Advertisement
Menu
/ realmadrid.com

Play-offy ACB: Real - Pamesa 1:0

Real Madryt 84:81 Pamesa

Nie po raz pierwszy i zapewnie nie po raz ostatni, nasi koszykarze zafundowali swoim kibicom emocjonującą końcówkę. Podczas trzeciej kwarty Real Madryt prowadził już 15 punktami, lecz przeróżne okoliczności sprawiły, że Pamesa wróciła do gry, diametralnie odmieniając swoją sytuację. Na szczęście, w decydującym momencie spotkania Królewscy wiedzieli, co zrobić i jak się zachować, podając swoich rywalom mieszankę odważnej i pewnej gry, która wystarczyła do odniesienia zwycięstwa. Tym sposobem, po meczu w Madrycie stan rywalizacji wynosi 1:0 dla Realu. Następne spotkanie już w sobotę, w La Fonteta.

Niezwykle istotną rzeczą było rozpoczęcie play-offów od zwycięstwa, wykorzystując tym samym przewagę własnego parkietu. Wiedziała to drużyna Realu Madryt, wiedzieli i zawodnicy Pamesy Valencia. Ich trener, Grek Fotis Katsikaris, wielokrotnie podczas tego tygodnia powtarzał, że presja ciąży na koszykarzy z Madrytu. Miał on rację. Królewscy prowadzili w tabeli Ligi ACB przez większość rundy zasadniczej, podczas której Vistalegre stało się dla nich niezwykłym miejscem, wręcz dodatkowym atutem, albowiem w ciągu całego sezonu, Real przegrał tu tylko dwukrotnie - jeden mecz w Lidze ACB i jedno spotkanie w Pucharze ULEB. Taka statystyka to oczywiście w dużej mierze zasługa niesamowitych kibiców, którzy nigdy nie zawiedli i z pełnym zaangażowaniem uczestniczyli w każdym meczu, wspierając swoich zawodników. Na spotkanie z Pamesą grupa kibiców Berserkers przygotowała specjalny transparent, przekazujący tę prawdę - „Kibice szóstym zawodnikiem".

Z takim nastawieniem, Real Madryt i Pamesa Valencia zainaugurowali Play-offy Ligi ACB 2007. Na papierze, pojedynek ten miał być bardzo wyrównany. Obie drużyny mogły się pochwalić (choć tak naprawdę nie powinien to być powód do dumy) taką samą statystyką w drugiej części sezonu - 10 zwycięstw i 7 porażek. Mecz nie mógł się więc rozpocząć inaczej, aniżeli od wyniku 7:6 w 3. minucie gry.

Real Madryt na boisku reprezentowali: Tunçeri, Bullock, Smith, Hervelle i Reyes. Cała piątka starała się, aby szala punktowa od początku przechyliła się na stronę gospodarzy. Ich plany pokrzyżował Avdalović, który dzięki serii 8:0 wyprowadził zespół z Valencii na prowadzenie 16:15. Dzięki koszom Bullocka i Reyesa, Los Merengues mogli zapisać pierwszą kwartę na swoją korzyść (22:19).

Trener gości dał szansę gry Víctorowi Claverowi. Młody zawodnik co prawda spełnił oczekiwania swojego coacha, zdobywając siedem punktów, ale jego zapędy zahamował Felipe Reyes. Hiszpański center bardzo intensywnie walczył na obu tablicach, co zmusiło Joana Plazę do posadzenia go na ławce rezerwowych, aby mógł odpocząć. W czasie, gdy drużyna grała bez kapitana, sprawy w swoje ręce wziął Sweet Lou, który był nie do zatrzymania z linii rzutów za trzy punkty. Wspierał go Alex Mumbrú - Hiszpan zakończył sezon zasadniczy z wyraźnym wzrostem formy, a jego występ w meczu z Pamesą był świetnym przykładem tego, ile do drużyny może wnieść silny skrzydłowy.

Z wiarą w taki styl gry, Joan Plaza wpuścił na parkiet nowe nabytki Realu Madryt. Jako pierwszy, tuż przed przerwą, zagrał Sergi Llull. Hiszpański obrońca został zatrudniony raczej z myślą o przyszłości, aniżeli z natychmiastową pomocą drużynie - do tego Królewscy sprowadzili francuskiego centra Jerôme Moiso, który także zaliczył swój debiut w białych barwach w meczu z Pamesą, w trzeciej kwarcie. Popisując się jednym „wsadem" i efektownym blokiem, zdołał wzbudzić aplauz na trybunach Vistalegre.

Real Madryt był w komfortowej sytuacji, ponieważ ich przewaga cały czas wzrastała - najwięcej, piętnaście punktów różnicy, Królewscy uzyskali w 26. minucie gry (58:43). Dla wielu mecz był już skończony, lecz kilka kontrowersyjnych decyzji sędziów wprowadziło nieład w zespół gospodarzy, a Pamesa, dzięki wyjątkowej dyspozycji swoich koszykarzy, wróciła do gry. W czwartej kwarcie, zawodnicy w pomarańczowych koszulkach, grając na pełnych obrotach, doprowadzili do wyniku 66:64. W tym czasie, Los Blancos sprawiali wrażenie totalnie zagubionych - potrzebowali 3 minut, aby zdobyć swoje pierwsze punkty w tej kwarcie! To nie było w stylu Realu Madryt. Na całe szczęście, groźna bestia obudziła się w porę...

Niesieni niezwykłym dopingiem kibiców, koszykarze z Madrytu puścili w niepamięć swoją słabą grę. Jak na złość, Pamesa cały czas walczyła o zwycięstwo i nawet lepsza gra Realu ich do tego nie zniechęciła. Na 27 sekund przed końcową syreną, goście prowadzili 81:80. Celne rzuty osobiste w wykonaniu Louisa Bullocka i Kerema Tunçeriego oraz przepiękny blok Axela Hervelle na Rubénie Garcésie w ostatnich sekundach, dały gospodarzom zwycięstwo 84:81.


84 - Real Madryt (22+25+17+20): Tunçeri (4), Bullock (17), Smith (16), Hervelle (7), Reyes (14) - Sekulić (2), Llull (-), López (5), Hernández-Sonseca (-), Mumbrú (14), Tomas (3), Moiso (2);
81 - Pamesa Valencia (19+18+19+25): Avdalović (13), Douglas (15), Timinskas (7), Miralles (10), Garcés (4) - Mavrokefalidis (4), Claver (12), Hamilton (3), Oliver (13).

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!