Advertisement
Menu
/ marca.com

Beenhakker: Jestem zakochany w piłce nożnej

Wywiad z selekcjonerem reprezentacji Polski

Jeden z najlepszych i najbardziej doświadczonych trenerów piłkarskich, obecnie selekcjoner reprezentacji Polski, a na przełomie lat 80. i 90. dwukrotnie trener Realu Madryt, świętuje czterdziestą rocznicę rozpoczęcia kariery szkoleniowca. Z tej okazji niezniszczalny Holender Leo Beenhakker udzielił wywiadu dziennikowi „Marca". Mówi w nim o pracy w naszym kraju, o Franku Rijkaardzie, swoim byłym podopiecznym, ale i o Los Blancos, tak dzisiejszych, jak i tych, których sam prowadził.

Co takiego zmusza pana do dalszej walki na progu emerytury?
Piłka nożna ogólnie. Jeśli wciąż trwam w zawodzie, to dlatego, że lubię moją pracę. Dopóki fizycznie i psychicznie daję radę, zamierzam pracować nadal. Jestem z tych, co uważają, że wiek człowieka bierze się z jego wnętrza. Moja metryka mówi, że mam 64 lata, ale nie czuję się na tyle i do tego jestem zakochany w piłce nożnej. To moja motywacja.

Dlaczego wybrał pan Polskę?
Ponieważ ma bogatą historię w Mundialach i Igrzyskach Olimpijskich, które wygrali w 1972 roku. Kiedy analizowałem tę ofertę, widziałem, że jest to kraj, gdzie drzemie wiele talentu i gdzie wiedzą, czego chcą. To była dobra decyzja, bo tutaj naprawdę mają przed sobą wielką przyszłość.

Jak sobie poradzili, mając po raz pierwszy trenera zagranicznego?
Tak samo, jak gdyby do Hiszpanii przyjechał trener spoza tego kraju, by objąć posadę selekcjonera. Na początku źle. Ale teraz mamy rok 2007, trenerów i piłkarzy z całego świata, angielskie ekipy grające z jedenastoma obcokrajowcami. O czym my więc rozmawiamy? To oczywiste, że z początku było trudno, ale ja zawsze koncentruję się na mojej pracy, moich zawodnikach i piłce, to moje jedyne zainteresowania.

Polska wróciła z Niemiec niezadowolona ze swojego występu, ale w ciągu czterech miesięcy pan przywrócił Polakom nadzieję. Czy ma pan jakiś sekret?
Żadnego. Co się dzieje, to to, że życie bardzo się zmieniło, a nasza praca staje się coraz bardziej skomplikowana. Obecnie musisz być prawdziwym trenerem, umiejącym trenować, przygotowywać pod względem taktycznym i technicznym, w pięćdziesięciu procentach. Druga pięćdziesiątka, być może ważniejsza od tamtej, to konieczność oddania się ludziom, piłkarzom, z których każdy ma własny charakter i własną osobowość. Trzeba się znać na psychologii piłkarza.

Szukać talentu, nie oglądając się na wiek ani nazwisko, to maksyma, która prawie zawsze przynosi skutek. Jak sie sprawdza w nowej rzeczywistości?
Całkiem dobrze. Mamy kilku młodzieńców z wielką przyszłością. Prawie wszyscy mówili, że w Polsce nie ma graczy na poziomie reprezentacyjnym, że brakuje im talentu, że są „zieloni". Ale chłopcy radzą sobie bardzo dobrze. Zmieniamy mentalność.

To bardzo holenderskie podejście pozwoliło panu, w pierwszym podejściu do pracy w Ajaksie, odkryć talent Franka Rijkaarda. Jak ocenia pan swojego byłego podopiecznego jako trenera?
Radzi sobie fenomenalnie. Jestem z Frankiem w dobrych stosunkach i jestem dumny z jego kariery w Barcelonie. Już jako piłkarz, kiedy debiutował u mnie jako siedemnastolatek, charakteryzował się wspaniałą osobowością. Zawsze widział wszystko, co się działo na murawie, więc nie dziwią mnie jego sukcesy w zawodzie trenera. Praca w takim klubie jak Barça jest bardzo trudna, ale on radzi sobie doskonale.

Myśli pan, że da radę zdobyć z Barçą dublet?
Myślę, że tak. Teraz są w dołku, ale ich piłkarze mają takie umiejętności, a drużyna jest tak dobrze kierowana, że widzę w nich wielkiego faworyta do zwycięstwa w Lidze Mistrzów. Ponadto, poza tym dołkiem, to drużyna, która gra najlepszy futbol w Europie.

