Advertisement
Menu
/ Lecho

Zwycięstwo na Anoeta, Capello uratowany

RSSS - Real 1-2

Mecz z Realem Sociedad miało być ostatnim spotkaniem w którym Królewskich poprowadzi Capello. Nieoficjalnie mówiło się o ultimatum stawianym włoskiem szkoleniowcowi. Inni rozpamiętywali analogiczną sytuację z przeszłości, gdy w podobnej atmosferze (czyt. złej, nieprzyjemnej i pełnej napięcia) doszło do potyczki tych samych zespołów. Wtedy jednak Królewskich prowadził Luxemburgo, który musiał zapisać na swoim koncie kolejną porażkę i po następnej wygranej z Getafe odszedł z klubu. Na pewno dzisiejszego wieczoru znalazłoby się wielu takich, którzy szczerze życzyliby Capello powtórki z tamtej sytuacji. Bo chociaż Real Madryt wygrywa, to robi to w brzydkim stylu, a ostatnio nawet brzydki styl nie pomaga w zwyciężaniu i Królewscy schodzą z boiska pokonani. Mecz z Realem Sociedad był również ciekawy z innego powodu. Do łask Capello wrócił Beckham, wydalony ze składu po podpisaniu kontraktu z Los Angeles Galaxy. Nie jest do końca jasne, co ostatecznie przekonało Włocha do zmiany decyzji. Czy była to dobra forma Becksa? Czy tez presja kibiców lub prezesa? A może Capello nie miał wyjścia i chwytał się ostatniej deski ratunku? Wszystko miało się okazać dzisiejszego wieczoru. Czy tak się stało?

Początek spotkania to dość chaotyczna gra Królewskich i w pierwszych minutach piłkarze Realu Sociedad San Sebastian wypracowali sobie lekką przewagę głównie dzięki większemu opanowaniu. Los Blancos mieli trudności z wyjściem spod własnej bramki, a w dodatku gospodarze szybko doskakiwali do naszych, przez co podopieczni Fabio Capello mieli kłopoty z rozgrywaniem piłki. Pierwszy strzał oddał Emerson, lecz futbolówka poszybowała zdecydowanie zbyt wysoko. Na odpowiedź Basków nie trzeba było czekać, bowiem w ósmej minucie Iker Casillas w głupi sposób odbił przed siebie zupełnie niegroźną piłkę, do której dopadł Aranburu i strzałem głową wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Niestety, początek tego meczu przypominał porażkę z Levante, kiedy to Królewscy również zaraz po wyjściu na boisko stracili gola. Wydawało się, że Los Merengues nie będą w stanie się podnieść, ponieważ prawie każda akcja kończyła się stratą i to nawet na własnej połowie. Po kwadransie gry szczęścia spróbował Kovacević, ale z problemami, lecz skutecznie, interweniował nasz portero. Żadna ze stron nie potrafiła stworzyć sobie dogodnej sytuacji do wyrównania lub podwyższenia prowadzenia. Mimo wszystko to gospodarze przeważali, gdyż mieli kilka rzutów rożnych i nie pozwalali graczom z Madrytu na rozwinięcie skrzydeł. To przykre, ale kandydat do spadku przeważał nad kandydatem do zwycięstwa w Primera Division. Jeden korner, jeden rzut wolny z bardzo daleka to wszystko, na co było stać Królewskich. Wymiana kilku celnych podań w środku pola stanowiła wielki problem, nie mówiąc już o przedostaniu się pod bramkę rywali. Wreszcie na 10 minut przed końcem pierwszej odsłony poderwał się Emerson i został sfaulowany przy próbie dryblingu. Egzekutorem rzutu wolnego miał być David Beckham i wydawało się, że będzie dośrodkowywał, bo wielu jego partnerów znalazło się na przedpolu bramki Realu Sociedad. Tymczasem Anglik uderzył fantastycznie w długi róg, piłka przeleciała obok muru i skozłowała za interweniującym Bravo, który popełnił w tej sytuacji fatalny błąd przepuszczając futbolówkę pod rękami. Co by było, gdyby Becks grał z Villarrealem i Levante...? Tuż przed przerwą po podaniu Savio uderzał Kovacević, ale futbolówka poszybowała bardzo wysoko. Ale to nie był koniec emocji w tej połowie. Dosłownie na sekundy przed ostatnim gwizdkiem sędziego wspomniany wcześniej Brazylijczyk raz jeszcze wrzucił piłkę w pole karne i tym razem to Miguel Torres był bliski pokonania Ikera Casillasa, ale nasz golkiper końcami palców wybił piłkę poza końcową linię boiska.

Pierwsza odsłona to wyrównany, stojący na niskim poziomie bój ze wskazaniem na gospodarzy. Nasi ulubieńcy nie potrafili stworzyć sobie choćby jednej okazji, a gol to raczej efekt przypadku. Należy jednak dodać, że bramka naprawdę piękna. Mogliśmy mieć nadzieję, że mając nieco szczęścia w drugiej połowie, uda nam się wygrać to spotkanie. Mieliśmy wszakże kim straszyć, ponieważ na ławce siedzieli Robinho, Reyes i Higuain.

