Advertisement
Menu

Real Madryt - RSC Anderlecht 2:1! Ruud Sobresaliente!

Real Madryt - RSC Anderlecht 2:1

Środowe spotkanie z RSC Anderlecht miało być ostatnim sprawdzianem przed pierwszym meczem w lidze przeciwko Villarreal. Fabio Capello zapowiadał, że potraktuje ten mecz bardziej serio, również ze względu na to, że będzie to zarazem debiut przed madrycką publicznością w nowym sezonie. Piłkarze Realu chcieli dla kibiców zaprezentować bardzo dobrą grę, a włoski szkoleniowiec desygnował na ten mecz praktycznie najsilniejszą jedenastkę, jaką aktualnie Królewscy mają do dyspozycji. Ostatecznie na murawie pojawił się nowy nabytek, Mahamadou Diarra, który jeszcze wczoraj składał autograf na kontrakcie. Od pierwszej minuty zagrał także Cassano. Wbrew zapowiedziom trenera bramki Blancos strzegł Iker Casillas, który, po zapowiedziach Capello, miał zasiąść na ławce rezerwowych.

Pierwsze minuty to huraganowe ataki Królewskich. Gra z klepki, wszystko na jeden kontakt, Bernabéu co rusz oklaskiwało piłkarzy Realu. Oglądając te akcje kibic Madrytu mógł przecierać oczy ze zdziwienia, bo nasza drużyna naprawdę nie wyglądała jak ta, daleko nie szukając, z meczu z Villarreal lub Betisu. Już w 4. min Madryt mógłby się cieszyć z prowadzenia, mógłby, gdyby nie Raúl. Nasz kapitan znalazł się w sytuacji sam na sam, którą wypracował mu Antonio Cassano, lecz "Złote Dziecko" zmarnowało szansę, uderzając wprost w golkipera przyjezdnych. Dwie minuty później długą, krosową piłkę dostaje van Nistelrooy, uderza ją czubkiem buta, lecz futbolówka minimalnie mija się z bramką! Real Madryt panował nad sytuacją, przeważał, tworzył akcje w ofensywie, Diarra z Emersonem pracowali w środku pola. Kolejną sytuację w meczu zmarnował Raúl. Emerson odnajduje niepilnowanego kapitana w polu karnym, ten próbuje przelobować wychodzącego bramkarza gości, lecz ostatecznie piłka ląduje na siatce Anderlechtu. Królewscy jednak "nie schodzili" z Anderlechtu, a to w końcu musiało zakończyć się zdobyciem bramki. Tak też się stało. W 20 min. ładną akcją w trójkącie popisali się Raúl, Cassano i van Nistelrooy. Kapitan Realu podaje piłkę do Włocha, ten z pierwszej piłki odgrywa do RvNa, a Holender bez żadnych problemów przenosi piłkę nad bramkarzem i 1:0 dla Królewskich! Premierowy gol Holendra przed własną publicznością wniósł w szeregi gospodarzy jeszcze większe ożywienie. Powoli przez drużynę Anderlechtu przemawiać zaczęła frustracja wynikająca z bezradności na boisku, konsekwencją czego była żółta kartka dla Barta Goora za faul na Michelu Salgado. W 32 min. ten właśnie zawodnik popisał się ładną akcją na prawej flance, wyłożył sobie piłkę na lewą nogę, dośrodkował w pole karne, a tam znalazł się nie kto inny jak Ruuuuud van Nistelrooy! 2:0 dla Realu! Później w dobrej sytuacji do strzelenia gola znalazł się Cassano, lecz sędzia linowy ostatecznie podniósł chorągiewkę. Santiago Bernabéu owacją na stojąco żegnało piłkarzy schodzących na przerwę. W pierwszej połowie kapitalnie zagrał Holender van Nistelrooy, który wykorzystywał nadarzające się okazje, bardzo dobrze Antonio Cassano, który pracował na gole "Van the Mana", poprawnie zagrał Raúl, choć byłoby lepiej, gdyby nie trzy zmarnowane szanse. Znakomicie w defensywie zagrał Fabio Cannavaro, profesor z Włoch. Ze zniecierpliwieniem przeczekać trzeba było 15 min, by znów obejrzeć piłkarzy w akcji.

