Advertisement
Menu
/ marca.com

Wszystko albo nic, odsłona V i ostatnia

Niedziela, godzina 19.00

Trudną i niefajną mamy sytuację. A przecież wystarczyłoby „tylko” nie przegrać z Barceloną w Madrycie. Jednak skończyło się, jak się skończyło i pozostało nam liczyć na dyspozycję kolejnych rywali Dumy Katalonii. Największa nadzieja – Sevilla – zawiodła. Znaczy to, że w ostatniej kolejce możemy liczyć już tylko na cud. W takich bowiem kategoriach trzeba by rozpatrywać porażkę Blaugrany z Realem Valladolid.

Oprócz tego oczywiście sami musimy wygrać z Málagą, tu jednak nie powinno być większych problemów. Los Boquerones bronią się co prawda przed spadkiem i na pewno spadną, jeśli nie zdobędą w ostatniej kolejce choćby punktu (są jednak w takiej sytuacji, że nawet wygrana nie zapewni im utrzymania się), jednakże podopieczni Manuela Pellegriniego są obecnie w wyśmienitej formie. Gospodarze będą doskonale umotywowani, nie ma co do tego wątpliwości, ale czyż nasi piłkarze nie będą?

Okej, co bardziej pragmatyczni eksperci mogą stwierdzić, że piłkarze Realu Madryt jako zawodowcy potrafią ocenić sytuację na chłodno, ergo: wiedzą, jak iluzoryczne są ich (czyli nasze!) szanse na mistrzostwo, a tym samym odpuszczą walkę o straconą sprawę, aby nie ryzykować kontuzji tuż przed mistrzostwami świata. Ja jednak pozwalam sobie na pewien idealizm i wierzę, że dopóki będzie szansa na to, że Valladolid urwie punkty Barcelonie, dopóki Leo i spółka nie będą prowadzili trzema czy czterema bramkami (a niewykluczone, że tak się stanie), oni – Cristiano, Gonzalo, Sergio, Iker, Ricardo, Rafael – będą dawać z siebie wszystko.

Tym samym Real Madryt staje się faworytem meczu na La Rosaledzie. Niechże już będzie, że ich motywacja „znosi” naszą motywację, niechże nawet ją odrobinę przewyższa. Ale na polu umiejętności piłkarskich przewaga Królewskich jest absolutna. Nasi rywale mają bowiem za gwiazdy takich piłkarzy jak Victor Obinna (napastnik, lat 23, wypożyczony z Interu; patrz niżej), Patrick Mtiliga (obrońca, lat 29, wbrew nazwisku – Duńczyk), Selim Benachour (ofensywny pomocnik, 43-krotny reprezentant Tunezji), Nabil Baha (napastnik, dziewiętnastokrotny reprezentant Maroka), Gustavo Munúa (bramkarz, reprezentant Urugwaju) czy Albert Luque (chyba najsłynniejszy zawodnik w składzie MCF, ale jakoś bez formy). Nie ma zresztą co analizować. Gdyby ta drużyna miała w składzie kilku wybitnych piłkarzy, albo chociaż niewybitnych, ale solidnych i zebranych w solidną drużynę, nie musiałaby się bronić przed spadkiem, prawda?



Dwudziestodziewięciotysięczny stadion La Rosaleda – skądinąd bardzo dla nas gościnny – rozbrzmi więc smutnym westchnieniem kibiców Málagi, żegnających się z Primera División. Trochę szkoda, bo przecież prezesem Niebiesko-Białych jest były piłkarz Realu Madryt i syn byłego sternika Królewskich – Fernando Sanz. Sanz junior nie zrobił co prawda wielkiej kariery w stolicy Hiszpanii, ale też nie był jednym z tych piłkarzy, którzy przychodzą, rozgrywają tzy, cztery mecze (i to ogony), a potem znikają.

Boję się przedstawić swoją ocenę co do szans Los Blancos na tytuł mistrzowski – szacuję je bowiem na circa about jeden procent i pewnie zaraz co poniektórzy współkibice zjedzą mnie za defetyzm. Tymczasem pragnę przypomnieć, że wygrana w Maladze, której jestem absolutnie pewny, to tylko jeden z dwóch warunków naszego końcowego tryumfu. I to ten łatwiejszy. Jasne, może się zdarzyć, że nie wygramy, ale już choćby po to, by zakończyć sezon w dobrych nastrojach, warto przywieźć z tego starożytnego, pofenickiego miasta komplet punktów.

No i liczmy na cud. Historia piłki nożnej zna już wiele sensacji, więc mogłaby wzbogacić się o kolejną. Nie warto jednak na nią liczyć. Nastąpi – świetnie. Ale jeśli nie nastąpi – nie ma o co się wściekać. Na przestrzeni całego sezonu stoczyliśmy z Barceloną fantastyczny wyścig, obie drużyny spisały się wybornie. Przegrywamy tytuł mistrzowski na własne życzenie, wystarczyłoby przecież choć raz zremisować z Dumą Katalonii (przy założeniu, iż wyniki pozostałych meczów pozostałyby niezmienione). Nie udało się. Możemy mieć pretensje tylko do siebie.

Na marginesie pisząc: katolickim patronem Madrytu jest święty Izydor, ale coś mi mówi, że dzisiaj stolica Hiszpanii modlić się będzie do świętego Judy Tadeusza. Dlaczego? Ponieważ ten drugi jest patronem od spraw beznadziejnych. I czeka go bardzo pracowita niedziela.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!