Advertisement
Menu
/ El País semanal

Triumf spokojnej elegancji...

Reportaż o Xabim Alonso

Perła z dzielnicy Antiguo w San Sebastián. Piłkarz, którego w swojej drużynie chce mieć każdy. Dyskretny, wrażliwy, dbający o innych - ten 28-letni Bask stał się kluczowym elementem reprezentacji Hiszpanii i Realu Madryt. Triumf spokojnej elegancji.

Bracia Alonso - Mikel i Xabi - grają na plaży De la Concha w San Sebastián pewnego poranka latem 1990 roku. W tym samym czasie reżyser Julio Medem desperacko szuka rudowłosego dzieciaka, dobrze zbudowanego, z twarzy Baska, jedenastolatka, który idealnie pasuje do roli w jego filmie Vacas. I go spotyka, pojawia się dziecko, które sobie wyobrażał. Xabi wciąż śmieje się wspominając to wydarzenie. Jednak z powodu braku opiekuna, ojca Periko - "prowadził trening", tak wspomina Mikel - decyzję podjęła Isabel, mama, grzecznie odmawiając. W końcu rolę przyjął Miguel Angel García, a Xabi Alonso Olano kontynuował grę w piłkę na plaży. Nigdy się tym bardzo nie przejmował, ponieważ nigdy nie chciał być gwiazdą ani piłkarską, ani filmową. Tak naprawdę do czasu, gdy skończył 17 lat i zadebiutował w pierwszej drużynie Realu Sociedad u Javiera Clemente, nawet nie planował zostać zawodowym piłkarzem. Dzisiaj jest mistrzem świata, kluczową częścią reprezentacji Hiszpanii, zespołu, który wyznacza trendy nawet poza boiskiem, poza tym gra w Realu Madryt i mieszka w dzielnicy Salamanca.

"Najpierw próbowałem mieszkać w Pozuelo", tłumaczy Alonso. Wytrwał dwa miesiące. "Mnie i mojej żonie bardziej podoba się jednak mieszkanie w centrum, z powodu naszego stylu życia bardziej pasuje nam temat miejski. Tak się przenieśliśmy i jesteśmy szczęśliwi, Madryt jest cudowny". Na początku, co oczywiste, sąsiedzi byli zaskoczeni, teraz już tak nie jest; przyzwyczajenie wypchnęło początkowe zdziwienie, a potem została już tylko obojętność nad faktem, że spotyka się gwiazdę w barze na rogu, pijącego kawę przed treningiem, robiącego zakupy w zwykłym spożywczaku czy kupującego gazetę w kiosku. "Jestem człowiekiem dzielnicy. Moja żona i ja byliśmy przyzwyczajeni do takiego życia w San Sebastián, Liverpoolu i tak teraz żyjemy w Madrycie. Nie jest to wielka rzecz, taka jest prawda, po prostu robimy tak przez całe życie", tłumaczy Alonso.

Korzeni Xabiego należy szukać wzdłuż rzeki Oria, w sercu Guipúzcoa, rejonie Goierri; ze strony ojca Periko - piłkarza, 20-krotnego reprezentanta kraju, mistrza Hiszpanii z Realem Sociedad w 1980 i 1981 roku i Barceloną 1986 roku - odniesieniem jest Tolosa; ze strony matki, Isabel Olano, Orendain, kilka kilometrów na północ, wieś Okaingorro. Xabi urodził się w Tolosie, pierwsze miesiące życia spędził w niedalekiej Ibarrze, a kiedy jego ojciec przeszedł do Barçy, rodzina przeniosła się blisko deptaku Diagonal.Tam przeżyła sześć lat - trzy, przez które Periko grał w Barcelonie i trzy kolejne w Sabadell. Dlatego pierwsze wspomnienia Xabiego związane są z Barceloną, szczególnie swoją opiekunkę, Florą.

"Jeśli są dzieci gryzące i dzieci gryzione, to ja byłem dzieckiem gryzącym... bardzo gryzącym!", stwierdza Xabi, który dzieli się kolejnym niezapomnianym obrazkiem ze swojego dzieciństwa: kiedy po raz pierwszy wszedł do profesjonalnej szatni. Było to na stadionie Nova Creu Alta, w Sabadell. "Byłem tak zadowolony idąc z flagą, że się potknąłem i spadłem ze schodów". Mikel, jego brat, rok starszy, również grający w piłkę - Athletic, Real, Sumancia, Bolton, obecnie Tenerife - uważa, że będąc dziećmi obaj byli chłopcami specjalnej troski. "Wiesz, jednego dnia miałeś jakiś pomysł, a następnego dnia kolejny zajmował jego miejsce", śmieje się Xabi. Obaj bracia szczególnie wspominają wakacje na wsi Okaingorro, gdzie polowali na jaszczurki, kradli z domu jajka, którymi następnie obrzucali przejeżdżające samochody i spędzali wiele godzin ze swoim dziadkiem.

