Advertisement
Menu

Real Madryt - Almería 3:1

Przez chwilę było gorąco.

To miał być łatwy mecz, który wcale nie musiał być łatwy. Rywal to zespół całkowicie nierenomowany, ale ambitny i niemający nic do stracenia, z piłkarzami nieco anonimowymi, ale przez to tym bardziej chętnymi do pokazania się na jednym z najsłynniejszych stadionów świata. Nas tymczasem strata punktów z jednym z potencjalnych ich dostarczycieli mogłaby drogo kosztować, a nie była aż tak nieprawdopodobna - w swoim pierwszym meczu w La Liga, też wyjazdowym, Almería pokonała przecież Deportivo aż 3:0. Na szczęście okazało się, że choć Andaluzyjczycy faktycznie mają niezłą i groźną drużynę, to nasza jest lepsza, a przy tym nie brak jej szczęścia.

Na wstępie warto jeszcze odnotować, że obaj trenerzy przygotowali w składach pewne niespodzianki: u nas był to niewątpliwie brak zmęczonego po meczach reprezentacji Ruuda van Nistelrooya, u naszych rywali zaś: posadzenie na ławce Ortiza, bo to tak, jakby u nas posadzić naszego kapitana - tę bowiem funkcję pełni w ekipie Unaia Emery'ego José Ortiz Bernal.

W pierwszej połowie goście kilka razy w zorganizowany sposób zagrozili bramce Ikera Casillasa, ale nasz portero bronił bez zarzutu, zaś jego koledzy z pola przez większość odsłony byli stroną dominującą. Tradycyjnie już wiodącą postacią był Sneijder, ale tak naprawdę do nikogo nie można mieć większych pretensji, chyba że do ogólnej nieporadności pod bramką rywala, którą solidarnie wykazywała się niemal cała drużyna. A przełamał ją nie kto inny, jak Javier Pedro Saviola, dla którego była to pierwsza w życiu bramka na Estadio Santiago Bernabéu - mógł ją zresztą zdobyć kilka minut wcześniej, ale jego dobitka strzału Ramosa, choć celna, nie została zaliczona ze względu na spalonego. Chwilę później dobił więc strzał Raúla i tym razem arbiter nie mógł mieć zastrzeżeń.

Schusterowi najwyraźniej nie podobała się nasza gra w pierwszej połowie, gdyż po przerwie zobaczyliśmy na murawie dwóch nowych piłkarzy: Gonzalo Higuaín i Royston Drenthe pojawili się w miejsce Robinho i Gabriela Heinzego. Taka decyzja zwłaszcza zdjęcie nieskutecznego i faulującego Robinho, nie powinna dziwić. Inna sprawa, że niewiele to pomogło, bo chociaż Królewscy nadal atakowali, to bramka Cobeńo pozostawała zamurowana, co oznaczało, że pierwsza lepsza udana, albo zwyczajnie szczęśliwa akcja Almeríi mogła jej przynieść wyrównanie. I nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby piłkarze Los Blancos mogli się pochwalić niepodzielną dominacją na całej długości boiska. Ale nie, raz po raz oddawali inicjatywę gościom, a wtedy robiło się naprawdę gorąco - jak w 55. minucie, kiedy to piłkę do naszej bramki wbił Kalu Uche i tak naprawdę wyrównał, jak najbardziej zgodnie z regułami gry, ale sędzia dopatrzył się spalonego. A było to już po tym, jak za faul na Savioli czerwoną kartkę zobaczył Albert Crusat. Od tego właśnie momentu działo się coraz gorzej (dla nas), ale najgorsze miało dopiero nadejść wraz z... bramką zdobytą przez Wesleya Sneijdera.

Po pięknym strzale Holendra z rzutu wolnego zaczął się nasz koszmar. Goście przydusili naszych ulubieńców i już cztery minuty później Kalu Uche odebrał to, co jemu i całej jego drużynie się należało, pokonując Ikera Casillasa. Gdyby w tym momencie madridistas otrzeźwieli i zaczęli grać swoje, nie byłoby sprawy. Ale nie, utrata gola jakby całkowicie zniszczyła ich morale - fachowo mówi się na to podobno "tąpniecie psychiczne".

Nie sposób powiedzieć, że Almería nas przycisnęła. Piłkarze Unaia Emery'ego dosłownie miażdżyli naszą obronę, a Kalu Uche tylko dlatego nie zdobył drugiego gola, że rajdami od jednej bramki do drugiej zmęczył się do tego stopnia, że musiał zejść z murawy. Nam za to nic nie pomogła zmiana Sneijdera na Gago - brak byłego gracza Ajaksu tylko zmniejszył nasz potencjał ofensywny, a zysk w defensywie po wejściu Argentyńczyka był nikły. Na szczęście w porę przebudził się jego rodak; Higuaín skorzystał co prawda nie z tego, że nagle zaczęliśmy grać lepiej, mieliśmy w tym momencie po prostu sporo szczęścia, ale fakt jest faktem: to właśnie on ustalił wynik meczu na 3:1.

Uczucia po tym meczu są mieszane - z jednej strony trzy punkty, świetne zawody Savioli i Sneijdera (czy ktoś jeszcze wątpi w zasadność sprowadzenia Holendra do Madrytu?), ale z drugiej... Argentyńczyk w pewnym momencie zupełnie zgasł, Holender zaś został zmieniony, prawdopodobnie ze względu na zmęczenie. Nasze skrzydła? Przez długie minuty nie istniały, gdyż boczni obrońcy don Unaia doskonale wywiązali się z wyznaczonych im zadań, zwłaszcza na lewym Drenthe nie był ani trochę lepszy od Heinzego. Ale bohaterem tej drużyny okazał się niewątpliwie Nigeryjczyk Kalu Uche - dla pamiętających go z czasów gry w krakowskiej Wiśle było to niczym deja vu, gdyż czarnoskóry pomocnik rządził i dzielił na całym boisku, był sercem i mózgiem swojej ekipy, grającym na miarę najlepszych europejskich klubów. Real Madryt zaś w tamtych chwilach dosłownie nie istniał, tak jakby tej drużyny w ogóle nie było na murawie, a zamiast niej w białych koszulkach stanęło jedenastu losowo wybranych kibiców... pardon, dziesięciu, bo Casillas nie gra w białej koszulce, a poza tym jak zwykle był niezawodny.

Nie zaryzykuję stwierdzenia, że możemy patrzeć w przyszłość z optymizmem. Nasi rywale mogą z pewnością - grając w ten sposób powinni dać radę wywalczyć utrzymanie w Primera División - ale nam do skutecznej walki o mistrzostwo jeszcze trochę na chwilę obecną brakuje. Najbliższe spotkania rozsądzą, który Real Madryt jest prawdziwy: ten, co gubi się, walcząc z Almeríą, czy jednak ten, który bez wysiłku gromi Villarreal.

Bramki:
1-0, Saviola 37'
2-0, Sneijder 69'
2-1, Uche 71'
3-1, Higuain 87'

Składy
REAL MADRYT:
Casillas; Sergio Ramos, Metzelder, Cannavaro, Heinze (Drenthe, 46’); Sneijder (Gago, 75’), Diarra, Guti, Robinho (Higuaín, 46’); Raúl, Saviola
ALMERIA: Cobeńo, Bruno, C. García, Pulido, Mané; Juanito, Soriano, Ortiz (Natalio, 76’), Corona (Melo, 76’); Crusat, Kalu Uche (J. Ortiz, 78’).

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!