Advertisement
Menu
/ uefa.com, Wikipedia, marca.com

Przed pierwszym meczem z Liverpoolem

Środa, godzina 20.45

Pamiętacie jeszcze nasz poprzedni mecz w Lidze Mistrzów? Graliśmy z Rosjanami z Zenita i wygraliśmy 3:0. Był to debiut naszego obecnego trenera, a zarazem przetarcie przed meczem na Camp Nou. Ileż się zmieniło od tamtego czasu...

Nie da się ukryć, że jeszcze dwa tygodnie temu kibice Los Blancos mieli prawo do irytacji – nasi piłkarze wydłużali bowiem serię wygranych meczów, a dystans do Barcelony uparcie nie zmniejszał się ani o punkcik. Dopiero niedawno podopieczni Guardioli potknęli się, najpierw z Betisem, a później z Espanyolem, podczas gdy my ten sam Betis rozszarpaliśmy na sztuki już w pierwszej połowie. Właśnie wtedy na dobre wrócił el Madrid mágico. I wszyscy mamy nadzieję, że nie zmieni się to jeszcze przez co najmniej 24 godziny.

Legenda

Trzeba bowiem mieć świadomość, iż odrobina magii bardzo nam się przyda w starciu z Liverpoolem, gdyż los skazał nas na walkę z jednym z naprawdę nielicznych klubów, których piękna historia dorównuje historii Realu Madryt.

Założony w 1892 roku Liverpool Football Club samą tylko listą trofeów może zrobić kolosalne wrażenie. Z osiemnastoma mistrzostwami Anglii (pierwsze już w 1901 roku, kiedy Realu Madryt nie było jeszcze na świecie) wciąż jest samodzielnym posiadaczem rekordu w tej kategorii i dopiero po tym sezonie dorównać mu może Manchester United. FA Cup trafił w ręce graczy The Reds siedem razy (czwarte miejsce ex aequo z Aston Villą), Puchar UEFA – trzy razy (pierwsze miejsce wspólnie z Juventusem i Interem), a najcenniejsze europejskie trofeum aż pięć razy (trzecie miejsce, za Milanem i oczywiście nami).

Ale przecież tak naprawdę to nie same trofea tworzą wielkość klubu, choć bez nich oczywiście trudno o to. Liverpool to jednak także fenomenalni kibice, którzy potrafią naprawdę dodać swoim chłopakom skrzydeł. Dość wspomnieć choćby finał Ligi Mistrzów z roku 2005. Do przerwy Milan prowadził z Liverpoolem 3:0. A kto wygrał? No właśnie. W innym meczu finałowym o nieustępliwości The Reds przekonała się też swego czasu drużyna hiszpańska... chociaż przyznać trzeba, że i Liverpool przekonał się o nieustępliwości swoich rywali. W 2001 roku w Pucharze UEFA podopieczni Gérarda Houlliera trafili na rewelację rozgrywek, Deportivo Alavés, i wygrali dopiero w dogrywce, kiedy niezwykle pechową bramkę samobójczą strzelił prawy obrońca Delfí Geli. Wynik na koniec meczu brzmiał 5:4 i był to niewątpliwie jeden z najbardziej emocjonujących meczów w historii europejskich pucharów.

Liverpool może się także pochwalić imponującym zbiorem naprawdę wielkich osobistości broniących jego barw. Przykłady? Walijczyk Ian Rush, który przez szesnaście lat z roczną przerwą rozegrał dla LFC 660 meczów i strzelił 346 bramek. Angielski pomocnik Ian Callaghan, który przez osiemnaście lat wystąpił w 857 (sic!) meczach. Bramkarz Ray Clemence, zdobywca sześciu europejskich trofeów (trzy Puchary Mistrzów, dwa Puchary UEFA, jeden Superpuchar), sześćdziesięciojednokrotny reprezentant Anglii. Urodzony pod koniec XIX wieku bramkarz Elisha Scott, Irlandczyk, który pierwszy mecz dla LFC rozegrał w roku 1912, a ostatni w 1934. No i wielki Bob Paisley, który jako obrońca prezentował LFC w 277 meczach, a następnie został jednym z najwybitniejszych trenerów w historii futbolu. A to tak naprawdę tylko wycinek pięknej, długiej listy, w którym z konieczności pominąć musiałem wielu innych legendarnych zawodników.

Do the Dudek

W Polsce The Reds zyskali z pewnością wielu sympatyków dzięki Jerzemu Dudkowi, obecnie graczowi Realu Madryt – ale u nas Jurek jest tylko rezerwowym (ha, tylko! Iluż piłkarzy marzy, by być „tylko rezerwowymi” na Santiago Bernabéu), podczas gdy w klubie z Merseyside przez cztery sezony był podstawowym golkiperem, a we wspomnianym stambulskim finale Champions League dokonał wyczynu, dzięki któremu sam stał się jedną z legend LFC. Pamiętacie, prawda?



Nie może więc dziwić, że był ostatnio indagowany do upadłego przez dziennikarzy sportowych z Hiszpanii i z Wysp na temat nadchodzącego dwumeczu.

