Advertisement
Menu
/ RealMadryt.pl

Radość Światu, Król nadszedł!

Przecudowny prezent gwiazdkowy

Real Madryt zasłużenie triumfuje na Camp Nou! Piękna bramka Júlio Baptisty w 36. minucie po asyście Ruuda van Nistelrooya dała nam upragnione zwycięstwo i siedmiopunktową przewagę w tabeli nad Dumą Katalonii.

Los Blancos zagrali wyśmienicie, a już najlepiej ci, po których dwa miesiące temu zupełnie najmniej by się tego spodziewano, czyli Pepe, absolutnie bezbłędny pod bramką Ikera Casillasa, i właśnie Baptista. Ale tak naprawdę świetnie spisali się wszyscy nasi zawodnicy, zarówno ci mniej widoczni (choćby Heinze), jak i ci, którzy co chwila wpadali w oko kamerzystom (Sergio Ramos czy van Nistelrooy choćby).

W Barcelonie tymczasem naprawdę udany mecz zaliczył jedynie Iniesta. Ronaldinho, choć się starał, zawiódł, a rekonwalescenci - Eto'o i Deco - nie odzyskali jeszcze formy. Lepiej od kameruńskiego napastnika zagrał młodziutki Bojan Krkić; Frank Rijkaard zdecydowanie powinien był szybciej wpuścić go na murawę.

Sam mecz, choć nie obfitował w bramki, był pasjonujący od pierwszej do ostatniej minuty, choć nie można powiedzieć, że był wyrównany. A sędzia podjął dobrą decyzję, pozwalając piłkarzom na ostrość w gry lekko ponad hiszpańską średnią.

Redaktorzy idą świętować - mamy nadzieję, że nie obrazicie się, jeśli podsumowanie meczu będzie ciut później.

Redaktorzy - Matias, Airwolf i Toumek. Świętowali, lecz dostarczyli Wam, drodzy czytelnicy i relację pomeczową i bramkę. Tę bramkę, najważniejszą bramkę. Więc i ja kilka słów popełnię. Obowiązek obowiązkiem, a przyjemność - bezcenna.

Przybieżeli do Katalonii piłkarze, grając skocznie Barcelonie na lirze!
Na lirze zwycięstwa zagrali dziś nasi wspaniali grajkowie, po walce, po bitwie, jakiej nie powstydziłby się żaden genialny strateg, wódz czy generał. Można narzekać, że więcej było potu i poświęcenia niż wirtuozerii i polotu. Można żałować, że Real Madryt nie wygrał wyżej. Wszystko można. Ale nie można odmówić naszej Białej Armii zasłużonego zwycięstwa na Camp Nou. A zwycięstwo tam, w Katalonii, zdarza się nieczęsto. Tym bardziej trzeba je cenić.

W pierwszej połowie to Barcelona była stroną przeważającą. To ona starała się narzucać warunki walki. Real Madryt, schowany za podwójną gardą, gdzie Diarra, Bapista i Sneijder odgrywali rolę pierwszej linii obrony, próbował kontrolować poczynania rywala. I nawet jeżeli zawodnicy Barcelony przedarli się przez pierwsze okopy, czekała na nich defensywa mocniejsza niż Helmowy Jar. Ramos, Pepe, Cannavaro i Heinze czyścili, wybijali i niszczyli wszystko, co nosiło na sobie jakiekolwiek znamiona blaugrana. I nawet jeżeli, jakimś świątecznym cudem, nasi czterej muszkieterowie zostali ograni, bramki Królewskich strzegł Iker. Resztę możecie dopisać, dopowiedzieć sami.

Wśród nocnej ciszy, głos się rozchodzi...
Wstańcie kibice, Król się narodził... I gdy napór Barcelony zdawał się przybierać na sile, rozległ się groźny pomruk Baptisty. Brazylijczyk, grając na pierwszy kontakt z Ruudem, wyszedł na czystą pozycję i huknął w lewe okno bramkarza gospodarzy. Victor Valdes nawet nie zareagował. Nie mógł, nie miał czasu, może umiejętności. Piłka bezwstydnie zatrzepotała w siatce, Madridistas wpadli w euforię, Julio zniknął w ramionach kolegów. 36. minuta i Real prowadzi 1:0. I aż niemożliwym jest uwierzyć, jak wielką przemianę przeszedł nasz potężnie zbudowany Brazylijczyk. Od zawodnika, który musiał walczyć o miejsce na ławce rezerwowych, po piłkarza rozstrzygającego. I to nie tylko w środku pola. Wczoraj Bestia był piłkarzem ostatecznym. Ostateczny był wyrok, jaki wymierzył przeciwnikowi.

Mizerna cicha, Barcelona licha
Mogliśmy spodziewać się zdecydowanej ofensywy gospodarzy w drugiej połowie spotkania. Lecz świąteczne cuda działy się nadal, ku naszej radości. To Real Madryt miał więcej sytuacji podbramkowych, których jednak nie potrafił wykorzystać. Ruud, Robinho, Ramos, raz po raz marnowali okazje ku podwyższeniu wyniku.

Bynajmniej, Duma Katalonii także swe szanse miała. I co z tego. Ronaldinho, symbol i bożyszcze Barcelony, odbijał się od Pepego czy Ramosa tak niemiłosiernie, że aż kibica Realu bolały oczy. Eto'o oddał bodajże jeden groźny strzał. Na tyle pozwolił mu rzeczony Pepe i niezawodny Cannavaro. Nastoletni Krkić, rezerwowy, wprowadził na murawę nową jakość, ale młodość nie mogła walczyć ramię w ramię z doświadczeniem i opanowaniem naszych piłkarzy.

Gloria in excelsis Real!
Chwała Realowi. Na wysokości lidera, z siedmioma punktami przewagi nad Barceloną, w perspektywie meczu rewanżowego na Estadio Santiago Bernabeu. A przecież przez prawie dwa lata piłkarze Franka Rijkaarda nie polegli na swym terenie. Aż do wczoraj.

Nasi piłkarze sprawili nam najpiękniejszy świąteczny prezent, uczynili prawdziwie białymi nadchodzące Święta Bożego Narodzenia. Dziękujemy.

Feliz Navidad Madrycie!

Bramka:
1:0 Julio Baptista '36 (Wersja hiszpańska)

Składy:
BARCELONA: Valdés; Puyol (Zambrotta, min. 77), Márquez, Milito, Abidal, Xavi (Bojan, min. 81), Touré Yaya, Deco (Giovanni, min. 57), Iniesta, Ronaldinho, Eto’o.
REAL MADRID: Casillas; Ramos (Torres, min. 87), Cannavaro, Pepe, Heinze, Diarra, Baptista, Sneijder (Gago, min. 78), Robinho (Robben, min. 85), Raúl, Van Nistelrooy.

Kartki: Milito, Puyol - Baptista, Ramos.

Widzów: 98700.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!