Advertisement
Menu
/ as.com

Pellegrini nie zaliczył pierwszego poważnego egzaminu

Przemyślenia Manuela Salinero, dziennikarza <i>Asa</i>

Pięć zwycięstw w Lidze i dwa w Lidze Mistrzów, 22 gole strzelone (z tego 16 w Lidze) i tylko 4 stracone (2 w Lidze) oraz jasno świecąca największa gwiazda: Cristiano Ronaldo, którego od powiększenia wspaniałego dorobku - 5 bramek w Lidze i 4 w Champions League - powstrzymała kontuzja kostki.

Taki właśnie Real przystępował do pierwszego poważnego sprawdzianu w tym sezonie - meczu z Sevillą, spotkania z Luis Fabiano, Kanouté, Navas czy Negredo. Wartościowy rywal, by sprawdzić jakość nowego Realu, zobaczyć na co tak naprawdę stać Manuela Pellegriniego i dowiedzieć się czy cały zespół to drużyna, czy raczej grupa uzależniona od Cristiano Ronaldo. Takie pytania nurtowały madridismo przed meczem z Sevillą, jednak po spotkaniu nie było wcale lepiej, pojawiło się więcej niejasności.

Bo Real nie jest jeszcze jednością, bo Pellegrini wciąż nie znalazł odpowiedniego klucza, a być może piłkarze wciąż nie dopasowali się do planu gry, może ze wszystkich tych powodów, jedno jest pewne, na boisko wyszedł zbyt apatyczny Real. Jakbyśmy oglądali grę z zeszłych lat: wolne rozegranie, anarchiczne rozwiązania w ataku i zagubienie w obronie. Widzieliśmy drużynę, która na połowie rywala istniała tylko dzięki geniuszowi swoich geniuszy, a na swojej była bezpieczna dzięki Ikerowi.

To właśnie rękawice Ikera i siła Cristiano przysłaniały rzeczywistość przed meczem z Sevillą. Do tej niedzieli Real strzelał wiele bramek, czasami miał nawet naprawdę dobre momenty, schemat, system, który z trybun wydawał się logiczny i który prowadził do tworzenia okazji poprzez płynne rozgrywanie i kreatywność. To wszystko i wszystkie zwycięstwa były jednak mylące.

Czasem zwycięstwo w pierwszych minutach zapewniał Ronaldo, czasem Real wysilał się tylko trochę, wygrywając dzięki wytrwałości i słabości rywala. Jednak prawdziwym sprawdzianem miał być właśnie mecz z drużyną Jiméneza, która gra bez obaw czy kompleksów i również chce załapać się na statek, którym reszcie odpływa Barcelona i Real.

Plan Pellegriniego
Wieczór w Sevilli potwierdził obawy, które towarzyszyły drużynie. Pellegrini wciąż jest zagubiony, jakby wciąż nie przejął rządów w szatni, a to przenosi się na boisko. Z taką plejadą piłkarzy, którą zafundował mu Florentino, jego estetyczny i schematyczny plan powinien już celować w tworzenie symfonii, a tu wciąż nie ma orkiestry.

Chilijczyk rozpoczął przygotowania do sezonu z jasną ideą i nie wiadomo czy do dzisiaj tę ideę przekazuje, ale ten Madryt na razie nie robi nic innego, jak tylko bazuje na przebłyskach swoich największych figur. Ten Real żyje dzięki pasji Cristiano i występom Kaki, dwóm świetnym piłkarzom, dla których trener powinien do upadłego szukać odpowiedniego systemu.

Obok nich pojawia się Benzema, który na razie jak błyszczał tylko dzięki wspomnianej dwójce, on też nie umie sobie znaleźć miejsca, nie czuje się komfortowo jako najbardziej wysunięty piłkarz, jak sam mówi, woli grać trochę bardziej cofnięty, czyli tak jak w meczu z Olympique'em, gdzie odzyskał trochę radości, szukał piłki i potrafił z niej zrobić świetny użytek.

Czas na Raúla, wiecznego Raúla, który chyba sam nie wie, czy jest tutaj, by przeżyć swój ostatni złoty okres, czy ma pomagać w przypadku skrajnego niepokoju, a może wspierać zespół z ławki. Pellegrini też nie ma odwagi, by dać mu konkretną rolę, a to nikomu nie pomaga, a już najmniej Higuaínowi, którego postępy są ograniczane wszechobecnością kapitana.

Za nimi mamy Xabiego Alonso. Hiszpan nie musi pokazywać w każdym meczu, że jest wybrany do kierowania środkiem pola, ale jego umiejętności byłyby lepiej wykorzystywane, gdyby trener stosował bardziej adekwatny system gry. Alonso to niepodważalny dyrektor tego planu, ale Pellegrini wciąż nie znalazł mu odpowiedniego pomocnika - z Lassem wszystko gra, z Granero widzimy wiele dobrej gry, a z Gutim jest tak tylko czasami. Mahamadou Diarra to ostatnia alternatywa, ale niezbyt ekscytująca.

Co więcej, Pellegrini podkreśla, że nie gra skrzydłowymi, ale wciąż i tak nikogo nie ma na skrzydłach, a przez to cierpi atak przez brak zagrożenia z na obu flankach. Jeśli do akcji nie włączają się obrońcy i, co więcej, w obronie wielkie problemy ma Marcelo, to rozegranie ataku jest bardzo skomplikowane i drużyna cierpi.

Obrona. Tutaj Real troch oszukuje, ponieważ Iker stoi na straży i chowa wiele problemów, które ukrywa Real. Rzuty rożne to dla rywali okazja do łatwej bramki, w ogóle ta drużyna nie daje gwarancji odparcia poważnego natarcia poważnej drużyny, tak jak wczoraj w Sevilli. Na Pizjuán to Iker wespół ze szczęściem sprawili, że Real stracił tylko dwie bramki, czyli tyle samo, ile w sumie w poprzednich pięciu kolejkach.

Pellegrini ma wiele adnotacji w swoim notesie, prawdopodobnie zbyt wiele. To moment, w którym Inżynier musi podjąć decyzje, które wyeliminują wątpliwości i znajdą rozwiązania, jak najszybciej to możliwe, bo Barça i Liga Mistrzów nie wybaczają.


Autorem tekstu jest Manuel Salinero, dziennikarz Asa.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!