Na druga połowę piłkarze Realu wyszli na pewno nieco podbudowani bramką Beckhama. Podbudowani, chętni do gry, ale… rozkojarzeni. Tuż po wznowieniu spotkania świetną okazję miał Savio, który jednak nie trafił nawet w bramkę mimo wyśmienitej pozycji. Osobista tragedia tego piłkarza, biorąc pod uwagę to co stało się chwilę później. A stało się wiele. Przy linii środkowej piłkę otrzymał Guti. Blondyn uwolnił się z pod opieki kryjącego go pomocnika i wypatrzył na skrzydle Torresa. Jak nie należy dośrodkowywać pokazał młodziutkiemu obrońcy w poprzednich spotkaniach Reyes. Miguel, bogatszy o te doświadczenia wrzucił piłkę w tempo do nadbiegającego van Nistelrooya. Holender „zdjął" piłkę z rąk bramkarza i wpakował głową do siatki. Wielu mogło się w tej sytuacji zastanawiać, czy można Królewscy wreszcie „coś grają" czy to gospodarze są tacy słabi. Ważne, że po tym golu Real może nie grał skuteczniej, ale ładniej. Gospodarze próbowali tworzyć sobie sytuacje, jednak kończyło się jedynie na próbach, czyli na obronie, czyli na Torresie. Miguel Torres grał fantastyczne zawody, nie po raz pierwszy. Castilla może być dumna ze swojego wychowanka. Wracając do spotkania, widać było, że za powolny jest van Nistelrooy, który pomimo strzelonej bramki, nie potrafił ubiec obrońców. W tej sytuacji za prowadzenie gry wziął się Beckham, który walczył jak lew, także w obronie. Najpierw wracając do szyków obronnych odebrał piłkę Prieto, później pomógł Helguerze zatrzymać rozpędzonego Savio. Jednak minuty mijał i nawet zapał super ambitnego Spice Boya spadał. W 60 min. podirytowany niemocą swoją i kolegów van Nistelrooy najpierw mocno wyszarpał przeciwnika a następnie słownie „poszarpał" sędziego za co otrzymał żółtą kartkę. Widać było, że mimo bramki, to spotkanie, jak kilka poprzednich, nie należało do Holendra. To poziomu Ruuda zbliżył się także Raul i tak obaj panowie na zmianę marnowali sytuacje kreowane przez kolegów. Ich postawa mogła szczególnie zirytować w 63 minucie, gdy po dynamicznej akcji Gago, otrzymaną piłkę stracił oczywiście Ruud, prowokując kontrę. Na szczęście dla nas, kontra zakończyła się niecelnym strzałem Prieto. Minimalnie niecelnym. Gra stawała się coraz bardziej szarpana, piłkarze po obu stronach razili brakiem pomysłu na grę, co nadrabiali wolą walki. Aż do przesady czego efektem była spora ilość żółtych kartek. W przeciągu 12 minut ( od 62 do 74 minuty ) zarobili je koleno: Rivas, Savio, Gago, Helguera i Beckham. Trzeba jednak dodać, że gdyby nie faule, kibice posnęliby na trybunach. Mimo zmian po obu stronach ( za Raula wszedł Higuain, za Emersona – Gago, a zmęczonego Gutiego zmienił Reyes ) mecz stawał się coraz wolniejszy. Ot, Królewscy nie mieli pomysłu na atak, a Sociedad nie potrafił sforsować obrony gości. Szaleć próbował Reyes, który niestety zapomniał, że Miguelowi nie trzeba pokazywać, jak się NIE podaje. Raz dośrodkował w trybuny, raz podał w tempo do obrońcy gospodarzy, innym razem nie wyszło mu ani jedno ani drugie. Tak więc kibice do końcowego gwizdka oglądali już tylko polowanie na nogi i kilka przypadkowych ataków gospodarzy. W trzeciej minucie doliczonego czasu gry sędzia zakończył to przeciętne widowisko.

Królewscy nareszcie sięgnęli po zwycięstwo. Styl jest mniej ważny, liczą się trzy punkty. Nie sposób jednak nie zauważyć, że z taką gra daleko nie zajdziemy, a nasze wygrane to tylko efekt fatalnej dyspozycji rywala lub szczęścia, które póki co nam dopisuje. Z dobrej strony na pewno pokazał się po raz kolejny Miguel Torres - zaliczył asystę. Należy także pochwalić Davida Beckhama za bramkę, ambitną walkę i ogólnie niezłe zawody. Pamiętajmy, że Anglik nie grał od kilku tygodni. Cieszmy się, że Sevilla pogubiła punkty i skróciliśmy nieco dystans do ekipy Juande Ramosa. Wreszcie przełamał się Ruud van Nistelrooy i po raz kolejny sprawdziło się, że kiedy Holender strzela, Madryt wygrywa. Podsumowując, słabe zawody, ale bardzo cenne trzy punkty wywiezione z trudnego terenu.

Bramki:
1:0 Aranburu 8’
1:1Beckham 36’
1:2van Nistelrooy 48’

Składy
REAL SOCIEDAD: Bravo; Garrido, Mikel González, Juanito, Gerardo; Aramburu (Herrera 58’), Elustondo (Estrada 85’), Xabi Prieto, Savio; Rivas, Kovacevic (Skoubo 58’).
REAL MADRYT: Casillas; Sergio Ramos, Helguera, Cannavaro, Torres; Beckham, Emerson (Diarra 65’), Gago, Raúl (Higuaín 72’); Guti (Reyes 79’), van Nistelrooy.

Arbiter
Rodriguez Santiago

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!