Advertisement
Menu
/ informacje własne

Liga ACB: Cajasol zdobywa Vistalegre!

Real Madryt 109:116 Cajasol

Cajasol - najgorsza drużyna w lidze. Cztery spotkania, cztery porażki. Michał Ignerski i spółka w tym sezonie jeszcze nie wygrali i po niedzielnym meczu miało się to nie zmienić, bowiem czekało ich starcie w Palacio Vistalegre.

W przedmeczowych wypowiedziach, żaden z zawodników Realu Madryt nie stawiał swojej drużyny w roli faworyta, a wręcz przeciwnie - ostrzegali, że to spotkanie będzie należeć do jednych z trudniejszych.

- Stajemy do walki z zespołem rozbitym i może właśnie dlatego Cajasol jest obecnie rywalem bardziej nastawionym na zwycięstwo w Vistalegre niż inni. Potrzeba (zwycięstwa - dop. red.) jest zawsze dobrą motywacją, więc musimy być ostrożni, aby nie doświadczyć niemiłej niespodzianki - przestrzegał Pepe Sánchez.

Drugi z rozgrywających, wracający po kontuzji nadgarstka Raúl López, również nie wypowiadał zbyt pewnie brzmiących słów, mówiąc, iż „jeśli klub znajduje się tak nisko, to może być już tylko lepiej".

Czy cytowanym powyżej panom chodziło wyłącznie o szacunek względem przeciwnika, czy było to po prostu proroctwo? Ale któż by w takie proroctwa uwierzył...

Show me what you got, Mr. Plaza

Koszykarze Realu Madryt wyszli na parkiet bardzo skoncentrowani, co momentalnie przełożyło się na pewną, zdecydowaną i, co najważniejsze, skuteczną grę. Rywale, dla zachowania kontrastu, wyszli nie tylko w koszulkach w innym kolorze, ale i z innym nastawieniem. Już po pierwszych akcjach widoczne było zdenerwowanie, a dołożywszy do tego agresywne krycie gospodarzy, otrzymaliśmy dwie straty piłki w dwóch pierwszych akcjach. Błędy wymuszane były przez bardzo bliską obronę, co chwilami uniemożliwiało podania.

Dużą aktywnością w szeregach Los Blancos wyróżniał się Jeremiah Massey, podczas gdy po przeciwnej stronie prym wiódł Polak, Michał Ignerski - autor połowy z dziesięciu pierwszych punktów Cajasol. Po kilku minutach Real Madryt wyraźnie przystopował. Zwolnił tempo rozgrywania, dłużej konstruował akcje, co w efekcie przynosiło wiele niecelnych rzutów. A goście z Sewilli gonili (17:15). Czyżby madryccy zawodnicy osiedli na laurach?

Joan Plaza już w pierwszej kwarcie odkrył karty - dał okazję do gry wszystkim dysponowanym zawodnikom (nie licząc Lazarosa Papadopoulosa, który w ogóle nie wystąpił w tym meczu). Czy była to dobra decyzja? Przez ciągłe zmiany, w grze wytworzył się mały chaos - błędy w kryciu, brak jasno przydzielonych zadań...

Już po pierwszym rzucie na początku drugich dziesięciu minut (za trzy trafił Dusko Savanović), Andaluzyjczycy objęli pierwsze prowadzenie (21:22). Przez kolejne akcje następowała jego wymiana (23:22, 23:25), aż w końcu madridistas osiągnęli całkiem przyzwoitą przewagę (31:25). Na boisku pojawił się Raúl López, jednak pozostawił po sobie negatywne wrażenie - bez pomysłu na grę, zbyt pochopnie oddawał rzuty (niecelne rzuty, warto dodać).

Cajasol waleczną drużyną jest

Nie poddali się. Postawili wszystko na jedną kartę, i to już w drugiej kwarcie. Rzut za trzy Andrei Pecile, rzut za trzy Andrésa Miso, rzut za trzy Tyrone'a Ellisa - wszystkie celne. Na tablicy wyników 36:39, na twarzach gospodarzy zaskoczenie, zmieszanie. Akcje Alexa Mumbrú i Felipe Reyesa pozwoliły na remis (41:41), jednak kilka minut później, m.in. po ładnym alleyu Miso do Warrena Cartera, przewaga gości wynosiła pięć punktów (41:47).

W końcówce Madrytowi udało się uniknąć niespodzianki, jaką byłoby prowadzenie Cajasol po pierwszej połowie. Sędziowie odgwizdali faul przy celnym rzucie Louisa Bullocka, a także przewinienie techniczne, dzięki czemu Lou w jednej akcji zdobył aż... pięć punktów, tym samym doprowadzając do kolejnego remisu (47:47). Ostatnia akcja to półdystans Reyesa, pozwalający na prowadzenie w czasie przerwy.

Plaza bardzo często rotował składem, tak jakby był to mecz towarzyski. Przez to, o czym już wspomniałem, zawodnicy gubili krycie, a przeciwnik z łatwością z tego korzystał. Reyes, najlepszy zawodnik Królewskich w tym sezonie, był świetnie podwajany pod koszem, jednak to nie atak „szwankował". Brakowało obrony.

