Advertisement
Menu
/ as.com

Juande: Pościg za Barceloną jeszcze się nie skończył

Hiszpan w obszernym wywiadzie dla dziennika <i>AS</i>

Ależ ma pan uśmiech. Gdyby był pan Obamą, to poprosiłbym pana o to, by powtórzył słynne: "Yes, we can".
Zostawmy to, już to zostawmy. Ja jestem Hiszpanem i zostałem wychowany w myśl pokory, co bardzo dobrze na mnie wpłynęło. Ale teraz zachowajmy spokój. Tak, to prawda, że zniwelowaliśmy stratę do czterech punktów i wydaje się, że wszystko jest już zrobione. Ale prawda jest taka, że to dopiero początek. Ten, kto uważa, że pościg już się zakończył, jest w wielkim błędzie. Jeszcze długa droga przed nami.

Niech pan nie przesadza. Odrobienie ośmiu punktów w dwa tygodnie to wielki wyczyn.
Oczywiście, że tak. I bardzo to doceniam. Ale osaczenie Barcelony jeszcze się nie zakończyło. Pozostało jeszcze naprawdę bardzo dużo kolejek i my również możemy się kiedyś potknąć, tracąc przy tym punkty. Chcę myśleć tylko i wyłącznie o tym najbliższym meczu. Do tej pory zdawało to egzamin.

Gdyby 13 grudnia po przegranym meczu z Barceloną ktoś powiedział panu, że po 70 dniach sytuacja będzie wyglądać właśnie tak jak teraz, to by pan w to nie uwierzył.
To prawda, że po tamtej porażce mieliśmy dwanaście punktów straty oraz wiele kontuzji w zespole. Wtedy remontada wydawała się być wręcz niewiarygodnym do spełnienia cudem. Ale postawa mojego zespołu była kluczowa w tym, aby dojść do takiego stanu.

Jak pan pracował nad przygotowaniem psychicznym, aby pańscy piłkarze nigdy nie zrezygnowali z walki?
To zasługa tylko i wyłącznie ich samych. Pamiętam, że po szóstym zwycięstwie z rzędu, kiedy to nie odrobiliśmy jeszcze ani jednego punktu, spotkaliśmy się wszyscy w Valdebebas. Piłkarze powiedzieli mi wtedy: "Trenerze, spokojnie, jeśli będziemy to kontynuować, to w końcu ich dopadniemy". Moi podopieczni nigdy się nie poddali. I to jest właśnie klucz do sukcesu.

Wyjaśni mi pan, jak można wygrać dziesięć meczów z rzędu?
Cóż, szanując historyczną kulturę tego klubu. Mentalność Realu Madryt polega na tym, aby zawsze walczyć o zwycięstwo. Bez zawracania sobie głowy kontuzjami, zawieszeniami, grą rywala czy kursami firm bukmacherskich. Tutaj liczy się tylko i wyłącznie zwycięstwo. Zarówno ja, jak i moi piłkarze bardzo szybko doszliśmy pod tym względem do porozumienia.

Przeanalizujmy to. Dziesięć zwycięstw z rzędu oznacza, że wyprzedził pan takie legendy jak Molowny, Del Bosque, Beenhakker... Teraz przed panem jest tylko Miguel Muńoz.
Przeżyłem już coś podobnego, gdy trenowałem Levante i udało się nam odnieść trzynaście zwycięstw z rzędu. Statystyki nie kłamią. Skłamałbym, gdybym powiedział, że sukces ten nie daje mi satysfakcji. Ale ci, którzy mnie znają, wiedzą, że przede wszystkim stawiam na pracę zespołową. Chcę dzielić swoje osiągnięcia wraz z piłkarzami, gdyż to oznacza, że zdobywamy tytułu. A to właśnie trofea zapewniają trenerowi prestiż oraz rozgłos.

Oglądał pan tamten Real Madryt, który osiągał te rekordy na początku lat 60`?
Byłem jeszcze dzieckiem. Ale w domu i w szkole dużo mówiło się o tym, że Real Madryt był drużyną niepokonaną. Ale wydaje mi się, że gdyby nie tytuły, to tego typu rekordy za wiele by nie znaczyły. Najważniejsze jest to, że w dobrej formie rozpoczynamy ostatni sprint. Właśnie tego chciałem.

Wróćmy do walki o mistrzostwo. Na pewno oglądał pan w telewizji mecz Atleti - Barça.
Tak, a później mecz Betis - Villarreal. Pojedynek na Calderón był dla każdego widza bardzo ciekawym spotkaniem. Nie byłem zaskoczony tym, że padło tak dużo bramek, gdyż pojedynki pomiędzy Barçą a Atleti zawsze są takie.