Dzieciństwo obu chłopców było naznaczone futbolem, ale w zupełnie inny sposób niż powinno być w przypadku synów piłkarza i następnie trenera. W domu mało rozmawiano o tym sporcie. "W domu rządziła matka. W kraju Basków rządzą kobiety, nie wiedziałeś? A dla mojej matki najważniejsze było, żebyśmy się uczyli", wspomina Xabi, który był uczniem w szkole Ikuntza, gdzie raz nie zdał egzaminu z języka hiszpańskiego i drogo za to zapłacił. "Moja mama zakazała mi przez miesiąc grać w piłkę", wspomina zawodnik Realu wciąż z pewną goryczą w głosie.

Xabi jest pełnym mieszkańcem San Sebastián: wciąż gra na plaży De la Concha, jest nawet członkiem dwóch kółek kulinarnych - jednego z dzielnicy Antiguo, gdzie od zawsze żył, a drugiego w Sauce, gdzie wszyscy znają go jako "Bone"... "San Sebastián to moje miasto, tutaj dorastałem, tutaj zacząłem grać, oglądałem mecze", podsumowuje. W San Sebastián poznał też Nagorę Aramburu, swoją żonę, matkę swoich dwóch synów - Jona, który urodził się 11 marca 2008 roku w Liverpoolu i Anego, urodzonego 30 marca 2010 roku w Madrycie.

W wieku 22 lat spakował się i pojechał do Liverpoolu. Od trzech sezonów grał już w pierwszej lidze w Realu Sociedad. W tym czasie zdążył zostać wicemistrzem Hiszpanii, grał w Lidze Mistrzów i 15 razy wystąpił w reprezentacji. Oczywiste było, że nadszedł czas na zmiany. Dlatego Ińaki Ibáńez, ktoś więcej niż jego agent (był nawet doradcą jego ojca, kiedy Xabi dopiero dorastał), dogadał się z Realem. Jednak Florentino Pérez nie był zdolny dojść do porozumienia z José Luisem Astiazaránem, prezesem Basków. Sternik Królewskich był zdolny zapłacić 15 milionów euro, a proszono o 3 więcej. Ibáńez nie przestał szukać i znalazł kolejną opcję: Anfield.

"Zaczęło się jako przygoda, ale teraz wiem, że to zmieniło moje życie", stwierdza Xabi, który uważa lata spędzone na wybrzeżach Mersey za prawdziwe życiowe doświadczenie, o wiele większe niż tylko piłkarskie, o wiele większe niż niezapomniane zwycięstwo w finale Ligi Mistrzów w 2005 roku nad Milanem, kiedy Liverpool przegrywał do przerwy 3:0, odrobił straty i wygrał w karnych i wiele więcej niż niezapomniany mecz z 15 kwietnia 2009 roku, w dzień dwudziestej rocznicy katastrofy Hillsborough, kiedy na boisku Sheffield zginęło 96 fanów The Reds.

"W Liverpoolu nauczyłem radzić sobie z problemami, z którymi w domu, San Sebastián, nawet się nie spotykałem", mówi Xabi, kiedy wspomina przeprowadzkę. Akurat wtedy Nagore, która na stałe pracowała sklepie odzieżowym w San Sebastián, dostała pracę przy filmie Aupa Extebeste!. Kiedy produkcja się zakończyła, przeniosła się do Liverpoolu, gdzie Xabi mieszkał już od dwóch miesięcy. Rozpoczęła pracę w hotelu w centrum, blisko ich domu. Xabi próbował kontynuować studia inżynierskie, ale odpuścił po trzecim roku, kiedy na świat miało przyjść jego pierwsze dziecko w okolicznościach, które wiele mówią o postawie Xabiego. "Tak naprawdę nie stało się nic poważnego", mówi. "W sobotę graliśmy przeciwko Newcastle, a w niedzielę Nagore odeszły wody. W poniedziałek miałem lecieć z drużyną do Mediolanu, by rozegrać mecz Ligi Mistrzów i powiedziałem trenerowi, że dołączę do nich po narodzinach, jeśli tego chce. On powiedział mi, że nie może na mnie czekać. Odpowiedziałem, że rozumiem, ale zostaję w Liverpoolu. Benítez nigdy nie zmuszał mnie do wyjazdu do Mediolanu, wiedział, że i tak zostanę".

