Advertisement
Menu
/ uefa.com

Przed meczem w Zurychu

Wtorek, godzina 20.45

Pamiętacie jeszcze nasz ostatni triumf w Lidze Mistrzów? Ja pamiętam, ale po pierwsze: coraz słabiej, po drugie zaś: lepiej pamiętam ostatnie mniej lub bardziej haniebne porażki. Być może tę fatalną passę przerwie nasza nowa, nasycona crackami drużyna, jednakże zanim Królewscy dotrą do finału – ba, zanim dotrą do 1/8 finału, gdzie odpadali nie chcę już liczyć, ile razy z rzędu – muszą sobie poradzić w fazie grupowej. A tu, wbrew pozorom, wcale nie będzie tak łatwo. O tym, że Milan to groźna drużyna, nawet jeśli obecnie stanowi tylko cień własnej potęgi, nie trzeba chyba nikogo przekonywać, ale przecież punkty mogą nam urwać także marsylczycy. Należy się więc cieszyć, iż na początek, niejako na rozgrzewkę, trafili nam się Szwajcarzy z FC Zürich. Jeśli chcemy myśleć o w miarę spokojnym awansie, musimy zdobyć na nich sześć punktów.

Na pewno jesteśmy w stanie tego dokonać. Dwunastokrotni mistrzowie Helwecji nigdy nie zaliczali się do kontynentalnych potęg, szczytowym ich osiągnięciem jest półfinał Pucharu Mistrzów, gdzie w roku 1964 i 1977 przegrali odpowiednio z Realem Madryt (notabene: w ćwierćfinale wyeliminowaliśmy Milan) i Liverpoolem; Los Blancos ostatecznie ulegli w finale Interowi. Dla ekipy z Zurychu tamten dwumecz był jedyną okazją, by zmierzyć się z przeciwnikiem z Hiszpanii i raczej dobrze go nie wspominają, skoro przegrali oba spotkania, a z Madrytu wrócili z bagażem aż sześciu goli.

Drużyna z podobno najbogatszego miasta świata opiera się na rodzimych zawodnikach, z których bodaj najsłynniejszym jest świeżo ściągnięty 23-letni Johan Vonlanthen, mający za sobą grę w PSV, a także... pojedynki z Pepem w meczu na Euro 2008 wygranym przez Szwajcarów 2:0. Razem ze starszym o dwa lata Xavierem Margairazem zmierzył się też – zresztą znów udanie – w towarzyskim meczu z reprezentacją Holandii mającą wówczas w składzie Ruuda van Nistelrooya i Rafaela van der Vaarta. Kiepskie doświadczenia z drużyną Oranje ma za to doświadczony fiński obrońca Hannu Tihinen, kapitan FCZ, który musiał przełknąć gorycz aż czterobramkowej porażki w eliminacjach do Mistrzostw Świata 2006.

W ostatnią sobotę FCZ odniósł znaczący sukces na „rynku” lokalnym – wygrał 4:3 w derbach Zurychu z Grasshopper Club. Bramki dla naszych rywali strzelali Alexandre Alphonse, Silvan Aegerter oraz wspomniani już Margairaz i Vonlanthen, który z czterema golami jest najlepszym strzelcem zespołu w lidze szwajcarskiej. Oprócz nich w wyjściowym składzie pojawili się: nieustraszony bramkarz Johnny Leoni, obrońcy Florian Stahel, Hannu Tihinen, Alain Rochat i Philippe Koch, pomocnik Onyekachi Okonkwo i napastnik Eric Hassli. Znacie te nazwiska?

Ja też nie. Co oczywiście o niczym nie świadczy, ale jednak można chyba spokojnie założyć, iż różnica poziomów między obu zespołami jest kolosalna. Z drugiej jednak strony nie musi się to nijak przełożyć na to, co zobaczymy na boisku. Jest jedną z najświętszych piłkarskich prawd (bodaj na drugim miejscu po „Valdés jest słabszy od Casillasa”), iż od czasu do czasu drużyny skazywane na pożarcie spuszczają łomot wielkim faworytom. Nie mamy żadnej gwarancji, że nie uczynią tego podopieczni Bernarda Challandes'a, ale przecież jeśli ktoś może im to uniemożliwić, to tylko sami piłkarze Los Blancos.

Dziennikarze Asa typują następujący skład: Casillas; Arbeloa, Metzelder, Pepe, Marcelo; Granero, Xabi Alonso, Lass, Kaká; Cristiano Ronaldo i Raúl. Największym wydarzeniem będzie oczywiście powrót Pepego, ale w kategoriach ciekawostki traktować można także obecność w przewidywanym składzie Estebana Granero (choć z tym akurat nie zgadzają się żurnaliści Marki). Ściągnięty z Getafe pomocnik zasłużył sobie na to dotychczasowymi występami, nie mam co do tego wątpliwości, ale bądźmy szczerzy: mało kto przed sezonem stawiał na taki rozwój sytuacji.

Klub ze stadionu Letzigrund, dla którego będzie to zresztą (oczywiście dla klubu, nie dla stadionu) jubileuszowy, setny mecz w europejskich pucharach, ma niewielkie szanse na awans do kolejnej fazy Ligi Mistrzów, w Zurychu liczą raczej na to, że dwa duże kluby rozegrają między sobą walkę o pierwsze miejsce w grupie, dzięki czemu FCZ będzie mógł chociaż powalczyć z Olympique'em o miejsce trzecie.

Jeżeli pomiędzy pierwszym i ostatnim gwizdkiem Martina Atkinsona zawodnicy Manuela Pellegriniego grać będą tak, jak niewątpliwie potrafią, wynik meczu powinien być dla nas satysfakcjonujący. I być może okaże się początkiem długiej i pięknej drogi do finału. Finału, na którym w tym roku powinno nam szczególnie zależeć.

A tym razem zamiast klipu okołopiłkarskiego macie przykład... szwajcarskiej muzyki. No i tytuł nawet odpowiedni:


Nie wiem, jak Wy, ale ja nie byłem w stanie dosłuchać tego do końca. Chyba jednak jakaś skromna kompilacja byłaby lepszym pomysłem.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!