Zostało panu jeszcze coś do zrobienia w futbolu?
Nic. Tylko cieszyć się pracą i uczyć chłopaków. Dla mnie to najpiękniejsza rzecz w życiu.

Nie zdobył pan Ligi Mistrzów. Czy to największa skaza na pańskiej karierze?
Tak, z pewnością, choć z Ajaksem, Realem Madryt i Feyenoordem zdobyłem dziesięć czy jedenaście ważnych tytułów, dwa razy byłem na Mistrzostwach Świata... Moje życie jest bogate, nie mogę narzekać.

Jaka jest pańska diagnoza w kwestii kryzysu dręczącego Real Madryt?
Z zewnątrz ciężko ocenić, ale uważam, że w ostatnich latach polityka klubu nadmiernie skoncentrowała się na marketingu. Możliwe, że z ekonomicznego punktu widzenia odniesiono sukces, ale na polu sportowym wiele stracono. Zbyt wiele. Obecne polityka nowego prezesa i trenera jest inna. Ludzie muszą zrozumieć, że potrzeba czasu, by przywrócić wszystko do normy. Rozumiem, że kibice Realu Madryt są przyzwyczajeni do tego, że ich drużyna gra przeciwko najlepszym, chcą, aby zdobywała ważne tytuły. Mają rację. Ale w historii klubu są chwile, gdy z czegoś trzeba zrezygnować. Ta chwila nadeszła.

Czy Capello to odpowiedni trener, by przeprowadzić renowację?
Dobrze znam Fabio i uważam, że doskonale się do tego nadaje. Ale minęło mało czasu, a zmiany są radykalne. Cały ten proces potrwa jeszcze wiele miesięcy i z pewnością w szatni przydarzą się trudne sytuacje, ale jestem przekonany, że Fabio znajdzie rozwiązanie.

Zdobył pan z Realem Madryt trzy mistrzostwa Hiszpanii. Co trzeba zrobić, by ten wielki klub wrócił na drogę zwycięstwa?
Trzeba podejmować dobre decyzje. Przede wszystkim trzeba zrobić porządki, a to już się stało. Następnie trzeba poszukać piłkarzy odpowiednich do takiego klubu.

Tak, jak pan to zrobił?
Miałem sporo szczęścia, ponieważ miałem w drużynie dwóch czy trzech piłkarzy, którzy bardzo mi pomagali. Camacho, który był kapitanem, był też moim najważniejszym asystentem. Rządził w szatni i nigdy nie mieliśmy problemów. Jeśli coś szło nie tak, José mówił to mnie. Rozmawialiśmy, znajdowaliśmy rozwiązanie i ruszaliśmy dalej. Mieć piłkarzy takich jak Michel, Gallego, Hugo Sánchez, Schuster czy Santillana, takie osobowości, to wielkie ułatwienie dla mnie, ponieważ wprowadzali do drużyny porządek i spokój. Każdy znał swoje miejsce.

W Madrycie pańskie metody są pamiętane jako jedne z najlepszych, jakie kiedykolwiek widziano w starym Ciudad Deportiva. W Polsce mówią to samo. Co pan robi, że z upływem lat nic się nie zmienia?
Po prostu oglądam wiele meczów i analizuję je gruntownie. Ten sport jest w ciągłym ruchu, to nie to samo, co dziesięć czy dwadzieścia lat temu, więc trzeba iść z duchem czasu. Kiedy patrzę na Chelsea, chcę wiedzieć, dlaczego jest to wielka drużyna, jak jest zorganizowana, jak przygotowywana, jaka jest jej taktyka. Wszystko. Co roku trzeba aktualizować swoje metody, sposób, w jaki mówi się do piłkarzy i przygotowuje ich. To nie jest tajemnica, ale obowiązek każdego trenera.

Real Madryt to najlepsza drużyna, jaką pan prowadził w czterdziestu latach kariery trenerskiej?
Bez wątpienia. Mieliśmy wspaniałą ekipę, z Michelem, Gallego, Gordillo, Hugo, Camacho, el Buitre i tak dalej. Ludzie znają tę jedenastkę na pamięć. Oni byli niesamowici. Pracuję od czterdziestu lat i patrząc wstecz, jestem pewien, że był to mój najlepszy okres na ławce.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!