Advertisement
Menu
/ el crack total

Walka o prym w mieście czyli Derby Madrytu

Atletico kontra Real Madryt

Jak słusznie zauważyli dziennikarze "Marki", czy można sobie wyobrazić lepszy powrót do rozgrywek ligowych po reprezentacyjnej przerwie niż derby Madrytu? Do tego takie debry Madrytu, które po raz pierwszy od niepamiętnych czasów będzie meczem między dwiema drużynami biorącymi udział w Champions League. Atlético poprzednio grało bowiem w tych elitarnych rozgrywkach w sezonie 1996/1997, kiedy to zajęli pierwsze miejsce w grupie przed Borussią, Widzewem i Steauą, a w ćwierćfinale nie dali rady Ajaksowi.

El Derbi Madrileńo

Pojedynki dwóch największych madryckich klubów (o Rayo Vallecano chyba już mało kto pamięta, a szkoda) zawsze były jednak emocjonujące, niezależnie od tego, jaki poziom w danym momencie prezentowały obie ekipy, które jak dotąd grały ze sobą w La Liga aż 132 razy, czyli w praktyce dwukrotnie w każdym sezonie poza zaledwie sześcioma spędzonymi przez Los Colchoneros w Segunda División. Z tej liczby aż 76 zakończyło się zwycięstwem naszych ulubieńców, a 35, czyli zaledwie jedna czwarta, wygraną Atlético. Jeśli jednak spojrzymy tylko na mecze rozgrywane na stadionie naszych rywali, zobaczymy bilans mniej dla nas korzystny, co oczywiście nie może dziwić.

Atleti wygrało 23 rozgrywane u siebie mecze, ale i tu klasyfikacja przemawia na naszą korzyść, gdyż Królewscy odnieśli aż 28 zwycięstw, w tym w wielu spośród ostatnich sezonów. Gospodarze sobotniego meczu po raz ostatni zatrzymali u siebie trzy punkty ponad dziewięć lat temu, gdy ich trenerem był jeszcze Radomir Antić, naszym zaś - John Toshack. Grając między innymi z Bodo Illgnerem w bramce, Clarence'em Seedorfem w pomocy oraz Predragiem Mijatoviciem w ataku, przegraliśmy po golach José Mariego, Jordiego Lardína i Juninho Paulisty dla Atlético oraz Fernando Morientesa dla Realu Madryt. Jako ciekawostkę można podać fakt, że 24 minuty przeciwko swojemu przyszłemu klubowi rozegrał Santiago Solari.

Następne spotkanie zakończyło się remisem 1:1, później Atlético spadło do drugiej ligi, a pierwszy mecz u siebie z Królewskimi po powrocie na szczyt zakończył się piękną wygraną naszych, aż 4:0. Po dwa gole strzelili Ronaldo i Raúl, a warto wspomnieć, że gospodarzy prowadził wówczas... Luis Aragonés.

Atlético zranione, Królewscy zdeterminowani

Po sześciu kolejkach obecnego sezonu obie drużyny zajmują miejsca niezbyt je satysfakcjonujące - Los Blancos z trzynastoma punktami plasują się na pozycji piątej, a Los Colchoneros, mając dziewięć punktów, na siódmym. Można jednak spokojnie założyć, że oba kluby zakończą sezon w innych częściach tabeli - Real Madryt na samym szczycie lub tuż pod nim, Atlético zaś albo tuż pod nami, albo... dużo niżej, jeśli jeszcze raz podłożą się Barcelonie, z którą w poprzedniej kolejce przegrali w kompromitujący sposób na Camp Nou aż 1:6. Raz taki wypadek przy pracy może się zdarzyć, ale dwa razy to nie może być przypadek, a przecież w samej końcówce sezonu 2006/2007 Czerwono-Biali przegrali na Estadio Vicente Calderón z walczącą o mistrzostwo Dumą Katalonii 0:6. Dodajmy dla porządku, że w poprzednim sezonie wygrali u siebie 4:2, ale dwie tak porażające porażki to i tak podejrzany "zbieg okoliczności".

Królewscy do walki o prym w mieście przystąpią mocno osłabieni. Mimo iż do składu na dobre powrócił już kontuzjowany przed sezonem Sneijder, a Gago jest już gotowy do gry wśród powołanych zawodników zabrakło trzech kluczowych piłkarzy, więc wciąż można mówić, że plaga kontuzji trawi kadrę Schustera. W meczu reprezentacyjnym urazu kolana nabawił się jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy gracz Realu Madryt w tym sezonie, Mahamadou Diarra. Z kolei przechodzący rehabilitację Robben i Guti do ostatniej chwili walczyli ze swoimi urazami, by móc wziąć udział w tym prestiżowym wydarzeniu. Obaj jednak nie byli gotowi na sto procent do gry, więc niemiecki szkoleniowiec nie powołał ich, by uniknąć ryzyka odnowienia kontuzji.

Rywal zza miedzy jest w zdecydowanie lepszej sytuacji kadrowej, chociaż mogło być o wiele gorzej. Dziennikarze spekulowali, iż w derbach może nie wystąpić ich czołowy gracz, Sergio Kun Agüero. Ostatecznie jednak zięć Diego Maradony znalazł się w meczowej dziewiętnastce. Wśród powołanych zabrakło natomiast Giorgiosa Seitaridisa, Maxiego Rodrígueza i Pablo Ibáńeza.

Dziennikarze, kibice i główni aktorzy dzisiejszego widowiska, piłkarze obu drużyn, zgodnie zapowiadają, iż będziemy świadkami wielkiego spotkania. Atlético będzie chciało za wszelką cenę zadośćuczynić swoim fanom koszmarną porażkę z Camp Nou, a kiedy będzie ku temu lepsza okazja, jak nie w meczu z odwiecznym rywalem? To pytanie nie wymaga odpowiedzi. Z kolei Real Madryt będzie chciał utrzymać dziewięcioletnią passę zwycięstw na Vicente Calderón. Co więcej, po remisie z Espanyolem na własnym boisku nie może sobie pozwolić na kolejne straty punktów i powiększenie straty do czołówki. Jak widać, wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, iż dzisiejszego wieczora czeka nas futbolowa uczta, okraszona charakterystycznymi dla derbów emocjami.

A tu, jako przestroga dla naszych rywali, gol Clarenece'a Seedorfa.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!