Rozmowa o Liverpoolu jest dla niego emocjonalna. Xabi dorastał oglądając mecze na stadionie Atotxa ze swoim dziadkiem i Karlosem Arguińano (popularny kucharz), więc ma bardzo osobiste spojrzenie na futbol. "Anfield to świątynia. Być może wydaje się to przesadzone, ale dla mnie to najcudowniejszy stadion na świecie", zapewnia, chociaż stwierdza, że Liverpool to trudne miasto. "W Liverpoolu da się wyczuć charakter mieszkańców, głównie pracowników fizycznych, którzy dużo wycierpieli w latach Thatcher, kiedy stocznie były zamknięte. To generowało stygmaty przeciwko władzy, które wciąż są widoczne. Ludzie są tam przyzwyczajeni do walki o to, w co wierzą, i to się rozprzestrzenia. Świetnie się tam czułem". Dlaczego więc odszedł? Prawdopodobnie nadszedł już czas, a zadzwonił, po raz kolejny, Real Madryt.

Zrobił to z powodów czysto piłkarskich, ponieważ tak lubił Anglię, że nie przeszkadzało mu nawet tamtejsze jedzenie. W każdym tygodniu jakiś przyjaciel czy znajomy odwiedzał Xabiego z torbami pełnymi fasoli, świeżych warzyw, a nawet pieczywa z Tolosy. Niektórzy przemycali nawet steki, wiedząc, że Alonso lubi dobrze zjeść. "Jestem Baskiem, czasami muszę to pokazywać", śmieje się.

"Kocham jeść, nawet przesadnie", przekonuje. Również gotować. Chociaż przyznaje się także do swojej największej porażki w kuchni, paelli. "Raz mi nie wyszła, była tragiczna, kompletna porażka. Chciałem ją zrobić dobrze, bo ją uwielbiam, ale nie potrafiłem". Twierdzi, że najprostsze rzeczy są najtrudniejsze, ale dodaje, że umie obsługiwać kuchenkę i na przykład przyrządzić doradę czy rodaballo (dwa rodzaje ryb). "Łagodny sos, olej, ocet i czosnek... kocham to. Tak naprawdę te najprostsze rzeczy, nawet taki kurczak z sałatą, sprawiają, że jestem najbardziej zadowolony".

Xabi przyznaje, że bogata oferta kulinarna Madrytu nie jest dla niego niczym dobrym. "Po prostu szaleję. Jem wszystko, a w Madrycie to nie ma końca: masz kuchnię z owocami morza, japońską, chińską, wykwintną mniej lub bardziej... Bez różnicy, po prostu lubię jeść. Tak bardzo, że muszą sam nakładać sobie ograniczenia, ponieważ nie mogę jeść tego codziennie, a ta oferta jest tak wspaniała". Co poleca? "Dobre mięso z czerwoną papryką można zjeść w Casa Julián de Tolosa na Cava Baja, naprawdę wyśmienite; dobre warzywa mają w La Manduca de Azagra na ulicy Sagasta; coś japońskiego? Kabuki w hotelu Wellington. A gotowaną fasolkę dobrze podają w Paraguas", bez wahania wymienia ulubione miejsca, po czym dodaje: "Jeśli chodzi o jedzenie, to akceptuję sugestie, zawsze jestem otwarty na nowe rzeczy".

Jednak nie jest tak samo, jeśli chodzi o odzież. "Ubieram się klasycznie, lubię detale i patrzę, co na siebie wkładam, lubię zegarki i buty, ale nie jestem ofiarą mody. Kupuję wszystko, rzeczy markowe i nie. Doskonale wiem, co mi się podoba, a co nie, i się tego trzymam: na przykład nigdy nie założę skórzanej kurtki", zapewnia. Xabi nie rozumie ludzi, którzy ubierają się w odzież według ostatnich trendów, chociaż wyglądają tragicznie. "Kiedy widzę wielu z nich, po prostu się śmieję". W szatni Realu również ma wiele takich okazji. "Człowieku, tam jest wszystko, ale naprawdę wiele razy myślałem sobie: 'Matko moja, to się nie dzieje!'. Cristiano Ronaldo robi wszystko, by mnie rozbawić, ale niczego nie da się porównać do ubrań Drenthego. To było coś spektakularnego. Dużo śmieję się także z Arbeloi. Często mówię mu: 'Dzisiaj ubierała cię chyba twoja kobieta, co?'. A on się mocno denerwuje".

Tak samo klasyczny jest w sprawie kina. "Lubię filmy czarno-białe, nieme, polityczne i historyczne". A muzyka? "Lubię legendy, kiedy byłem młody, fascynowała mnie Nirvana, dzisiaj słucham Sabiny, Calamaro, Beatlesów, Neila Younga, Toma Waitsa, Loquillo...". Xabi pozostaje klasyczny również przy wyborze wina. "Dobre Ribera del Duero czy Mauro i jestem szczęśliwy", przyznaje, chociaż dodaje, że ma także słabość do bąbelków. "Kocham szampana".

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!