Advertisement
Menu
/ RealMadryt.pl, acb.com

Liga ACB: Real Madryt nadal niepokonany

Tym razem koszykarze poradzili sobie z Alicante (78:68)

Cel był szczytny: kontynuowanie zwycięstw, podtrzymanie bilansu bez skazy i utrzymanie pozycji lidera. Nakład sił: minimalny. Mało brakowało, aby cały ten misterny plan skończył się srogą nauczką.

Mecz z Meridiano Alicante miał mieć charakter łatwego i przyjemnego przerywnika między pojedynkami w Eurolidze. Rywal nie miał sprawić problemów, jednak, jak to w ACB bywa, podszedł do tego spotkania wyjątkowo ambitnie – w końcu każdy chciałby pokonać Real Madryt w ich twierdzy, Palacio Vistalegre, prawda? Stąd też wysoki pressing, koncentracja w obronie, a nawet skuteczność w ataku. Przybysze z południowego-wschodu zdawali sobie sprawę, że ciężko będzie przedrzeć się przez defensywę Królewskich, toteż rzucali przy okazji każdej wolnej pozycji. Rzucali i trafiali (2:7).

Koszykarze Los Blancos zmuszeni byli do nadganiania wyniku, nie po raz pierwszy zresztą. Na początku tego meczu tylko raz udało im się objąć prowadzenie, z reguły cały czas będąc za plecami rywala. Nie dziwi więc fakt, że goście wyszli zwycięsko z pierwszych dziesięciu minut (15:16).

Ku wielkiej uciesze kibiców z Vistalegre, w drugiej odsłonie na parkiecie pojawił się Axel Hervelle, nieco zapomniany ostatnio przez Ettorego Messinę. Poza nim, włoski trener niewiele zmieniał w składzie, cały czas obdarzając zaufaniem podstawową piątkę. Nie sprawiał on wrażenia specjalnie przejętego niekorzystnym wynikiem drużyny, być może będąc przekonanym, że w końcu wszystko zacznie funkcjonować.

Tymczasem nic nie chciało zadziałać tak, jak powinno. Alicante z dużym spokojem trafiło zza obwodu, podczas gdy, dla przykładu, Louis Bullock, co niestety smutne, lecz warte odnotowania, spudłował trzy – powtórzę: trzy – rzuty osobiste z rzędu. Dla niezorientowanych – takie rzeczy przytrafiają mu się od święta.

Przy ośmiu punktach straty (24:32) zaczęła kończyć się cierpliwość kibiców, jednak, zamiast gwizdów, starali się pobudzić swoich graczy do walki. Na całe szczęście, pierwsza połowa powoli dobiegała końca, co gospodarzom mogło tylko pomóc.

Kilkanaście minut przerwy i rozmowa z trenerem okazały się zbawienne. Real Madryt wrócił. W początkowych dwóch kwartach Novica Veličković zagrał nieco ponad jedną minutę, natomiast po przerwie Messina dał mu okazję od samego początku. Serb odwdzięczył się trójką, udaną akcją podkoszową i dwoma celnymi rzutami wolnymi (35:37). To także on świetnie podał w tempo do Sergio Llull, który wykorzystał to, z impetem wsadzając piłkę do kosza i tym samym doprowadzając do remisu (37:37).

Takie serie bez straty punktów powoli stają się specjalnością madryckiego zespołu. Tym razem było ich dwanaście i były równie ważne, jak te z czwartkowego pojedynku z Panathinaikosem. Ponownie także wyjątkową aktywność przejawiał Sergio Llull – a to rwał się do szybkiego kontrataku, a to trafił za trzy. Główna rola przypadła jednak wspomnianemu już Veličkoviciowi.

Kiedy sytuacja wyglądała na opanowaną, a zwycięstwo na pewne, Mindaugas Katelynas otworzył finałową kwartę trójkę, przywracając na tablicę wyników remis (54:54). Dało to impuls do lepszej, agresywniejszej obrony przyjezdnych, co z kolei mocno skomplikowało życie graczy Ettorego Messiny. Trener dwukrotnie prosił o przerwę na żądanie, aby wprowadzić w grę podopiecznych swoje pomysły.

Nie mógł być z nich tego popołudnia zadowolony. Tak, jak zostało wspomniane w pierwszym akapicie, śmiało można było odnieść wrażenie, jakoby madridistas chcieli wygrać ten mecz najmniejszym nakładem sił. I albo rzeczywiście zlekceważyli rywala, albo po prostu mieli słabszy dzień. Najtrafniejszym przykładem niech będzie Pablo Prigioni, sześciokrotnie próbujący szczęścia w rzutach z dystansu i za każdym razem obchodzącego się smakiem. Cóż, może nie chciał krzywdzić Alicante, w którym to klubie spędził dwa sezony, kilka lat temu.

Żadnych sentymentów nie mieli za to Jorge Garbajosa i Travis Hansen, potrafiący w kluczowym momencie spotkania „ukłuć” zza łuku. Tego prowadzenia (64:62) Madryt już nie oddał. Koszykarze starali się w końcówce rozgrywać akcje jak najdłużej, a że kończyli je skutecznie, ostatecznie udało im się wygrać.

Trochę więcej oczekuje się do drużyny, która może pochwalić się ligowym mianem „niepokonanej”. Miejmy nadzieję, że był to tylko wypadek przy pracy (wypadek, mogący mieć co prawda smutne konsekwencje, gdyby nie pierwsza pomoc kilku indywidualności). Gra była ospała, apatyczna, ale ostatecznie zwycięska.


78 – Real Madryt (15+13+26+24): Prigioni (6), Hansen (8), Garbajosa (13), Ławrynowicz (7), Bullock (10) – Veličković (15), Vidal (2), Kaukėnas (8), Llull (7), Hervelle (2).

68 – Meridiano Alicante (16+21+14+17): Cazorla (2), Urtasun (7), Andriuskevicius (14), Avdalović (8), Katelynas (21) – Rejón (-), Llompart (4), García, Hill (9), Stojić (3).

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!