Advertisement
Menu
/ Maciek Hypś

Cóż to będzie za mecz!

Przed spotkaniem o mistrzostwo z Barçą

Pamiętacie jeszcze szpaler? To zapomnijcie, bo tym razem niczego takiego nie będzie. Mimo absolutnie fenomenalnej passy Królewskich pod batutą Juande Ramosa, FC Barcelona utrzymuje się na pierwszym miejscu w tabeli La Liga i niezależnie od wyniku najbliższego meczu na owym pierwszym miejscu pozostanie. Remis, nie wspominając już nawet o naszej przegranej, bezwzględnie przekreśli szanse Los Blancos (te rzeczywiste, a nie matematyczne) na trzeci z rzędu tytuł mistrzowski, ale nawet zwycięstwo Realu Madryt jedynie zmniejszy stratę do Dumy Katalonii. Barça wciąż będzie musiała zaliczyć choćby jeszcze jedno potknięcie, byśmy mogli ją wyprzedzić, zakładając oczywiście, że sami wygramy wszystkie mecze do końca sezonu.

Czy jest to możliwe? Pewnie, że tak. Sucha logika podpowiada, że im dłużej trwa seria zwycięstw, tym bliżej jest jej koniec, ale nigdzie nie powiedziano, że ów koniec musi nastąpić w tym sezonie. Czekają nas jednak trudne mecze wyjazdowe w Walencji i Villarrealu, w którym o stratę punktów będzie aż za łatwo. Tymczasem mająca dużo korzystniejszy terminarz na koniec sezonu Duma Katalonii z Villarrealem zagra u siebie, u siebie podejmie też Osasunę, z którą my zakończymy sezon – ale w Pampelunie.

(Tak między nami, na końcu tego tekstu jest parę zdań o konkursach, ale liczymy na to, że jednak przeczytacie całość, a nie tylko ostatnie dwa akapity...)

Co zobaczymy w sobotę?

Jest raczej oczywiste, jak zagra Barça – od początku pracy na stanowisku „pierwszego po Bogu” Pep Guardiola stawia na taktykę 1-4-3-3 i trzeba przyznać, że nie ma powodów, by ją porzucać. Najbardziej prawdopodobny skład to: w bramce Víctor Valdés, w obronie od prawej Daniel Alves, Gerard Piqué Bernabéu (nie, to nie żart, facet naprawdę się tak nazywa), Carles Puyol i Éric Abidal, trójka pomocników to Yaya Touré, Xavi i Andrés Iniesta, a w ataku Lionel Messi, Thierry Henry i nasz ulubieniec, Samuel Eto'o. Mogą nastąpić pewne odstępstwa, jeżeli Guardiola uzna, że ktoś z tej jedenastki potrzebuje odpoczynku przed rewanżowym meczem z Chelsea – najpoważniejszymi kandydatami do pojawienia się w wyjściowym składzie będą wówczas Seydou Keita i Sergio Busquets.

Najpoważniejszym osłabieniem Barcelony jest oczywiście brak meksykańskiego obrońcy Rafaela Márqueza, który przez poważną kontuzję kolana ma już z głowy resztę sezonu, ale z drugiej strony Piqué spisuje się co najmniej poprawnie, więc trudno mówić o jakimkolwiek realnym spadku jakości gry.

W składzie Realu Madryt zabraknie zaś przede wszystkim Gutiego, którego Dudek... powiedzmy, że wystrychnął na dudka i sprawił, że nasz drugi kapitan wspólnie z Wesleyem Sneijderem obejrzy mecz z trybun. Oznacza to, że na 99,9% w środku pomocy wystąpią Lassana Diarra i Fernando Gago, a środkową formację uzupełnią Arjen Robben i Marcelo, który chyba już na dobre zostanie lewym pomocnikiem i następcą raczej Luísa Figo niż Roberto Carlosa. Za zdobywanie bramek odpowiadać będą oczywiście Raúl i Gonzalo Higuaín, a o wsparcie Casillasa w powstrzymywaniu ataków gości zadbają Sergio Ramos (który powinien szczególnie na siebie uważać), Fabio Cannavaro, Christoph Metzelder i Gabriel Heinze.

Jak grać?

A właściwie jak NIE grać.

O Barcelonie najlepiej świadczy fakt, że wszyscy zwolennicy Chelsea – lub przeciwnicy Barcelony – za wielki sukces uznają sam fakt, że The Blues nie przegrali na Camp Nou z Barceloną. A przecież ów sukces osiągnięto li tylko dlatego, że często dziesięciu – a czasem nawet jedenastu – podopiecznych Guusa Hiddinka było skoncentrowanych na obronie. I mimo to Barça potrafiła sobie stworzyć kilka bardzo dobrych sytuacji (marnowali je Eto'o, Henry, Alves, Bojan, Hleb), a najlepszym piłkarzem spotkania został Petr Čech.

