Advertisement
Menu

Finał ACB: Pierwsze zwycięstwo nad Barçą

Real Madryt 69:62 Winterthur F.C. Barcelona

Real Madryt nie mógł w lepszy sposób rozpocząć finałowej rywalizacji. Pierwsze spotkanie, pierwsza radość i pierwszy krok do zdobycia mistrzostwa. Królewscy walczyli przez cały mecz, aż wreszcie doczekali się upragnionej nagrody. W ostatnich minutach, za sprawą celnych rzutów za trzy punkty Axela Hervelle i Marko Tomasa, Real objął prowadzenie, którego nie oddał już do końca. Barcelona była blisko przechylenia szali zwycięstwa na własną stronę, kiedy to na początku trzeciej kwarty całkowicie zdominowała parkiet, lecz ostatecznie przeważyła siła rezerwowych graczy Realu Madryt oraz niezawodni kibice, którzy zapewne udali się teraz do domu, aby odpocząć i zebrać siły na wieczór, na wielkie spotkanie na Estadio Santiago Bernabéu, gdzie, miejmy nadzieję, doczekają się kontynuacji „białej, zwycięskiej niedzieli".

Dzisiejszy dzień bez zawahania nazwać można „Dniem Madridismo". Dzisiejsza niedziela, wedle przepowiedni, miała być niezwykle emocjonująca - przede wszystkim ze względu na drużynę piłkarską, która ma ogromną okazję na zdobycie tytułu Mistrza Kraju, ale także ze względu na pierwsze finałowe starcie podopiecznych Joana Plazy z odwiecznym rywalem, Barceloną. Z resztą dzisiejszy plan zajęć każdy madridista powinien znać na pamięć. Pracowity dzień zainaugurowano o godzinie 12:30, kiedy to w Palacio Vistalegre rozpoczął się mecz koszykówki. Niezwykle istotną rzeczą było zwycięstwo na własnym parkiecie, co wielokrotnie podkreślali zawodnicy i trener, zdając sobie sprawę, że Real Madryt gorzej prezentuje się w spotkaniach wyjazdowych.

Na pierwszy ogień, Joan Plaza wydelegował następującą piątkę: Raúl López, Louis Bullock, Charles Smith, Felipe Reyes i Jerome Moiso, który wyrósł na lidera w walce na tablicach. Skoro jesteśmy już przy tym elemencie gry, należy pogonić naszych koszykarzy za niezwykle słabą dyspozycję pod koszem, przez co Real Madryt tracił sporo piłek i przegrywał rywalizację w zbiórkach. Z trudem przychodziło nam także zatrzymanie Vázgueza, który od początku był głównym źródłem punktów klubu z Katalonii. Nie licząc tego przypadku, gospodarze dobrze radzili sobie w obronie, lecz nie potrafili tego odzwierciedlić po przeciwległej stronie boiska. Trudno winić za to poszczególnych graczy - cała drużyna prezentowała się dość słabo: Smith trzykrotnie spudłował zza linii 6,25m, Bullock był ledwie cieniem zawodnika, którego znamy (zaliczył tylko dwa celne rzuty osobiste)... Na całe szczęście, Barcelona także popełniała błędy, kilkakrotnie tracąc piłkę. Różnica pod koniec pierwszej kwarty nie była duża, lecz więcej „oczek" nazbierał zespół przyjezdnych (18:21).

Dużo ożywienia w szeregi Królewskich wniósł Alex Mumbrú. Jego „trójka" na początku drugiej kwarty doprowadziła do remisu, a następna pozwoliła objąć drużynie z Madrytu prowadzenie. Joan Plaza, tradycyjnie już, stosował dużą rotację w składzie, przez co zawodnicy pojawiali się na boisku i znikali, niczym w meczu hokeja na lodzie. O dziwo wpływało to na korzyść Realu Madryt, ponieważ gra Los Blanos wyglądała coraz lepiej. W zespole Ivanovicia zabrakło Lakovicia (do rymu), konstruktora akcji Barcelony. Oba powyższe czynniki zadecydowały, że z podniesiony głowami na przerwę schodzili zawodnicy Realu (38:33).

