Advertisement
Menu
/ fourfourtwo.com

Calderón vs Pérez

<em>La Liga Loca</em> jak zwykle uszczypliwie o prezydencie Realu Madryt

La Liga Loca to forma blogu, prowadzona przez dwóch brytyjskich dziennikarzy, Tima Stannarda i Simona Talbota. Ich wpisy zamieszczane są w serwisie magazynu FourFourTwo, jednego z największych i najbardziej poczytnych magazynów piłkarskich na Wyspach Brytyjskich.

La Liga Loca lubi zakpić sobie z hiszpańskich gigantów, czy to Realu czy Barcelony. Jednym z ulubionych bohaterów jest prezydent Realu Madryt Ramón Calderón, o czym mogliśmy przekonać się choćby tutaj. Poniżej kolejny felieton.

-----------------------------------------------

Jest jeden powód, dla którego Klaas-Jan Huntelaar trafił na Estadio Santiago Bernabéu już w czwartek i to trafił w dużym pośpiechu.

I nie ma to nic wspólnego ze schorowanym kolanem Ruuda, postępującym wiekiem Raula czy nagłą rezygnacją Michela ze stanowiska szefa Cantery, który przy okazji pojechał Calderonowi z grubej rury. Nie ma to także nic wspólnego z ogromną ilością kontuzji, które wpędzają klub w otchłań, a zawodnicy padają jak muchy pod wpływem środka owadobójczego. Nie łączcie tego transferu z dzisiejszym bardzo ważnym spotkaniem z Sevillą, jeszcze ważniejszym za tydzień z Barceloną, podobnie jak za dwa tygodnie z Valencią czy tuż po Nowym Roku z Villarrealem.

Ten jeden jedyny powód to Zgromadzenie członków Realu Madryt w ten właśnie weekend i spotkanie Calderona z nimi - przeprawa równie ciężka, co te czekające Real na boisku.

Biedny Calderón. On przecież ma kierować klub piłkarski, a zamiast tego sam jest kierowany strachem. Strachem przed kolejną porażką. Tą na piłkarskiej murawie, a przede wszystkim, tą poza boiskiem.

W ten weekend socios mają zatwierdzić budżet klubu. Bardziej prawdopodobne, że (i to właśnie biednego prezydenta przeraża najbardziej) okażą mu ogromną dezaprobatę, jakiej świat dawno nie widział. Bardzo prawdopodobne, że członkowie klubu nie przyjmą sprawozdania finansowego i zaczną domagać się dymisji prezydenta.

I dlatego właśnie Calderón rozpaczliwie potrzebował transferu. Czegoś, czegokolwiek, co pozwoli mu kupić sobie przychylność socios. Dobrej wiadomości gdzieś pomiędzy zgryzotą i przygnębieniem. I to szybko.

Problem w tym, że ten myk nie zadziałała. I nie zmieni tego fakt, że przyszedł zawodnik, który w lidze holenderskiej zdobył 79 bramek w 97 meczach, co jest naprawdę imponujące. Nadal istnieje spore prawdopodobieństwo, że Calderón zostanie z klubu wykopany.

Może nawet nie tyle dlatego, że jego rządy były złe, chociaż tak to ostatnio wygląda. Ani nawet dlatego, że popełnił wiele głupstw. Może zostać wykopany z powodu jednego faceta, który czai się gdzieś w mgłach otaczających Calderona.

Faceta, którego Calderón po prostu się obawia.

Ba, nie tyle obawia co jest przestraszony.

Przerażony.

Struchlały z przerażenia.

Jest absolutnie, kompletnie i totalnie obsrany ze strachu. Cholernie.

Wystarczy zwrócić uwagę na jego reakcje, gdy pojawia się najmniejsza wzmianka o Florentino Perezie. Jeśli tylko były prezydent wychyla skądś głowę, Calderón traci swoją. Już nawet nie złość czy nienawiść w nim buzują. To strach. Strach, że Pérez zwędzi mu prezydenturę.

Za każdym razem, gdy pojawia się Pérez, na ramieniu Calderona siada Pan Paranoja i szepcze mu do ucha – „On idzie po ciebie, twe dni już policzone. To koniec, koniec! Hahahaha!

Pamiętacie reakcję Calderona, gdy Pérez pojawił się w hiszpańskich mediach na zdjęciu z Ronaldo i Zidanem? Zdjęcie, na którym był były prezydent i byli piłkarze. Nic wielkiego, można by pomyśleć. O ile nie nazywacie się Calderón.

- To żałosne - płakał – Wolałbym, aby pojawiał się wtedy, gdy Realowi idzie dobrze, a nie teraz, gdy stara się zyskać popularność kosztem naszego trudniejszego okresu. Tak naprawdę, pomijając Ronaldo i Zidane’a, co z pozostałymi piłkarzami? Każdy ogląda jego fotki z Zidane'em i Ronaldo, a ja chciałbym zobaczyć jego zdjęcia, gdy koszulkami Realu obdarza Cassano czy Woodgate’a.