My zaś pod żadnym pozorem nie możemy naśladować Chelsea, która co prawda uzyskała z Barceloną wcale korzystny wynik, ale — korzystny dla siebie. My musimy atakować i grać o trzy punkty, co zresztą musiałby robić, choćby nawet miał zapewnione mistrzostwo, gdyż kibice nie darowaliby asekuranctwa. Tym bardziej, że Los Blancos to nie drużyna, która mogłaby opierać grę na defensywie, czego najlepszym dowodem jest łomot od Liverpoolu. Już sam brak Pepego jest równoznaczny z dodatkową pracą dla Ikera Casillasa, a ponadto Real Madryt – w przeciwieństwie do Chelsea – nie ma takich pomocników jak Michael Essien, jego imiennik Ballack, John Obi Mikel czy Frank Lampard, silnych, niebojących się ani faulowania, ani bycia faulowanymi. Mamy jedynie Lassa, a to zdecydowanie za mało. Brakuje nam też zresztą napastnika w typie Didiera Drogby, równie silnego, mogącego samodzielnie przebijać się przez defensywę rywali. Nie jest takim przecież ani Raúl, ani Higuaín, nie wspominając już nawet o szklanym Robbenie czy filigranowym Marcelo.

Dlatego Real Madryt będzie musiał ruszyć do przodu, na co będzie czekała Barcelona, która wykorzysta dużą ilość wolnego miejsca z tyłu i o ile Iker Casillas nie wzniesie się ku – darujcie kiepską metaforę – egzosferze swoich umiejętności, bardzo prawdopodobne jest, że stracimy gola. Przecież pokonali go i piłkarze słabszej od Blaugrany Sevilli czy słabszego od Sevilli Getafe, do tego i jedni, i drudzy po dwa razy. Wygraliśmy tamte mecze przede wszystkim wielką determinacją i pewnością siebie, co oczywiście bardzo dobrze świadczy o naszej drużynie i jest podstawowym warunkiem walki o zwycięstwo także i w sobotę, ale samo w sobie zdecydowanie nie wystarczy. W meczach z Getafe i Sevillą pomogła nam nieskuteczność piłkarzy tych drużyn pod nasza bramką. Kluczowe pytanie wobec tego brzmi: czy możemy odgórnie zakładać, że piłkarze Barcelony będą mieli rozregulowane celowniki?

Prawda jest niestety taka, że Barcelona ma całkiem spore szanse na zwycięstwo. Na korzyść Dumy Katalonii przemawiają przede wszystkim atuty piłkarskie sensu stricto, podczas gdy my powinniśmy liczyć na atuty... no, może nie od razu moralne, ale z pewnością takie bardziej metafizyczne. Mówiąc po ludzku, nasi piłkarze muszą wykazywać niezachwianą wiarę w zwycięstwo i zimną krew. Z całą pewnością sobotni Real Madryt będzie zupełnie inną drużyną niż Real Madryt, który poległ na Camp Nou i wedle wszelkiego prawdopodobieństwa zgotuje Barcelonie najtrudniejszy mecz w sezonie. Ale to może nie wystarczyć. Decydujący może się okazać czyjś błysk geniuszu – może Raúla, a może (oby nie, tfu, tfu, odpukać i wyperfumować) Valdésa.

Mimo wszystko – wygramy

W tradycyjnej już walce Katalonii z Kastylią, frankistów z republikanami (Real Madryt był zresztą tak frankistowski, że prezes Los Blancos w chwili wybuchu wojny domowej, Rafael Sánchez Guerra, został przez frankistów aresztowany, ponoć o mało nie wyzionął ducha na torturach, a sąd wojskowy skazał go na trzydzieści lat i dzień więzienia), po prostu Barcelony z Madrytem nigdy nie brakuje emocji, czy to sportowych, czy pozasportowych. Mimo wszystko żaden prawdziwy kibic Realu Madryt nie powie, że nie szanuje Barçy, co zresztą działa też w drugą stronę. Oba te kluby są zbyt wielkie, by odrzucać tę podstawową zasadę wszelkiego sportu i warto, byśmy wszyscy – niezależnie od klubowych sympatii czy wyniku nadchodzącego wielkimi krokami derbi espańol – o tym pamiętali.

A madridistas niech po prostu wierzą w swoją drużynę. Musimy wygrać, więc wygramy.

A teraz to, na co wszyscy czekali

No bo nie uwierzę, że nie. Najpierw ogłoszenie ogólnoparafialne: wyjątkowo w Typowaniu do wygrania jest koszulka Realu Madryt (z tego sezonu oczywiście), a do tego wśród wszystkich uczestników, którzy wierzą w Real Madryt i wytypują zwycięstwo Los Blancos, rozlosowana zostanie jeszcze jedna koszulka ufundowana przez iss-sport.pl, a za drugie miejsce – tradycyjnie, jak co mecz, flaga z 4fanatic.com.

Natomiast my, autorzy niniejszej zapowiedzi, z nieskrywaną przyjemnością ogłaszamy własny minikonkurs: Walka o Hiszpanię (kliknijcie tutaj albo w link w menu po lewej). Jako że wiadomo powszechnie, jakiego świra ma pierwszy autor na punkcie historii – futbolu i historii ogólnie – dajemy Wam szansę wygrania najlepszej (przynajmniej wśród dostępnych w Polsce) książki o wojnie domowej w Hiszpanii, pod tytułem „Walka o Hiszpanię” właśnie, której znaczenia dla rywalizacji Realu Madryt i FC Barcelona nie sposób przecenić; z jej treścią naprawdę powinien zapoznać się każdy kibic obu tych klubów. Rozlosujemy ją wśród użytkowników, którzy poprawnie odpowiedzą na trzy pytania – odpowiedź na jedno znajdziecie w tej zapowiedzi, na pozostałe dwa, w innych miejscach naszego serwisu. Fundują: serwis Konflikty.pl i wydawnictwo Znak. Życzymy powodzenia w obu konkursach.

A tu, na sam koniec, nasz standardowy już motywator. W końcu żyjemy historią, czyż nie?

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!