Królewscy, po pierwszych dwudziestu minutach, zazwyczaj przechodzą dużą metamorfozę - z głębokiego snu budzi się Louis Bullock, gra zaczyna nabierać tempa, przewaga nad rywalami rośnie... Dziś było inaczej. Druga połowa meczu zaczęła się niezwykle boleśnie, bo od siedmiu punktów Katalończyków pod rząd, bez odpowiedzi ze strony Realu Madryt. Cóż było powodem takiej serii? Barcelona zaczęła wreszcie grać tym, czym potrafi najlepiej, czyli obwodem. Nasi rywale rozstrzelali się z dystansu, lecz nadal zaliczali straty. Niestety, nie zawsze Królewscy potrafili to wykorzystać, a o wzmiankę aż prosi się akcja, w której w sytuacji sam na sam z koszem punktów nie zdobył Axel Hervelle. Belgijski koszykarz był jednak jednym z najlepiej dysponowanych w zespole Joana Plaza, a swoje winy szybko odkupił kilkoma zbiórkami (w całym meczu zaliczył ich dziewięć). Rekordzistą, jeśli chodzi o ten element gry, był Felipe Reyes, który jedenastokrotnie wygrywał pojedynki na tablicach, w dużej mierze przyczyniając się do tego, iż Real Madryt cały czas dotrzymywał kroku Barcelonie, nie dając się wyprzedzić na więcej niż dwa punkty.

Spotkanie stało na naprawdę wyrównanym poziomie, co tylko potwierdzał wynik spotkania - 46:46, przed czwartą kwartą. Gdy naszym koszykarzom widocznie nie leżały rzuty z obwodu, sprawy w swoje ręce przejął kapitan drużyn, Felipe Reyes, który sumiennie, przez całe spotkanie, trafiał z półdystansu. W ostatniej kwarcie (!) nareszcie skuteczną akcją popisał się Louis Bullock, zdobywając tym samym pierwsze punkty z gry. Kibiców mogła zmartwić słabsza forma Sweet Lou, jednakże wszystko pozostawało w cieniu dokonań Reyes, Hervelle i spółki. To, kto zostanie zwycięzcą, mogło wyjaśnić się dopiero w ostatnich sekundach. Właśnie - mogło, ponieważ w samą porę po trzy punkty na konto Realu Madryt „przelali" Hervelle i Tomas, dzięki czemu przewaga wzrosła do sześciu punktów. I to był już praktyczny koniec. Celnym rzutem osobistym, wynik „dopieścił" jeszcze Raúl López (69:62).

Niedziela zaczęła się niezwykle udanie. Podopieczni Joana Plazy odnieśli bardzo ważne zwycięstwo, pomimo iż zaprezentowali się nieco poniżej oczekiwań (a już z pewnością należy wspomnieć o jednym panu, który zawiódł na całej linii - z racji jego wielkich dokonań, krytykę tę pominę). MVP meczu bez wątpienia został Felipe Reyes, autor 17 punktów, 11 zbiórek i motywacji całego zespołu, albowiem każdą skuteczną akcją dodawał otuchy swoim kolegom.

Miejmy nadzieję, że dzisiejszy dzień skończy się tym samym akcentem, którym się rozpoczął - zwycięstwem Królewskim. Tego sobie i wam wszystkim życzę.


69 - Real Madryt: (18+20+8+23): López (4), Bullock (5), Smith (8), Moiso (4), Reyes (17) - Sekulic (4), Mumbrú (8), Hervelle (10), Tunceri (-), Tomas (9);
62 - Winterthur F.C. Barcelona: (21+12+13+16): Lakovic (9), Navarro (17), Basile (3), Vázquez (12), Marconato (5) - Trias (8), De la Fuente (-), Ukic (2), Kasun (2), Grimau (4), Kakiuzis (-).

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!