Advertisement
Menu
/ marca.com, uefa.com

RealMadryt.pl w Madrycie: Przed meczem z Milanem

Środa, 20.45

Niektóre kluby piłkarskie cieszą się iście magiczną otoczką. Należy do nich niewątpliwie Real Madryt, należy też (choćby się to nam nie wiem jak bardzo nie podobało) Barcelona, należy Manchester United, Liverpool, Juventus. Należy wreszcie i AC Milan.

Pozwólcie mi na drobną osobistą refleksję na wstępie (kto nie chce jej czytać, niech przeskoczy do następnego akapitu). Wielce się ucieszyłem, gdy dostałem szansę wyjazdu na mecz Los Blancos z tym właśnie klubem, gdyż lubię i cenię tę drużynę w stopniu ponadprzeciętnym. Nie nazwałbym się kibicem Rossonerich, co to, to nie, jednak moja wyraźna do nich sympatia podążyła w ślad za sympatią dla piłkarzy grających w barwach ekipy z San Siro. Przede wszystkim był to Paolo Maldini, kto wie, czy nie mój najpierwszy piłkarski idol, ale trzymałem kciuki także za Szewczenkę, Nestę i jeszcze kilku.

Obecnie jednak siedmiokrotny zdobywca Pucharu Mistrzów pogrążony jest w głębokim kryzysie, i to nie tylko sportowym, ale także moralnym. Wyobraźcie sobie, że Paolo Maldini – legenda klubu, wieloletni kapitan człowiek, który znaczy dla Milanu co najmniej tyle, ile Raúl dla Realu Madryt – został wygwizdany przez kibiców podczas swojego ostatniego meczu w czerwono-czarnych barwach. Zresztą fakt, iż nie zorganizowano mu nawet porządnego meczu pożegnalnego, też sporo mówi. Milan traci więc magiczną otoczkę, a nie pomagają mu ani wybryki Silvia Berlusconiego na stanowisku premiera Włoch, ani tym bardziej słabe wyniki sportowe.

W poprzednim sezonie Rossoneri kierowani przez Carla Ancelottiego zajęli w Serie A trzecie miejsce, co jeszcze można było z pewnym przymrużeniem oka uznać za wynik zadowalający. Ancelotti odszedł jednak do Chelsea FC, gdzie razi sobie całkiem dobrze, panowie Berlusconi i Galliani postanowili zaś powtórzyć sukces Barcelony, co jednak chcieli osiągnąć nie poprzez skonstruowanie świetnej drużyny (co przecież zajęło Joanowi Laporcie kilka sezonów), ale poprzez oddanie drużyny już posiadanej w ręce debiutanta w fachu trenerskim. Leonardo Nascimento de Araújo to jednak nie Pep Guardiola, a nawet jeśli przyjęlibyśmy, że nie ustępuje mu umiejętnościami, to trzeba pamiętać, że Hiszpan miał do dyspozycji skład-samograj, tymczasem Brazylijczykowi oddano ekipę niekompletną, gdzieniegdzie wręcz przeciętną, a do tego pozbawioną przed tym sezonem dobrego ducha i wielkiego wojownika – Maldiniego oczywiście. Efekt?

Bolesny. W Serie A Milan nawiązuje – oczywiście wbrew własnej woli – do fatalnego sezonu 2007/2008, kiedy to zajął zaledwie piąte miejsce w tabeli. Obecnie jest jeszcze gorzej, Rossoneri plasują się na ósmej pozycji i tracą do Interu aż siedem punktów. Jakby tego nie było dość, w ośmiu dotychczasowych meczach zdobyli ledwie sześć goli (Alexandre Pato trzy, Ronaldinho dwa, Seedorf jeden), a stracili o dwa więcej. Te statystyki nie oddają jednak nawet w połowie fatalnego obrazu gry Milanu w tym sezonie. Ostatnie zwycięstwo nad Romą było dla ekipy z San Siro pierwszym od pięciu meczów, a bramka, którą zdobył Pato, była jego pierwszą od pierwszej kolejki, kiedy to dwa razy pokonał bramkarza Sieny.

Zadania trenerowi Milanu na pewno nie ułatwiają kontuzje jego podopiecznych. Lista zawodników out obejmuje w sumie sześć nazwisk. Szczególnie bolesna będzie absencja Gennara Gattuso, którego wielkie, waleczne serce z pewnością przydałoby się Czerwono-Czarnym w tym meczu. 31-letni pomocnik doznał jednak kontuzji prawego kolana, a choć lekarze w Milanello są wybitnymi fachowcami, to nie opracowali jeszcze sposobu sprawiania cudów. Z pewnością nie zagrają w Madrycie także Christian Abbiati, Davide Di Gennaro, Marco Borriello, Oguchi Onyewu i Marco Storari. Ten ostatni, 32-letni bramkarz, wychowanek Ancony, był w tym sezonie podstawowym bramkarzem naszych rywali, jednak przed meczem z Romą i on doznał kontuzji, wobec czego przeciwko rzymianom między słupkami stanął doświadczony Brazylijczyk Dida.

