Advertisement
Menu
/ as.com

Garay: Powiem Cristiano, żeby odstąpił mi rzut wolny

Wywiad z argentyńskim defensorem

W okresie przygotowawczym powtarzałeś, że jesteś poddenerwowany, ponieważ nie wiedziałeś, czy zostaniesz w drużynie. Teraz jesteś już bardziej spokojny?
Oczywiście, ale wszystkie nerwy pojawiły się przez to, że mój ostatni sezon w Racingu nie był dobry. W lecie musiałem wykorzystać okazję do przekonania Pellegriniego i zarządu. Słyszałem plotki, że wiele klubów chciało mnie zakontraktować i mimo że jednocześnie klub potwierdził te informacje, zakomunikował mi również, iż na mnie liczą. To dało mi większą siłę.

Nie czułeś się z początku jak "brzydkie kaczątko" wśród takich gwiazd?
Nic w tym rodzaju. Czuję się bardzo ważną częścią tego składu. Szybko się zaadaptowałem. Cieszę się z pobytu w Madrycie, z szansy, jaką dał mi Pellegrini i nie mam zamiaru tego zmarnować.

Fakt, że jesteś transferem Ramóna Calderóna nie szkodzi ci?
Nie. Najważniejsze jest to, co robisz, ja skupiam się na wywalczeniu swojego miejsca.

Jak poradziłeś sobie w szatni pełnej gwiazd?
To była poważna zmiana. Do tej pory grałem tylko w, jak to mówimy w Argentynie, małomiasteczkowych klubach, a nagle przybyłem do największego klubu na świecie... Było ciężko, ale jeszcze trudniej będzie się tu utrzymać.

W Argentynie mówi się, że kiedy po raz pierwszy poznałeś Cristiano, zawstydziłeś się. Naprawdę tak było?
Dzieje się tak, gdy widzisz przed sobą piłkarza takiego pokroju, odbywasz z nim pierwszy trening... Poza tym jest też trochę strachu (śmiech). Ale z biegiem czasu wszystko wróciło do normy.

Twoje pierwsze wrażenia? W meczu z Depor zagrałeś 90 minut...
Mój debiut był taki, jak sobie wymarzyłem, przy wypełnionym Bernabéu. Grałem tu wcześniej jako gość i stadion jest niesamowity. Teraz mogłem zagrać na nim w koszulce Realu, czułem się bardzo dumny. Poza tym, na stadionie była wspierająca mnie rodzina, wiedziałem, że będzie dobrze.

W Racingu spędziłeś trzy i pół roku, po czym przeniosłeś się do zupełnie innej defensywy. W Madrycie środkowi obrońcy grają bez wsparcia...
Wiem, jestem tego świadom. W Racingu broniliśmy skonsolidowani. Tutaj jest inaczej. Piłkarze mają inną charakterystykę, zawsze musimy atakować, na Bernabéu i wyjazdach walczyć o wszystko. To powoduje, że obrońcy mają więcej problemów, ponieważ trzeba bronić jak najwyżej to możliwe.

Wiesz o klątwie środkowych obrońców w Madrycie?
Tak, powiedziano mi o niej. Ludzie są bardzo wymagający. To trudna pozycja, ale zdaję sobie z tego sprawę i jestem przygotowany.

Porozmawiajmy o Pellegrinim. W czwartek wywołał wrzawę medialną z tobą, Diarrą i Higuaínem w roli głównej za parominutowe spóźnienie się na trening. To było coś poważnego?
Nie. Wyjaśniliśmy, że to przez źle działający zegar w szatni, który spóźniał się parę minut, a powinien być przecież ustawiony na dwie lub trzy minuty do przodu (śmieje się, gestykulując rękoma).

Chilijski trener pozostawia wrażenie przyjaznego, jednak swego czasu w wywiadzie dla dziennika AS powiedziałeś, że ma wyrobiony autorytet. Jest bardziej surowy niż się wydaje?
Nie... To typowy trener. Wie, jak bardzo dobrze obchodzić się z zawodnikami, wie, kiedy ktoś czuje się źle, a kiedy dobrze. Docenia się, kiedy twój trener o ciebie dba.

W minionym sezonie byłeś często krytykowany. Jak wyjaśnisz swój rok?
Nie był aż tak zły, po prostu przeciętny. Jednym z czynników były kontuzje, które spowodowały, że już na Igrzyska Olimpijskie do Pekinu nie przyjechałem w pełni sił. Po miesiącu w Chinach wróciłem do Santanderu, gdzie musiałem przystąpić do sezonu bez żadnego okresu przygotowawczego. To było bardzo trudne. W tym sezonie było inaczej.

