Advertisement
Menu
/ marca.com, własne

Przed Derbi Madrileńo

Sobota, godzina 20.00

Sytuacja Królewskich w La Liga jest coraz lepsza. Barcelona złapała zadyszkę, a tymczasem Real Madryt – mimo bolesnej porażki z Liverpoolem – naciska. A już ostatnia porażka Dumy Katalonii z Atlético to po prostu wynik-marzenie, biorąc pod uwagę fakt, że Los Colchoneros ostatnio nie byli dla FCB zbyt wymagającym rywalem. Tym razem jednak walczyli na całego i skutecznie, zdobywając trzy punkty w ostatnich sekundach po golu Sergio Agüero.

Co to dla nas oznacza? Podopieczni Abela Resino będą z pewnością uskrzydleni sukcesem, jakim niewątpliwie jest pokonanie wielkiego przecież klubu. Oczywiście dokładnie to samo można było napisać po wygranej Espanyolu z Barceloną, a skończyło się tak, jak się skończyło, ale sytuacja jest tu poniekąd podobna do naszej coraz dłuższej passy zwycięstw – prędzej czy później musi się skończyć. Poza tym El Derbi Madrileńo, jak i wszystkie mecz derbowe, podlega trochę odmiennym prawom i bardzo często o zwycięstwie tej czy drugiej drużyny decydują niepozorne szczególiki: jeden kiks, jedna błyskotliwa akcja, jeden piłkarz tak umotywowany, że gotów byłby własnymi zębami wypruć sobie żyły.

Nie trzeba chyba dodawać, iż bilans spotkań Realu Madryt z Atlético przemawia zdecydowanie na korzyść Los Blancos (wygraliśmy ponad dwie trzecie z ogólnej liczby meczów), a do tego w siódmej kolejce bieżącego sezonu wygraliśmy na Estadio Vicente Calderón 2:1. Był to jednak mecz bardzo szczególny – arbiter, którego nazwisko niech pozostanie zapomniane na wieku, dał bowiem wybitny pokaz niekompetencji, szczególnie na naszą niekorzyść. Poza tym trenerem Królewskich był wówczas Bernd Schuster, a w podstawowym składzie pojawił się, i strzelił bramkę, Ruud van Nistelrooy, którego w tym sezonie już nie zobaczymy na murawie. Przełożenie tamtego meczu na nadchodzący jest więc zerowe, poprawia nam tylko statystykę.

Zastanawiając się, co umieścić w tradycyjnym już dla moich zapowiedzi „kąciku historycznym”, doszedłem do wniosku, że biorąc pod uwagę niezbyt przyjacielskie stosunku między Realem Madryt a Atlético, zaskakująco wielu piłkarzy broniło barw obu tych klubów, więc warto by przywołać chociaż część z nich.

Pierwszy z brzegu przykład to oczywiście Bernd Schuster, który zresztą zadebiutował na hiszpańskich boiskach jako piłkarz FC Barcelona i spędził tam kilka naprawdę owocnych lat. Wreszcie jednak dał o sobie znać narowisty charakter jasnowłosego pomocnika i Schuster trafił do Madrytu – ale do tego lepszego klubu. Tu jednak spędził tylko dwa lata, po których trafił nad rzekę Manzanares. Dla obu stołecznych klubów rozegrał w sumie prawie 150 meczów ligowych. Podobnym dorobkiem, ale w barwach li tylko Los Rojiblancos, może się pochwalić José Luis Caminero, którego jednak wielu madridistas pewnie nawet nie kojarzy, gdyż nigdy nie przebił się do pierwszej drużyny. Nie udało się to także selekcjonerowi Mistrzów Europy, Luisowi Aragonésowi, który w Atleti spędził aż dziesięć owocnych lat. Z bardziej nam współczesnych piłkarzy wspomnieć można José Manuela Jurado czy José Antonio Reyesa, a dziewięć lat temu trafił do nas z Atlético Santiago Hernán Solari, którego chyba większość z nas pamięta i darzy sympatią.

Wreszcie dwójka szczególna. Pierwszy to swoiste przeciwieństwo Aragonésa, wychowanek Atleti, który dziesięć pięknych lat spędził na Santiago Bernabéu. Kiedy w siódmej minucie nadchodzącego meczu na trybunach znów zabrzmi okrzyk Juanito Maravilla, waga jego będzie w oczywisty sposób szczególna. Drugi natomiast to obecny trener UD Almería, „Hugol” Sánchez, pięciokrotny król strzelców Primera División na przestrzeni sześciu lat, raz w barwach naszych rywali, cztery razy w białej koszulce. To mówi samo za siebie.

A robił to tak:



Skoro mówimy o historii, jest coś, o czym trzeba wspomnieć. Otóż wczoraj (a w chwili, gdy to piszę, jeszcze dzisiaj) urodziny obchodził Real Madryt. Może niezbyt okrągłe, bo sto siódme, ale dla madridistas siódemka to na swój sposób okrągła liczba. I miło by było, gdyby z tej okazji nasz El Siete, Raúl, uczcił tę rocznicę golem – oczywiście zwycięskim.

Jest jednak pewien problem, z którym zmierzyć się musi Juande Ramos. A nawet dwa problemy. Pierwszy to oczywiście nieobecność Pepego, wymuszona kartkami, sprawiająca, iż nasz blok defensywny może się nagle posypać. Dziennikarze Marki przewidują dość zaskakujące zestawienie defensywy: Heinze po lewej, w środku Cannavaro, obok niego jako drugi środkowy obrońca Sergio Ramos, a na prawej obronie... Salgado; jest to o tyle logiczne, że Christoph Metzelder może się okazać niewystarczająco dynamiczny do walki z napastnikami naszych przeciwników.

Drugi problem to nadchodzący mecz z Liverpoolem zmuszający naszego entrenadora do oszczędzania przynajmniej części zawodników. Wszystko wskazuje więc na to, iż nie zobaczymy w derbach Madrytu Arjena Robbena, a w związku z tym na lewej pomocy pojawi się po raz kolejny Marcelo.

W drużynie gości z kolei, jeśli uwierzymy hiszpańskim żurnalistom (a jest z nimi czasem tak jak z tamtejszymi sędziami – widzą rzeczy, których nie widzi nikt inny), wystąpią następujący zawodnicy:

W bramce stanie doświadczony Leo Franco. Bezpośrednio przed nim zagrają Pablo i marzyciel Tomáš Ujfaluši, a na bokach obrony – Antonio López i Luis Perea. Drugą linię sformować mają kapitan zespołu Maxi Rodríguez, Paulo Assunção, Maniche, i drugi marzyciel, Simão. W ataku zaś, tradycyjnie, niezwykle groźny południowoamerykański duet: Sergio Agüero (dla którego będzie to jubileuszowy, setny mecz w La Liga) i Diego Forlán. Jest to więc skład bardzo podobny do zwycięskiej jedenastki z Barceloną; zabraknie tylko zawieszonego za kartki Raúla Garcíi, natomiast na ławce ma usiąść John Heitinga.

Podsumowania właściwie mogłoby nie być, bo co tu podsumowywać. Sytuację Realu Madryt można zgrabnie podsumować łacińskimi słowami nihil novi sub sole. Wciąż musimy wygrywać, wciąż musimy naciskać Barcelonę – i mieć nadzieję, że być może Athletic Bilbao wywiezie jakieś punkty z Camp Nou. Tylko tyle i aż tyle.

No to co? Wygramy?

A teraz jeszcze na koniec, na cześć piątkowego solenizanta:

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!