Nie ma wątpliwości, że właśnie jego będą próbowali pokonać w środę nasi zawodnicy. W linii defensywnej, która będzie próbowała im przeszkadzać, pojawią się prawdopodobnie Marek Jankulovski, Alessandro Nesta, Thiago Silva i Gianluca Zambrotta. W składzie Milanu mają się też pojawić Clarence Seedorf (którego – mam osobiście taką nadzieję – madridistas uhonorują podobnie jak niedawno Morientesa), Andrea Pirlo, Massimo Ambrosini, nieśmiertelny Filippo Inzaghi, Pato i Ronaldinho (ten swoją porcję oklasków w Madrycie już kiedyś dostał i oby nie zasłużył na nową). Nie za bardzo wiadomo, co z Klaasem-Janem Huntelaarem, lecz należy oczekiwać, że raczej rozpocznie mecz na ławce.

A u nas? Oczy kibiców będą zwrócone na Kakę. Lewe obserwować go będą ze względu na to, iż pod nieobecność Cristiano Ronaldo to właśnie na nim spoczywać będzie odpowiedzialność za grę i wynik, prawe oczy zaś – bo przecież dopiero co trafił do Madrytu z Mediolanu. Dziennikarze Marki obstawiają też, iż od pierwszej minuty zagra Esteban Granero, a obok niego w środku pomocy pojawią się Xabi Alonso (to dość oczywiste) i Diarra, ale Mahamadou, podczas gdy Lassana, który właśnie się wykurował miałby zacząć mecz na ławce, wraz z między innymi Garayem, Drenthem, a przede wszystkim Benzemą.

Trenujący mediolańczyków mistrz świata z 1994 roku jest w nader niewesołej sytuacji, a w środę późnym wieczorem sytuacja na zapewne nie będzie ani na jotę lepsza. Milan jako klub to jedna z najlepszych marek w świecie futbolu, może nawet jedna z trzech „naj”, lecz Milan jako drużyna – obecna drużyna – to w najlepszym razie średniak zarówno europejski, jak i krajowy. Pod tym względem przypomina trochę Real Madryt sprzed paru sezonów, zwłaszcza jeśli chodzi o nasze występy w Lidze Mistrzów. A na korzyść Los Blancos przemawia nie tylko obecna forma obu zespołów, lecz także statystyka historyczna. Pierwszy mecz tych drużyn odbył się już w półfinale Pucharu Mistrzów w sezonie 1955/1956 – górą w dwumeczu był oczywiście Real Madryt. I sytuacja ta regularnie się powtarzała (o wyjątkach opowiemy sobie przy okazji następnego meczu), ostatnio siedem lat temu – za czasów efemerycznej koncepcji dwóch faz grupowych na tym właśnie etapie nasi ulubieńcy przegrali co prawda na San Siro 0:1, lecz w Madrycie wygrali aż 3:1, a gole strzelali… Raúl i Guti. Szkoda więc, że jasnowłosy pomocnik nie zagra tym razem.

Madryt – miasto Madryt – wydaje się zupełnie niepodniecone występem Milanu. Widać to najlepiej po sprzedaży biletów. Tempo rozchodzenia się wejściówek było dalekie od imponującego, zarówno jeśli chodzi o sprzedaż przez internet, jak i w kasach. Tak jakby kibice Królewskich byli już przyzwyczajeni do wizyt wielkich klubów – albo też traktują z pewnym lekceważeniem ten jeden wielki klub ze względu na jego obecną dyspozycję. Ma się rozumieć, że nie oczekiwałem, iż cała stolica Hiszpanii będzie obwieszona klubowymi flagami i gadżetami na modłę antimilanista, jednak niechęć do zapełnienia stadionu aż po ostatnie miejsca uważam za dość zaskakującą.

Nawet bez wicekapitana i portugalskiego cracka Real Madryt powinien zdobyć na Milanie trzy punkty. Trudno po prostu znaleźć argumenty, które przemawiałyby jednoznacznie na korzyść gości. Trzeba tylko wyjść na murawę, zagrać i wygrać. Inna sprawa, że nawet najwybitniejsze drużyny mają czasem problemy z tym ostatnim etapem.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!