Byłeś oskarżany, że już wtedy myślałeś o grze w Madrycie...
Nie, mówiłem już, że w żadnej chwili wtedy nie myślałem o Realu Madryt, myślałem tylko o Racingu i obronie koszulki klubu, który dał mi szansę zaistnienia w Europie.

Dziwne, że mając 22 lata odnosisz tak wiele kontuzji mięśniowych...
Takie rzeczy się zdarzają, cholerne kontuzje.

Madridismo poznało Garaya w 2006 roku, kiedy Racing przegrał na Bernabéu 1:3, ale tobie udało się zdobyć kapitalną bramkę z rzutu wolnego, wprost w okienko...
To było bardzo miłe. Pamiętam to bardzo dobrze, gdyż to był mój pierwszy mecz na wielkim stadionie. Z Realem Madryt grało mi się bardzo dobrze, w następnym roku strzeliłem dwa gole z karnych i Racing wygrał 2:1.

Będziesz się starał strzelać z rzutów wolnych, mimo obecności Cristiano?
Powiem mu, żeby odstąpił mi jakiś rzut wolny. Mam swoją osobowość na boisku, poproszę o to, zarówno z wolnego, jak i karnego. Za każdym razem będę prosił o pozwolenie.

Myślisz, że się zgodzi?
Tego nie wiem na pewno! (śmiech). Mam nadzieję, że coś zostawi i dla mnie.

W zeszłym roku, nim przeszedłeś do Madrytu, wiele mówiło się, że byłeś o krok od Barçy. Co się stało?
Negocjacje przebiegały tak, że nawet ja nie wiem, dlaczego temat upadł, nie wiem tego po dziś dzień. To jednak przeszłość, teraz w Madrycie jestem bardzo szczęśliwy.

Naprzeciw Eto'o stawałeś trzy razy, wtedy Kameruńczyk nie strzelił żadnego gola. W odróżnieniu od Casillasa, czy to Eto'o jest zawodnikiem, którego wolałbyś bardziej od Ibrahimovicia?
Z przyjściem Ibry Barça wiele traci. Zwłaszcza pod względem pressingu. Eto'o był ich ważnym ogniwem, sprawiał wiele problemów środkowym obrońcom. Przyprawiał o ból głowy.

Jeśli miałbyś dać nagrodę Messiemu lub Cristiano Ronaldo, kogo byś wybrał?
Kiedy pyta się mnie, kto jest najlepszym piłkarzem na świecie, mówię, że Leo. Po raz pierwszy zobaczyłem go w reprezentacji Argentyny U-15 i po dziś dzień mnie zadziwia.

A jaki jest Garay poza boiskiem? W Santanderze twierdzili, że prowadziłeś życie niczym mnich.
Rzadko wychodzę z domu, spędzam czas z rodziną. Nie lubię nocy, jest bardzo niebezpieczna.

A jak czuje się twoja rodzina? Zdaje się, że masz młodszego brata, który także przebija się do futbolu...
Mój ojciec, Gregorio, także grał, ale to były ciężkie czasy, w związku z czym musiał udać się do pracy. Mój brat Benjamín jest crackiem. Ma dziewięć lat, a będzie znacznie lepszy ode mnie. Jest środkowym obrońcą, argentyńską piątką na całe życie.

À propos Argentyny. Tam nazywany jesteś "trędowatym". Wyjaśnij to czytelnikom ASa.
Tak nazwali mnie kibice Newell's Old Boys, klubu z mojego miasta, Rosario, kiedy zaczynałem karierę. A przydomek wziął się stąd, że na początku wieku mieliśmy zagrać mecz charytatywny z Rosario Central, by pomóc szpitalom w leczeniu trędowatych. Jako że Newell's zgodziło się na przystąpienie do turnieju, nazwano ich "trędowatymi", Rosario nie chciało zagrać, więc przydzielono im ksywkę "szumowiny". Chciałbym zagrać więcej w Newell's, ponieważ przed przyjazdem do Europy wystąpiłem tam tylko w trzynastu meczach.

Pozostawiłeś po sobie obraz bohatera. W klasyku Newell's - Rosario Central wygraliście po twoim golu strzelonym... plecami?
Tak. Od tego czasu dzień ten nazywamy Dniem Pleców! (śmiech). Jestem bardzo dumny, ponieważ cała moja rodzina kibicuje Rosario Central.

To prawda, że przed laty mogłeś dołączyć do Realu Madryt Castilla?
Coś było na rzeczy. Kiedy zagrałem na Mundialu U-20, moi reprezentanci powiedzieli mi, że przyglądał mi się Real Madryt.

Pepe będzie pauzował jeszcze trzy mecze. To twoja szansa?
Tak. Pepe jest bardzo dobry i kiedy wróci z pewnością będzie grał w pierwszym składzie. Dlatego też pojawiają się chwile, z których trzeba korzystać, a to właśnie mój czas.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!