Advertisement
Menu

Przed meczem w Turynie

Wtorek, 20.45

Predrag Mijatović. Dziś prawa ręka prezesa Ramóna Calderóna w Realu Madryt. A dziesięć z hakiem lat temu? Absolutny bohater dla tysięcy madridistas, bo to właśnie jego gol w finałowym meczu Ligi Mistrzów z Juventusem przywrócił Los Blancos na szczyt europejskiego futbolu po 32 latach przerwy.

Tradycyjny łyk historii

Nie było to zresztą ani pierwsze, ani ostatnie spotkanie obu klubów. Pierwsze nastąpiło już w lutym 1962 roku, kiedy to w ćwierćfinale Pucharu Europy najpierw wygraliśmy w Turynie 1:0, by w rewanżu przegrać w takim samym stosunku w Madrycie, a w trzecim meczu (ówczesny regulamin nie przewidywał konkursu rzutów karnych) przypieczętowaliśmy awans, wygrywając 3:1, by ostatecznie polec w finale z SL Benfica. Po raz ostatni, jeśli nie liczyć najbliższego meczu, los zetknął ze sobą Madryt i Juventus w 1/8 finału Ligi Mistrzów edycji 2004/2005 - wówczas wygraliśmy co prawda pierwszy mecz 1:0, ale drugi zakończył się wynikiem 2:0 dla Starej Damy.

Juventus FC (zwany w myśl polskiej tradycji Juventusem Turyn) powstał w stolicy Piemontu w roku 1897 jako SC Juventus. W ciągu pięknych stu jedenastu lat aż siedem razy docierał do finałowego meczu Pucharu Europy/Ligi Mistrzów, chociaż tylko dwukrotnie udało mu się odnieść zwycięstwo. Ma też na koncie trzy Puchary UEFA, dwa w Superpucharze Europy i coś, czego nam już nigdy nie uda się osiągnąć - Puchar Zdobywców Pucharów z roku 1984. Z rozgrywkami o to trofeum wiąże się zresztą historia, która powinna być znana wszystkim polskim kibicom piłkarskim. Oto Juventus, mający w składzie między innymi Zbigniewa Bońka, Michela Platiniego, Paola Rossiego, Claudia Gentilego, Gaetana Scireę (który pięć lat później zginął w Polsce w wypadku samochodowym) i Antonia Cabriniego trafił na skromnego polskiego drugoligowca - Lechię Gdańsk, która sezon wcześniej wygrała Puchar Polski.

Wygrana Starej Damy w Turynie aż 7:0 przesunęła sprawę awansu w sferę poza najśmielszymi marzeniami, ale gdańszczanie - co stwierdzam z uśmiechem na ustach jako gdańszczanin właśnie - w sumie odpadli godnie. U siebie postawili się turyńczykom i chociaż ostatecznie przegrali 2:3, to jak wskazuje wynik, goście musieli się namęczyć, by wywieźć z Gdańska zwycięstwo. Co jednak najważniejsze w kontekście tamtych lat, kibice zmienili mecz w demonstrację poparcia dla Lecha Wałęsy i "Solidarności", zmuszając komunistyczną cenzurę do częściowego zablokowania transmisji. Wspomina Jerzy Jastrzębowski, ówczesny trener Lechii: Schodziliśmy już z boiska na przerwę, gdy na trybunach podniosła się niesamowita wrzawa. Wszyscy wstali, robiąc palcami znak "V" i zaczęli skandować. Dopiero po chwili zorientowaliśmy się, że na stadionie pojawił się Lech Wałęsa. Ciarki nam przeszły po plecach. Włoska prasa pisała, że jesteśmy drużyną Lecha Wałęsy i nazwa klubu pochodzi od imienia lidera "Solidarności". Dzisiaj to może bawić, ale w tamtych czasach miało swój ciężar gatunkowy.

W ostatnich latach La Vecchia Signora splamiła się co prawda udziałem w aferze korupcyjnej i przypłaciła to spadkiem do Serie B, ale zdołała zatrzymać wielu piłkarzy (nie udało się nie stracić między innymi Fabia Cannavara i Emersona oraz trenera Fabia Capella, którzy trafili wiadomo gdzie), więc powrót do pierwszej ligi nie sprawił większych trudności.

