Advertisement
Menu

Podsumowanie wtorkowych meczów Ligi Mistrzów

Grały grupy E, F, G i H

Za nami pierwsza połowa 2. kolejki grupowych zmagań Ligi Mistrzów. Mocno rozstrzelały się ekipy w grupie E, w której w dwóch meczach padło aż 9 bramek, podczas gdy w pozostałych trzech grupach w sumie tylko 7. Wszyscy faworyci wygrali swoje mecze, poza Milanem, który nieco rozczarował, tylko remisując na wyjeździe z francuskim Lille. Zapraszam do pełnego podsumowania wtorkowych meczów Champions League.

GRUPA E
Real Madryt 5 - 1 Dynamo Kijów
(van Nistelrooy 20', 70' (k), Raul 27', 61', Reyes 45'+1' - Milevskiy 47')

Po dotkliwych porażkach na inaugurację, dla obu drużyn było to kluczowe spotkanie co do dalszych losów w tegorocznych rozgrywkach elitarnej Ligi Mistrzów. Więcej o spotkaniu możecie przeczytać tutaj, ja tylko dodam, że piłkarzem meczu ogłoszono Ruuda van Nistelrooya.

Steaua Bukareszt 0 - 3 Olympique Lyon
(Fred 43', Tiago 55', Benzema 89')

Pogromca Dynama Kijów sprzed dwóch tygodni tym razem bez szans w starciu z pogromcami Realu Madryt. Fred i Tiago znów strzelają, jedną bramkę dołożył Karim Benzema i Lyon zgarnia kolejny komplet punktów, tym samym obejmując samodzielną pozycję lidera grupy E.

Rumuni trzymali się dzielnie aż do 43. minuty, kiedy to błąd popełnił bramkarz gospodarzy, Carlos Alberto Fernandes, wypuszczając piłkę z rąk wprost pod nogi Freda. Bramka do szatni chyba nieco podłamała podopiecznych Cosmina Olaroiu, gdyż już 10 minut po przerwie na 2-0 podwyższył mocnym strzałem głową Tiago. Pod sam koniec spotkania pięknym podaniem piętą popisał się jeszcze Juninho, które na bramkę zamienił Benzema. Pewne zwycięstwo Francuzów, którzy obok Królewskich są murowanym faworytem do wyjścia z grupy.

Piłkarz meczu: Juninho

GRUPA F
Benfica 0 - 1 Manchester United
(Saha 60')

Ten mecz miał być dla Czerwonych Diabłów okazją do wielkiego rewanżu za ubiegłoroczne rozgrywki LM, kiedy to United zajęło ostatnie miejsce w grupie D na korzyść właśnie Benfiki, która wygrała bezpośrednie starcie obu drużyn stosunkiem 2-1 w ostatniej kolejce zmagań grupowych. Wspomnienia z tamtego wieczoru, jednego z najgorszych w historii angielskiego klubu, musiały solidnie motywować piłkarzy Alexa Fergusona, gdyż tym razem na Estadio da Luz wygrali goście z Wysp Brytyjskich.

Mecz rozpoczął się dość sennie, jedynym żywszym jego akcentem były przeraźliwe gwizdy dochodzące z trybun, gdy tylko piłki dotykał Cristiano Ronaldo. Jednak to właśnie ten piłkarz podał w 60. minucie do Louisa Sahy, który wtargnął w pole karny i podkręconym strzałem nie dał szans bramkarzowi gospodarzy. Po drodze piłka otarła się jeszcze o Andersona. Po odejściu holenderskiego supersnajpera ManUtd do Królewskich (konkurs: o kogo chodzi?), wygląda na to, że to właśnie Francuzowi powierzone zostało zadanie zastąpienia go. Trzeba przyznać, że przynajmniej w Lidze Mistrzów robi to godnie. Mimo kilku późniejszych okazji na podwyższenie wyniku przez Czerwone Diabły, rezultat pozostał do końca bez zmian. 0-1 i 6 punktów Anglików w dwóch meczach.

Piłkarz meczu: Cristiano Ronaldo

Celtic Glasgow 1-0 FC Kopenhaga
(Miller 36'(k))

Menedżer Celticu, Gordon Strachan, przystępował do tego meczu z pewnymi obawami. "Żadna drużyna, która zostawia w pokonanym polu Ajax, nie może być słaba" - mówił na przedmeczowej konferencji. Dodatkowo w sobotnich derby Glasgow kontuzji doznał nominalny napastnik Szkotów, Jan Vennegoor of Hesselink, ale to mogło oznaczać też tylko jedno - że w podstawowym składzie Celtiku wybiegnie Maciej Żurawski!

Tak też się stało, jednak jako pierwszy okazję do zdobycia bramki miał Nakamura. Japończyk zakręcił Andre Bergdolmo w polu karnym i tylko interwencja Michaela Gravgaarda w ostatniej chwili zapobiegła utracie bramki. Kilka minut później to właśnie Polak otrzymuje podanie w polu karnym, obraca się, strzela, piłka łopocze w siatce, jednak... sędzia główny tego spotkania, Florian Meyer z Niemiec, odgwizduje spalonego. Jak się później okazuje - słusznie. Celtic miał dużą przewagę, która zaprocentowała w 36. minucie spotkania, kiedy to Gravgaard dla odmiany sfaulował Nakamurę w polu karnym, a rzut karny wykorzystał Miller.

