Advertisement
Menu
/ RealMadryt.pl

Euroliga: Gdyby nie Mordente...

AJ Mediolan 70:61 Real Madryt

Blisko, coraz bliżej... Awans do fazy Top 16 Euroligi zbliżał się ku stolicy Hiszpanii z meczu na mecz. Wygrane spotkanie wyjazdowe z Armani Jeans Mediolan zapewniłoby miejsce w najlepszej szesnastce. Włosi winni być zmotywowani podwójnie, bowiem grali „z nożem na gardle" - przegrana była równoznaczna z pożegnaniem się z tegoroczną edycją rozgrywek.

Ktoś, kto trafiłby na transmisję tego meczu całkiem przypadkiem, nie miałby problemu z orzeczeniem, która z drużyn jest gospodarzem, a która przyjechała „w gości". Armani Jeans Mediolan grali wyjątkowo pewnie i śmiało, mając po swojej stronie parkiet i kibiców (choć nie było ich zbyt wiele). Problemem włoskiego zespołu było to, iż przewagi tej nie potrafili wykorzystać, pudłując i popełniając błędy.

Pierwsze pięć z sześciu punktów gości z Madrytu było autorstwa Tomasa van den Spiegela, rozpoczynającego mecz w pierwszej piątce. Mimo tak dobrej gry w ofensywie, Belgijski center zawodził w obronie, nie nadążając za przeciwnikami i notując dwa faule, po których jego miejsce na parkiecie zajął Felipe Reyes.

Nie minęła minuta, a obaj rywalizowali o zbiórki pod koszami. Oczywiście była to rywalizacja jak najbardziej zdrowa i przynosząca efekty w postaci dodatkowych szans po niecelnych rzutach. Hiszpan zaliczył trzy zbiórki, Belg cztery.

Gra była bardzo wyrównana, o czym świadczyła chociażby remisowa sytuacja na tablicy wyników (6:6, 9:9, 13:13). Mediolańczycy czuli się komfortowo, dopóki nie stracili prowadzenia (13:15) i kiedy to oni musieli nadganiać wynik (wcześniej sytuacja była odwrotna). Wystarczyło dodać do tego odrobinę pressingu ze strony Królewskich, aby kwarta została zakończona na ich korzyść właśnie (13:20, po świetnym buzzer beaterze Quintona Hosleya).

Grunt to wyciągać wnioski z popełnianych błędów. Być może przerwa między kwartami była zbyt krótka, aby gospodarzom się ta sztuka udała, bowiem drugie dziesięć minut rozpoczęli tak samo, jak skończyli poprzednie, czyli stratą - i piłki, i punktów. Co gorsza, nie był to ich ostatni błąd, dzięki czemu madrycka przewaga nadal się utrzymywała.

Obraz gry chwilami był niepoukładany, nie brakowało fauli, niecelnych rzutów. Gospodarzom udało się nawet zbliżyć do przeciwników na jeden punktów (27:28, 29:30), tym optymistycznym akcentem kończąc pierwszą połowę zmagań.

W jednej z pierwszych akcji po przerwie doszło do niemałego nieporozumienia. Sędziowie mieli problemy z interpretacją sytuacji w ataku Realu Madryt, w której konsekwencji goście, zamiast rzutów wolnych za faul, otrzymali piłkę z boku i trzy sekundy na oddanie rzutu. Podanie do van den Spiegela puściło w niepamięć wpadkę arbitrów. Nie minęło kilkadziesiąt sekund, a Los Blancos odzyskali przewagę z pierwszej i początku drugiej kwarty (32:39), zmuszając trenera Piera Bucchiego do prośby o przerwę na żądanie.

Podczas gdy Alberto Herreros, dyrektor do spraw sportowych sekcji koszykarskiej klubu, z dużym spokojem konstruował balony z gumy do żucia, jego koledzy, już z nieco mniejszym spokojem, kontynuowali powiększanie różnicy między zespołami. Niepokój do gry Realu Madryt wnosił przede wszystkim szalony Raúl López, rozgrywający chaotycznie, ale i skutecznie. Dla przykładu, w jednej z akcji leżał już na parkiecie, ciągle kozłując, po czym podniósł się w biegu, zrobił dwutakt i trafił (36:45).