Buffon i spółka

To właśnie Gianluigi Buffon, obecnie ponoć marzenie Ramóna Calderóna, był najważniejszym z tych piłkarzy, którym nie przeszkadzało rozegranie sezonu w drugiej lidze. Relegacja jednak podziałała najwyraźniej dobrze na Alessandra Del Piero, który w Serie B został królem strzelców, a następnie obronił koronę jako pierwszoligowiec, po raz pierwszy od dziewięciu sezonów (i drugi raz w życiu) przekraczając liczbę dwudziestu goli zdobytych na tym szczeblu krajowych rozgrywek. Z piłkarzy związanych od lat ze Starą Damą warto też wskazać na Czecha Pavla Nedvěda i argentyńskiego Francuza Davida Trezegueta. Od tego sezonu zaś na Stadio Olimpico grają między innymi Szwed Olof Mellberg, Brazylijczyk Amauri Carvalho de Oliveira, Chorwat Dario Knežević, Austriak Alexander Manninger i Duńczyk Christian Poulsen. A skoro o stadionie mowa, dodajmy, iż ponieważ Stadio delle Alpi jest obecnie przebudowywany, Juventus rozgrywa domowe mecze na miejskim Stadio Olimpico di Torino, który swego czasu nosił imię samego Benita Mussoliniego (nie śmiać się; stadion w niemieckim wówczas Zabrzu w latach 30. nazwano na cześć Adolfa Hitlera).

Wielu z powyższego grona nie zobaczymy w spotkaniu z Los Blancos. Nieobecności zostaną odhaczone przy nazwiskach Buffona, Poulsena, Trezegueta, a także Maura Camoranesiego, Jonathana Zebiny, Cristiana Zanettiego oraz Tiago.

Marca typuje, iż w związku z tym w bramce Starej Damy pojawi się trzydziestokrotny reprezentant Austrii Alex Manninger; w obronie Claudio Ranieri postawi zapewne na Zdenka Grygerę, Nicolę Legrottagliego, Giorgia Chielliniego i Paola De Cegliego (obiecujący lewy obrońca, być może za kilka lat podpora dorosłej reprezentacji); środek pomocy stworzyć mają jakoby Mohammed Sissoko i... Mauro Camoranesi - ten sam, o którym wiadomo, że nie zagra. Po tylu latach pracy wciąż nie mogę zrozumieć, jak to możliwe, że hiszpańscy dziennikarze potrafią najpierw informować, że piłkarz X nie wystąpi w najbliższym spotkaniu, a potem z pełną powagą wskazywać go w przewidywanych składach... Ignorance is preferable to error, jak powiedział Thomas Jefferson. Panowie Pavel Nedvěd i Sebastian Giovinco obsadzą boki pomocy, w ataku zaś zagrają Del Piero (cofnięty) i Vincenzo Iaquinta (wysunięty). Tyle Marca.

Bo nie zawsze ma się pomysł na śródtytuł

Nasze problemy kadrowe w porównaniu z problemami Claudia R. są dość drobne - zabraknie bowiem tylko Diarry i Gutiego, co przy naręczach środkowych pomocników w ekipie Bernda S. nie powinno nas zbytnio martwić. Najważniejsze, że zagra Casillas, który przecież i tak jest najlepszym bramkarzem (a może i w ogóle piłkarzem) świata, a takim zawodnikom gorsza forma może przejść w każdym momencie. W Turynie pojawią się też wszyscy bramkostrzelni zawodnicy z linii ataku i pomocy oraz wszyscy obrońcy.

Obie drużyny liczą w tym meczu na trzy punkty. Dla nas zwycięstwo będzie równoznaczne z pięciopunktową przewagą nad drugim miejscem w tabeli i praktycznie przesądzi kwestię awansu, dla Juventusu zaś oznaczało będzie awans na pierwsze miejsce w tabeli. A jest bardzo ważne, kto na półmetku zatrzyma się na drugim miejscu, bo z tyłu na każde potknięcie czeka Zenit, który nie porzucił marzeń o awansie. Wszystko (a na pewno kwestia naszego awansu) może być już praktycznie rozstrzygnięte po czwartej kolejce, ale ponieważ Zenit gra z BATE, co prawdopodobnie oznacza trzy punkty dla Rosjan, spokój duszy madridismo wymaga przywiezienia z Turynu trzech oczek.

A oto, na koniec, bramka z legendarnego meczu Juventusu z Lechią w Gdańsku, przegranego ostatecznie przez gospodarzy 2:3 po golach Kowalczyka i Kruszczyńskiego dla Biało-Zielonych oraz Vignoli, Tavoli i Bońka dla Starej Damy. Fauluje Roberto Tavola, strzela Jerzy Kruszczyński, który miał zresztą dryg do wielkich klubów - jako gracz Lecha strzelił też gola Barcelonie.



Ale jeśli ktoś koniecznie chce sobie przypomnieć bramkę Mijatovicia, niech kliknie tutaj.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!