórych czytelników napiszę jedynie, że zaczyna się ono na „liniowy”, a kończy niezbyt miłym wyrazem rymującym się z „bordowy”.

Królewscy dalej grali źle, nie mając pomysłu na sforsowanie obrony Sevilli, a coraz dalszego przesuwania się w stronę bramki Palopa omal nie przypłacili stratą gola. W 58. minucie po podaniu z głębi pola sam na sam z Casillasem znalazł się Negredo, nie chcąc chyba jednak zamknąć sobie drogi powrotnej do Madrytu fatalnie spudłował, posyłając piłkę wysoko nad bramką. Oczywiście całą sytuację mógłby tłumaczyć tym, że w chwili podania był na pozycji spalonej, liniowy jednak i tym razem postanowił pokazać w jak słabej jest dyspozycji i spalonego nie pokazał.

W tym momencie arbiter główny musiał uznać, że nie będzie gorszy od swoich kolegów i w 63. minucie, po zwyczajnej walce o wysoką piłkę w środku pola, pokazał Ricardo Carvalho drugą żółtą kartę, jeszcze bardziej komplikując podopiecznym Mourinho i tak niełatwe już spotkanie. Po tym zdarzeniu piłkarze Sevilli poczuli krew i mecz na dobre zamienił się w bitwę, dla której piłka nożna była jedynie pretekstem.

Gdy wydawało się, że nic już nie będzie w stanie pomóc uderzającym głową w mur piłkarzom Realu Madryt, wydarzył się, niecały tydzień przed czasem, iście Bożonarodzeniowy cud. W 77. minucie w pole karne odważnie wbiegł Mesut Özil i podał do Pedro Leóna, piłka po jego strzale odbiła się jednak od jednego z obrońców i poleciała w stronę linii końcowej. Dla większości piłkarzy równało się to z końcem kolejnego nieudanego natarcia. Jedynie Angel Di María postanowił udowodnić kolegom, zwłaszcza coraz bardziej odpuszczającemu Ronaldo, że grać należy do końca i w ostatniej chwili dopadł do piłki, opanowując ją w obrębie osiemnastki. Następnie młody Argentyńczyk wykazał się zimną krwią, której pozazdrościć by mu mogli dużo starsi i dużo lepsi od niego – do ostatniej chwili wyczekał na reakcję wychodzącego Palopa, następnie balansem ciała zwiódł go i z niemal zerowego kąta umieścił piłkę w siatce, wprawiając w euforię zgromadzonych na Bernabéu kibiców.

Gol ten nie tylko wreszcie przełamał strzelecką niemoc Królewskich, ale także całkowicie odwrócił role – od tamtej chwili to piłkarze Sevilli nieudolnie starali się skonstruować groźną sytuację, a Blancos z niemałą satysfakcją pokazywali im, jak frustrująca może być konsekwentna, niemal prowokacyjna gra na czas. Najsłabszy psychicznie okazał się Dabo, który w bezmyślny sposób kopnął Di Maríę, przedwcześnie kończąc swój udział w meczu. Niedługo potem skończył również sędzia, przypieczętowując niełatwe, ale jakże cenne zwycięstwo Realu Madryt.

Dzięki trzem punktom wywalczonym w meczu walki, naznaczonym dwunastoma żółtymi i dwoma czerwonymi karkami, Królewscy utrzymali zaledwie dwupunktową stratę do liderującej Barcelony i od nowego roku będą mogli kontynuować złożony z zaledwie dwóch drużyn wyścig po mistrzostwo Hiszpanii.

Real Madryt – Sevilla 1:0
(Angel Di María, 77’)

Real Madryt: Casillas; Sergio Ramos, Pepe, Carvalho, Arbeloa, Lass, Khedira (Granero, 62’), Di María, Özil (Albiol, 79’), Cristiano Ronaldo i Benzema (Pedro León, 62’).

Sevilla: Palop, Caceres, Escude, Navarro, Dabo, Zokota (Carlos, 85’), Romaric, Konko (Acosta, 79’), Capel (Alfaro, 85’), Negredo i Luis Fabiano.

Kartki żółte: Carvalho 45’ i 63’, Di María 60’, Casillas 63’, Lass 70’, Pepe 70’, Özil 79’, León 88’, Ramos 90’ – Caceres 85’, Acosta 90’
Karki czerwone: Carvalho 63’ – Dabo 90’

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!