Żurawski grał przez 73 minuty i został wybrany przez ekspertów UEFA piłkarzem meczu. Całe spotkanie w barwach Celtiku zagrał za to były piłkarz Królewskich, Thomas Gravesen.

Piłkarz meczu: Maciej Żurawski (!)

GRUPA G
Arsenal Londyn 2-0 FC Porto
(Henry 38', Hleb 48')

Ten mecz był dla Arsenalu z kilku powodów wyjątkowy. Po pierwsze, Arsene Wenger obchodzi swój jubileusz - 10 lat pracy na stanowisku trenera Kanonierów. Thierry Henry już zapowiedział, że z tego powodu jego największym obecnie marzeniem jest zdobycie najważniejszego trofeum klubowego właśnie dla Wengera. Po drugie, mecz ten był pierwszym w europejskich pucharach (nie licząc kwalifikacji) rozgrywanym na nowym stadionie Arsenalu, Emirates Stadium. Po trzecie wreszcie, londyńczycy śrubują swoją imponującą serię 10 meczów bez porażki w meczach u siebie. Ciężko było spodziewać się więc, że Kanonierzy odpuszczą.

Mecz przebiegał zgodnie z oczekiwaniami - Arsenal naciskał, miał dużą przewagę, a zawodnicy Porto mieli olbrzymie problemy z powstrzymaniem szybkiej, kombinacyjnej gry Kanonierów, ich dokładnych podań i niesamowitych kontrataków. Być może dlatego sami ograniczali się głównie do strzałów z dystansu. Z taką grą Arsenal także w tym sezonie może sporo namieszać w Lidze Mistrzów. Pierwsza bramka padła w 38' minucie, po dokładnym dośrodkowaniu Emmanuela Eboue z prawej strony, które znakomitym strzałem głową w długi róg bramki wykończył niezawodny Thierry Henry. Tym samym francuski napastnik jest kolejnym piłkarzem (po Raulu i Szewczence), który osiągnął magiczną granicę 50 bramek w Champions League. Zaraz po przerwie drugą bramkę dołożył Hleb. William Gallas (!) jednym zwodem minął 3 piłkarzy rywala (!!), podał do Henry'ego, ten - jak zwykle nie będąc samolubnym - podaje do Białorusina, który strzałem po ziemi zdobywa swoją pierwszą bramkę w europejskich rozgrywkach w barwach Arsenalu.

Świetny mecz wracającego po kontuzji Thierry'ego Henry'ego, który jest prawdziwym diamentem tej drużyny. Zupełnie nieźle zagrał także operujący za jego plecami Rosicky. Aby nie było za różowo, kontuzji doznał jednak William Gallas (mówi się o kilku tygodniach przerwy Francuza), przez co Arsene Wenger znów może mieć kłopoty z zestawieniem defensywy na następny mecz.

Wypożyczony z Realu Julio Baptista przesiedział całe spotkanie na ławce rezerwowych. Brazylijczyk jak dotychczas radzi sobie bardzo przeciętnie w londyńskim klubie. Mimo tego jednak francuski szkoleniowiec Arsenalu nadal wierzy w zawodnika i być może podpisze z nim kilkuletni kontrakt po zakończeniu wypożyczenia, jednak - jak sam mówi - "najpierw trzeba poczekać i zastanowić się nad tym".

Piłkarz meczu: Henry

CSKA Moskwa 1-0 HSV Hamburg
(Dudu 59')

Po rocznej przerwie Liga Mistrzów wraca do Rosji. Na stadionie Lokomotiwu, gdzie swoje mecze rozgrywa CSKA Moskwa, zameldowali się piłkarze niemieckiego Hamburga, który przed sezon został wzmocniony przez takich piłkarzy jak Vicente Kompany, Juan Pablo Sorin czy Danijel Ljuboja. Kontuzji doznali jednak Thimotee Atouba oraz Rafael van der Vaart, więc piłkarze Hamburgera nie przystępowali do spotkania w najmocniejszym składzie. Po stronie gospodarzy, trener Valeri Gazzaev zapowiadał walkę wyłącznie o zwycięstwo - CSKA mierzy w miejsce premiowane awansem do rundy pucharowej. Jak mówił sam Gazzaev, "aby to osiągnąć potrzeba ok. 8 punktów w meczach grupowych".

