Advertisement
Menu
/ Przegląd Sportowy, Magazyn Sportowy

Beenhakker: Mam białe serce

Leo z pasją o Realu, <em>Gran Derbi</em> i kilku innych bardzo ciekawych kwestiach

Echa grudniowego Gran Derbi już przebrzmiały, warto jednak poświęcić kilka chwil, by przeczytać, co do powiedzenia o tym arcy zjawisku piłkarskim ma Leo Beenhakker, obecny selekcjoner reprezentacji Polski, w przeszłości trener Realu Madryt. Co ciekawe i zarazem istotne, Holender prowadził Los Merengues w jedenastu spotkaniach przeciwko Barcelonie, co jest drugim wynikiem w historii, tuż po legendarnym Miguelu Muńozie.

Wywiad ukazał się 12 grudnia w Magazynie Sportowym, który jest piątkowym dodatkiem do Przeglądu Sportowego.

Podtekst polityczny
Dla Leo Beenhakkera spotkania Real - Barça są za każdym razem meczami stulecia, i tak już od stu lat, choć tak naprawdę praktycznie nigdy nie zdobywa się w nich mistrzostwa Hiszpanii. Bilans obu pojedynków z reguły wychodzi na remis. Są to spotkania wyjątkowe, ponieważ mają podtekst polityczny, w przeciwieństwie do meczów Milan - Inter czy Chelsea - Arsenal.

Holender twierdzi, że najistotniejszą rolę odgrywa tu walka Katalonii z centralizmem. - Ludzie z Barcelony od lat dążą do jakiejś formy autonomii lub niepodległości. W moich czasach było to szczególnie widoczne i mam wrażenie, że przy okazji meczów Barçy z Realem było jeszcze więcej polityki niż obecnie. Dzisiaj, na szczęście, więcej mówi się po prostu o futbolu. (...) Oba te kluby mają po prostu tak piękną historię, tak wspaniałe tradycje, zawsze zatrudniają najlepszych piłkarzy świata. To więcej niż mecz.

Wyznanie bardzo osobiste
Według Beenhakkera, udział w meczu pomiędzy Realem a Barceloną to najlepsze, co może spotkać zawodnika lub trenera podczas jego futbolowej kariery. Dla niego, najbardziej szczególne były spotkania o Superpuchar Hiszpanii w 1988 roku. Szczególne, ponieważ wspomnienia o nich są bardzo osobiste i Beenhakker początkowo nie chciał dać się namówić na zwierzenia. Na szczęście, udało się.

- Tamta sytuacja wiąże się z ogromnymi emocjami... W pierwszym meczu w Madrycie wygraliśmy 2:0. Rewanż zaplanowany był na środę w Barcelonie. W niedzielę wieczorem dostałem telefon z Holandii. Okazało się, że moja mama leży w szpitalu i jest umierająca. Dostała udaru mózgu. W niedzielę nie było już żadnego samolotu do Holandii, więc poleciałem dopiero w poniedziałek rano. Gdy wylądowałem w Amsterdamie, okazało się, że już niestety odeszła... W poniedziałek i wtorek byłem więc w Holandii i załatwiałem wszystkie sprawy. Nie muszę chyba tłumaczyć, jak się czułem. W końcu umarła moja mama. Czułem jednak, że muszę być na rewanżowym meczu. W środę rano poleciałem więc bezpośrednio do Barcelony, gdzie zespół był już od wtorku. Koło południa zorganizowałem odprawę. Oczywiście nie byłem zbyt skoncentrowany na meczu. Myślami cały czas błądziłem gdzie indziej. W samolocie odrobiłem jednak pracę domową, przekazałem piłkarzom kilka założeń, przeczytałem pierwszą jedenastkę... (...) Oni wiedzieli o wszystkim. Odprawa była naprawdę krótka. Gdy skończyłem przemawiać, wstało dwóch starszych, doświadczonych zawodników. Ale nie powiem wam, którzy to byli. Coś muszę zachować dla siebie. Jeden z nich, przy całej drużynie, powiedział: "Szefie, nie przejmuj się. Nie myśl o tym meczu. Po prostu siądź na ławce i ciesz się tym spotkaniem. My się wszystkim zajmiemy". Później, dwie, trzy godziny przed meczem, wszedłem do jadalni, a oni wszyscy tam siedzieli, pili kawę. I znowu jeden z piłkarzy podszedł do mnie i powiedział: "Ten Puchar jest twój, nie przejmuj się niczym, zdobędziemy go". I tak się faktycznie stało. Byłem na Camp Nou obecny ciałem, ale nie duchem. To było coś zupełnie fantastycznego. Nigdy wcześniej aż tak nie czułem, że piłkarze robią coś dla mnie. I grali naprawdę świetnie, przegraliśmy 1:2, ale Puchar był nasz. I zdobyliśmy go tam, w Barcelonie. A wiecie doskonale, co to znaczy. Miałem niesamowity zespół, tamci chłopcy byli wyjątkowi pod każdym względem. Nie tylko tamtego dnia, ale przez wszystkie te lata.

