Advertisement
Menu

Finał ACB: Porażka w Barcelonie

Winterthur FCB 75:70 Real Madryt

Dwa pierwsze mecze finału Ligi ACB zakończyły się po myśli Królewskich, czyli zgodnie z przyjętym wcześniej planem. Piątkowe spotkanie było o tyle trudniejsze od poprzednich, że rozgrywane w Palau Blaugrana, hali Barcelony, w której każda duszyczka była przeciwko klubowi ze stolicy Hiszpanii. Trzecie starcie zaczęło się dla podopiecznych Joana Plazy fatalnie, jednak potrafili oni odrobić straty wynoszące nawet 16 punktów i objąć prowadzenie. Wyczyn ten należy przypisywać przede wszystkim Louisowi Bullockowi, który podczas słabej gry Felipe Reyesa, potrafił podjąć wyzwanie i pociągnąć grę zespołu. Po przeciwnej stronie parkietu szalał Jaka Laković, co chwila trafiając za trzy punkty i notując na koncie kolejne asysty. W pojedynku tych dwóch niskich graczy, większą ilość punktów nazbierał Bullock. Ostatecznie jednak, to gospodarze, po niezwykle zaciętej końcówce, odnieśli bardzo ważne zwycięstwo, które przedłuża ich szanse na mistrzowski tytuł.

Mecz rozpoczął się dość niespodziewanie, ponieważ Barça osiągnęła miażdżącą przewagę, ku uciesze całej katalońskiej publiczności. Koszykarze Realu Madryt sprawiali wrażenie zupełnie zagubionych, rozkojarzonych, co idealnie zobrazowała strata Charlesa Smitha w środku boiska, po której straciliśmy punkty. Oczywiście nie były to pierwsza ani ostatnia zdobycz punktowa Barcelony - Królewscy przegrywali już 0:15.

Szok. Zawodnicy byli w szoku, trener był w szoku, kibice byli w szoku. Już dawno Los Blancos nie prezentowali się aż tak słabo w ataku, marnując każdą okazję na punkty, jeśli oczywiście się taka nadarzyła, a i z tym były problemy. W pierwszej piątce wybiegł Raúl López, który jednak zamiast zajmować się kreowaniem gry, szukaniem czystej pozycji dla kolegów i dokładnymi podaniami, wolał bez pomyślunku wbijać się pod kosz, bądź „zakozłowywać się" (prawa, dziwne stwierdzenie - chodzi mniej więcej o nadmierne kozłowanie, a w efekcie stratę piłki, co przydarzyło się naszemu rozgrywającemu nie raz). Bezsilny był tego wieczoru także Felipe Reyes, który dość szybko załapał dwa przewinienia i usiadł na ławce. I cóż w takiej sytuacji począć? Od razu wyprzedzam odpowiedzi - Louis Bullock także sobie nie radził, a rezerwowi nie wnosili do gry nic nowego. O pierwszej kwarcie wolelibyśmy zapomnieć (24:8).

W następnej części meczu gra zaczęła się układać, a Królewscy poczęli powolutku odrabiać straty. Duża w tym zasługa Kerema Tunçeriego, który zastąpił aż nadto aktywnego Raúla. Turecki koszykarz dwukrotnie trafił zza linii 6,25m, lecz brakowało mu wsparcia kolegów - dla przykładu, kroki popełnił Felipe Reyes. Różnica jednak cały czas malała i wynosiła już okrągłą „dychę" (29:19). Po „trójce" kompletnie niewidocznego Smitha i „wsadzie" Sonseki, straty zmalały do punktów sześciu (30:24). Nie spodobało się Lakoviciowi, który odpowiedział rzutem za trzy, a kolejnym prezentem, w postaci straty, przeciwników uraczył nie kto inny, jak nie Raúl López (35:24).

Ostatnie minuty przed przerwą były niezwykle nerwowe. Najpierw faul na Marko Tomasie popełnił Gianluca Basile, lecz nie potrafił zgodzić się z decyzją sędziów, a ci odgwizdali mu przewinienie techniczne. Frustrowani katalońscy kibice zaczęli rzucać na parkiet śmierci (uściślając - kulki z papieru), co przeszkadzało w rozgrywaniu meczu i rozkojarzało koszykarzy. To nie pierwszy taki wybryk kibiców z Palau Blaugrana - pamiętamy rok 2000, gdy to właśnie tu Real Madryt sięgał po tytuł Mistrza Hiszpanii. Wtedy Królewskich także pożegnano konkursem zorganizowanym wśród publiczności: "traf w zawodnika Realu!".

Dużo chaosu w szeregi koszykarzy Joana Plazy wprowadzał Raúl López - dzięki niemu Real Madryt nadrabiał statystykę strat względem rywala. W trzeciej kwarcie nie obyło się także od papierowych kulek, rzucanych z trybun. Wszystko przez brzydki faul Mumbrú i jeszcze brzydszy, w formie rewanżu, na Bullocku. Atmosfera z minuty na minutę stawała się coraz gorętsza. Po krótkim „konkursie trójek" (z obwodu trafiali kolejno: Hervelle, Tunçeri i Ukić), akcję 2+1 przeprowadził Louis Bullock i strata wynosiła już tylko „dwa oczka" (53:51). W ostatniej sekundzie, niemal równo z syreną, rzutem na taśmę z trzy punkty, Amerykanin wyprowadził Królewskich na prowadzenie (53:54).

Sweet Lou z biegiem czasu coraz bardziej się rozpędzał i nabierał pewności siebie - dwa punkty, kolejna „trójka" (55:59). Wreszcie, choć tradycyjnie - w dwóch ostatnich kwartach, zaczął grać na miarę oczekiwań. Oczywiście kwarta bez straty Raúla Lópeza, byłaby kwartą straconą. Po zejściu z parkietu Bullocka, wszystko zaczęło się psuć i Barça wyszła na prowadzenie (62:59). Real Madryt bardzo szybko roztrwonił przewagę, co wiązało się z trudną, aczkolwiek standardową końcówką - faule, rzuty osobiste. Podopieczni Ivanovicia nie popełnili błędu Królewskich i nie stracili przewagi aż do końca (75:70).

Po tak fatalnym początku i kwarcie negatywnych emocji, zafundowanych nam przez Reyesa i spółkę, końcowy wynik mógłby być okrzyknięty nawet „dobrym". Mógłby, ponieważ Real Madryt objął prowadzenie i był na dobrej drodze do trzeciego zwycięstwa w finale, co wiązało się bezpośrednio ze zdobyciem upragnionego trofeum Ligi ACB, ale szansę tę zaprzepaścił. Kolejna okazja już w niedzielę, także w Barcelonie.


75 - Winterthur F.C. Barcelona (24+15+14+22): Laković (11), Navarro (18), Basile (2), Marconato (10), Kasun (4) – Ukić (8), Trías (9), De la Fuente (2), Fran Vázquez (2), Kakiouzis (7), Grimau (2);
70 - Real Madryt (8+24+22+16): Raúl López (3), Bullock (21), Smith (6), Felipe Reyes (5), Moiso (-) - Tunçeri (12), Mumbrú (8), Hervelle (7), Marko Tomas (1), Sekulić (1), Hernández-Sonseca (6).

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!