Advertisement
Menu

Przed (trudnym) meczem z Sevillą

Niedziela, godzina 21.00

Olympique Marsylia był z pewnością najtrudniejszym dotychczasowym przeciwnikiem Realu Madryt. Teraz jednak czeka nas spotkanie jeszcze trudniejsze – z Sevillą, do tego na Estadio Ramón Sánchez Pizjuán. Jest więc całkiem możliwe, iż Królewscy po raz pierwszy w tym sezonie stracą punkty.

Skąd ten pesymizm? Cóż, dzięki uprzejmości panów z Polsatu (prawie) wszyscy mogliśmy zobaczyć dobre i złe strony w grze Los Blancos przeciwko Morientesowi i spółce, a tych drugich było – czy nam się to podoba, czy nie – więcej, zwłaszcza jak na ekipę o takim potencjale. Jeżeli więc Manuel Pellegrini w trybie nagłym nie podniósł poziomu swojego zespołu, mecz na trudnym sewilskim stadionie z trzecim klubem La Liga zakończyć się może nader nieprzyjemnie. Dla nas oczywiście.

Podopieczni Manuela Jiméneza są chyba jedyną drużyną mogącą przeszkodzić nam i Barcelonie w całkowitym zdominowaniu rozgrywek. Świadczy o tym nie tylko wspomniane wysokie miejsce w tabeli, ale też to, jak ta ekipa gra. Po porażce w Walencji w pierwszej kolejce Sevillistas rozpoczęli serię wygranych, którą ostatnio przedłużyli fantastycznym zwycięstwem w Glasgow nad Rangers FC; cztery bramki dla naszych rywali wbili kolejno Abdoulay Konko, Adriano, Luís Fabiano i Frédéric Kanouté. Zresztą również w poprzednim meczu, z Athletikiem w Bilbao, Sevilla zdobyła aż cztery gole, ale co ciekawe, na listach strzelców z obu spotkań znalazł się jedynie Malijczyk Kanouté. Pozostali zawodnicy, którzy pognębili Basków, to Renato, „nasz” Álvaro Negredo i Jesús Navas.

Wnioski, jakie można z tego wyciągnąć, są tak proste, że aż banalne i sprowadzają się do tego, że nasi zawodnicy będą musieli się wspiąć na wyżyny umiejętności, aby wywieźć z Andaluzji trzy punkty. W tym kontekście szczególnie niepokojąca jest informacja, iż z Sevillą nie będą mogli zagrać Cristiano Ronaldo i Lassana Diarra. Drugi byłby bezcenny w grze defensywnej przeciwko wysokiej klasy graczom ofensywnym Sevilli, pierwszy zaś... No cóż, Cristiano to Cristiano. Można chłopaka nie lubić, ale przecież jest niezwykle skuteczny i być może w przypadku niekorzystnego dla nas przebiegu meczu to właśnie on uratowałby nam punkt.

No ale w obecnej sytuacji możemy sobie tylko pogdybać. Portugalczyk nie zagra i trener Pellegrini musi szukać innych rozwiązań taktycznych. Że postawi na Kakę – to pewne. Całkiem prawdopodobna jest obecność Higuaína na prawym skrzydle, lewą stronę boiska mogliby zaś objąć Drenthe i Marcelo, którzy w zależności od sytuacji wymienialiby się miejscami w pomocy i obronie. Hiszpańskie media spekulują jednak, że w wyjściowym składzie może się pojawić Rafael van der Vaart. O ile sam pomysł, by wreszcie dać szansę temu bardzo dobremu przecież zawodnikowi, wydaje się słuszny, o tyle można dyskutować, czy w takim trudnym meczu warto piłkarza de facto testować – w końcu jego obecna forma to zagadka.

Trener gospodarzy poda listę powołanych dopiero w dniu meczu, co trochę utrudnia przewidzenie, z kim będą musieli się zmierzyć nasi zawodnicy. Zasadniczo jednak powinniśmy się spodziewać, iż Sevilla zagra optymalnym składem. Pojawi się więc na murawie doświadczony, 32-letni już Kanouté, a jego partnerem w ataku będzie 28-letni Luís Fabiano. Obaj grają w obecnym klubie od 2005 roku i razem strzelili przez ten czas 112 goli w lidze. Ze skrzydeł wspomagać ich będą Adriano i Navas, a drugą linię uzupełnią dwaj reprezentanci swoich krajów: Renato Dirnei Floręncio z Brazylii oraz Didier Zokora z Wybrzeża Kości Słoniowej. W obronie zaś zagrają (od lewej): Fernando Navarro, Sébastien Squillaci, Julien Escudé i Abdoulay Konko, a w bramce stanie Andrés Palop. Tyle przewidywań. Większych różnic między tą jedenastką a tą, która naprawdę rozpocznie mecz z Królewskimi, raczej jednak nie będzie, bo to po prostu najlepsi piłkarze, jakich ma do dyspozycji Manolo Jiménez.

Zespół ze starożytnego miasta Sewilla (Rzymianie znali je jako Hispalis – podobieństwo z „Hiszpanią” wcale nie jest przypadkowe) od kilku lat marzy o drugim w swojej historii mistrzostwie Hiszpanii. Nie tak dawno wygrał przecież dwa razy z rzędu Puchar UEFA, triumfował też w Copa del Rey i obu superpucharach. Jedynie triumf w lidze jakoś sewilczykom ucieka i muszą się zadowalać co najwyżej najniższym stopniem podium. Ostatnio tytuł mistrzowski trafił nad Gwadalkiwir w roku 1946 – dla Sevilla FC był jak dotąd jedyny, dla miasta zaś drugi po zdobytym jeszcze przed wojną domową przez Betis. 63 lata to dla klubu z takimi ambicjami absurdalnie długi okres.

Wydaje się, że walka o pierwsze miejsce w tabeli to przywilej zarezerwowany w tym sezonie dla Madrytu i Barcelony, ale na Estadio Ramón Sánchez Pizjuán nikt się tym nie przejmuje. Trenerzy i włodarze SFC po prostu wierzą w swoich piłkarzy. Trudno zresztą nie wierzyć, gdy znajduje się między nimi taki napastnik.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!