Powiedział i słowa dotrzymał. Przez całe spotkanie Hamburg miał wielkie problemy ze stworzeniem jakiejkolwiek składnej akcji przez cały wieczór. Niemcy utrzymywali się przy piłce, jednak z tego posiadania nic nie wynikało. Z wielu akcji podbramkowych, jakie miało CSKA, dopiero w 59. minucie Dudu Cearense wprawił tłum zgromadzony na trybunach w euforię. Dośrodkowanie Daniela Carvalho z lewej strony i potężny strzał głową Brazylijczyka zapewnił gospodarzom prowadzenie, którego nie oddali już do końca. Gdy czerwoną kartkę w końcówce spotkania ujrzał jeszcze Benjamin Lauth, jasnym stało się, że jakiekolwiek nadzieje gości na korzystny rezultat w tym spotkaniu są płonne. CSKA plasuje się obecnie na drugim miejscu tabeli grupy G (z 4 punktami), mając 2 pkt straty do liderującego Arsenalu. Wygląda na to, że to właśnie te drużyny będą rozdawać karty w tej grupie, gdyż FC Porto po dwóch meczach ma ledwie 1 pkt, a HSV Hamburg pozostaje póki co bez zdobyczy punktowej.

Piłkarz meczu: Dudu

GRUPA H
AEK Ateny 1-1 Anderlecht
(Julio Cesar 28' - Frutos 25')

AEK Ateny z pewnością chciało się otrząsnąć po porażce 0-3 z Milanem w pierwszej kolejce Ligi Mistrzów, a także sobotniej 0-1 w lokalnym derby z Olympiakosem. Serra Ferrer, szkoleniowiec Greków, przed meczem motywował swoich zawodników, mówiąc (na wzór Fabio Capello) iż przeszłość nie ma znaczenie i liczy się tylko to co przed nami. Kontuzji w sobotnim meczu doznał także Emerson (wszelkie podobieństwo przypadkowe i niezamierzone), chyba jednak niewielka to strata, gdyż to właśnie on pokonał własnego bramkarza w meczu z Olympiakosem, "zdobywając" jedyną bramkę spotkania. Anderlecht z kolei przyjechał tu w celu sprawienia niespodzianki i urwania punktów gospodarzom, choć jak mówił Francy Verkauteren, "remis także nie byłby złym rezultatem".

Niewiele działo się przez pierwsze 25 minut spotkania, aż do pierwszej bramki w tym meczu, gdy po dobrej akcji lewym skrzydłem Mbarka Boussoufy formalności dopełnił Frutos. Nie minęły 3 minuty, a AEK odpowiedział bramką Julio Cesara, po podaniu 21-letniego Perparima Hetemaja, rozgrywającego zresztą całkiem niezłe zawody. Wprowadzony już w przerwie Lyberopoulos powinien był wyprowadzić Greków na prowadzenie po godzinie gry, jednak jego strzał był minimalnie niecelny. Swoje szanse mieli także Evangelos Moras i ponownie Frutos, jednak solidna defensywa przyjezdnych nie pozwoliła już w tym meczu na więcej. 1-1 po dość wyrównanym meczu.

Wynik oznacza, że zespół z Aten poczeka jeszcze na swoje pierwsze zwycięstwo w Lidze Mistrzów (póki co na 20 spotkań, 11 zremisowali, a 9 zakończyli porażką), choć póki co każdy w grupie H ma jeszcze szanse na zajęcie któregoś z miejsc dających wstęp do fazy pucharowej. Trzeba tylko wygrywać :)

Piłkarz meczu: Julio Cesar

Lille 0-0 Milan

W drugim spotkaniu tej grupy francuskie Lille podejmowało utytułowanych rywali z Włoch. Podopieczni Claude'a Puela na pewno chcieli powtórzyć osiągnięcie z zeszłego roku, kiedy w pokonanym polu zostawili wielki (swego czasu...) Manchester United. Mecz był rozgrywany na Stade Félix-Bollaert pobliskiego RC Lens, gdyż Lille nadal ma problemy ze swoim stadionem. Jak powiedział Puel, "to już trzeci mecz na wyjeździe w tegorocznej Lidze Mistrzów i to naprawdę wielkie utrudnienie dla nas". W drużynie Milanu nie został powołany kontuzjowany Paolo Maldini oraz młodziutki Yoann Gourcuff, cytując Dariusza Szpakowskiego - "mający problemy z głową". Za to na czas wykurował się Alberto Gilardino.

Mimo iż Lille w ostatnich dwóch meczach ligowych straciło aż 7 bramek, przez co sceptycy poddawali w wątpliwość jakość defensywy Francuzów, wtorkowe realia okazały się zgoła odmienne. Nie tyle linia obrony Lille spisywała się bez zarzutu, szybko zażegnując wszelkie niebezpieczeństwo stwarzane przez piłkarzy Ancelottiego, ale też - dzięki świetnej współpracy i solidnej grze drużynowej całego zespołu, z których zresztą Lille ostatnio słynie - Francuzi mieli równie wiele szans na objęcie prowadzenia. Inicjatywę miał głównie Milan, jednak samą inicjatywą nie wygrywa się meczów. Swoje szanse mieli Nicolas Fauvergue, Alberto Gilardinho, Keita oraz kilkukrotnie Kaka, jednak ostatecznie żaden strzał nie znalazł swojej drogi do bramki, przez co mecz skończył się raczej sprawiedliwym podziałem punktów.

Piłkarz meczu: Kaka

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!