Advertisement
Menu

RMPL czyli Realny Mocnosubiektywny Przegląd Leraksujący

Jest popyt, jest podaż, a środkowego pomocnika nie ma

Dziwnego tworu zwanego RMPL nie było już tutaj bardzo dawno. Tak dawno, że przez te 14 miesięcy nawet najbardziej brylantowy zawodnik zdążyłby zdrewnieć i pokryć się pajęczą siecią, jak filmowy Jańcio Wodnik. A żeby nam to nie groziło, odkurzamy temat, swego czasu gorący temat.

A rzeczonych tematów jest mnóstwo. Tempo, w jakim ukazują się wiadomości w hiszpańskich gazetach jest równe tylko temperaturze lata na Costa del Sol. Codziennie ukazują się gorące, świeże jak śródziemnomorska bryza newsy i z urokiem latynoskiej piękności podążają ku nam, swym odbiorcom, zachęcająco kręcąc biodrami, uśmiechając się, zalotnie obiecując wiele. Tyle, że w efekcie nie dostajemy nic.

Przyjrzyjmy się więc tematowi najgorętszemu z gorących. Aby atmosferę odrobinę schłodzić, opanować, aby bez obłędu w oczach i nieskoordynowanych ruchów kończyn podchodzić do sprawy środkowego pomocnika w Realu Madryt.

Od początku mercado, czyli okienka transferowego w Hiszpanii, mówią o tym wszyscy. Bez pomocnika ani rusz. To znaczy, może i rusz, ale gdzie i po co? Przecież to nie ma być jakiś tam zwykły pomocnik. To ma być pomocnik środkowy, a to już zmienia postać rzeczy. Pomocnik środkowy, czyli rozgrywający, mózg drużyny, playmaker, lider środka pola, reżyser gry, wizjoner i Bóg wie co jeszcze. A jeszcze, żeby to był taki crack, el crack total najlepiej. El Crack Total i Dios w jednym.

Z boskich wyżyn ku chodnikom schodząc, musi wymiatać i dawać radę. I już.

Namnożyło nam się kandydatów. Zaczęliśmy oczywiście od rzeczonych wyżyn, tych boskich, gdzie geniuszom najbliżej. Mówiąc krótko, od Brazylijczyka Kaki. Ricardo Izecson dos Santos Leite miał ponoć prosić wszechwładnego Berlusconiego o pozwolenie na oddalenie się z Mediolanu, ścieżką zwycięzców, w kierunku królewskiego Madrytu. Miał ponoć prosić o specjalną klauzulę w kontrakcie, pozwalającą czmychnąć na Santiago Bernabeu, zostawiając z tyłu wieże stadionu Giuseppe Meazza. Jego ojciec miał rozmawiać z władzami naszego klubu już w czerwcu, prawnik miał radzić rozpatrzenie oferty Merengues a Pele miał z kolei odradzać.

Tychże ofert także było od groma. Przepis dla dziennikarza gazety „As" na wysokość transferu Kaki z AC Milan do Realu Madryt wygląda następująco: usiądź wygodnie, zamknij oczy, niech Ci się przypomni nasz fotomontaż Kaki w białej koszulce Realu. Wymyśl sobie dowolną sumę, pomiędzy 70 a 110 milionów euro. Dorzuć kilku piłkarzy, najlepiej Emersona, Cassano i Baptistę. Zmiksuj, zamieszaj, wstrząśnij, udekoruj pierwszą lepszą, zmyśloną wypowiedzią piłkarza i wrzucaj na stronę.

Sam piłkarz dał się najwyraźniej skołować i otumaniony medialną gorączką, zamiast do autobusu swego Milanu, wszedł sobie na moskiewskim lotnisku do autokaru Realu, jak do siebie. Spokojnie Ricardo, kto wie?

Zostawmy więc Kakę w spokoju. I bez naszego niezdrowego zainteresowania, chłopak ma jak widać, mętlik w głowie. Zejdźmy szczebelek niżej po drabinie geniuszu środka pola. A tu czeka na nas Fabregas. Cesc Fabregas.