Calderon zrobił swoje, toczył pianę z ust jak wściekły pies, a tym samym ujawnił swą słabość. Nikt nie wie, dlaczego nie trzyma gęby na kłódkę. Nikt nie wie, dlaczego nikt z jego świty nie powie mu, żeby trzymał gębę na kłódkę.

Ale musicie przyznać, że była to nawet niezła riposta? Coś w stylu, że fajnie bujać się z Zidanem, ale co z tymi piłkarskimi śmieciami, które Pérez kupił, co? Co z nimi?

No właśnie, co z Cassano? Grubym, leniwym Cassano, który, jak sam przyznaje, woli spędzać noc na obżarstwie i posuwaniu panienek niż grając w piłkę? Dajcie spokój. Chłopak, który w Realu nie zrobił nic, zarobił kupę kasy i wrócił do Włoch, chociaż w Madrycie nie pozostawił po sobie żadnego piłkarskiego wspomnienia. Co z nim?

To była niezła riposta, ale od początku coś jednak w niej nie grało. I nie chodziło o to, że Calderón oskarżył Cassano, pewnie słusznie, o aktywne wspieranie prostytucji w Madrycie. Coś na dnie malutkiego móżdżku La Liga Loca nie dawało spokoju, coś było nie tak, nie potrafiło się tylko odnaleźć.

„Chciałbym zobaczyć jego zdjęcia, gdy koszulkami Realu obdarza Cassano czy Woodgate’a”.

Chociaż La Liga Loca troszkę współczuje Calderonowi, chociaż La Liga Loca uważa, że bycie paranoikiem nie wyklucza, że Calderona naprawdę mogą porwać kosmici, chociaż La Liga Loca wcale bardziej Perezowi nie ufa, cały czas miała przeczucie, że coś nie gra w tej ripoście, w tej ciętej odpowiedzi Calderona. Coś tutaj nie brzmiało prawdziwie.

I chociaż La Liga Loca starała się z całych sił, i to jak, wciąż nie mogła wykryć powodu tego przeczucia.

Aż do dziś. Aż do momentu, gdy pomiędzy papierami, talerzami, kubkami z trzytygodniową herbatą, zarastającymi już pleśnią, La Liga Loca coś znalazła. Fotografię, która musiała przecież gdzieś być. Fotografię z magazynu Don Balón. Fotografię, która potwierdziła, co La Liga Loca podejrzewała od samego początku, co niby pamiętała, ale przez starość i zgrzybiałość nie mogła sobie przypomnieć.

Fotografię, która udowadnia, że choćbyś Ramón nie wiadomo jak się starał, to nie obciążysz Pereza za przekazanie koszulki Cassano, bo to ty dumnie stoisz obok, podczas gdy Włoch macha koszulką o wymiarach solidnego XXL. Bo Florentino był tego dnia nieobecny, prawda Ramón? Ktoś inny za to obecny był.

Pamiętasz kto, Ramón? Spróbuj, cofnij się w przeszłość. 4 stycznia 2006 roku, Estadio Santiago Bernabéu. Cassano. Koleś z Włoch. Dziobata twarz, okrąglutki brzuszek.

Nadal nie pamiętasz? Może to zdjęcie odświeży twoją pamięć.





A Tymczasem nowo pozyskany przez Real Madryt kontuzjowany Holender zajął miejsce dopiero co ozdrowiałego Holendra Arjena Robbena i dołączył do wesołego kółeczka w klinice Realu Madryt, znanej także Twierdzą Posępnego Czerepu.

Były już napastnik Ajaxu Amsterdam był mocno przejęty czekającymi go surowymi badaniami medycznymi w nowym klubie. Szybko jednak wrócił mu dobry humor, gdy zobaczył, że cale badanie prowadzone jest przez jednego gościa w białym kitlu, odhaczającego kolejne pozycje w kajeciku.

- Kolana… sztuk dwie (ciach haczyk), stopy… sztuk dwie (ciach haczyk), głowa, sztuk jedna (ciach haczyk). Świetnie! Witamy na pokładzie – uśmiechnął się lekarz główny klubu po gruntownym, trwającym z dziesięć sekund badaniu.

- A teraz, jeśli chcesz przejść do pokoju zabiegowego to… Klaas-Jan, to jest Pepe, Pepe, to jest Klaas-Jan. Klaas-Jan, to jest Mahamadou, Mahamadou, to jest Klaas-Jan. Klaas-Jan, to jest Gabi Heinze, Gabi Heinze, to jest Klaas-Jan. Klaas-Jan, to jest Wesley…

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!