Obecnie, po 26 meczach, podopieczni madridisty Rafaela Beníteza zajmują drugie miejsce w tabeli Barclays Premier League, siedem punktów za Manchesterem United, a trzy przed Chelsea FC. W fazie grupowej Ligi Mistrzów Liverpool trafił na Atlético Madryt, Olympique Marsylia i PSV – i w takiej właśnie kolejności drużyny owe zakończyły walkę o awans do 1/8 finału. Liverpool punkty stracił jedynie dwa razy, w obu meczach z Atlético, które zakończyły się remisami 1:1, a bramki dla Anglików strzelali wówczas Robbie Keane (w Madrycie) i Steven Gerrard (w Liverpoolu, w ostatniej minucie, z rzutu karnego). Z dziewięcioma golami na koncie Steve, pomocnik przecież, jest obecnie najlepszym strzelcem klubu w lidze angielskiej, a z pięcioma w pięciu meczach – także w Champions League. Jeśli dodamy do tego, że jest kapitanem i dobrym duchem drużyny, jasne jest, jak bardzo ważny jest w tej ekipie. Tymczasem występ siedemdziesięciokrotnego reprezentanta Anglii w Madrycie wciąż stoi pod znakiem zapytania i mimo że trener Benítez zabrał go do Hiszpanii, wcale nie jest pewne, czy kontuzja uda ostatecznie pozwoli mu wystąpić.

Kto więc zagra?

W bramce na pewno stanie marzący o zwycięstwie Pepe Reina, który pewnie byłby podstawowym bramkarzem reprezentacji Hiszpanii, gdyby nie musiał rywalizować o miejsce między słupkami z samym Ikerem Casillasem. Nie zapominajmy jednak, że jest to naprawdę pierwszorzędny portero.

Na środku obrony zagrają zapewne Słowak Martin Škrtel i Anglik Jamie Carragher, który swego czasu poradził Jerzemu Dudkowi, by w konkursie rzutów karnych poudawał Bruce'a Grobbelaara. Na prawej stronie bloku defensywnego pojawi się Hiszpan Álvaro Arbeloa, natomiast niewdzięczne zadanie zatrzymania Sergio Ramosa przypadnie zakupionemu z Udinese Włochowi Andrei Dossenie.

Kto wystąpi w środku pola? Na pewno Javier Mascherano (przy tej okazji komunikat, między innymi dla Pana Dariusza Szpakowskiego: to nazwisko czyta się /maskeˈrano/, rodzina Javiera pochodzi bowiem z Włoch), a jeżeli ostatecznie niemożliwy okaże się występ Stevena Gerrarda, obok niego pojawi się zapewne młody Brazylijczyk Lucas Leiva. Trudno jednak przewidzieć, kto uzupełni formację. Być może kolejny rodak szkoleniowca, 26-letni Albert Riera, być może ściągnięty przed sezonem z PSG utalentowany Francuz David N'Gog, Holender Dirk Kuyt, jego rodak, zawodzący ostatnio Ryan Babel albo reprezentant Izraela Yossi Benayoun, urodzony 28 lat temu w Dimonie, słynącej obecnie jako miejsce, w którym Izrael rozwija swój program broni nuklearnej.

Na szpicy tradycyjnie pojawi następny Hiszpan, Fernando Torres, którego nikomu nie trzeba przedstawiać. Warto jednak podkreślić, że podobnie jak Reina nie poznał jeszcze smaku zwycięstwa nad Los Blancos

A u nas...

Trener Juande Ramos ma do dyspozycji niemalże cały skład, a jedynym znaczącym ubytkiem jest brak Klaasa-Jana Huntelaara, wynikający jednak nie z decyzji szkoleniowca, ale z omawianych już nie raz i nie dwa kłopotów z interpretacją zasad. Tym samym ponownie w ataku pojawią się Raúl i Gonzalo Higuaín.

Skład defensywy również nie powinien budzić wątpliwości, ale ciekawe jest na kogo entrenador zdecyduje się w pomocy. Czy znów na lewym skrzydle zagra Marcelo, czy może zostanie jednak cofnięty do obrony za Heinzego? W środku Lassana Diarra i Gago czy za jednego z nich wystawiony zostanie Guti? A może Ramos zupełnie zaskoczy i postawi na Rafaela van der Vaarta? Dziwi trochę brak Juliena Fauberta, ale też trudno ocenić, za kogo miałby się znaleźć w składzie.

Potencjał obu drużyn jest na dobrą sprawę podobny, obaj trenerzy mają do dyspozycji naprawdę pierwszorzędnych zawodników i sami są wysokiej klasy fachowcami. W każdej drużynie są piłkarze znający radość triumfu w Champions League, są też mistrzowie Europy (w Liverpoolu oczywiście jeden szczególny: zdobywca bramki w finale). Jeśli chodzi o klasę piłkarską czy o doświadczenie, różnice między tymi dwoma klubami są kosmetyczne. W jutrzejszym meczu zdecydować może więc różnica psychiczna – nastroje w Madrycie wzlatują obecnie w kierunku euforii, czemu oczywiście trudno się dziwić, Liverpool natomiast ostatnio ledwo, ledwo zremisował u siebie z Manchesterem City w doprawdy frustrującym meczu. Jutro o tej porze będziemy już mądrzejsi, ale jeśli dziś musiałbym postawić pieniądze, mimo wszystko postawiłbym na Real Madryt.

A na koniec, tradycyjnie, coś o naszych rywalach. Tym razem kilka bramek z bieżącego sezonu, które – przyznacie zapewne – robią spore wrażenie.



I jeszcze konkurs bez nagród: kto rozpoznaje, jaka melodia została tam użyta?

Konkurs rozwiązany. O godzinie 15:44 poprawnie odpowiedział kolega Metzger. Oto źródło muzyki. Serdecznie gratuluję. A ci, co mówili, że to z serialu Airwolf, niech się wstydzą.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!