Advertisement
Menu
/ RealMadryt.pl

Puchar Króla musi poczekać

Real Madryt 75:83 Regal FC Barcelona

Klasyk to klasyk. Nieważne, w jakich zawodach i w jakim czasie jest rozgrywany - zawsze gwarantuje sporą dawkę emocji przed, w trakcie, jak i po meczu.

Tym razem Real Madryt mierzył się z Barceloną w turnieju Copa del Rey. Drużyny trafiły na siebie już w ćwierćfinale, przez co dalsze etapy pozbawione będą jednego z faworytów do zdobycia trofeum.

Historia Pucharu Króla pokazuje, iż jedyne, czego można się po nim spodziewać, to... coś niespodziewanego. Jest to bowiem turniej nietypowy, rozgrywany na przestrzeni czterech dni. Nietypowy i za razem bardzo ciężki, co zostaje rok w rok podkreślane przez samych uczestników. Tegoroczna edycja była o tyle trudniejsza, iż madryccy koszykarze już na „dzień dobry" musieli pokonać Regal FC Barcelona.

Katalończycy doskonale zlokalizowali źródło zagrożenia ze strony Realu Madryt. Źródłem tym był oczywiście fenomenalny Louis Bullock, którego, z chwilą otrzymania przez niego pierwszych podań w meczu, natychmiast podwajali. Kiedy tylko Amerykanin miał odrobinę miejsca i jednego rywala przed sobą, momentalnie szukał indywidualnych rozwiązań, co z początku, przy małej skuteczności reszty zespołu, wydawało się rozsądnym posunięciem.

Królewscy zaczęli tak, jakby obawiali się powtórki z historii - fatalnego początku i konieczności „nadganiania" wyniku. Agresywna, zaangażowana obrona charakteryzowała jednak klub z Madrytu tylko przez kilka pierwszych minut. Z czasem pojawił się chaos, błędy w kryciu, a wraz z tym udane akcje Ersana Ilyasovy. Już w połowie pierwszej kwarty, przy wyniku 8:15, Joan Plaza został zmuszony do poproszenia o „czas".

Trener, tradycyjnie już, miał do przekazania swoim podopiecznym przede wszystkim to, iż nie potrafią bronić. Trudno się z nim nie zgodzić - obrona Realu Madryt istniała jedynie jako pojęcie, bowiem praktycznie funkcjonowała zupełnie bezowocnie. To ułatwiało pracę w ofensywie koszykarzom z Barcelony, z łatwością gubiących krycie, często schodzących do środka i mających przed sobą jedynie opuszczony przez wszystkich kosz.

Wynik po pierwszej kwarcie, 19:23, nie wyglądał tak tragicznie, jak można było się tego spodziewać po powyższym opisie. Co więcej, Los Blancos wyszli na drugą część spotkania zupełnie w innym nastawieniu, gotowi do objęcie prowadzenia. Madryt wyciągnął wnioski i załatał dziury w obronie, co zmusiło Barçę do zmiany stylu gry i kilku niewymuszonych błędów z rzędu.

Kiedy już wydawało się, że defensywie Realu Madryt będzie można prawić same komplementy, nastąpił moment, który ją zburzył. Prawidłowo zdobyte, a nie uznane przez sędziów punkty Tomasa van den Spiegela wpuściły do zespołu zdenerwowanie, frustrację, na co najlepszym lekarstwem była rozmowa z trenerem. Reakcja Plazy była tym trafniejsza, iż przewaga gości systematycznie się powiększała (28:36).

Po akcjach madryckich weteranów - Raúla Lópeza, powracającego na parkiet po trzy tygodniowym rozbracie, Louisa Bullocka i Felipe Reyesa - Królewscy zbliżyli się do przeciwników na odległość trzech punktów (38:41), chwilę przed przerwą powiększoną do sześciu, za sprawą trójki Victora Sady (38:44).

Drugą połowę otworzyła szybka, czasami przypadkowa gra z obu stron. Po serii siedmiu punktów Barcelony bez odpowiedzi, różnica między zespołami sięgnęła dziesięciu punktów (43:53). Różnica ta utrzymywała się przez dłuższy czas i to pomimo tego, iż goście mieli okres niemiłosiernego pudłowania. Niemal za każdym jednak razem zbierali piłkę z tablic, zyskując kolejną szansę.

W szeregach Los Blancos był człowiek, który zawsze ma ochotę na odrabianie strat i potrafi to robić, jak nikt inny. Bullock, bo o nim oczywiście mowa, zaczął trafiać z dystansu w fenomenalny sposób, nawet pomimo asysty dwóch rywali (52:59), nawet pomimo faulu (58:61). Już pod koniec trzeciej kwarty, numer na plecach koszulki Amerykanina wskazywał liczbę punktów, zdobytych w tym czasie - dwadzieścia dwa.

Decydującą kwartę Lou rozpoczął na ławce rezerwowych, na zasłużonym odpoczynku. Gdy później pojawił się na boisku, nie zdziałał już nic, co przyczyniłoby się do sukcesu klubu. Nie zdobył ani jednego punktu. Ta kwarta miała innego bohatera...

Real Madryt miał do odrobienia pięć punktów (59:64). Biorąc pod uwagę ostatnie wyczyny drużyny, należałoby napisać „tylko pięć punktów". Każdy mecz jest innym meczem, a dobitnie pokazało to kolejne dziesięć minut.

Czas upływał nieubłaganie, a im mniej go było, tym więcej punktów Królewscy tracili do rywali. Joan Plaza, podczas jednej z przerw, starał się wlać w serca swoich koszykarzy nadzieję na końcowy sukces. Motywacji temu zespołowi nie brakuje, ponieważ zawodnicy walczyli do samego końca, nawet sekundy przed końcem, kiedy wynik był już przesądzony, biegali za każdą piłką, nie odpuszczając przeciwnikom ani na chwilę. Czego brakowało? Obrony.

Zespół w białych koszulkach nie potrafił odpowiednio uporządkować gry w defensywie, a pomysł na grę strefą kompletnie się nie sprawdził, bowiem Barcelona, znakomicie potrafiąca wykorzystać przewagę na obwodzie, z łatwością znajdywała czyste pozycje na rzuty. Limit wykorzystał Juan Carlos Navarro, wspomniany bohater kwarty, autor czterech trójek w tej części spotkania. Trafiał, ponieważ był na czystych pozycjach. Był na czystych pozycjach, ponieważ Real Madryt gubił się w kryciu. I mimo iż doprawdy niewiele można zarzucić drużynie w ofensywie, mecz został przegrany w obronie.

Mecz był popisem dwójki obrońców - La Bomby i Sweet Lou. Tym razem górą był Katalończyk, nie tylko notujący punkty (28), ale i asystujący kolegom (10).

Jedynym, marnym pocieszeniem jest to, iż turniej Copa del Rey nie był priorytetem. Priorytetem są rozgrywki, w których Real Madryt wciąż się liczy, czyli Liga ACB oraz Euroliga. Puchar Króla musi poczekać, przynajmniej przez rok.


75 - Real Madryt (19+19+21+16): Llull (6), Bullock (22), Mumbrú (5), Massey (-), Reyes (16) - Hervelle (10), Sánchez (-), Hosley (2), López (4), Van den Spigel (10).

83 - Regal FC Barcelona (23+21+20+19): Sada (3), Navarro (28), Barton (6), Ilyasova (14), Santiago (8) - Basile (6), Vázquez (13), Andersen (2), Grimau (3), Barrett (-).

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!