Na drugą połowę Capello przewidział parę zmian. Wykonał manewr, do którego już nas przyzwyczaił, czyli wpuścił na boisko Jonathana Woodgate'a. Lekko kontuzjowanego Salgado zastąpił Cicinho, szansę w bramce dostał Diego López, a Robinho zmienił dobrze prezentującego się Cassano. Druga część gry rozpoczęła się od rzutu wolnego dla Realu. Beckham miał szansę na zerwanie pajęczyny z bramki Anderlechtu, lecz ostatecznie futbolówka poszybowała wysoko w górę. Diarra mógł imponować swoją siłą fizyczną, dzięki której kilkakrotnie w środku pola wprowadzał spokój i porządek. Druga połowa nie była już tak imponująca w wykonaniu Realu, jak pierwsza. Atmosfera stawała się coraz to bardziej piknikowa, a do głosu zaczął dochodzić Anderlecht. O mało co własnego bramkarza nie pokonał Woodgate, od którego odbiła się piłka, lecz na szczęście nic groźnego z tej sytuacji nie wyniknęło. Największe zagrożenie ze strony "Fiołków" czaiło się prawą flanką, a na imie było mu Legear. Ten młodziutki prawy obrońca Paarswit parę razy dał się we znaki Roberto Carlosowi, który z trudem panował nad sytuacją. Wraz z biegiem czasu entuzjazm do gry Realu malał, aż w końcu Królewscy skupili się tylko i wyłącznie na spokojnym rozgrywaniu piłki, ewentualnie wyczekiwaniu na ruch rywala. Żaden z Blancos nie kwapił się do ataków, mało widoczny był wprowadzony w drugiej połowie Robinho, który praktycznie ani razu nie zachwycił indywidualną akcją, dlatego też po piłki w głąb pola cofać się musiał van Nistelrooy, tym samym skupiając się bardziej na wypracowywaniu sytuacji, niż wyczekiwaniu na podania. Szczęścia próbował także Cicinho, który z połowy starał się zaskoczyć bramkarza Anderlechtu, lecz ostatecznie piłka wylądowała na trybunach. Do końca meczu nie działo się nic godnego uwagi, Anderlecht atakował coraz śmielej, lecz nie tak, by Królewscy musieli się jakoś rozpaczliwie bronić. Można powiedzieć, że trzymali rękę na pulsie. Trzymali, lecz tylko do 84. minuty. Wtedy to nasi rywali wykorzystali błąd Cicinho, który wyszedł za akcją i nie zdążył wrócić, dośrodkowali w pole karne, najpierw świetną interwencją popisał się Diego López, wybijając piłkę, lecz przy dobitce Sianiego był już bezradny. 2:1 dla Blancos. Anderlecht zmniejszył straty i starał się jeszcze powalczyć o remis, lecz było już za mało czasu. Ostatecznie Królewscy wygrali Trofeo Santiago Bernabéu, a pucharu z rąk Ramona Calderona otrzymał kapitan drużyny, Raúl.

Po meczu możemy być naprawdę zadowoleni z gry naszych pupili, lecz tylko tej z pierwszej połowy. Wtedy Real naprawdę grał tak, jakbyśmy tego oczekiwali. Miał pomysł na grę, panował na boisku, tworzył ciekawe akcje ofensywne, piłkarze popisywali się indywidualnymi umiejętnościami, a w drużynie praktycznie nie było słabych punktów. W drugiej części gry jednak z Królewskich zeszło powietrze, jakby odpuścili sobie już ten mecz, mając dwubramkową zaliczkę. Nie grali tak efektownie, ograniczając się jedynie do asekuranckiej gry. Wierzmy jednak, że taki był ich zamiar, by się po prostu za bardzo nie przemęczać przed arcyważnym meczem z Villarreal. Co zaś tyczy się indywidualnych występów: Na miano "man of the match" z pewnością zasługuje autor dwóch bramek, Ruud van Nistelroy, który w niezwykły sposób zadebiutował przed własną publicznością. Dobry mecz rozegrali także Cassano, po raz kolejny Raúl, jednak w jego przypadku ocenę bardzo obniżają trzy zmarnowane okazje strzeleckie. W obronie znakomicie grał profesor Fabio Cannavaro, który stanowił prawdziwy mur nie do przejścia. Bramkarze Casillas i Diego López zaprezentowali się w poprawny sposób, choć konto tego drugiego obciąża nieco stracona bramka. Dobry mecz rozegrał Mahamadou Diarra, który pilnował środka pola.

Kolejny mecz dla Realu Madryt oznacza ligową potyczkę z Villarreal. Po obejrzeniu w akcji Realu przed własnymi kibicami, na własnym stadionie, możemy być pełni optymizmu. Jeśli Blancos zagrają tak, jak czynili to w pierwszej połowie, nie będzie mocnych na drużnę Fabio Capello. Miejmy nadzieję, że do niedzielnego meczu piłkarze podejdą z takim samym zaangażowaniem, z jakim grali dzisiejszego wieczoru. Ten mecz wyjaśnił nam parę kwestii: przede wszystkim, jak mocny mamy środek pola. Emerson i Diarra, gdy znajdą wspólny język na boisku, będą twardą madrycką skałą, przez którą naprawdę trudno będzie się przebić. Wiemy już także, że nie musimy się martwić, jeśli chodzi o typową "9". Van Nistelrooy pokazał nam, że wciąż jest znakomitym snajperem, potrafiącym zdobywać gole nie tylko z rzutów karnych. W niedzielę mecz z Villarreal CF, wierzymy głęboko, że podopieczni Don Fabio zaprezentują taki futbol, jak dzisiaj, przynajmniej w pierwszej połowie, i ostatecznie zgarną swoje pierwsze ligowe trzy punkty.

Składy
Real Madryt: Casillas (Diego López, 46’) - Salgado (Cicinho, 46’), Cannavaro (Woodgate 46'), Sergio Ramos, Roberto Carlos - Emerson, Diarra (Javi García, 76’) - Beckham (Raúl Bravo 88’), Raúl (Mejía, 70), Cassano (Robinho 46’) - van Nistelrooy (Baptista, 85')
RSC Anderlecht: Schollen (Zitka 46') - Deschacht, Juhasz, Legear, Allagui - Leiva, Goor, Hassan, Odjidja Ofoe - Tchité i Mpenza, zagrali także: Vanderhaegue, Van Damme, Boussaufa, Pareja, Vanden Borre, Lamah, Akin, Siani i Frutos.

Gole:
1:0 van Nistelrooy 20'
2:0 van Nistelrooy 32'
2:1 Siani 84'

: Goor

Sędzia: Mejuto González

Bramki ze spotkania przygotowali specjalnie dla Was Maylo i Gogeta.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!