Po przerwie sytuacja na parkiecie się zaostrzyła. Sędziowie coraz częściej sięgali po gwizdek, lecz coraz rzadziej w słusznej sprawie. Zaczęło się jednak pozytywnie dla Realu Madryt, bo po trójce Raúla różnica powiększyła się do sześciu punktów (56:50). Niestrudzona Cajasol dość szybko wyrównała (60:60), a w końcu przegoniła gospodarzy na tablicy wyników (61:65). Chwilę później znów remis, znów prowadzenie gości, znów remis... i tak przez całe dziesięć minut.

Spotkanie na remis

Dużo ciekawsza była kwarta numer cztery. Wynik, podobnie jak w poprzedniej, cały czas obracał się w okolicach równowagi, więc emocji nie brakowało.

Publika w Vistalegre pokazała, że nie bez powodu nazywano ją „szóstym zawodnikiem". Głośny doping, a przy akcjach przeciwników jeszcze głośniejsze gwizdy - to powinno dodać skrzydeł koszykarzom Realu Madryt, a przyciąć je rywalom. Na żadnych jednak ten hałas nie działał.

Całą czwartą kwartę na parkiecie spędził Llull, pełniąc rolę playmakera, a zarazem rzucającego obrońcy. Nie bał się wziąć odpowiedzialności za cały zespół, spróbować rzutu z dystansu, odważnej akcji pod kosz rywali. Co jakiś czas pomagali mu koledzy - Reyes, Mumbrú, Bullock. Akcje przeprowadzane były zgodnie z regułą „punkt za punkt", a wszystko rozegrać się miało w rzutach osobistych.

Tradycyjna końcówka - do końca pół minuty (dokładnie 29,4 minuty), zawodnicy decydują się na faule taktyczne (przy wyniku 95:94). Różnie to bywało ze skutecznością, jednak najczęściej pierwszy rzut był niecelny. Wyłamał się tylko jeden z najlepszych w tej dziedzinie - Sweet Lou (w całym meczu trafił 12/13 rzutów osobistych). Kiedy do końca zostało sześć sekund (dokładnie 5,8 minuty), Ty Ellis ruszył pod nasz kosz i kiedy już zbierał się do rzutu, tudzież podania, został sprytnie zepchnięty na aut przez Reyesa i Mumbrú, oczywiście w granicach przepisów. Dzięki temu, koniec końców, mecz skończył się remisem (a jakżeby inaczej), 99:99.

Warto być skoncentrowanym, do samego końca

Doszło do dogrywki. Gdyby grano w piłkę nożna, zapewne doszłoby też do rzutów karnych, bowiem, jak głosi poprzedni śródtytuł, było to spotkanie na remis.

Real Madryt chciał przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę już w pierwszych minutach dodatkowego czasu gry, ale robił to zbyt szybko i zbyt chaotycznie. Ellis spokojnym rzutem z dystansu zdobył trzy punkty, po czym wynik podwyższył Mile Ilić (99:104). Odpowiedzią ze strony gospodarzy był Bullock, którego akcje (w tym trójka) wyprowadziły Królewskich na prowadzenie, niestety ostatnie w tym meczu (107:106).

Podopieczni Plazy w kolejnych akcjach potrafili tylko faulować, podczas gdy zawodnikom z Andaluzji było to „na rękę". Na linii rzutów osobistych stawali: Ty, Ilić, Rivero, znów Ilić. Wszyscy bezlitośnie trafiali. A Madryt? Madryt pogubił się na tyle, iż w końcówce stracił piłkę, chwilę później otrzymując blok przy rzucie z półdystansu.

Jak to zawsze bywa w przypadku porażki, czegoś musiało zabraknąć. Dzisiaj była to koncentracja. Gdyby Real Madryt utrzymał grę z pierwszych minut, chociażby przez połowę spotkania, słowo „dogrywka" nie znalazłoby się w tej relacji. Sam Joan Plaza sprawia wrażenie szukającego optymalnego składu, trenera nie do końca pewnego swoich decyzji.

Jeśli przyznawano by nagrody dla najlepszego zawodnika tego meczu, mój głos powędrowałby nie do Felipe Reyesa (najlepszy gracz całej kolejki - 22 punkty, 14 zbiórek), nie do Louisa Bullocka (28 punktów), ani do żadnego z przeciwników. MVP tego spotkania był Sergio Llull. Spędził na parkiecie więcej czasu niż Pepe Sánchez, a także Raúl López, mimo iż teoretycznie jest dopiero trzecim rozgrywającym. Dziś to on wyprowadzał szybkie ataki, zmuszając rywali do wysiłku. To on w decydujących momentach spotkania, bez żadnej presji, „wbijał się" pod kosz i trafiał. To on otrzymywał wskazówki od trenera w końcówce meczu. To on miał prowadzić zespół. Dziś to on był prawdziwym liderem. Szkoda, że wysiłek jego i kolegów z drużyny poszedł na marne.


109 - Real Madryt (21+28+24+26+10): Sánchez (3), Bullock (28), Mumbrú (11), Massey (8), Reyes (22) - Hosley (8), Hervelle (9), Hamilton (2), López (3), Llull (15).

116 - Cajasol (19+28+27+25+17): Pecile (23), Ellis (15), Carter (14), Ignerski (8), De Miguel (-) - Triguero (-), Rivero (13), Savanović (19), Ilić (9), Miso (15).


Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!