No właśnie, Cesc czeka. Czeka na to, co zrobi jego mentor, guru i przewodnik, Arsene Wenger. Czy jak dobry pasterz, będzie nadal prowadził swe owce ścieżką sprawiedliwych, czy może za rok powie „farewell" i przeniesie się tam, gdzie go będą chcieć? Akurat o zapotrzebowanie na swoje usługi martwić się nie musi. Cesc także. Sytuacja jest więc jasna i można podsumować ją krótko – „Jestem tu gdzie mój guru Arsene i jest mi z tym dobrze"

Od tematu Cesca, w końcu wychowanka barcelońskiej szkółki, twierdzącego, że od siedzenia na ławce rezerwowych w Katalonii wolał grę w Londynie, blisko do sprawy Andresa Iniesty. Kilkanaście dni temu ktoś wymyślił, że Real jest nim zainteresowany. I poszły konie po betonie, a raczej plotki po prasie i po sieci. Że Andres jest niezadowolony, bo ma mało szans na występy, że Iniesta słabo zarabia a Madryt da mu więcej, że Andres ma klauzulę odstępności wartą 60 milionów euro a Real już przygotował ciężką od pieniędzy walizkę, że Iniesta właśnie podpisał nowy, wyższy kontrakt z FCB a Andres chciałby grać dla Dumy Katalonii zawsze.

W Barcelonie wzburzenie, w Madrycie oficjalne dementi zarządu – „My się Iniestą nie interesujemy". Aha. A dzisiaj w wywiadzie dla dziennika „Marca" prezydent Calderon stwierdził, że „Iniesta to zawodnik, którym jesteśmy zainteresowani". Czyli nic nowego. Wiemy, że nic nie wiemy i sami sobie przeczymy.

Gazety usiłują nas także naprowadzić na trop holenderski. Na tym szlaku, kapitanem miałby być albo Wesley Sneijder z Ajaxu Amsterdam, czyli idealny kandydat do prowadzenia gry Realu sprzed dwóch tygodni lub Rafael van der Vaart z niemieckiego HSV, czyli idealny kandydat do prowadzenia gry Realu z wczoraj. Oczywiście obu piłkarzy chciałby Schuster, oczywiście o obu poprosił zarząd, obu bardzo ceni i obu widzi w Realu.

Trener Realu chciał także Michaela Ballacka z Chelsea, chociaż potem mówił, że wcale nie chciał i to prasa wszystko przekręciła.

W medialnym wyścigu o grę w środku pomocy Realu, nie pozostają z tyłu także Argentyńczycy. W czasie Copa America numerem jeden był oczywiście Juan Roman Riquelme, gdy jednak, tradycyjnie, to, co najważniejsze przegrał, zrobiło się o nim ciszej. Jak królik z kapelusza za to, wyskoczył nam wczoraj Lucho Gonzalez, także kadrowicz Albicelestes, zawodnik FC Porto. A przecież argentyńskich rozgrywających multum, kto wie, kto będzie następnym transferem prasy.

Nie możemy oczywiście zapomnieć o Francuzach, w końcu to po części przez Zizou cierpimy teraz katusze braku tego el Diosa i el Cracka środka pola w jednym. Gdyby nie było Zizou w Realu, byłoby nam łatwiej. A tak, widzieliśmy, co widzieliśmy i wymagania mamy na poziomie galaktycznym. Na szczęście jest młodziutki, 20-letni Samir Nasri.

Opera mydlana pod tytułem „Real kupuje Nasriego" ma więc duże szanse na wiele odcinków produkcji, w końcu jeszcze lata gry przed nim. Podobno już się porozumieliśmy, tyle, że ustnie. Jak zawsze zresztą. Real Madryt to chyba mistrz świata ustnych porozumień z piłkarzami. Zastanawiam się jak to wygląda. Może Predrag dzwoni i mówi – „Cześć Samir, co słychować, chciałbyś może grać w Realu?" – pyta – „Pewnie, że chciałbym, czemu nie?" – odpowiada młody Samir, bo przecież nic go to nie kosztuje. No i już. Ustne porozumienie z piłkarzem, nazywane także porozumieniem werbalnym, jest nasze.

Jako, że w wymyślaniu głupot w temacie „transfer rozgrywającego do Madrytu" dzienniki kastylijskie nie mają sobie równych w tym okienku transferowym, prasa katalońska jest bardziej wstrzemięźliwa. Próbowała nam, odpornym na już chyba każdy pomysł, wcisnąć Ivana de la Penę z Espanyolu oraz Kima Kallstroma z Lyonu. Wiadomość o tym ostatnim jest jeszcze świeża i gorąca jak latynoska piękność. I równie nieprawdopodobna jak to, że chwil kilka, podczas rowerowej przejażdżki, spotkam na górskim szlaku Penelope Cruz.. A chciałbym. Nie, nie Kallstroma w Realu, tylko Penelope w górach.

I tym wakacyjnym akcentem, szumem wiatru w uszach, słońcem lśniącym w tafli górskiego jeziora, zapachem siana na beskidzkich halach, kończę. I prawdę mówiąc, nie wiem po co to całe zamieszanie o rozgrywającego. Przecież mamy Jego i nikogo więcej nie potrzeba. Taki tam żarcik niewinny na koniec. No chyba, że Raul będzie rozgrywał.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!