Atleti wyświadczyło wam wielką przysługę.
Atleti zawsze było wielką drużyną, dlatego nikogo nie powinno dziwić to, że udało się im pokonać Barcelonę. Z Agüero i Forlánem są groźni dla każdego rywala. Dlatego nie dziwi to, co stało się w niedzielę.

Jeszcze kilka miesięcy temu mówiło się, że Real Madryt ma jedną z najgorszych drużyn w historii klubu. Nie uważa pan, że dosyć niesprawiedliwie wypowiadano się o pańskich zawodnikach?
Nie można zapominać, że praktycznie z tymi samymi piłkarzami Real Madryt zdobył w poprzednim sezonie mistrzostwo, wyprzedzając Barcelonę o osiemnaście punktów. Najbardziej na zespół wpłynęła ciężka kontuzja Van Nistelrooya. To było najgorsze, gdyż zdobywanie bramek jest przecież paliwem każdej drużyny. To wielce możliwe, że drużyna ta czasami zasługiwała na inne traktowanie. Była niedoceniania.

Zamierza pan zaprosić Mijatovicia na obiad i podziękować mu za transfer Lassa?
(Śmiech). Lass okazał się być wielkim transferem, gdyż to chłopak, który bardzo szybko zaadaptował się do naszej gry, do tego miasta i całego otoczenia. Bardzo lubię grać dwoma pivotami, gdyż zapewniają odpowiednią równowagę w defensywie. Wraz z Gago tworzą wspaniałą parę.

Uporządkował pan grę w tyłach.
Gdyż to było nie do przyjęcia, abyśmy tracili po trzy bramki na mecz. Jeśli nie tracisz bramek, a w ataku masz takich świetnych zawodników, to o zwycięstwa jest dużo łatwiej. W tych dziesięciu wygranych meczach straciliśmy tylko dwie bramki...

Twierdza padła jednak w meczu z Liverpoolem. Mówi się, że Benítez wygrał pojedynek z panem.
Nie zgadzam się. Liverpool wyszedł na Bernabéu po to, aby nie grać w piłkę. Od samego początku chcieli wyniku 0:0. Później udało im się zdobyć bramkę po stałym fragmencie gry i odnieśli niezasłużone zwycięstwo. W rewanżu zagrają tak samo. Ale jeśli szybko wyjdziemy na prowadzenie, to nasze szanse na awans wyraźnie wzrosną.

Wydaje się, że Faubert nie ma co liczyć na grę w rewanżu.
Posłuchaj, Faubert nie przybył tutaj, aby być gwiazdą. Pozyskaliśmy go, aby mieć kim zastąpić Robbena, gdy ten dozna kontuzji.

Tak, ale Holender przegapił dwa mecze, a Faubert i tak w nich nie zagrał.
Gdyż postawiliśmy na opcję z Marcelo na lewym skrzydle. I bardzo dobrze to nam wyszło. Faubert pomoże wtedy, gdy będzie taka potrzeba.

Ale powiedział pan, że Faubert był kontuzjowany przez dziesięć dni, a później okazało się, że tylko przez trzy.
Źle się wyraziłem. Chciałem powiedzieć, że naciągnął mięsień, przez co powinien pauzować przez dziesięć dni. Nie chcę już rozmawiać na ten temat.

Powróćmy do weselszych tematów. Niech pan coś powie o Raúlu.
Jest wielki. Ze względu na okoliczności postanowiłem ustawić go między liniami. I okazuje się, że atakując z zaskoczenia, zdobywa więcej bramek. Powrót do reprezentacji? Del Bosque wie, co ma robić. Nie chcę wywierać na nim żadnej presji...

Do derbów podejdziecie, myśląc już o Anfield?
Za nic w świecie. Musimy za wszelką cenę pokonać Atleti i zdobyć te trzy punkty. Pepe nie zagra, ale z nim czy bez niego po prostu musimy ich pokonać i w dalszym ciągu ścigać Barcelonę.

Jeśli jakiś kandydat na prezesa poprosiłby pana o udział w jego projekcie, to przystałby pan na to?
Dopóki nie zakończy się sezon, z nikim nie będę na ten temat rozmawiał. Moja przyszłość jest moją teraźniejszością. A teraźniejszość wygląda tak, że wraz z Realem Madryt walczę o mistrzostwo i Ligę Mistrzów.

O oba trofea?
Oczywiście. Z Barçą walczymy o mistrzostwo, a z Liverpoolem o Ligę Mistrzów. Kolego, z niczego nie zrezygnujemy...

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!