Spotkanie stało się ciekawsze, głównie z tego względu, iż oba teamy pohamowały się w nadmiernym faulowaniu, a wiele z odgwizdanych w tej kwarcie przewinień można poddać wątpliwości. Praca arbitrów pozostawiała dużo do życzenia, a nie pokazali oni jeszcze wszystkiego, na co ich stać...

Im bliżej końca, tym koszykarze AJ coraz częściej trafiali z dystansu. Trafiali jak szaleni. Trójka za trójką. Marco Mordente, Yohann Sangare, ponownie Mordente. Zwycięstwo Królewskich stanęło pod dużym znakiem zapytania - przewaga legła w gruzach (54:53), a ratunku próżno było szukać.

Louis Bullock zaliczył przechwyt i pędził sam na sam z koszem, kiedy został dwukrotnie sfaulowany przez jednego z rywali. Sędziowie nakazali grać dalej, co niesamowicie zdenerwowało Vensona Hamiltona, który nie dość, że wstawił się za kolegę, to na dodatek wdał w kłótnię z Mordente. Doszło do przepychanki, Hamilton został obarczony winą i faulem technicznym, z którym nie mógł się pogodzić. Przerwa w grze zakończyła się tym, że Amerykanin został zmuszony do opuszczenia hali i udania się do szatni (wykrzykując przy tym, co myśli o pupilu tamtejszej publiczności i dzisiejszym sędziowaniu). Kibice z radością pomachali mu na pożegnanie.

Mordente dał się we znaki madryckim koszykarzom nie po raz ostatni, jakby zmuszając Hiszpanów do zapamiętania jego nazwiska. Po jego dwutakcie Armani Jeans prowadzili już 58:53. Niedługo potem, Sangare popisał się świetnym rzutem z dystansu, w ostatniej sekundzie akcji (63:58). Jedynym pomysłem Joana Plazy było to, co przyszłoby do głowy nawet kilkulatkowi, kibicującemu Realowi Madryt - rzut za trzy Bullocka. Lou jednak nie trafił, a późniejszy przechwyt Hosley zamienił na stratę. Gra Królewskich kompletnie się posypała.

Dzieła zniszczenia dokonał znienawidzony już w Madrycie Mordente, trafiając za trzy jeszcze dwukrotnie (w sumie trafił pięć z sześciu rzutów z dystansu), w końcówce dorzucając jeszcze punkty z linii rzutów osobistych. Hiszpański komentator długo nie mógł opisać zaistniałej sytuacji, powtarzając tylko: "Nieprawdopodobne... nieprawdopodobne... (...)". Nieprawdopodobne, w jak łatwy sposób Królewscy przegrali ten mecz.

Gdyby nie Mordente i jego trójki, Real Madryt odniósłby zwycięstwo. Gdyby nie Mordente, Real Madryt już teraz awansowałby do Top 16 z drugiego miejsca. Gdyby nie Mordente... Marna wymówka, prawda? My możemy sobie pogdybać, natomiast zespół Joana Plazy ma za zadanie skupić się na sobotnim pojedynku z Fuenlabradą, a następnie, w środę, przed własną publicznością, zapewnić sobie drugie miejsce w grupie D, pokonując Efes Pilsen.


70 - Armani Jeans Mediolan (13+16+20+21): Thomas (7), Vitali (1), Hawkins (13), Hall (-), Sow (2) - Sangare (6), Bulleri (-), Mordente (23), Katelynas (4), Rocca (14).

61 - Real Madryt (20+10+23+8): Sánchez (-), Tomas (2), Mumbrú (3), Massey (7), Van den Spiegel (9) - López (7), Llull (-), Bullock (10), Hosley (13), Reyes (8), Hamilton (2).

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!