Przegrany Puchar Europy
Beenhakker wspomina, że była to najlepsza drużyna, jaką posiadał. Dotyczy to zwłaszcza zespołu z sezonu 1987/88. I wtedy przytrafił się jeden nieszczęśliwy mecz, akurat w półfinale Pucharu Europy z PSV Eindhoven. Leo do tej pory wspomina tę półfinałową rywalizację jak koszmar. W finale z Benficą Real na pewno wygrałby i to mistrzom Hiszpanii należał się wtedy ten Puchar. Po porażce wszyscy byli całkowicie rozbici. Niedługo później Real rozgromił na wyjeździe Betis i na kilka kolejek przed zakończeniem sezonu zapewnił sobie kolejne mistrzostwo kraju. Lecz nikt z zawodników nie cieszył się, także podczas specjalnie zorganizowanego bankietu. Spotkanie z PSV ciągle siedziało w głowach. Według słów Beenhakkera, to pokazuje, jakie mieli charaktery.

Wyjątkowe pasillo w historii
Co ciekawe, w tamtym sezonie Barcelona zrobiła dla Realu Madryt pasillo. A co najważniejsze, miało to miejsce na Camp Nou, po raz pierwszy i jedyny w historii. Jako że tradycja w Hiszpanii to rzecz święta, wielcy piłkarze tamtej Barcelony stanęli do szpaleru, by osobiście pogratulować zawodnikom Realu tytułu mistrzowskiego. Pomimo dyskusji w katalońskiej prasie, która zastanawiała się, czy piłkarze gospodarzy powinni dochować tradycji. Leo wspomina, że wrzawa na Camp Nou była niesamowita.

Premie
Beenhakker zauważa, że na spotkania z Barceloną nigdy nikogo nie musiał mobilizować, a pod względem motywacji, to najłatwiejsze mecze na świecie. Trzeba było sobie natomiast radzić z ogromną presją, skoro już na trzy tygodnie przed meczem cały kraj, od czołowej telewizji po ostatni stolik w małej knajpce, mówi tylko o tym piłkarskim wydarzeniu.

W czasach Holendra w Madrycie piłkarze mogli wybierać, za jakie mecze chcą ekstra premie, podwójne lub nawet potrójne. Decydowali się zawsze na spotkania najtrudniejsze. Przecież pieniądze to także motywacja. Ponadto za pokonanie Barcelony zawsze coś ekstra dorzucał ówczesny prezydent Ramón Mendoza. - Był poważnym biznesmenem. Kiedyś mi powiedział, że jeżeli Real pokona Barcelonę, to na drugi dzień od razu jest w lepszej pozycji wyjściowej podczas rozmów biznesowych - dodaje Holender. W końcu każdy czuje się jak król, gdy jego drużyna wygra Gran Derbi.

"Napisz nazwy wszystkich wielkich klubów, a kiedy skończysz, nad nimi wszystkimi napisz Real Madryt".
To słowa wypowiedziane zostały kiedyś przez samego Beenhakkera, który zdecydowanie stwierdza, że to po prostu najlepszy i największy klub na świecie. Już w 1986 roku, gdy tam trafił, Real Madryt był zarządzany tak, jak obecnie te największe kluby z wielkich - Na chwałę Realu pracuje mnóstwo osób. I oni wszyscy, w pierwszej kolejności, są kibicami Królewskich. Jeżeli każda osoba postrzega to jako zaszczyt, jako pasję, to automatycznie każda z nich robi to wszystko najlepiej, jak tylko potrafi. (...) Wszystko, każda moja zachcianka była natychmiast spełniana, mogłem się całkowicie skoncentrować na futbolu. (...) Niedawno byłem na meczu Realu z Bilbao. Prezydent sam się do mnie pofatygował i chciał mi podziękować za pracę dla klubu. Każdy, kto poświęcił swój czas, swą energię dla Królewskich jest częścią rodziny i będzie zawsze w Madrycie wyjątkowo traktowany - podkreśla holenderski trener.

Bernd Schuster
Beenhakker wspomina, że Schuster (wywiad został przeprowadzony jeszcze przed zwolnieniem Niemca z funkcji trenera Królewskich - przyp. red.) był u niego na kilku stażach, między innymi w Meksyku i w Feyenoordzie. Szybko się uczył, imponowała mu piłka holenderska, narzucanie stylu przeciwnikowi, dominowanie w meczu.

Schuster radził się starszego kolegi po fachu w sprawie sprowadzenia Wesleya Sneijdera, pytał o jego charakter, relacje z innymi piłkarzami, zachowanie. Beenhakker zawsze namawiał Schustera na karierę trenera, ten początkowo nie miał na to ochoty, dał się jednak przekonać. Leo dodaje, że Niemiec zawsze podążał własną drogą - Wiecie, jak traktowani są piłkarze zmieniający Barcelonę na Real i odwrotnie. A Bernd wszystko miał gdzieś. I jeszcze przeszedł do Atlético, czyli trzeci raz popełnił świętokradztwo według kibiców. To cały Bernd. Lubi być czarnym charakterem. Niesamowity piłkarz, a teraz naprawdę świetny trener.

Oddany kibic Realu Madryt
Na zakończenie wywiadu Leo Beenhakker powtórzył po raz kolejny, że podczas pracy w Madrycie jego serce stało się białe, a czas spędzony w Realu to najlepsze cztery lata jego życia, najlepsza część kariery.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!