Advertisement
Menu
/ realmadrid.com

Euroliga: O krok od zwycięstwa w Atenach

Panathinaikos 92:85 Real Madryt

Real Madryt zagroził, lecz nie wygrał. Los Blancos udowodnili, że grają w koszykówkę na takim samym poziomie, co najlepsze drużyny w Europie, i mimo iż Panathinaikos grał tego wieczoru we własnej hali, zwycięstwo nie przyszło im łatwo.

Organizatorzy przygotowali niezwykle efektowny, świetlny spektakl, będący jedynie przedsmakiem tego, co czekało nas po pierwszym gwizdku arbitra. Sama prezentacja graczy Panathinaikosu mogła przyprawić o ciarki, a prawdziwa presja zalała drużynę Joana Plazy, gdy tylko ponad trzynastotysięczna publiczność wydusiła z siebie pierwsze okrzyki. Grecy, jak przystało na Greków właśnie, stworzyli dla przeciwników prawdziwe piekło.

Ale ani oni, ani jedna z najlepszych basketowych drużyn w Europie, nie przestraszyły ekipy Joana Plazy. Koszykarze z Madrytu wiedzieli, że wygranie w ateńskiej hali wiąże się z cudem, lecz nie złożyli broni...

Real Madryt rozpoczął spotkanie od małego sukcesu. Pracowitość w obronie oraz kontrola w zbiórkach na obu koszach, pozwoliły na odbieranie pierwszych greckich ataków. Największym atutem Panathinaikosu jest fakt, iż w składzie jest tak wielu zawodników o nietuzinkowych umiejętnościach, którzy w każdej chwili potrafią przejąć odpowiedzialność całego zespołu. W pierwszych minutach rola ta spadła na Michaela Batiste'a, a w końcówce kwarty naszych graczy najczęściej męczył Sarunas Jasikevicius. To liderowanie Litwina doprowadziło do pierwszej, poważniejszej przewagi Greków (19:11), szybko jednak pomniejszonej przez dwie trójki Kerema Tunçeriego. Panathinaikos nie potrafił uciec Realowi Madryt na zbyt dużą odległość na tablicy wyników, mimo iż usilnie do tego dążyli.

Na drugie dziesięć minut Królewscy wyszli pełni ochoty, aby odwrócić losy spotkania (26:20). Louis Bullock zaczął sprawiać niemałe problemy specjaliście od defensywy, Dimitrisowi Diamantidisowi, a Charles Smith tradycyjnie błyszczał, jak przystało na ważne spotkanie, na dodatek w rozgrywkach europejskich. Dwójka Amerykanów wywalczyła zasłużony remis (32:32). Strategia Joana Plazy nie różniła się zbytnio od tej, prezentowanej w innych meczach, czyli opierała się głównie na silnym pressingu, przechwytywaniu piłki po zbiórkach lub jeszcze wcześniej, i szybkie kontrataki, w których przodowali Sergio Llull i Michalis Pelekanos. Praca katalońskiego trenera była widoczna, bowiem jego zawodnicy nie tylko dotrzymywali kroku silniejszemu przeciwnikowi, ale i pokusili się o chwile prowadzenia (45:47). Mała rywalizacja nawiązała się między Batiste (15 punktów) oraz Bullockiem (11 punktów).

Przerwa nie przyniosła wielu zmian. Wynik cały czas „krążył" w okolicach remisu, choć momentami Real Madryt udowadniał, iż jest zdolny do wszystkiego, między innymi prowadząc sześcioma punktami (46:52). Wśród zawodników w białych koszulkach wyróżnić należy lidera, Sweet Lou, oraz Pelekanosa, z dnia na dzień coraz lepiej odnajdującego się w zespole. Oprócz jedenastu punktów, grecki skrzydłowy znakomicie sprawował się także w obronie. Wydawało się, że jego gra ociera się o perfekcję, lecz jeśli przychodzi mu zmierzyć się z przeciwnikami z takiego poziomu, jaki prezentuje Panathinaikos, należy liczyć się z niepowodzeniami (w końcu presja robi swoje...). Udokumentował to m.in. trzema prostymi do wykończenia, lecz niewykorzystanymi kontratakami. Na całe szczęście, swój dzień zza linii 6,25m miał Tunçeri, zaliczając kolejne dwa celne rzuty (65:68).

Finałowa kwarta rozpoczęła się zachęcająco dla gości. Z przykładnym Pelekanosem i efektywną grą na obwodzie, Real Madryt utrzymywał swoją małą przewagę. Panathinaikos, nie zrażając się tym, cały czas kontynuował swoją grę, szczególnie dobrą pod koszem, gdzie nie do zatrzymania był Batiste.

Grecki parkiet ma to do siebie, iż wywiera presję nie tylko na rywalach, ale także na sędziach. W tak ważnym, finałowym momencie spotkania, doświadczyliśmy kilku kontrowersyjnych decyzji arbitrów. Najpierw, gdy wszyscy rozmyślali o celnym rzucie Bullocka za trzy, pomimo faulu Spanoulisa, odgwizdano... przewinienie w ataku Amerykanina. Nie wiemy, czy Lou popadł w jakieś konflikty z europejskimi sędziami, ale włosko-chorwacki triplet ewidentnie uwziął się na naszym obrońcy. Kilka minut później, po skutecznie zakończonej akcji, po raz kolejny arbitrzy odgwizdali mu faul w ataku. W taki sposób Królewscy stracili pięć punktów. Panathinaikos nie miał żadnych problemów, a takie straty rywali wykorzystywał z przyjemnością. Zelimir Obradović wpuścił na parkiet czterech mniejszych graczy, aby uciąć przewagę gości z Madrytu, a następnie objąć prowadzenie. Prowadzenie, którego nie oddali aż do samego końca.

Przegrana nie jest niespodzianką, choć pozostaje pewien niedosyt, bowiem Real Madryt zaprezentował się bardzo dobrze, pokazując, że żadna, ale to żadna drużyna nie jest mu straszna. My, kibice, doceniamy wysiłek koszykarzy i liczymy na małą zemstę w meczu rewanżowym.

Zapraszam do obejrzenia skrótu z tego spotkania - klik


92 - Panathinaikos (26+20+19+27): Jasikevicius (21), Diamantidis (3), Winston (5), Dikudis (7), Batiste (24) - Spanulis (8), Becirović (10), Zizic (5), Tsartsaris (-), Alvertis (9);
85 - Real Madryt (20+27+21+17): Tunçeri (14), Bullock (19), Pelekanos (12), Hervelle (7), Papadopulos (4) - Sekulić (4), Smith (7), Reyes (6), López (6), Llull (6).

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!